poniedziałek, 21 lutego 2011
Dom Elżbiety CIX
Wybaczcie, że to nie ostatni fragment, ale niestety, nie mam już siły na końcowkę dzisiaj.
To, co uznał za głos przyjaciół, niestety, było tylko jakąś grą. Nikogo w kuchni nie było. Nikogo…kogo by można było uznać za normalnych ludzi. Przesuwały się po niej cienie naśladując głosy, to Piotra, to Roberta szydząc z oniemiałego Janusza. Było w tych cieniach coś przerażającego, gęstość ich złej aury przygniatała.
- Jak to możliwe? – Zapytał bardziej siebie, niż tych zjaw. – Przecież wygnałem go stąd…
- Przecież wygnałem…jak to możliwe? – naśladując głos księdza parodiowała go zjawa jakiegoś mężczyzny.
- Zamilcz duchu nieczysty – ryknął potężnym głosem Janusz – gdzie są moi przyjaciele?
Jedna ze zjaw wykrzywiając groteskowo oblicze stykając się z nim prawie twarzą w twarz powiedziała - Nigdy ich księżulku nie odnajdziesz. Już nasz Pan się o to postarał. – Zachichotała złowrogo. – Straciłeś czujność! Nasz Pan ma rację, jesteś pozerem i hipokrytą.
- Nie jestem. To ten wasz pan, jest mistrzem pozoru i hipokryzji. Ale komu to tłumaczę, duszy czarniejszej niż sadza? Potępieńcowi, który nigdy nie zazna Boskiej łaski? – Janusz spoglądał na ten cień bardziej z litością, niż lękiem.- Pomyśl, że na wieki będziesz przykuty do swojego pana, niewidzialnymi łańcuchami posłuszeństwa i zła! I wy wszyscy. – Zwrócił się do kłębowiska cieni. – Powiedzcie mi, gdzie ich ukrył? Co z nimi zrobił? A może będzie to pierwszy krok do zerwania tych łańcuchów?
W odpowiedzi usłyszał tylko chichot. Wiedział, że to nie będzie łatwe, ale myślał w naiwności, że każda dusza pragnie zbawienia.
- Widzę, że to was bawi. Trudno, sam ich poszukam. – Odwrócił się na pięcie i skierował w stronę drzwi. Kiedy złapał za klamkę odwrócił się, spojrzał na zjawy, jak na kłębowisko żmij. – Żadne z was nie ma prawa tu przebywać, idźcie za swoim panem, precz z tego domu! – Powiedział podniesionym głosem i wyszedł.
Stał chwilę w holu, zastanawiając się, co mogło się stać z jego przyjaciółmi. Jak to się stało, że mistrz zanim zniknął, zostawił te zjawy i ukrył, albo coś zrobił Piotrowi, Robertowi i dziewczynom. Pomyślał o Carlocie, że może to ona. Może wykonywała już z góry zaplanowaną defensywę? Tylko dlaczego? Za co tak bardzo chce się na nich zemścić? Za to, że ich odkryto? Że Elżbieta znalazła pamiętnik? W sumie, mogli go zniszczyć, zwłaszcza, że jak mówiła Ela, Carlota rzuciła na niego jakiś urok, stąd ta ich intensywność po otwarciu zapisków Zofii.
Pamiętnik! On był znaleziony na strychu. Więc możliwe, że i jego przyjaciele są tam teraz. Zaczął wspinać się po schodach. Było ciemno. W czasie gdy wchodził, zegar w salonie uderzył dziesięć razy, znaczy, że była już dziesiąta wieczór. Pomyślał, że powinien coś wziąć ze sobą, żeby sobie poświecić. Namacał w kieszeni pudełko zapałek, zapalił jedną z nich i rozejrzał się stojąc u szczytu schodów. Na belce nieopodal zobaczył zawieszoną latarkę. Wziął ją i omiótł snopem światła strych. Zrobił na nim nieprzyjemne wrażenie, jakby coś się tu czaiło. Stare meble i skrzynie w takim świetle nabrały drapieżnego wyglądu. Choć można było dopatrzeć się, że ktoś tu niedawno próbował zrobić porządek. Nagle usłyszał poruszenia w drugiej części. Skierował latarkę w tamtym kierunku.
