Obejrzałem, a właściwie wysłuchałem, audycji telewizyjnej „Kawa na ławę” w której obok drewnianego posła Giżyńskiego, Pawła Poncyliusza pytającego zgodnie z wytycznymi swojego szefa o przyszłe podatki oraz Jarosława ( Kali ) Kalinowskiego, wygłaszali swe mądrości Jerzy Wenderlich i Stefan Niesiołowski.
Jeden, stary komuch, którego „wiatr historii” zagnał do PZPR w 1980 roku raczy pouczać mnie o prawach człowieka i straszliwych czasach tak zwanej IVRP, co samo w sobie jest wybitną bezczelnością.
Drugi, starszy o dziesięć lat, były opozycjonista, obecnie zaś dobrze wyszkolony wariatuńcio medialny, który trzech zdań nie wypowie publicznie bez okraszenia ich kilkoma epitetami.
Poza, pewnie przyrodzoną bezczelnością, pozornie nic nie powinno ich łączyć, a łączy przynajmniej jedno. Uważają się, a jest też prawdopodobne, że są emisariuszami władców Polski. Widać to doskonale, gdy się zapędzą w swym gadulstwie, gdy na moment stracą kontrolę nad płytko ukrytym tryumfalizmem. Podejrzewam, że oni uważają Polskę za swą własność. Własność nabytą drogą wymiany za garść paciorków wyborczych od ogłupionego przez ich medialnych służących, ludu.
Tyle, że to nie własność a kilkuletnia dzierżawa i w końcu trzeba się będzie rozliczyć przed prawdziwym właścicielem, który choć leniwy, spolegliwy do absurdu to przecież w końcu trzeba będzie zdać rachunek. Tak, moi mili bezczelni panowie, szlachciurki moje ulubione, kurczaczki karmazynowe. Nawet generał Janicki wam wówczas nie pomoże, o czym zawiadamiam z uśmiechem na gębie.
Nie, żebym odczuwał z tego powodu jakąś specjalną satysfakcję, ponieważ, co jest dość dziwne, pokornie utrzymuję tych i innych łobuzów przy żłobie, tłumacząc się przed sobą i otoczeniem, że demokracja, że wybory, że inaczej się nie da. To beznadziejne, że takich władców wyhodowałem.
Nie rozumiem tylko, dlaczego oni są do tego stopnia rozzuchwaleni, tacy bezczelni?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz