poniedziałek, 23 listopada 2009

Ogniem i tym co podejdzie!

Orkowski na stołku się bujał łykając, a co miodu łyknął to się mocniej bujnął.

- Panie Orkowski – mówię – nie bujaj się wasze, bo morskiej choroby dostanę od tego waszmościnego bujania, a to, tfu, obrzydliwa i heretycka jest przypadłość.

- Inom się nie spodziewał, że na takim zadupiu, mają miód niczym jakiś dziwny i okrutny Samson, eeip… okrutny!

- To sieć jest międzynarodowa, drogi Orkosiu – „Dzikie Pola” się zwie, a kapitał w niej mocno jest międzynarodowy!

- W rzyci mam kapitał – Odpowiada bujający się Orkosiu i tajemniczo dodaje: – Jeszcze się ten ich Marks nie narodził!

O czym mówi, nie wiem, ale węgrzyn niczym miód – To i w czubie musi być u dzielnego Orkosia dobrze!

W tym momencie obudził się Nicpoń i jak to on zaraz szabli szuka i przekrwionymi gały wszędzie wywraca.

- Cichaj! – Mówię. Oręż waściny u karczmarza Żydowiny schowan dla spokojności.

- Mam tu osobliwą książeczkę – mówi uspokojony Nicpoń – Pod nos mi podtykając nie żadną tam książeczkę, ale tomiszcze szczere in oktawo.

- A o czym, one dzieło? – Pytam udając ciekawość.

Nie doczekałem odpowiedzi, bo nagle tumult powstał i rumor, z tego, że wszyscy przytomni wstawali ławy precz odsuwając i niczym gąsiory szyje wyciągali.
Albowiem przy vipowskim stoliku rozruch powstał.

-, O co tam chodzi – Pytam jednego takiego hołysza w niegdysiejszych barwach książęcych.

- Wszyscy – Odpowiada – wąsem na mnie ruszając – rozprawiają tu od trzynastu pacierzy o ucieczce Chmiela, a tamten młody z brodą, niejaki Skrzetuski co do Krymu posłował, Chmiela z arkana bez żadnej potrzeby uwolnił...

-, Co jest? Jakiego Chmiela? – Dopytuję, bo odkąd wdałem się z Orkosiem i onym przykrym Nicponiem, o polityce żadnego pojęcia nie mam. Ot napić się do syta, babę chędogą za cyc ucapić, siabli zardzewieć nie dać… Tyle naszego!

- No, tego buntownika Chmielnickiego! Patrz waść na Czaplińskiego, jak na pysku sczerwieniał! Istny burak!

- A co to za gruby ślachcic brodaty jako cap, z bielmem na ślepiu?

- Niejaki Zagłoba. Mówią, że przechrzta albo i gbur szczery, ale pyskacz wielki. Sejmowa gęba!. Patrz Pan, co się dzieje!

Patrzę i widzę najnormalniejszą w Polszce awanturę, zupełnie taką samą, jakie bywają „Pod kalichem” czy w naszym „Zerwikapturze” Widzę między onymi awanturnikami starego Zaćwilichowskiego z Unii Wolności. Co ten tam robi, pojęcia nie mam?

Czubi się Czapliński z tym całym Skrzetuskim.

Pierdolnął w stół pięścią Czapliński – Podskoczyły szklanice.

W nagle zapadłej ciszy, ciszy takiej ze słychać sto pieprzonych much uwijających się w izbie, Skrzetuski odzywa się głosem grobowym:

- Nie wylewaj waćpan wina!

Za chwilę to samo!

- Zanim dojdą do pointy, będziemy brodzić jak te czaple w winie. Na szczęście mam gumiaki!

Ale gdzież tam! Już ten cały Skrzetuski ( popularny „Skrzat” ) podnosi się całą swą potężną postacią i chwyta staruszka Zaćwilichowskiego za kurtkę und galoty. Dalejże nieść. Dalejże drzwi onym otwierać i w gnojowisko dziadka – ptaszka smyrga jak z kołczana strzałę! Wraca i do Czaplińskiego:

- Przeproś, bo inaczej, też tak wylecisz.!

Nie przeprosił. Wyleciał!

Zagłoba się śmieje. Przez hulające na wietrze drzwi widać jak Czapliński z Zaćwilichowskim umawiają się w sprawie adwokata.

Przy vipowskim stoliku śmiech, że niby „górą nasi”

Wstałem i mówię:

- Weź mnie Pan , panie Skrzetuski wyrzuć za niemi, albo, co?

Nicpoń mnie odpycha i się pcha – wieśniak – Mnie wyrzuć Acan!

- Ja! Mnie! – dodaje opity do imentu dzielny Orkosiu!

- „Ja” – To w husarii dupa! – Zauważa nie bez racji Nicpoń i pada nagle na podłogę niby gromem, a tak naprawdę gorzałką rażony.

Zostałem nagle, jakby nie patrzeć – sam.

- Ledwie waćpana ujrzałem, od razu pokochałem! Choć do naszego VIPowakiego, znanego z historii literatury stolika. Wina Żydzie!!! – drze mordę Zagłoba!

Cóż robić? Siadam. Był tam jeszcze taki umięśniony grubas. Przedstawili go jako Minimusa Podbipięte.
Litwin, ale fajny facet.

- Mówił mi ociec, że z moja posturą…Rozumiesz wasze – albo się będą mnie bali, albo ze mnie śmiali.

Piliśmy tydzień!

A mówią, że Czechryń to dziura i go do autostrady
Kulczyka porównują.

Obudziłem się widzę. Kura się przechadza. W zasięgu ręki nicponiowi księga. Łeb żarzy. Język w gębie niby sowa w dziupli. Ktoś jęczy. Inny za oknem wyje. Księga.

Pierwsza strona – bezsensowny obrazek.
Druga – tekst – Czytam!

„ 2010 był to dziwny rok….

1 komentarz:

  1. Oj napiłbym się z Tobą chętnie towarzy... tfu, na psa urok. To ten wegrzyn z człowieka małpę robi.

    OdpowiedzUsuń