Naprzeciw niego stała Elżbieta! Owinięta w jego sweter. Stała wpatrując się w niego zimnym wzrokiem. Aż po plecach przebiegły go dreszcze.
- Elżbieto! – Zawołał – Gdzie jest reszta? Co się stało, gdy walczyłem z mistrzem?
- Choć, jesteśmy tu wszyscy – uśmiechnęła się zimno – schowaliśmy się tutaj. – Jej twarz zaczęła nabierać jakichś zwierzęcych cech.
- Carlota! – Zawołał – zostaw ją w spokoju. Nie masz prawa, wygnałem cię wraz z waszym mistrzem.
Tamta zachichotała.
- Wygnałem cię? – zawahał się Janusz.
- Nie, ja nie jestem na tych samych prawach co mistrz. Nigdy nie byłam. A Elżbieta zaprosiła mnie – znów zachichotała. – Pozwoliła, żebym była w niej. Jesteśmy już nierozłączne. Nic na to nie poradzisz. Teraz znów on wróci – uśmiechnęła się z udawaną nieśmiałością i pozwolę, by znów żył. Dam mu ją – podniosła za włosy jak szmacianą lalkę, Karolinę. Musimy dopełnić rytuału. Tych dwóch też potrzebuję, ciebie nie, mógłbyś wszystko popsuć. – Spojrzała na niego zimno – musisz zginąć. Pomódl się do swojej Bozi, bo to ostatnie chwile twojego żywota.
- Nie. – Janusza głos był opanowany – Nie zaprosiła cię. Nie wiem w jaki sposób opanowałaś jej ciało, ale jest tam wciąż jej dusza. Elżbieto! – Zawołał przejmująco – Obudź się. Nie daj siebie zniszczyć. Nie daj się opętać temu potworowi. Pamiętasz kim jesteś? Elżbieto!
Z Elą działo się coś dziwnego. To drżała, to chichotała, To spływały jej łzy z oczu, to spoglądała zimno na księdza. Janusz miał nadzieję, że jednak Ela wygra tą walkę, choć wiedział jak silna jest Carlota.
Chciał dodać Elżbiecie odwagi, więc znów zawołał:
- Ela, spójrz, ona chce zabić twoją przyjaciółkę, wydać ją na pohańbienie i śmierć, by mistrz odzyskał siłę. Chce też Piotra, myślę, że ona chce wszystkiego tego co ty. Ona ci zazdrości, dlatego pragnie być tobą. Nie oddawać jej tego, co należy do ciebie!
- Janusz – załkała – Boże, jak się bałam. To było okropne. – łzy spływały jej po policzkach kreśląc jaśniejsze ślady za zakurzonej twarzy.
- Uważaj! – Ostrzegł ją ksiądz – ona tam w tobie wciąż jest. Jak to się stało, że cię opanowała? Pamiętasz?
Tak – kiwnęła głową – bałam się. Ona powiedziała, że może uczynić coś i że już nie będę się bać. Potem już nic nie pamiętam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Mój "noś" wybacza :)
OdpowiedzUsuń;)
OdpowiedzUsuńIwonko, ja też wybaczam.
OdpowiedzUsuńdzięks. Naprawdę ciężko mi się z Domem Elżbiety rozstać.
OdpowiedzUsuńPozdro.:D
Iwonko, znane słowa:"I tak się trudno rozstac"
OdpowiedzUsuńwiesz, zwłaszcza, że nie chcę końcówki skrótowo potraktować. A i nie raz jestem po prostu padnięta. jak dziś, na przykład.
OdpowiedzUsuńPozdro.:D