Donald Tusk będzie zwalniał, co oznacza, że będzie zatrudniał. To nic nie da. Premier stanął przed ogromną, jedyną i niepowtarzalną szansą zastosowania „Prawa Parkinsona” wyłożonego przytomnym czytelnikom w rozdziale o komitetach i gabinetach. Wedle Parkinsona idealny, zdrowy skład gabinetu to pięć osób.
Jeden zna się na obronie.
Drugi na polityce wewnętrznej.
Trzeci na zagranicznej.
Czwarty na finansach.
Piąty na niczym i ten zostaje premierem.
Czyli jakby nie patrzeć, premiera już mamy.
Druga rzecz jest taka. Przy okazji dymisjonowania członków gabinetu pojawia się nieodmiennie sugestia, że jeśli czas pokaże, że okażą się niewinnymi barankami, będą mogli powrócić. Przypomina to w jakimś stopniu niezrealizowany pomysł reformy prawa karnego przygotowany przez pewnego carskiego oberpolicmajstra. Dobry ten człowiek proponował by osobom skazanym za kradzież wypalać na czole słowo „wor” czyli złodziej. Na uzasadnione obiekcje, co zrobić, gdy okaże się poniewczasie, że tak naznaczony obywatel jest niewinny, miał gotową odpowiedź, że w takim przypadku przed słowem złodziej wypali się na czole słowo „nie” i jako „nie złodziej” będzie mógł dalej funkcjonować jako uczciwy obywatel.
I ostatnia sprawa. Niejako na boku. Profesor Sadurski miał rację, że nagonka na inteligencje, artystów i autorytety może doprowadzić do bardzo przykrych wydarzeń. Oto Dziennik donosi, że podczas zgrupowania piłkarskiej reprezentacji polskich artystów w Alpach ( Kto to funduje, że spytam? ) Trener, były piłkarz – nomen omen – Iwan, przywalił w gębę artyście Mroczkowi za „gwiazdorzenie” Może nadszedł czas na jakiś list otwarty w sprawie nie bicia w naszych "elit" w gębę? Że to nie elita? Każdy ma taką na jaką sobie zasłużył. Podobnie z politykami, ale to już temat na całkiem inne opowiadanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz