sobota, 4 kwietnia 2020

Pandemia 2020. Postępy marksizmu i heroizmu w ramach postępu i granice prawa


Wilcze bilety

Segregowanie ludzi na przydatnych i mniej przydatnych to nic nowego. Budzi niepokój moralny, ale i do tego ludzie się przyzwyczają. Wymyśliłem nawet hasło: Jesteś biedny i stary, nie zawracaj medycynie gitary! I to jest w porządku, skoro najbardziej postępowe kraje i społeczeństwa w pląsach zdążają do realizacji tak rozumianej zmiany pokoleniowej. Można jeszcze zacząć oficjalnie segregować ludzi wedle przydatności zawodowej. Dostaniesz bracie złoty kod, to nawet jeśli jesteś zdrowy zaraz cię lekarze zaczną miętosić, a badać, a izolować, a zabawiać optymistycznie. Ci z czarnym będą musieli zawczasu jakąś dziurę dla siebie wykopać. Może w ramach liberalnej wędki dostaną po chińskim szpadlu? Tego nie wiem. I nie wiem też, czy u nas ze względu na panujący faszyzm dojdziemy aż tak daleko w rozważaniach i praktyce.

Śmierć na poczcie

Gorączka z powodu wyborów prezydenckich. Już krew na rękach władzy, już śmierć czai się w urnie, albo na poczcie. Do tego, co jest szczególnie zabawne, wszyscy ględzący, wszyscy swoimi bredniami zawracający ludziom głowy, nie omieszkają dodać: Precz z ględzeniem, czas się wziąć za robotę! Rząd nic nie robi, rząd nie robi nic, tylko wybory i wybory. Jeszcze wszyscy, teraz już dosłownie, machają tą nieszczęsną, fatalną konstytucją. Jeszcze trochę tego obłędu, a ludzie dojdą do słusznego w sumie wniosku, że żadne wybory nie są im do niczego potrzebne. Oczywiście razem z tą całą współczesną polityką, z tą otoczką, która w chwili próby kryzysu jeno przeszkadza i uwiera. Tak, jak nagle okazało się, że niekoniecznie musimy żyć w rytmie wyznaczanym przez kalendarz i związane z nim wydarzenia, możemy się też przekonać, że i kierat tak zwanej demokracji nie jest nieodzowny. Ten cały stres związany z „my, wy, oni”, ta cała nienawiść, gdy trza pług oporządzić i na pole wychodzić, bo żyć trzeba i należy.

Postęp heroiczny

Był człowiekiem bardzo postępowym. Można rzec, że wyprzedzał swoją epokę. W latach pięćdziesiątych aktywnie zwalczał segregację rasową i piętnował przemoc instytucjonalną. W kolejnej dekadzie gromił, sam będąc biseksualistą, ortodoksję seksualną, był zaciekłym przeciwnikiem militaryzmu i zaangażowania USA w Wietnamie. Na farmach produkował zdrową żywność, a jego ludzie w przerwach wolnych od pracy tańczyli i śpiewali unisono. W latach siedemdziesiątych zyskał poparcie wpływowych polityków liberalnych, którym odwdzięczył się wsparciem wyborczym. Domyślacie się pewnie, że chodzi o pana Jima Jonesa, którego życie i życie dziewięciuset ośmiu jego wyznawców zakończyło się w egzotycznej Gujanie. Cyjanek lub kula dotyczyły wszystkich i znowu nie było żadnej segregacji, niemowlę było równe starcowi, a starzec kobiecie, a ta mężczyźnie, a biały czarnemu, a czarny…Wspominam o nim, bo zawsze warto pamiętać, że za deklaracjami, uniesieniami, hasłami, ba, za śpiewem i radosnym tańcem może ukrywać się i często tak właśnie jest, coś zgoła innego niż widzimy nieuzbrojonym okiem, a czasy są niespokojne, a takie czasy sprzyjają, a z każdą dekadą przybywa niestety naiwnych, którym można zaproponować dowolną bzdurę, byle podlaną właściwym sosem.

1 komentarz: