Próżno
deklamować Herberta, jeśliś sam wnuczkiem dziecka Aurory. Nie dla ciebie potęga
smaku, skoro wielbisz potęgę hordy, z jej bezwzględnym przyzwoleniem na przemoc
wobec podbitego niegdyś ludu. Trucizna, którą mu podawałeś przez
dziesięciolecia osłabiła go, wykrzywiła nie do poznania, ale nie zabiła. Wielu
nazywa ją lekarstwem, tak jak lekarstwem był bicz, czy strzał w potylicę.
Leczyła z pamięci, z dziedzictwa, z wrażliwości na krzywdę ludzką, dając w
zamian łatwość uproszczeń, wyparcia, pazerność i pełną pychy świadomość
obiegowej, aktualnie pożądanej mądrości.
Zacząłem za
wysoko i zaraz się dowiem, że znowu nikt nie rozumie, o co mi chodzi, a to są
rzeczy proste, choć nadal wiele wysiłku idzie w zacieranie śladów. Większość
wie, jak kupiono po wojnie część polskich elit, z jakim zapałem zniszczono
resztę, razem z niepotrzebną nowej władzy wiedzą, by potem wielokrotnie aktami
specjalnej łaski przywracać i znowu rzucać w niebyt. Falami, albo punktowo po
nazwisku, a wszystko po to, aby zachować przemocą nabyte prawo do przewodzenia
narodowi. Podległość i szanowanie roszczeń tych dzikich, ledwie ociosanych, w
rzeczy samej, ludzi, nazwano ładem społecznym.
Jest to ład
fałszywy do samego gruntu, aż do najprostszych odruchów, ale nie zanosi się
wcale, by został zmieniony, czy choćby znacząco skorygowany, ponieważ polityka
jest obecnie tylko emanacją zjawisk społecznie głębszych. Wszystko jest
doraźne, chwiejne, bo bez oparcia w moralności, szczerze przeżywanej religii,
czy w choćby w praktycznych zasadach wywiedzionych z filozofii, która nie jest
jak się sądzi obecnie, zbiorem nikomu niepotrzebnych nudziarstw. Jakby tego
było mało, powoli, z dnia na dzień pozbywamy się języka, w którym moglibyśmy
opisać, zapytać, czy odpowiedzieć.
Nie
naprawimy Polski werbalnymi deklaracjami o własnym patriotyzmie, czy
europejskiej nowoczesności. Nie podniesiemy nauki, ochrony zdrowia, armii ani
sprawiedliwości ględzeniem o ich naprawie, ponieważ to co złe już się stało.
Kto niby ma to zrobić, skoro większość ludzi, którzy mają choćby zbliżone do
pożądanych umiejętności, sama wymaga naprawy? Sił starcza im co najwyżej na chronienie własnych przywilejów. Mam wierzyć w moc sprawczą ich
dzieci czy wychowanków? Jaka może być odnowa w kraju, gdzie najsłuszniejszy nawet postulat
rozmywa się zaraz w bylejakości?
Jestem
człowiekiem pospolitym i nie mam rady, jak zmienić, ruszyć z posad bryłę tego
czegoś, co bynajmniej nie jest kamieniem. To znaczy mam, ale się z Wami nie
podzielę, ponieważ jakoś mi nie spieszno na salę rozpraw. Zauważę tylko, że
gdyby ktoś przemógł niechęć do historii i zaczął zgłębiać dzieje, choćby
starożytnego Rzymu, ma szansę zauważyć, jak wiele opisów zawrotnych karier
politycznych i finansowych kończy się skromną uwagą, że na koniec zwłoki
delikwenta wrzucono do Tybru. U nas nie ma Tybru, tylko kobieca Wisła, a my tak
sobie chodzimy po świecie, choć już sami nie bardzo wiemy dokąd zmierzamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz