Wczorajszy dzień należał do tych wielce zajmujących, ale moją uwagę przykuł obrazoburczy w polskich warunkach tekst profesor Andrzeja Zybertowicza„Wykształconymi manipulować łatwiej?”Autor opierając się na doskonale znanym przykładzie piramidy finansowej Berniego Madoffa, oraz wnioskach jakie wyciągnął z lektury książki Marii Konnikovej „The Confidence Game” delikatnie sugeruje, że teza postawiona w tytule, choć obarczona przez niego znakiem zapytania, jest trafna, jeśli przyłożymy ją do obserwowanych sympatii oraz zaangażowań politycznych ludzi wykształconych.
Słowo „wykształcony” występuje w tekście zamiennie ze słowem „inteligentny” co jest oczywiste, ponieważ nikt przytomny nie zaprzeczy, że istnieje korelacja pomiędzy wykształceniem a inteligencją. Profesor Zybertowicz zbudował tekst wokół takiego oto cytatu z przywołanej wyżej autorki:
„Wedle Konnikovej, jeśli ktoś myśli o sobie, że jest za sprytny, by nabrać się na czyjeś sztuczki, to nierzadko bardziej nadaje się na ofiarę oszustwa od kogoś, kto jest bardziej krytyczny co do swych umiejętności oceny sytuacji...”
To stwierdzenie wydaje się oczywiste, ale z twitterowej ławki poderwał się ksiądz jezuita Mądel, by zabrać głos w obronie ludzi wykształconych, spostponowanych, jego zdaniem, przez profesora Zybertowicza i napisał:
„niech się pan nie grzeje nieudokumentowanymi tezami, istnieje wysoka pozytywna korelacja między wykształceniem i samodzielnością”
Aż strach napisać, ale widzę z riposty, że ksiądz jezuita, jako człowiek inteligentny i bez wątpienia wykształcony, akurat potwierdza tezy postawione w tekście profesora Zybertowicza.
Czy ludźmi wykształconymi naprawdę łatwiej manipulować? Nim odniosę się do interesującej adwersarzy sfery politycznej, pozwolę sobie na kilka uwag z pozornie odległej dziedziny manipulacji. Otóż ludzie zajmujący się demaskacją cwaniaków, produkujących dla pieniędzy i zaszczytów, tak zwane zjawiska paranormalne, już w latach sześćdziesiątych zwrócili uwagę na zadziwiający fakt, że gniazda pseudonauki uwite zostały w środowiskach uniwersyteckich, skąd dopiero promieniowały przez media ku tak zwanemu prostemu ludowi. Zarówno Martin Gardner, jak i Randi, tłumaczyli ten zadziwiający fakt w całkiem podobny sposób, jak pani Konnikova.
W trakcie eksperymentów, naukowcy przygotowujący je i przeprowadzający, razem z całą aparaturą pomiarową masowo byli wyprowadzani w pole, bywało, że przez spryciarzy, którzy ledwie pisać i czytać umieli. Przy czym, trudno eksperymentatorom zarzucić braku inteligencji czy wykształcenia. Rzecz nie polegała tylko na słabej obserwacji. Zasadniczymi błędami były opatrzone już same, opracowane teoretycznie protokoły weryfikujące „cuda” zachodzące w trakcie badań.
Szczególnie cenne jest w tym kontekście świadectwo „Przedziwnego Randiego” który poświęcił karierę estradowego magika, by zwalczać machinacje i uroszczenia rozmaitych cudotwórców. Twierdzi on mianowicie, że zdarzali się szalbierze, których sztuczki nie wzbudziłyby poklasku na jarmarku, podczas gdy na ich weryfikację wydawano wcale niebagatelne sumy, a niejedna kariera została przekreślona, gdy naukowiec zabrnął za swoim odkryciem do krainy kompletnego absurdu. Raz złamany przez oszusta uczony, często nie zdając sobie z tego sprawy, sam pomagał fałszować kolejne eksperymenty, byle tylko jego tezy znalazły potwierdzenie.
I uwaga. Poza tymi, którzy robili to z premedytacją, by uzyskać stosowne granty na badania, wszyscy zostali przez Randiego rozgrzeszeni. Bo, co ma fizyk do faceta, który siłą woli wygina łyżeczki? Zaraz zaczynają się rozważania o molekułach, przepływach energii itp. Człowiek inteligentny i wykształcony używa, co zrozumiałe, swojego wyspecjalizowanego aparatu poznawczego, co do którego skuteczności jest przekonany ( spójrz na cytat z Konnikovej )
I siedzą, patrzą, notują. Aparatura bada, brzęczy, szumi, komputer analizuje statystycznie, wypluwając taśmy podziurkowanego papieru (takie były czasy ), a pan cudotwórca, jak zginał łyżeczki siłą woli, tak zgina. W tym dramatycznym momencie pojawia się Randi i zaczernia sadzą wewnętrzną stronę łyżeczki. I koniec. Siła woli przestaje działać.
Podaję tylko pozornie odległy przykład manipulacji. Odległy, jak przykład piramidy Madoffa, choć całkiem niedaleko mieliśmy nasz własny Amber Gold, gdzie, mam wrażenie, też nie inwestowali fanatycy nieuctwa oraz faceci wystający z piwami pod sklepem spożywczym.
Nie ma, po prostu nie ma, takiego rodzaju wykształcenia, które chroniłoby ludzi przed manipulacją i oszustwem, na przykład politycznym. Cudotwórcę zdemaskuje magik, a szalbierzy politycznych? W żaden sposób nie można liczyć, co wydawałoby się naturalne, na politologów. Ci, w przeciwieństwie do pana Randiego zajmują się nie demaskacją, a raczej powielaniem i znajdowaniem uzasadnień dla jawnych przecież oszustów. W tym miejscu, ukłony dla pana Migalskiego.
Nie ma też takiego wykształcenia, którego zdobycie, zapewniłoby absolwentowi analogiczny do wzrostu jego wiedzy w studiowanej dziedzinie, wzrost czegoś, co popularnie nazywamy „zdrowym rozsądkiem”. Zwróćcie państwo uwagę, że to bardzo pozytywne określenie zostało zdeprecjonowane i w zasadzie stało się wymienne ze skrycie pejoratywnym „na chłopski rozum”. Zupełnie, jakby zdrowy rozsądek można czymkolwiek zastąpić.
Jeśli spojrzeć na problem z pozycji idealistycznej, absurdem wydaje się podważanie korelacji wykształcenia i inteligencji ze zdrowym rozsądkiem, ale wystarczy przejrzeć wyniki badań opinii z podziałem według wagi wykształcenia, a człowiek zaczyna się ze zdziwienia drapać po głowie.
I jeszcze przykłady. Codziennie dziesiątki przykładów potwierdzających tezy Konnikovej/Zybertowicza. Tych wyjątków jest tak wiele, że przestają pełnić rolę „potwierdzających regułę”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz