Walka stulecia? Chyba ostatnie starcie polskich bokserów, którzy przerobili podstawy boksu. Szkoda, że to tylko medialna hucpa.
Mam dwanaście lat. Idę sobie ulicami Konina a tu nagle wielkie zgromadzenie ludzi. Pod nowiuteńka halą sportową, zaprojektowaną przez architekta i szermierza Zabłockiego, tłumy wielkie. Szczekaczki szczekają relacje online a tłum się emocjonuje. Jest rok 1975. Zagłębie Konin podejmuje w meczu pierwszej ligi bokserskiej Legię Warszawa.. Hala się, prawda, przelała aż na ulice. To rewanż za remis w Warszawie 10 -10. Tym razem ulegamy 7 -13. Kręcę się przez chwilę po obrzeżach wiwatującego i przeklinającego tłumu. Nic ciekawego się nie dzieje. Idę grać w piłkę.
W następnym roku oglądam tylko pojedynki wagi ciężkiej. Czasem końcówkę w półciężkiej. W pewnym momencie zaczynają wpuszczać za darmo to wchodzę, a wchodzę wracając z meczu piłkarskiego. Mecze są o 11 w niedzielę. Zgadnijcie dlaczego?
Wchodzę na ciężką. W Zagłębiu walczy wtedy Antoni Kuskowski.
Antek! Antek! – Ryczy cztery tysiące fanów domagając się śmierci rywala. Fruwają butelki.
Antek! Antek! – Wiecie jak to wyglądało? Faceci w podkoszulkach na ramiączkach i w gimnastycznych, prawda, spodenkach. Antek wchodzi w szlafroku jak jakiś pieprzony zawodowiec. Wrzeszczymy! Tatuaże, gesty wojownika.
Ech… Jakie walki na ringu w Koninie wtedy!
Potem Stal Stocznia Szczecin kupiła go za pracę, umeblowany haus i perspektywę znikniecia na budowie w USA. Nic nie zostało. a z Tate'm zremisował.
W tamtych czasach być w pierwszej lidze, to nie był żart. Były ligi okręgowe, trzecia liga, druga i pierwsza. Wyobraźcie sobie te wszystkie sale gdzie tysiące młodych byczków okładają treningowe wory pod czujnym okiem byłych mistrzów, mistrzów choćby lokalnych, mistrzów, dla których przeważnie był to jedyny chleb.
Lata dziewięćdziesiąte. Struktura się trzyma. Reaktywowane po latach Zagłębie Konin wspina się po ligowych szczeblach z finansową pomocą firmy Pollas. Kumpel mnie namówił i poszedłem na mecz o wejście do 1 ligi z Olimpią Poznań. Jeszcze na małej Sali. Sali na 1000 kibiców. Stoimy jak te śledzie w beczce. Wejście dla zawodników oddzielone taśmami. Wchodzi jakiś dupek z milicyjnej Olimpii, który podczas meczu w Poznaniu odepchnął naszego kibica. Ktoś krzyczy: - Pobił kibica!
I zaraz cały tłum faluje w żądzy oczywistego odwetu. Gany się budza nagle! Za rok
zdobywamy Majstra!
Ta sama hala, która widziała Legię w 75 widzi eksplozje pięciu tysięcy fanów. Argentyna!
Fruną konfetti! Na ringu dziewczyny w bikini obnoszą swe wdzięki wraz z tablicami informującymi przytomnych o kolejnych rundach.
Waga półśrednia. Na ring wychodzi Mirek Bobrowki – Bober! Wojownik! Wojownik! Skandują kibice. Bober, który trzy lata wcześniej tarzał się w ringu w starciach trzecioligowych, teraz jest brązowym medalista MP. W charakterystyczny dla siebie sposób poluje na rywala, poruszając się po ringu z wdziękiem pijanego marynarza. Opuszczona garda. Zwody w stylu Azraela.
-Zabij skurwysyna! – Krzyczymy i Bober zaczyna trafiać. Bach! Bach! Bach!
Chłopaki wywalczyli Majstra. Się działo!
Nie piszę o tym po to by zachwalać dawne czasy. Może jest i tak, ze pakerzy, którzy prowadzą dzisiejsze kluby są lepszymi trenerami. Nie wiem nic. Boks amatorski przebrany w kaski, z rękawicami jak poduchy przestał być interesujący. Ale gdzie się maja młodzi uczyć tego całego boksowania? Siłownia nie wystarczy!
Obejrzycie starcie Adamka z Gołotą. To są, mili moi, ostatki. Kto i gdzie wyszkoli następców?
Szkolenie polega teraz na wypuszczaniu silnych szajbusów. Techniki ni ma. Jest determinacja i wizja wielu zer na kontrakcie. Zasada jest taka, że facet obije 10 mord a w jedenastej walce padnie jak betka.
Aby podnieść adrenalinę publice przenosi się starcia do innych lepiej płatnych systemów zapieprzania się po mordach. Tyle tylko, ze nawet w tych klatkach walczą coraz częściej prymitywne osiłki. Kto niby ma ich szkolić i kiedy?
I po co, skoro publika wszystko łyka?
Jutro powalczy Adamek z Gołotą. Nie zobaczę, a chciałbym zobaczyć dzisiejszego Gołotę z tamtejszym, starodawnym Antkiem Kuskowkim.
Antek! Antek! Antek!
Łał, pierwsza liga... Start Elbląg był w drugiej, a i tak miał paru niezłych ludzi w kadrze. (Znakomity tekst, choć co ja tam wiem.)
OdpowiedzUsuńPzdrwm
Moim zdaniem ten blog w stu procentach jest ok.Wszystko co chciałem to na tym blogu znalazłem ,a to jest bardzo ważne.
OdpowiedzUsuńMój bardzo bliski przyjaciel powiedział mi ostatnio że korzystał z firmy Pluskwy .Moim zdaniem bardzo dobrze postąpił bo ta firma jest bardzo profesjonalna.
OdpowiedzUsuńJakby było więcej komentarzy to na pewno było by bardzo dobrze. Takie jest moje zdanie.
OdpowiedzUsuńDobrze ,że ten blog. Na 100 procent na ten blog zagląda dużo osób.
OdpowiedzUsuń