Dzień
się wydłuża, wiosna zbliża, ale ludzie ponurzy i jeden na drugiego łypie okiem
niczym jakiś... Cajmer po północy. To jest powiedzonko z lat pięćdziesiątych: „zagrał,
jak Cajmer po północy” Lubię je, od czasu, gdy dobre dwadzieścia lat temu,
podczas gry w brydża, użyła go moja teściowa, widząc, że zegar wskazuje dwudziestą
czwartą dziesięć. I zgodnie z ironicznym znaczeniem, którego nie znała, faktycznie
wpadła bez pięciu.
Skąd
mnie dzisiaj przyszedł do głowy Cajmer, nie mam pojęcia. Chciałem napisać o
wygłupach dziennikarzy, przez niektórych, zwanych z przyzwyczajenia „naszymi”
aż tu nagle ten Cajmer. I od razu siedzę na mieliźnie, inaczej mówiąc, na d...e.
Poszedłem
sprawdzić na zasadzie, że jak w głowie pusto, można zajrzeć do Wikipedii. Już
sam ten pomysł zbliża mnie nieco do tematu dziennikarstwa, w sensie
poszukiwania źródeł wiedzy. Czytam, że Cajmer to był muzyk pochodzenia
żydowskiego, studiował w Wiedniu, grał w kawiarniach, z armią czerwoną przywędrował
i w końcu, pod wodzą Szpilmana prowadził Orkiestrę Taneczną Polskiego Radia i w
1957 – niespodziewanie - jak zabawnie piszą w Wiki – wyemigrował.
Życiorys,
jak życiorys, ale nadal nie zbliża mnie do naszych dziennikarzy kochanych. Ha, jednak docieram do informacji, że dla
Wytwórni Mieczysława Fogga „Fogg record”, która działała w latach 1945-1951, a
okazuje się, że dzięki prawnukowi artysty działa i dzisiaj, nagrywał pod
pseudonimem Jan Rem.
Z
tego pseudonimu korzystał później znany
i popularny dziennikarz Jerzy Urban. I w ten sposób dotarliśmy po wielu
perypetiach do zasadniczego tekstu, który wyposażony w świeżo nabytą wiedzę,
mogę śmiało zatytułować „wSieci” – Grają, jak Cajmer po północy”
Repertuar
wytwórni Fogga był nastawiony na publikę przedwojenną. Mamy i czerwone maki,
wierzby płaczące, miłość nad Nilem i dymki z papierosa. Walce, panie i panowie,
a nawet Monolog Konrada z Dziadów. Po repertuarze widać, że gdyby Fogg miał
wówczas odpowiednie „moce przerobowe” i to coś twardego, z czego robiło się
wówczas płyty, zostałby grubym miliarderem a jego potomek wykupiłby te
nieszczęsne Polskie Nagrania, nie żaden głupi Warner.
- No
dobra, facet miał koncesje, zarabiał i gwiazdorzył, podczas, gdy innym
strzelano w potylice – oburzy się zaraz niezawodnie jakiś wzmożony
patriotycznie dobrodziej, na co nic mu nie odpowiem, bo inaczej nie przejdę do
zasadniczego tematu tego tekstu.
Panowie
dziennikarze zbudowali swój projekt medialny na podobnych zasadach, jak ten
starodawny projekt muzyczno - wydawniczy. Tu, prawda, płynie szerokim nurtem
rzeka kłamstwa, obłudy i propagandy, a tu – nieco z boku – nasze żwawe
strumienie prawdy, gdzie i ptaszek ćwierka i można się napić wprost ze źródła
(po opłaceniu abonamentu – żeby nie było!) Publiczność zapewniona, pióra - prawda
– świetnie naostrzone, facjaty przyjemne. Nic, tylko liczyć forsę i cieszyć się
rosnącym prestiżem.
A
tu figa z makiem. Zamiast wartkich strumieni, coś płynącego w odwrotnym
kierunku, ale zasilanego wodą z głównej, cuchnącej trupem rzeki . Napić się z
tego nie idzie, bo flaki rozrywa.
Wszystko
wtórne, bo powstałe z reakcji oraz pragnienia dorównania zwalczanemu na łamach
wrogowi. Szata graficzna, działy tematyczne – zupełnie, jakby taki Newsweek
zjadł kamień filozoficzny na śniadanie. My o winie, oni o piwie, oni o samochodach
hybrydowych, my o hybrydach samochodu i paralotni, ci o filmie „Ida” my dla
odmiany o filmie „Ida”, oni na okładce dają Palikota w trumnie, nas brzydzą
asocjacje funeralne i dajemy faceta z trzema cyckami. I tak to się kręci. Oni
mają Czuchnowskiego, my anty Czuchnowskiego. My kręcimy karuzelą „Wpolityce”
głupi Lis ma swoją „parówkę” Licytacja trwa, a publika ziewa. Nakład spada, to
trzeba podkręcić emocje! A może złagodzić ton i trafić do centrowego ( to ci
dopiero!) czytelnika? I tak źle i tak niedobrze. Migrena i księżyc nad
Warszawą.
Wytwórnia
Fogga, co widać po repertuarze, ciśnięta przez UB i cenzurę, z biegiem lat upadała
w ludowość i akordeony grały aż huczało. Was ciśnie spadek zysków, ale reakcja
jest podobna. Coraz prościej, łatwiej, z większym przytupem! A efektów nie ma.
Co z tego, że Newsweek czy Polityka są jeszcze żałośniejsze? Nawet nie mam
zamiaru tego porównywać. Czy w Polsce nie ma miejsca na interesujący, w miarę
obiektywny tygodnik traktujący o polityce, także międzynarodowej z aspiracjami
wyższymi niż czytadło na podróż koleją czy autobusem?
To
są pytania retoryczne, na które nie oczekuję odpowiedzi. Nie macie Fogga, ale
czy koniecznie musicie grać, jak ten przysłowiowy „Cajmer po północy”? I
uważajcie, by się wam nie zalągł w redakcji, jakiś całkiem nowy i „nasz” Rem –
niekoniecznie Jan.
Jak się zrobi dłuższą przerwę w blogaskowaniu, to się potem tak ma. Żadnych komętów, nikt nie przyłazi.
OdpowiedzUsuńTeż to znam, choć przerwałem kiedyś na krócej i bez obiektywnego powodu.
Pzdrwm