wtorek, 2 sierpnia 2022

Rzeczpospolita, kiedy była

 Jeszcze raz, bo już kiedyś to robiłem, zachęcam do czytania Kraszewskiego, ale nie mam na myśli jego beletrystyki historycznej, choć to też żaden znowu grzech, ale jego wspomnień i reportaży podróżniczych, wielce popularnych w pierwszej połowie XIX wieku. Aby uniknąć porównań z Cejrowskim i tą drugą panią, której nazwiska zapomniałem, bo ci zacni ludzie w zasadzie piszą tylko o sobie, nazwijmy je reportażami peregrynacyjnymi. Pan Kraszewski wędruje sobie po Wołyniu, Polesiu, bywa w Wilnie i tym podobnych miejscach i całkiem dziarskim i barwnym językiem wszystko co widzi opisuje. To są lata trzydzieste dziewiętnastego wieku, więc nie będzie wielkim nadużyciem, jeśli użyję formuły, że 200 lat temu. 

Prawie każdy, kto opisuje spustoszenie naszych ziem, kto włosy wyrywa, o ile ma włosy, z głowy nad brakiem, nad niekompletnością źródeł, nad małością i rzadkością zabytków, zawsze przywołuje zniszczenia dokonane przez Sowietów czy Niemców. A tu mamy sytuacje sprzed 200 lat i jest zgoła podobnie. Kraszewski wydziwia nad zabytkami Wilna, odbudowanymi w pokracznej formie, nad doklejonymi kolumienkami, nad brakiem jakiegokolwiek smaku i niszczeniem poprzez nowomodną architekturę pamięci historycznej społeczeństwa. Jedzie przez tereny Rzeczpospolitej i opisuje co kawałek, że to wzgórze zarośnięte, gdzie jeśli się wlezie przedzierając się przez dziką puszczę jeżyn, to zamek, w salach którego książe Witold podejmował europejskich władców, a znowu tutaj, gdzie widzimy nędzną wiochę i ludzi na pół dzikich było miasto, prowadzące wielki handel. I tak w kółko. Tu był klasztor, gdzie ufundowano wielką bibliotekę, a tu gdzie ktoś przemyślnie kozy pasie w resztach ruin, archiwum. 

Dwieście lat temu Kraszewski rozpacza nad zniszczeniem zasobów archiwalnych, często sięgających wieki całe w przeszłość. Magnackie jeszcze istniały, ale i one gdzieś się, panie tego, rozeszły, vide ogromne archiwum Potockich. Ale przecież każdy piśmienny, posiadający ziemię szlachcic, gromadził pilnie wszelkie dotyczące rodu i gospodarstwa papiery. Jeszcze wcześniej, bo jako zamiłowane w historii chłopię Kraszewski za grosze kupuje takie zbutwiałe, cuchnące dokumenty w workach. Rodzice go z tym smrodem wyganiają z domu do szopki, a tam przecież prawdziwa historia, co komu, za ile, po co? Korespondencja, rachunki i tak dalej... 

Skala zniszczenia opisywana przez autora jest przerażająca, a przed dziedzictwem były jeszcze prawie dwa wieki starannego niszczenia i zacierania śladów po dawnej potędze i kulturze materialnej. Kraszewski opisuje resztki, które potem trafiły jeszcze na przemiał, a my z tego, knując i kombinując, w oparciu bardziej o literaturę tworzyć próbujemy żywe obrazy przeszłości. 

A potem Kraszewski w Horodcu, gdzie kolekcja numizmatów w oryginalnych szafach, dar Ludwika XV dla Stanisława Leszczyńskiego, gdzie w bibliotece rękopisy nawet z XIV wieku, archiwa gospodarza, rzecz jasna i obrazy Rubensa "jeden kobietę nagą w futrze wyobrażający, drugi zaślubiny N. Panny", obraz Rafaela i podobne dzieła. Jest też, podany przez Kraszewskiego za pewny oryginał obraz Leonarda da Vinci "Święty Jan Chrzciciel". Rzecz dla kogoś, kto się zna, bo być może wierna kopia. Ja nie pretenduję, ale opis Kraszewskiego zgadza się idealnie z dziełem. Obraz tak czy tak w Luwrze i można go sobie obejrzeć nawet w internecie. Horodec też jest i można o nim w Wikipedii przeczytać, że wiocha. Nawet wspominają, że Kraszewski opisał. Cóż.

Rzecz w tym, że mamy te resztki po resztkach Kraszewskiego i nic z nimi nie jesteśmy w stanie zrobić. Trochę przesadzam, bo na przykład udało się spalić krakowskie archiwum. Nie można przez to powiedzieć, że nasze pokolenie jest całkiem bezczynne. Uuu... Ale jak się ktoś przeszłością zajmuje na sposób niepublicystyczny, ale na przykład publikując dzieła rzadkie i niedostępne, to zaraz go w łeb, a jeśli nawet nie w łeb, to na żadną pomoc liczyć nie może. Pełno jest bowiem ględzenia o historii, ale dosłownie na kilka, już nudnych do porzygania tematów. I oczywiście tylko tam, gdzie są etaty i można obrzydliwie ględzić o wychowaniu patriotycznym młodzieży. Reszta jest nędzną beletrystyką i bajaniem dla głupców. To się sprzeda, tamto wcale, a reszta niech zgnije. Piszę się na to, żeby razem ze mną.




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz