Od razu uwaga, że to żadna kpina, że inteligent w tytule w pełni zasługuje na to określenie. Inaczej wcale nie zawracałbym wam głów, bo gadaniem o pseudointeligentach oni sami pilnie się zajmują, bez cienia autorefleksji mając się za elitę. Dobrze, niech im będzie, to i tak nie ma żadnego znaczenia. Prawdziwy inteligent zwalcza w sobie naturalne poczucie wyższości nad prostym ludem, bardzo się stara być zawsze na miejscu, stać po stronie dobra i prawdy, ale czasy mamy akurat takie, że trudno człowiekowi dotknąć rzeczywistości. Inteligent z definicji już nieco oddzielny, niespecjalnie skąd ma czerpać natchnienie wobec zachodzących wydarzeń, czynnych publicznie postaci oraz mechanizmów co rusz wyłażących na wierzch, niczym niespodziewanie brudna noga spod śnieżnobiałej jedwabnej pościeli. Wymarzony świat inteligenta to świat bez kantów w podwójnym znaczeniu, swoją obłość kompensujący trwałością. Nie jest to uniwersum poszukiwaczy, a raczej budowniczych na pewnych fundamentach wiedzy czy wiary w wiedzę innych, o ile inteligent zajmuje się sprawami szeroko rozumianej humanistyki. Nie w tym problem, bo tak było zawsze, ale w tym, że obecnie te fundamenty są niewiele warte, bo rozwiercone, zaminowane kłamstwem i pokruszone aż do nieużywalności. I to jest ewidentna słabość wznoszonych przez inteligenta konstrukcji myślowych. Stąd konieczność trwania w pewnym oddaleniu, bo jednak jest świadomość, że te konstrukcje są chybotliwe i mogą zaraz runąć. I faktycznie padają prawie codziennie uniemożliwiając dalsze prace konstruktorskie i choćby dyskusję nad nimi.
Jako znany prostak staram się im tłumaczyć najprościej jak umiem w kontaktach osobistych (przydatna cecha prostaka), że unikną wielu rozczarowań, jeśli zrozumieją, że złe drzewo nigdy nie wydaje dobrych owoców, choćby je okadzali nie wiem jakimi wonnościami, albo głaskali czy całowali jego pień. Powstaje pytanie, dlaczego tak łatwo za każdym razem dają się wyprowadzić w pole cwanym pseudointeligentom? Wcale nie pomaga im fakt, że jako inteligenci tkwią w środowisku ściśle inteligenckim i można rzec, że oddychają samą najlepszą inteligencją zamiast podejrzaną mieszaniną gazów zwaną powietrzem. W razie czego, czyli praktycznie zawsze, gdy konstrukcja, którą pomagali wznosić, z odpowiedniego rzecz jasna dystansu, chwieje się i wali, odchodzą z dumnie podniesionymi czołami i obserwują, czy gdzieś nie powstaje nowa. I, cóż za niespodzianka, powstaje! Zbliżają się do niej ostrożnie, przez chwilę nauczeni doświadczeniem, ale szereg kolejnych wypowiedzi, zapewnień i publicznie wygłaszanych osądów sprawia, że znowu raczą dać się nabrać. Dla mnie jako prostaka to niesamowite, że zawodowi kłamcy mogą w ten sposób działać nie tylko na swoich oślepionych nienawiścią fanów, ale i na porządnych polskich inteligentów. I żeby to raz, albo nawet dziesięć razy.
Ile można tłumaczyć, że ani tytuł naukowy, ani wysokie usytuowanie na drabinie politycznej czy społecznej nie ma już nic wspólnego, a przynajmniej nie musi mieć, z uczciwością czy wysokim morale, a wiara w obiektywizm czy prawdomówność mediów jest naprawdę dziwacznym, niegodnym wręcz zabobonem. Nie i nie. Nadal są to fundamenty, na których inteligent będzie budował swoje konstrukcje myślowe. Być może jest to niezbędnik konieczny do jakiegoś tam przetrwania w czasach zawłaszczonych przez jawną bujdę. To zresztą cała historia racjonalizacji intelektualnej. W zasadzie, odkąd inteligent wyłonił się na terenie Polski jako byt osobny, niczym innym jak racjonalizacją swoich postaw się nie zajmował. Ale to temat na inną opowieść i raczej nie powinien się nim zajmować podobny mnie prostak.
Dzisiejsze czasy to tylko preludium zmian, jakie trudno nam nawet sobie do końca wyobrazić. Zmian na polu politycznym, społecznym i wreszcie bitewnym. Kto ma je tłumaczyć, zapowiadać i szukać rozwiązań jak nie inteligent? To, co napisałem powyżej, to oczywiście tylko rojenia i przykład, jak mylnie można rozumieć swoją rolę. Jeśli bowiem ktoś chce pełnić podobną rolę musi potrafić operować ogromną ilością zmiennych, wśród których marginalną rolę pełnią ustalone, pewne wydawałoby się przekonania. To zresztą nie żadna rewolucja i nawet rewolucja w myśleniu nie jest konieczna. Na początek wystarczy zrozumieć, że otaczający nas ludzie, co może wydawać się dziwne, również obdarzeni są samoświadomością w sensie ontologicznym. Choć cały świat czci wytrychy albo i proste młotki jako współczesne klucze do Królestwa, nie należy dawać się wodzić na pokuszenie intelektualne przez kłamców i zwykłych głupców. To naprawdę niewiele, a jak pięknie i szybko zbliża człowieka do rzeczywistości. Wtedy i fundament inny, i wznosić można prawdziwe, nieulotne konstrukcje, bo rzeczywistość nie jest naszym wrogiem. Po prostu jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz