Erewań
Nie mogę po prostu nadążyć za dziwnością ludzi. Czepiają się na
przykład Rafała Trzaskowskiego, że nie ma zamiaru realizować jakichś rzekomych
obietnic wyborczych. Zupełnie jakby obudzili się dzisiaj i nie znali PO.
Przecież nasz Rafał nadal jest ładny, zna języki oraz pisma tego Francuza i
przede wszystkim nie jest pisowcem. To jest akurat to, na co sami głosowali, a
jakieś tam drzewa, żłobki czy komunikacja miejska, to był tylko taki dodatek,
bo jednak z okazji wyborów trzeba czasem otwierać gębę. Prawie 30 lat
demokracji, a ludzie zawsze zdziwieni. Za komuny krążyły dowcipy o przewrotnym
uroku Erewania.
- Ludzie, w Erewaniu na centralnym placu rozdają samochody!
- To prawda, ale nie samochody, a rowery i nie rozdają, a
kradną.
Wiem, wiem przecież, że pan Trzaskowski był wtedy małym chłopcem
i prawie na pewno nie jest Ormianinem, w związku z czym nie ponosi za te
ekscesy żadnej odpowiedzialności. Ogólnie i ku pamięci: Co było, a nie jest,
nie pisze się w rejestr!
Repolonizacja
Jestem miękkim przeciwnikiem repolonizacji mediów z dwóch
powodów.
Po pierwsze, dla naszego psychicznego komfortu lepiej jest, że
nie musimy wstydzić się, że całe to łajdactwo jest wyłącznie polskim produktem.
Na przykład po 70 roku ludzie prości wmawiali sobie, że do robotników na
wybrzeżu strzelały Kacapy przebrane w polskie mundury. Zawsze to jakoś lepiej
wygląda.
Po drugie nadzór właścicielski to nie wszystko. Rodzi się
pytanie, kto niby miałby zastąpić te tysiące nieuków, durniów naturalnych i
jawnych oszustów, gdyby do tej repolonizacji doszło? Obawiam się, że przyszli
dziennikarze, w jakiś tam sposób godni tego miana, biegają jeszcze po szkolnych
korytarzach.
Oczywiście lepiej coś mieć, niż tego nie mieć, ale popatrując na
te jak najbardziej polskie media, od Gazety Wyborczej poczynając, a na TVP
kończąc, odnoszę nieprzyjemne wrażenie, że ta cała repolonizacja to tylko
przepis na długotrwałego i wielce nieprzyjemnego kaca.
Żabojady
Stosunkowo niewiele mówi się w słodkiej Polsce o francuskim
zamęcie. Temat jakoś niewygodny dla nikogo, bo niby z jednej strony bunt ludu,
ale z drugiej powody buntu dla nas niejasne, skoro żyjemy w przeświadczeniu, że
życie nad Sekwaną to kwiatki, berecik i Rogalik z kawusią. Francja współczesna,
wbrew rozpowszechnianej przez media opinii, bynajmniej nie jest dziedzicem
rewolucji, gilotyny czy innego, prawda, Napoleona. Istotą urządzeń społecznych
nad Sekwaną jest bowiem arystokratyzm, łączący na zasadach chowu wsobnego elity
polityczne, finansowe i medialne. Szyte to było w obecnej wersji pod de Gaulle’a
i jest to memento dla marzących o ustroju pisanym pod silnego przywódcę. Taka
impreza zawsze kończy się rządami łatwych do obsługi przez system kreatur w
rodzaju Macrona. Przeniesiony na nasz, pogardzany przez wielu polityczny ring,
ten facet, którego poparło ponad 20 milionów Francuzów, zostałby rozniesiony w
pył przez wesołego osiołka Ryszarda Petru. Francuzi biją się z policją, ale w
końcu się zmęczą i przy okazji najbliższych wyborów łykną kolejną podsuniętą im
przez establishment żabę, ponieważ dawno temu zostali skazani na bycie
żabojadami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz