Dręczony okrutnie przez chitrą niewiastę, niejaki Szeremet w łozinę przecie uszedł. Tamże nie pomnąc, ni skąd się wziął, ni po co, przecie drugich podobnych latami wodził, kiedy ci w Chłańsku niecnotę psucia kruszcu protegowali. Co z tego będzie, przy powszechnym niepokoju o bieg spraw nie wiadomo. W dawnych czasach, które zawsze ze łzami wspominać należy, prawdy dojść było łatwiej. Kiedy już kat dobrotliwy, niczym chemikus jakowyś, ołowie szare topić począł, już i pamięć niejednemu, co łotrował chętnie, wracała chciwie. Niewiastę oną w dobrym czynów sposobie wspomóc należy przeciwko bałamutnikom, a okularnikom niepoczciwym.
Timmermans, Olęder nieprzyjemny, z drugimi gryzipiórkami zasiadłszy, gardło tanim wińskiem sycąc, pouczeń naszej Rzplitej ukochanej nie szczędzi. Już o Olendrach dobrze radzę i przez jednego gębatego gęsiora, z onej mysli nie ustąpię. Lud to skrzętny, mokradła suszący, choć ni urodą ni fantazyją nad inszymi górować nie może, przecie i handlem zamorskim się zajmując, do znaczenia przyszedł. Dziwne to czasy, kiedy kiep byle jaki, w Ojczyźnie naszej posłuch u drugich znajduje.
Jaśnie Oświecony Pan Duda, nasz Prezydent kochany, zwiedziawszy się, że w stolicy jakowaś Legija się znajduje, do ichnich koszar wieść się kazał. Miast szabel, pik a muszkietów, chłopów młodych prawie gołych nalazłszy przy święcie jakowymś, przecie łaskawość onym okazawszy, w dłonie swe pańskie klaskać raczył. Zaczem o wikt i żołd zapytaszy, czy aby godziwy, zaraz do domu się udał, wąsa, jak powiadają, ze zgryzoty zapuszczać.
Piotrowicza sprawa przykra. Nalazłyszy u Onego listy jakoweś, opozycyja zza pieców sejmowych wylazłszy, do szału przyszła, że gnębiciel nieszczęsnych, im podobnych szczybiotów. Już się do płaczu a spazmów co delikutaśniejsi biorą delegaci, moralne wywodząc jeremiady, że nie wolno takowego u dworu trzymać. Osobliwie pan Sto Pociech, któren sam na moskiewskim żołdzie siedząc, do majątków wielkich doszedł, i puszczę w dzierżawie dla pozoru trzymie.
Lud prosty, zadufanie w swym rozumie mając, powiada, że kto w sobotę pierze, w niedzielę się nie ubierze. Dziwnym przeto się zdaje, że burzyciele na tegoż ludu wolę się powołujący, chciwie w dzień przedświąteczny breweweryje swe chcąc odprawiać, Warszawę od dni kilku ekscytują. Już też hołysz jakowyś, dragon niegdyś ponoć, strzelbą wymachuje, że niby strzelać będzie. Z halabardą wysłani, gdy onego w piernatach znaleźli, zaraz w płacz popadł, że niby z głupoty a gorzałki, furią takową wiedziony się ogłaszał. Nic widać do głów próżnych trafić nie może, poza halabardą, bizunem a wstrząsem substancji życiowej ordynaryjnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz