To
znaczy, pan Michał Kamiński - jak najbardziej - może być, ale proszę nie
nazywać go Miśkiem, znaczy się w komentarzach, o ile takie się pojawią pod
tekstem, ponieważ, jako dziecko uwielbiałem książki Curwooda i nie sądzę, by
jakikolwiek niedźwiadek czuł się zaszczycony takim przyrównaniem.
Cieszę
się niezmiernie, że pani Kopacz wreszcie doceniła jego żałosne antyszambrowanie
w poczekalniach medialnych i obdarzyła go stanowiskiem w randze sekretarza
stanu. Korzyści z tej decyzji są wielorakie. Po pierwsze, pan Kamiński nie
będzie musiał płaszczyć się tak nachalnie. Nawet jeśli weszło mu to już w krew,
nie będzie już tego robił, jako
niezależny ekspert od wizerunku, narracji czy tam, jak się to teraz nazywa. Po
trzecie, przynajmniej dopóki rządzi PO, nie grozi jego powrót do PiS, a
wreszcie po czwarte, facet będzie się kręcił przy prorządowych kampaniach
wyborczych, co dobrze wróży wszelkiej opozycji.
Mamy
bowiem do czynienia, nie z żadnym guru politycznych narracji, a z pływakiem. I
proszę to dobrze zrozumieć. Z pływakiem, nie w sensie jakiegoś kraulisty, tylko
z takim, który całą siłę, ambicję i intelekt musi poświęcać, by w ogóle
utrzymać się na powierzchni. Zabawne jest, że karnet na basen załatwił mu
Jarosław Kaczyński, najwyraźniej widząc w nim kandydata na przyszłego
olimpijczyka. No, ale szef PiS, zna się na ludziach i pływaniu, jak mało kto,
co potwierdzają niezwykłe osiągnięcia niektórych jego wychowanków. Na szczęście
znalazł się nowy klub i nowi trenerzy, którzy uwierzyli, że ten zasuwający
pieskiem ancymon, poprowadzi ich sztafetę do zwycięstwa.
I
dobrze, bo temu klubowi życzę, jak najgorzej. Już to, że jego działacze i
trenerzy wyciągają wnioski z propagandy lansowanej przez telewizyjne szczujnie,
u których tę propagandę sami zamawiają, wiele mówi o stanie umysłów włodarzy
tego klubu.
Pokazywanie
Kaminskiego, mające na celu wykreowanie go na przenikliwego analityka,
przyniosło dziwny skutek. Podczas, gdy zwykli gamonie wysiadujący przed
telewizorami, na jego widok rechoczą, albo używają słów niecenzuralnych, znaleźli się amatorzy na jego usługi. I nie
żaden, rozpaczliwy polski kabaret, a Rząd III RP.
Mylę
się? To proszę wymienić jeden - ale taki prawdziwy - sukces pana Kamińskiego,
poza ogoleniem się na łyso i znalezieniem klucza do serca Moniki Olejnik.
Jest
sprawnym politycznym manipulatorem?
Proszę
przyjrzeć się w takim razie, jego największemu wyczynowi, czyli stworzeniu tego
nieszczęsnego, dawno zapomnianego PJN. Oto grupa usadowionych na brukselskich
mandatach ananasów, daje się namówić innym jeszcze obrotniejszym cwaniakom do
założenia tej dziwnej partii, ponieważ, wedle jakichś ich przekonań, badań(?)
Polacy o niczym innym nie marzą w swojej masie, jak tylko o poparciu skrajnych
oportunistów i politycznych miernot, udających „pierwszą naiwną” polityki.
Doprawdy,
prawdziwy okaz polskiego Makiawela, dającego się w knajpie namówić na tak
skrajny wygłup, tylko dlatego, że kilka redaktorskich „osób” wyraziło przekonanie,
że lepszy PiS, czyli taki bez złego Kaczyńskiego, porwie za sobą naród.
No
chyba, że zawarto wówczas umowę na rozpieprzenie Prawa i Sprawiedliwości, z
wypłatą opóźnioną o czas posłowania pana Kamińskiego w Brukseli. Projekt mało
się powiódł, ale nasz obecny sekretarz stanu, przez ostatnie miesiące, wcale nie
antyszambrował, tylko łaził za obiecaną zapłatą. Trochę się pozmieniało, ale w
końcu dopiął swego.
Tak,
czy owak... życzę panu Michałowi Kamińskiemu wszystkiego najlepszego, a jego
mocodawcom zalecam, by dla własnego
komfortu psychicznego, mieli swój nowy nabytek na oku, znaczy się, nie
odwracali się do niego tyłem, szczególnie wtedy, gdy mu na czymś osobliwie
zależy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz