Pan Ryś kopie ile wlezie, a bezduszna skrzynia nic. Nie wypłaca, spogląda zimnym okiem kamery i liczy kopniaki.
- Przecież moja karta jest złota – złości się pan Ryś. – Zawsze wypłacałeś – przerywając kopanie, próbuje negocjacji z maszyną.
- Dej spokój, bo już policja się kręci – uspokaja go pan Grześ, wymachując przed jego poczerwieniałym ze złości nosem błękitną kartą z gwiazdkami. – Odsuńże się i udawaj głupiego. Ta zawsze wypłaci.
Pan Ryś odsuwa się i udaje głupiego, co przychodzi mu dziwnie łatwo, podczas gdy pan Grześ majstruje przy szparce, sapiąc.
Pojawia się pozbawiony szacunku pan ochroniarz z marsową miną i pyta:
- Co pan tak majstrujesz przy tej szparce, i co to za sapanie w miejscu publicznym?
- Karta mi nie wchodzi – informuje natręta pan Grześ.
- I złota też nie wchodzi – dodaje wykukujący zza murku pan Ryś. – Ten bankomat się zepsuł!
- Pokażcie no te karty – burczy pan ochroniarz, a następnie wnikliwie ogląda podane mu karty.
- I co? – dopytują się chórem.
- Jajco. Po pierwsze termin wyszedł, a po drugie, to są przecież kwity z pralni pieniędzy, nie do zwykłego bankomatu – informuje ich pan ochroniarz, oddając plastikowe prostokąciki.
- Głupota jakaś – jękliwym głosem skarży się pan Ryś. – Miały działać zawsze i wszędzie.
- Nie jęcz, tylko się trochę zastanów, portfel przewertuj – strofuje go pan Grześ, wpijając mogący jeszcze niedawno zabijać wzrok, w plecy odchodzącego pana ochroniarza.
Wertują portfele.
- Mamy jeszcze karty biało-czerwone. Te wejdą na bank.
- Ja na biało-czerwonej mam debet i hipoteka mi wisi – martwi się pan Grześ.
Pan Ryś z powodzeniem wtyka biało-czerwoną w szparkę, ale okazuje się, że zapomniał hasła.
- Czterech cyferek nie potrafisz zapamiętać jako uczeń geniusza i chodliwy ekonomista?
- Miałem trudne dzieciństwo – tłumaczy pan Ryś. – Może przy okienku wypłacą nam na gębę?
- Tak, na pewno... – powątpiewa pan Grześ. – Z bankomatem nie potrafisz się dogadać, a załatwisz z bardzo złym kasjerem. Wracamy do naszych. Martwią się pewnie niebożęta.
Idą posępnymi ulicami. Zimny wiatr, podniesione kołnierze, obojętność przechodniów dźwigających świąteczne wiktuały. Reklamy migoczą jak diabli, zmierzch zapada.
- Ostała się jeno pizza – grobowym głosem powtarza raz za razem pan Ryś.
- Nawet nie wspominaj. Jesteśmy jak te dziewczynki z zapałkami, z bajki Andersena – zauważa pan Grześ i zatrzymuje się ogarnięty nagłą podnietą.
- Pamela jest w Moskwie – ożywia się pan Ryś.
- Nie rozumiesz? Z zapałkami, czyli możemy coś podpalić, albo chociaż postraszyć kogo trzeba.
- Ja się na dziewczynkę przerobić nie dam – hardo oponuje pan Ryś.
- Z kim ja muszę pracować! – Pan Grześ wyjmuje pudełko zapałek i dla wprawy próbuje podpalić papiery w koszu na śmieci, ale zapałki gasną jedna po drugiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz