środa, 11 sierpnia 2010

Gdy pęknie tama

Gdy pęknie tama wcale nie jest zabawnie. Woda zalewa łąki, wsie, miasta. Giną ludzie, zwierzęta, niszczony jest dobytek i kultura materialna kilku pokoleń. Gdy pęknie tama winnych znajdziemy albo wśród jej konstruktorów albo tych, którzy odpowiadali za jej konserwację a przy okazji za bezpieczeństwo ludzi żyjących poniżej tamy. Gdy pęknie tama, lepiej by było dla winnych, by się nigdy nie narodzili.

Gdy pęknie tama, należy też sprawdzić, czy tragedia nie jest wynikiem sabotażu. Wynikiem wybuchu bomby albo innej machiny piekielnej. Trzeba pilnie badać i patrzeć w oczy ferującym z nadmierną pewnością siebie, wyroki w sprawie tragedii tak wielkiej.


Ale można też po wyłowić hakami ciała ofiar, resztki dobytku, coś z drewna i coś z plastiku a potem cieszyć się, że oto mamy całkiem ładne jezioro. I zbudować przystań. I pływać żaglówkami, kajakami czy na czymś dmuchanym. I śmiać się, pić piwko z powodu nagłego jeziora.
Zimą można zrobić ogromną ślizgawkę i pomykać jak jakiś jastrząb albo grać w hokeja.

Frekwencja zapewniona, bo przyjemnie mieć świadomość, w pewnym sensie, historyczną.

Oto turysta w swojej łódeczce. W przerwach pomiędzy łykami a migdaleniem się z Mariolką zagląda zgodnie z mapą w głąb. Nic nie widzi ale wie, że pode nim akurat łąka, las, pasieka, cmentarz, zbór ewangelicki, kościół, wioska, miasteczko a tutaj na dnie leżą zwłoki tych, którzy mieli zbyt ciężkie życie by po śmierci wypłynąć jak inni.

Łatwo żeglować po tym jeziorze, ponieważ ponad toń wody wystają trzy szczyty, trzy stalowe symbole, które teraz pełnią rolę znaków orientacyjnych. Krzyż, blaszana - biało – czerwona chorągiewka znad urzędu, i kręcący się kolorowy kogucik wieńczący zatopiony dom rozrywek wszelkich. Można zacumować przy każdym z nich, a moda jest taka by stanąć wtedy w rozkroku i odlać się wprost do ciemnej meliny wody.

Jeden tu, drugi tu, a trzeci tam.
Każdy szcza wedle swoich potrzeb i nastroju, ale wszyscy razem odlewają się na łąki, lasy, pasieki, cmentarz, zbór ewangelicki, kościół, wioskę, miasteczko a także na zwłoki tych, którzy mieli zbyt ciężkie życie by po śmierci wypłynąć jak inni.

Niektórzy nurkują po skarby i pamiątki. Opowiadają o cudach, ale jak się człowiek przypatrzy ich łupom nieodmiennie widzi błoto, błoto i jeszcze raz błoto. Jakieś kamienie, ułomki kości, zbutwiałe drewno.

Siedzę sobie wśród sosen. Na mchu, na mchu zielonym się rozsiadłem i patrzę na jezioro. Jaki ruch, jaki biznes, jakie piski, jakie wrzaski! Ile butelek, skrętów, ile dymu na wodzie!

Siedzę sobie wśród zapachów dojrzałego sierpnia i wspominam nauczyciela angielskiego, któremu założyliśmy kosz na głowę. Nic dziwnego, że Anglia to dla nas dziwna kraina, skoro wolimy tarzać się we wschodnim zwierstwie.

Mimo biznesu, pisków, wrzasków, butelek i skrętów, a nawet pomimo urokliwego dymu snującego się nad wodami, naprawdę nie warto „pękać tamy” Ale to uwaga w pustkę. Uwaga dla tych, którzy nie czytają blogów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz