Codziennie można usłyszeć jakiegoś polityka, czy komentatora, nazywanego chyba
dla żartu, dziennikarzem, wieszczących
Polsce wydarzenia straszne, do rozlewu krwi włącznie. Proroków gniewu, ulicznej
przemocy i budowniczych barykad, na które obiecują wleźć osobiście. To
ględzenie, wbrew pozorom, nie jest li tylko przejawem strachu i szaleństwa
naszych spotworniałych elit, ale spełnia całkiem konkretną rolę, a mianowicie,
przyzwyczaja odbiorców tej wojennej retoryki do wydarzeń, które są szykowane w zaciszu gabinetów i cmentarzy.
Niech
was nie zmyli fakt, że ilekroć słyszycie o buncie i krwi, słyszycie to z ust
politycznych błaznów. Pozornie, na
skutek trwającej wiele lat selekcji negatywnej, w tak zwanym obozie postępu,
nie został prawie nikt, kto nie byłby błaznem czy medialnym maniakiem. Byłaby
to znakomita wiadomość, unieważniająca wszystkie artykułowane przez mnie lęki, ale
to bujda.
Front
medialny, ani nawet ten, który dzieli salę obrad naszego parlamentu, nie są
frontami rzeczywistymi, jeśli mamy na myśli sprawy najważniejsze i ostateczne,
takie jak wolność, suwerenność, czy właśnie, obiecywany nam rozlew polskiej
krwi.
Wczoraj
wystąpił z proroctwem o przemocy i krwi, były premier Marcinkiewicz. Człowiek
do tego stopnia wyprany z jakiejkolwiek wiarygodności, że budzi moje szczere
zdumienie jego obecność nawet w
zakłamanym do szczętu TVN24. Niemniej uważam, że nie należy kończyć dyskusji o
takich głosach, pukając się w czoło, czy wzruszając pogardliwie ramionami.
Podobnie, jak w przypadku KOD-u i jego lidera-koziołka Kijowskiego. Im
śmieszniejsze wydają się wam ich uroszczenia, im głupiej ględzą wspierający ich
celebryci, im wulgarniejsza jest retoryka Gazety Wyborczej, tym zasłona mniej
przezroczysta, co oznacza, że być może, właśnie zbliżają się prawdziwe, realne
potwory.
Na
szczęście, nie jest specjalną tajemnicą, na co czekają, by rzucić się Polsce do
gardła. Pierwszym warunkiem, poza
oczywiście nabitą kabzą organizatorów, warunkiem koniecznym jest właśnie rozlew
krwi.
Może
objawić się w męczeństwie tłumu, brutalnie rozpędzonego przez policję. Ale
konieczne wydają się w tym przypadku ofiary śmiertelne, ponieważ zwykłe guzy
nie są wystarczającym atutem. W ostateczności rolę policji mogliby przejąć
Narodowcy, albo „kibole”. Nie dla fantazji, trwa ich medialne zszywanie z obecną
władzą. Na szczęście, okazało się, że radykalne środowiska jakoś się nie kwapią
do bycia użytecznymi idiotami.
Dlatego,
coraz bardziej prawdopodobne - wierzcie mi, że piszę to ze szczerym
przerażeniem – jest użycie mordu politycznego, jako detonatora. I nie mam na
myśli wykorzystania jakiegoś szaleńca, ale profesjonalną, niewyjaśnioną
zbrodnię.
Przy
czym chętnie wierzę, że nikt z opozycyjnych krzykaczy nie ma o takich planach
bladego pojęcia, tym bardziej, że rolę potencjalnej ofiary musiałby odegrać,
ktoś z ich dość szczupłego, już wyselekcjonowanego grona.
Mogą
wrzeszczeć a nawet drzeć na sobie koszule, ale po cichu każdy z nich powinien
od czasu do czasu wejść incognito do najbliższego kościoła i pomodlić się za
pomyślność w pracy tego złego, ułaskawionego na ich szczęście, Kamińskiego.
Na
koniec pozwolę sobie dać praktyczną radę
tym, którzy dają się uwieść niedoważonym głowom, wzywającym do rewolucji,
budowania barykad z kawiarnianych stolików i tym podobnym ekscesom.
Spróbujcie
przedrzeć się przez waszych, rozczapierzających palce w geście zwycięstwa
idoli, albo wejść na murek, czy, o ile nie przeszkadzają wam w tym ekologiczne
przekonania, na najbliższe drzewo i przypatrzcie się milczącym ludziom w
ostatnim szeregu, nierzadko odwróconym w całkiem inną stronę, niż wy. Dla nich
wasz ulubiony Trybunał Konstytucyjny nie jest wart splunięcia i roztarcia
plwociny skórzanym obcasem, ale dla nich, dla nich, to wszystko!
"obawiam się", że jak któregoś z tych skurwieli kropną nieznani sprawcy, to narodek wesoło zakrzyknie- "nareszcie! jeszcze jeden, jeszcze jeden" i tyle bedzie z tej rewolucji i tego detonatora.
OdpowiedzUsuń