W Malborku nastało wielkie poruszenie, odkąd rozniosło
się na mieście, że w najbliższych dniach Krzyżacy po raz kolejny staną w
zwartym szyku na polach Grunwaldu. Narzekaniom nie było końca. W krzyżackiej
aptece wykupiono maści na ból wszystkich części ciała, a kolejka do Wielkiego
Szpitalnika Zakonu, w celu zdobycia zaświadczenia chorobowego, wydłużyła się i zmieniła
w zakręcony, spiralny ogonek. Minęła ósma, a nikt nie odmykał wierzei urzędu.
- Minęła ósma, a nikt nie odmyka – marudził Von
Pałętasz, co rusz spoglądając na zegarek.
- I nikt nie odemknie – złowieszczo obwieścił
krzyżak Macencjusz, przepychając się na czoło kolejki, by wleźć na schodki i
stamtąd ogłosić, że o żadnych zwolnieniach mowy być nie może. – Wielki Mistrz
zarządził, że wszystkie krzyżackie ręce mają być w dniu bitwy na pokładzie,
czyli na placu, a nie tam, gdzie jeden z drugim przeważnie je lubi trzymać –
zakończył.
- No, ale jak to, w maju? Na deszczu? W mieście? –
podniosły się pełne zdziwienia głosy.
- Najważniejsze, że Polacy się nie stawią! – zawołał
zniecierpliwiony Macencjusz.
- Czy aby na pewno? – dopytywał niewielki krzyżak,
który kazał nazywać się Gotfrydem z Bulionu, ale wszyscy wołali na niego: Ej,
gofry!
- Uspokójcie się bracia krzyżacy i siostry
krzyżaczki. Dajcie mi mówić, albowiem znam szczegóły zapowiedzianej kampanii,
którymi z polecenia WM mam się z wami podzielić.
- Kto to jest WM? – zapytał krzyżak, kudłaty niczym
stary Żmudzin z powieści Sienkiewicza. Uciszyło się nieco.
- Chodź no tutaj kudłaty krzyżaku. Posłużysz za
punkt pierwszy. Czy widzicie tego oto krzyżaka? – Macencjusz wskazał na
kudłacza.
- To nasz Kudłaty – krzyknął Von Pałętasz.
- Wygląda jak smarkacz, nie groźny rycerz! Łeb
rozkudłany, broda rozkudłana i do tego cały siwy. Osiwiałeś z rozpusty, czy ze
starości?
- Po trosze... – bąknęło zmieszane krzyżaczysko.
- Na następną sobotę masz być ogolony, łeb na jeża,
a przede wszystkim pofarbowany na kruczo.
- Mam być Murzynem?
- Włosy! Murzyna dostarczy zaprzyjaźniona redakcja.
To się wszystkich tyczy, więc nie rozumiem skąd te śmiechy. Żadnych siwych
łbów, ci o kosturkach wystąpią jako niepełnosprawni, ale młodzi! Gotowi do
walki, dla dobra... Polaczkowie muszą ujrzeć zgraną, krzyżacką paczkę w
rozkwicie sił witalnych, nie, jak ostatnio bywało... Wielki Mistrz na przykład...
- Wielki Mistrz na forsie śpi, co rusz młodszy,
zębem sztucznym błyska!
- Będziemy wypożyczać sztuczne szczęki, peruki dla
łysych a kto ma wzrok błędny, dostanie szklane oczy. Oczywiście za
pokwitowaniem.
- Znaczy się bitwy nie będzie? – wrócił do tematu
Ej, gofry.
- Jasne, że nie! Sami ze sobą mamy się bić? Jeszcze nam
głupi Jagiełło daje ochronę, w razie czego, bo zbieramy się w samej stolicy
Polaczków.
- Rany boskie! Jak my tam dojdziemy? Chłopstwo nas w
drodze okrutnie poszarpie.
- Autobusami dojedziemy. Tym się nie martwcie. Jest
jeszcze w Malborku wieża złotem nasypana. Ad rem. Tym razem będziemy twardzi, a
przede wszystkim młodzi, wykształceni i...
- Ja się wykształcić nie dam! – oburzył się Von
Pałętasz.
- I wszyscy, ale dosłownie wszyscy mają wiedzieć, po
co się zebraliśmy, co chcemy osiągnąć, jeśli Polaczkowie poddadzą się naszej
krzyżackiej władzy. Jeśli ktoś się nie czuje na dość silny na rozumie, zapytany
przez media niech udaje niemowę, że mu siepacze Jagiełły język wyrwali, albo
coś. Wielki Mistrz osobiście wam to powtórzy, ale już teraz zapowiadam, że jak
się który, albo która, znajdzie na YouTube w jakimś głupim filmiku, w lochu
skończy. Nie przechwalać się dokonanymi uprzednio zniszczeniami, nie straszyć
gardeł podrzynaniem, bo my dla dobra, ku powszechnej szczęśliwości, aby
nieszczęsny naród wybawić od losu, jakiego już niegdyś za dawnych Jagiellonów
zaznawał.
- A można przy okazji jakiś sklep zrabować? –
zainteresował się Von Pałętasz, ale widząc, że krzyżak Macencjusz sięga pod płaszcz,
pospiesznie zasłonił się Kudłatym.
- Każdy dostanie kartkę z hasłami, pieśniami oraz
innymi szczegółowymi zaleceniami. Na pamięć kuć, bo będę przepytywał, a oporni
majówkę spędzą... Wiecie gdzie. Żarty się skończyły! Albo my ich, albo oni nas.
Rozchodzili się powiewając płachtami kart. Czytaci
popisywali się swoją umiejętnością, inni narzekali na rozwielmożnienie krzyżaka
Macencjusza. Krzyżacy z sekcji poznańskiej, próbowali zwrócić zakupione
niepotrzebnie maści, ale apteka była zamknięta. Niektórzy narzekali, że zamiast
grillować, będą musieli uczyć się z kartki.
Krzyżak Macencjusz został sam. Otarł pot z czoła i
westchnął. Od dawna żałował, że wplątał się w tą krzyżacką aferę. Chciał zostać
kowalem artystycznym. Miałby fach w ręku, spokojne zajęcie, ale ojciec krzyżak,
matka krzyżaczka zamiłowana. Tak długo gnębili młodego Macencjuszka, aż uległ.
A tu, ani wesołej kompanii, panie krzyżaczki, odpuść Boże, piękne jak przedwczorajsze
ruskie pierogi, ciągle ględzenie i ględzenie. Tylko ta wieża złotem nasypana. Presja,
prawda, środowiskowa.
Splunął, owinął się krzyżackim płaszczem, bo duć
zaczęło i poszedł posiedzieć nad fosą, licząc, że może coś ciekawego zobaczy po
drugiej stronie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz