Człowiek wytresowany przez media jest po prostu kaleką. Jego rozum gnije czekając na zbawcze dyrektywy. Nie ufa też, co już jest nieco dziwne, własnym zmysłom. To już nawet nie zwierzę prowadzone na rzeź. To zwierzę, któremu wydaje się, że samo jest rzeźnikiem. Ta fałszywa samoświadomość oparta jest na tanim sentymentalizmie i dziwacznym przekonaniu, że przewodnicy prowadzący ludy do rzeźni mają inne niż bandyckie intencje. Realizowany schemat prowadzi nas wszystkich, także tych niepodatnych na tresurę do wojny i rozlewu krwi. Masa krytyczna zbydlęcenia populacji została bowiem przekroczona. Wszystko co możemy, to odwlekać ten straszny moment, licząc, że tym razem uda się nam jakimś cudem zo-stać nieco z boku. Potrzeba do tego odwagi, nie histerycznych wrzasków. Nie zmienimy ludzi, nie odwrócimy wektorów sentymentów społecznych. Nie ma takiej edukacji, ani takiej kul-tury, która pomogłaby nam przeżyć. To są rzeczy stracone. Nadzieją może być jedynie pragmatyzm codzienności oraz upór w staniu po własnej stronie, nie cudzej. Odrzucenie i absolutna negacja treserów i wytresowanych, bo inaczej zagarną i nas w swym pędzie do rzeźni.
Trudno mi o tym pisać, ponieważ temperament prowadzi moje paluchy stukające w klawiaturę ku codziennym zmaganiom, publicystycznym, niewiele wartym sporom, ku kpinie i bła-zeństwu, ale to co obserwuję wymusza na mnie pauzę, choćby trwającą przez jeden tekst. Widzę gorączkę, która opanowała bandziorów i czuję, dosłownie czuję na karku, oddech wiedzionych przez nich tłumów, które nawet nie wiedzą czym jest polityka i jakie wyzwania stoją przed nami. Chcą burzyć, niszczyć i piętnować. To nic nowego w sumie, ale nigdy jeszcze nie mieliśmy tak mało do obrony jak teraz i nie mam na myśli środków materialnych, a duchowe. Z tego deficytu bierze się lęk przenikający nas do szpiku kości. Już nie miecza się lękamy, a samej myśli o mieczu. Przed laty otoczono naród polski niczym w jakimś lunaparku lustrami pomniejszającymi i czyniącymi karykaturalnym odbity w nich obraz. To był pierwszy punkt tresury i jego skutki widoczne są do dzisiaj. Okazał się bowiem niezwykle skuteczny. Do tego stopnia, że na zwykłe odbicie znaczna część naszego społeczeństwa reaguje negacją i gniewem, tak przywykła do roli koślawego karła. Inaczej nie sposób wytłumaczyć jakim cudem bandyci oraz polityczni imbecyle zawładnęli wyobraźnią tak wielu ludzi.
Człowiek pozbawiony tożsamości, to zasadniczo co innego niż człowiek, który zgubił dowód osobisty. Utrata tożsamości bywa niewidoczna i chociaż można wyrobić sobie nową, zawsze będzie to tożsamość fałszywa. Ale właśnie taki jest cel tresury! Inną jej metodą są substytuty. Podaje się je zamiast wiedzy, historii, literatury, sztuki… I tak bez końca. Trwa to dziesięcio-lecia, aż nagle (ładne mi nagle) okazuje się, że jesteśmy społeczeństwem wyzutym dosłownie ze wszystkiego i sformatowanym do granic absurdu w ramach iście niewolniczego naśladownictwa. Nie mamy bowiem nic oryginalnego, a jeśli nawet mamy jest to starannie ukryte.
Obrazoburczo stwierdzam, że tak naprawdę nadzieję pokładam w realizmie i naturalnym dla naszej nacji spokoju. Bliższy mi w dziele przetrwania prosty chłop z sakiewką u pasa niż płonący emocjami mówca. Spryt, udawany koniunkturalizm i polityczne mataczenie na wszelkie możliwe sposoby stwarzają możliwości budowy, bo tak naprawdę prawo do spokojnego życia i wzrostu społeczeństwa trzeba wyłudzić od możnych tego świata, a najpierw oczywiście od Polaków. Jedni i drudzy muszą się przemóc i przyzwyczaić do myśli, że Polska jest konieczna i nie musi udowadniać tego co pół godziny, a treserzy mogą udać się do przystojniejszych zajęć, na przykład do kopania rowów melioracyjnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz