No tak. Przerabiałem Sienkiewicza, to, czemu mam się nie dobrać do Gogola? A Gogol moi mili bardzo mi pasuje do dzisiejszej sytuacji. Co prawda chciałem pogadać z Nozdriowem, ale ten diabli wiedzą gdzie pojechał? Znowu się łajdak zgra w karty do czysta. Tyle, że podobno we wtorek wróci, ale z drugiej strony, co podobnego do prawdy może powiedzieć Nozdriow we wtorek? Przecież ogólnie wiadomo, że Nozdriow w swoim życiu słowa prawdy nie powiedział!
Na szczęście zastałem Sobakiewicza. Wchodzimy, prawda, z Gogolem.
- Ty gadaj, bo mi się już nie chce – mówi – Siadamy do stołu. Cisza. Patrzę na niego. On na mnie. Sobakiewicz swoim zwyczajem patrzy na piec. Cisza.
…...
- Mówiliśmy o panu u ministra spraw zagranicznych, u Sikorskiego – rzekł wreszcie Jarecki, widząc, że nikt nie decyduje się rozpocząć rozmowy – w ubiegły czwartek. Spędziliśmy tam czas bardzo mile.
- Tak, nie było mnie wtedy u ministra – odpowiedział Sobakiewicz.
- Wspaniały człowiek!
- Kto taki? – Rzekł Sobakiewicz spoglądając na róg pieca.
- Minister.
- No, być może, że to się tak panu tylko wydało: tyle tylko, że mason, ale dureń, jakiego jeszcze nie było na świecie.
Jarecki stropił się tym nieco ostrym określeniem, lecz zaraz poprawiając się ciągnął dalej:
- Naturalnie każdy ma jakąś słabostkę, ale za to premier, co za wspaniały człowiek!
- Premier wspaniały człowiek?
- Nieprawdaż?
- Rozbójnik!
-Jak to, premier – rozbójnik? – rzekł Jarecki i zupełnie nie mógł zrozumieć jak premier może być rozbójnikiem. – Przyznam się, iż nigdy by mi to nie przyszło do głowy – ciagnął dalej. – Pozwoli pan jednak zauważyć: jego postępowanie zupełnie na to nie wygląda; przeciwnie, jest w nim wiele łagodności. – Tu przytoczył jako dowód zamiłowanie do gry w piłkę nożną i pochwalił uprzejmy wyraz twarzy premiera.
- Nawet twarz rozbójnika! – rzekł Sobakiewicz. – Niech pan mu tylko da nóż i puści na gościniec, zarżnie, za eurocenta zarżnie! On i minister sportu - to Gog i Magog.
„Nie, widocznie Sobakiewicz musi mieć z nimi na pieńku” – pomyślał Jarecki. – Pomówię z nim lepiej o ministrze spraw wewnętrznych.
- Zresztą co do mnie – powiedział – powiedział – przyznam się iż najbardziej ze wszystkich podoba mi się Grzegorz Schetyna. Charakter taki prosty, otwarty, w twarzy widać coś szczerego.
- Łajdak! – rzekł z zimną krwią Sobakiewicz. – Sprzeda, oszuka i jeszcze zje obiad z panem.
Znam ja ich wszystkich: same łajdaki; cały rząd taki. Łajdak na łajdaku i jedzie i jeszcze łajdakiem pogania. Wszyscy judasze. Jeden tam jest porządny człowiek: minister sprawiedliwości - Czuma; ale i ten prawdę mówiąc świnia.
Po tych chwalebnych, chociaż nieco zwięzłych biografiach, Jarecki zrozumiał, że o innych członkach rządu nie warto wspominać, i przypomniał sobie, że Sobakiewicz nie lubił się o nikim dobrze wyrażać.
Jarecki maczając bliny w śmietanie zamyślił się głęboko.
- Wszystko to wymyślili doktorzy Francuzi i Niemcy: powywieszałbym ich za to. Dietę wymyślili… - perorował Sobakiewicz.
Spojrzałem na Gogola, który akurat coś zapisywał w notatniku. Niestety cyrylicą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz