Dziwnie obco się czuję w związku z rocznicą Sierpnia 80. Tyle wielkich słów o sukcesie, a prawdę powiedziawszy ta nasza ukochana Solidarność dostała łomot.
W grudniu 81 po raz pierwszy, potem przez lata powolnego i przeraźliwie nużącego popuszczania smyczy a trzeci raz po 89 gdy robiła za osłonę przemian ustrojowych.
Dzisiejsze elity władzy, te młodsze, których korzenie tkwią w latach 80 zbyt długo pozostawały w cieniu elit, których mitem założycielskim był rok 1968. Teraz po latach byle jakiego obchodzenia się z pozostałościami po Solidarności znalazły swoją kotwicę i nagle chcą mnie zapędzić tam gdzie śpiew, wołanie o wolność i las rąk z palcami ułożonymi w znak zwycięstwa.
To smutne, ale za późno! Ani mnie nie interesuje ich wielkość ani małość. Ani limuzyny rządowe z których wysiadają ani tęsknota za tym pięknym latem, rewolucjonistów wykolegowanych, wypchniętych poza nawias.
Ogień zgasł i nawet jak się powiedzie pocieranie patyków jeden o drugi, to już nigdy nie będzie ten sam ogień. Bawi mnie tylko, że teraz patyki pocierają ludzie finansowej elity, władzy i mediów. Chcą dla takich jak ja rozpalić cos w rodzaju nowego ogniska ducha. Jaja.
Przypomina mi to fragment z opowieści Stanisława Lema o profesorze Tarantodze, gdzie opisany jest jeden taki sprytny profesor, który przy pomocy narzędzi dostępnych w epoce kamienia łupanego chciał wykonać krzemienną skrobaczkę. Stłukł okulary i zwichnął nadgarstek ale skrobaczki nie wyłupał.
Tak to właśnie jest i nic na to nie poradzicie, szlachetni panowie.
Solidarność się zestarzała jako mit, szybciej niż jakikolwiek inny. Wiem, wielu było pomagierów, ale trzeba sobie wreszcie uprzytomnić, że zestarzała się brzydko, dlatego, że kompletnie nie przystaje do dzisiejszego, realnego życia. Jej ideały przestały być zrozumiałe.
Biorę do ręki „Dzienniki” Kisiela i otwieram sobie na stronie opisującej dzień sprzed 40 lat. Gdybym był bezczelnym złodziejaszkiem mógłbym spore fragmenty opublikować na blogu, ot, zmieniając kilka nazwisk i tekst by „chodził” jako wielce aktualny choć kontrowersyjny.
Wyciągam z szafy pożółkłe solidarnościowe szpargały i czytam o konceptach gospodarczych i społecznych. Kurz, śmieci, rozczarowanie.
Solidarność nie wytrzymała próby czasu, nie tylko dlatego, że Wałęsa okazał się nie całkiem tym Wałęsą ani Jurczyk nie całkiem tym Jurczykiem. Na to możnaby machnąć ręką. Z roku na rok rozdźwięk pomiędzy Solidarnością wyobrażoną, która rosła nie tylko we mnie jako symbol mojej, naszej, młodości przecież, a tą realną ( uwaga bo trudne! ) się zmniejszał i zmniejszał. W końcu został prawdziwy, realny ruch społeczny i związkowy. Piękny narodowy gest, ale od razu w umęczonej sepii starych fotografii.
Jako dureń i znany grafoman nie potrafię być może tego odpowiednio wyrazić w związku z czym posłużę się przykładem:
Miesiąc temu, jak co roku, przez blogosferę przeszła fala emocji związanych z rocznica Powstania Warszawskiego. Dzisiaj emocji nie ma i w ćwierci, choć większość piszących tutaj w jakiś tam sposób dotykała tych wydarzeń osobiście.
Nie jest przypadkiem, że chociaż od rana „chodzi za mną” piosenka z tamtych czasów, nie jest to ani bojowy Kaczmar, ani Sentymentalna panna „S” tylko „kawałek” ,chyba(?) Wałów Jagiellońskich a szczególnie jedna zwrotka z tej piosenki:
„A pewna pani spod baru
Przestała się lekko prowadzić
Wcale nie w ramach Solidarności
Ino z powodu starości”
Czy to już kompletny upadek ducha, czy może wreszcie normalność?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz