Ukraina 1
Wśród spraw dzielących polską opinię publiczną kwestia ukraińska jest najosobliwsza, ponieważ uczestnicy rodzącej się tu i ówdzie dyskusji poddawani są już na wstępie wielokrotnemu szantażowi. Z jednej strony każda krytyczna wobec Ukrainy i jej polityki uwaga jest piętnowana jako prorosyjska, aż do zarzutu płatnej działalności agenturalnej. Z drugiej strony mamy deptanie po grobach pomordowanych na Wołyniu i nie tylko tam przecież, a z trzeciej ponad milion pracujących i uczących się w Polsce Ukraińców. Te wszystkie szantaże na podłożu emocjonalnym powinny się wzajemnie unieważniać, ale gdzież tam. W tym wszystkim Ukraina zachowuje się na wszystkich możliwych poziomach w sposób najgłupszy z możliwych, co przecież nie powinno zniewalać polskiej myśli politycznej. Niestety nawet linia oficjalna jest pełna sprzeczności, ponieważ to co przedstawia jako korzyść ze stanu wzajemnych stosunków, niekoniecznie jest korzyścią. Chętnie zapomina się na przykład, że mamy do czynienia z państwem w stanie rozkładu wewnętrznego, co pociąga za sobą iście afrykańskie obyczaje polityczne, oparte na mitach i rozdrażnieniach, a wszelka myśl naprawcza zdaje się być dla sfer rządzących Ukrainą bez mała obcą interwencją.
Ukraina 2
Wśród zalet istnienia wolnej Ukrainy króluje przeświadczenie, że jest i będzie buforem pomiędzy nami a Rosją. Trochę to przypomina komunistyczną afirmację NRD, jako bufora oddzielającego nas od złych zachodnich Niemiec. Po pierwsze, bycie buforem nie jest żadną rozsądną aspiracją i nie wiedzieć czemu zakładamy, że Ukraina z rozkoszą walczyłaby w czyimkolwiek interesie. Zresztą z doświadczenia ubiegłych lat powinniśmy wiedzieć, że chaos wewnętrzny nie generuje czegoś, co górnolotnie nazywamy wolą walki. Poza sferą deklaracji politycznych i marginalnymi w sumie ruchami narodowymi, naród tamtejszy, struktura państwa i gospodarki są zwrócone na wschód. To zależności, których nie da się ani odwojować, ani zagadać, a mówienie o Ukrainie jako potencjalnym sojuszniku, to bajanie godne pięciolatka. Nie jest przypadkiem, że w poszukiwaniu tożsamości, które mogłby spoić mentalnie ten spory przecież kraj tamtejsi mistrzowie propagandy chętnie uderzają w antypolskie struny. Z ich perspektywy bowiem jest to działanie bezpieczne, choćby dlatego właśnie, że nasz stosunek do Ukrainy jest tak złożony i sprzeczny wewnętrznie. Z perspektywy Rosji z kolei, Ukraina jest po prostu prowincją imperium. Nawet nie zbuntowaną, a raczej sprawiającą kłopoty. Gdy magicy na Kremlu dojdą do wniosku, że dla dobra Ukraińców czas zmienić status Ukrainy, uczynią to bez wahania i groźnych dla siebie konsekwencji międzynarodowych.
Ukraina 3
Wśród moich marzeń jest i takie, że w Polsce gdzieś za siedmioma murami i siedmioma żelaznymi drzwiami stoi stół, przy którym analizuje się warianty, o których strach w ogóle wspomnieć publicznie. Wśród nich, nawet gdy przyjmiemy stan obecny za odpowiedni, powinna wybijać się osobliwa kwestia, że całkiem niedługo możemy zostać zmuszeni do wzięcia odpowiedzialności za zachodnią część Ukrainy. Osobliwa w tym sensie, że ani tego pragniemy, ani taki dar nie będzie emanacją czyjejś tam przyjaźni, a może wręcz przeciwnie. Tym bardziej powinniśmy być przygotowani, w sposób tajny, oczywiście. Dla higieny dodam, że ani miasta, ani ziemia ukraińska nie jest w żaden sposób nasza i wszelkie bajania na ten temat nie mają sensu. Nie jesteśmy też przygotowani do podobnych wyzwań mentalnie, prawnie, konstytucyjnie, militarnie, infrastrukturalnie, politycznie ani pod żadnym innym względem. Nie znaczy to wcale, że w podobnej sytuacji musimy popadać w czarną rozpacz. Zawsze możemy liczyć, że przebudzi się drzemiący od stuleci narodowy geniusz i z zapomnianych już, wrosłych w grunt ruin powstanie federacyjna Rzeczpospolita. Nie taka to fantazja, gdy lada dzień mogą ruszyć tektoniczne płyty światowej polityki. Czy mnie, nam, się to podoba, nie ma większego znaczenia, ale należy być gotowym i na nierozpoznane wyzwania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz