Nie pamiętam tego z powodu piłkarskiej amnezji, ale ponoć przez kilkadziesiąt lat tylko przegrywaliśmy, albo remisowaliśmy z Niemcami. Mam nadzieję, że nasi piłkarze też tego nie pamiętają, ponieważ nie ma to nic do rzeczy. Jutro, aby odnieść prawdziwy sukces we Francji, powinniśmy ich ograć. Roztrząsanie jakichś tam „meczów na wodzie” w niczym nam nie pomoże.
Tu nie chodzi o sytuację w tabeli przed trudnym meczem z
Ukrainą, ani nawet o tak zwaną drabinkę i kolejnych rywali w fazie pucharowej,
a bardziej o emocjonalnego kopa, jaki zwycięstwo dałoby naszej dzielnej
drużynie, kolejnych przeciwników wprawiając w osłupienie. Remis to tylko
złudzenie sukcesu. Okazja do maniackiej
telewizyjnej gadki, która już teraz zalewa takich prostych kibiców, jak ja.
Mieliśmy jeden „zwycięski remis” na Wembley i wystarczy. Mdli mnie, gdy słyszę
ten zwrot. Jest równie głupi jak „porażka w dobrym stylu”. Nie ma czegoś
takiego jak honorowa czy piękna porażka.
To zawsze wynik słabości, zaniedbań, błędów dowódcy, albo wykonawców
rozkazów. Na dodatek w meczu piłkarskim, nie występuje coś takiego jak przewaga
liczebna przeciwnika, przynajmniej na początku rozgrywki.
Po prostu, aby wygrać z Mistrzem Świata trzeba zrobić kilka
rzeczy, a innych nie robić, choćby się trawa na boisku paliła. Nie wolno, na
przykład, nastawić się na „zabójcze kontry” ponieważ, aby takowe wyprowadzić,
trzeba podejmować przeciwnika w na swojej
połowie. To tak, jakby uzbrojonemu po zęby wojownikowi dać podejść do siebie,
licząc, że uda mu się przywalić podniesionym z ziemi kamieniem. Niemcy
przesiadujący w pobliżu naszego pola karnego to porażka.
Za dobrze łobuzy biją
wolne i kornery, że o strzałach z daleka, nawet nie warto wspominać. Dlatego
należy atakować i szarpać do bólu w środku boiska. Kontra owszem, ale gdy
odbierze im się piłkę w strefie środkowej.
Trzeba ustawić się dokładnie tak, jak na Irlandię Północną.
Z tym, oczywiście, że zadania dla poszczególnych graczy będą nieco inne. Żadne rozmnażanie
defensywnych pomocników nam nie pomoże, podobnie jak kombinacje z Milikiem jako
fałszywym skrzydłowym i osamotnionym na szpicy Lewandowskim. To prosta droga do
porażki oraz chaosu w grze ofensywnej. Trójka Grosicki ( Błaszczykowski)
Lewandowski, Milik to za mało, by zagrozić defensywie Niemiaszków, tym
bardziej, że przy Krychowiaku i Mączyńskim, pewnie zagrałby wówczas Jodłowiec.
Podobnie jak przed pierwszym meczem, wołam o miejsce dla Kapustki. Teraz wydaje
się to bardziej oczywiste i mam nadzieję, że Nawałka nie zmieni zwycięskiego
składu, a cały powyższy akapit pozostanie li tylko zastrzeżeniem.
Druga rzecz, bardzo trudna lecz wykonalna, to zmuszenie
Niemców do przyjęcia naszych warunków gry, albo przynajmniej doprowadzenie do
konfrontacji dwóch podobnie ofensywnych konceptów. Przyjęcie niemieckich
warunków, podążanie za nimi, reagowanie na nie, to prosta droga do porażki. Jeśli
nie będzie im się układała się gra. Jeśli będą ślimaczyli w rozgrywaniu, a my patrząc
na to będziemy oddychali swobodnie, zadowoleni, że nie taki diabeł straszny, zaraz
dostaniemy pigułę do siatki.
Niemcy są bowiem mistrzami w usypianiu rywala. Żeby ich
ograć trzeba ich bez przerwy absorbować naszymi rozwiązaniami ofensywnymi. Zmusić
te stalowe łby do myślenia, co też ci Polacy kombinują? Wbrew pozorom, stany
głębokich zamyśleń w trakcie gry nie sprzyjają zwycięstwu. Jak znam
Niemiaszków, mieli naszą reprezentację rozgryzioną, opisaną w odpowiadającym im
schemacie i w zasadzie już przed turniejem odhaczoną jako pokonaną. Na pewno
byli przygotowani nawet na ofensywny wariant z Zielińskim, aż tu nagle
Kapustka, który biega i biega, kręci kółeczka i kręci, robiąc zamęt, niczym
jakiś wirus komputerowy, a do tego podaje i strzela nie wykazując młodzieńczej
tremy. Tego się trzymajmy, panowie!
W czekającym nas meczu nie ma też miejsca na wznoszenie rąk
ku górze i łapanie się za głowę. Nie łudźmy się, że będziemy mieli sto sytuacji
strzeleckich. Te które wypracujemy, trzeba wykorzystać. To wszystko.
Przed meczem media zasypią nas porównaniami graczy na
poszczególnych pozycjach, szukając w tym nadziei, albo gasząc kibicowski
optymizm. Co tu porównywać, skoro gramy z Mistrzami Świata. Jeśli kogoś cieszy,
że mamy lepszy atak, niech spojrzy, kto strzelał dla Niemców w meczu z Ukrainą.
My grajmy swoje. Bez kompleksów i bez buńczuczności. Z
fantazją, szybko i po ziemi, do przodu i z lewej na prawą... do środka i bach
na budę! Niech ten Neuer pokaże na co go stać.
O bramkarzu Bayernu nasłucham się przy okazji każdego meczu,
jaki on najwspanialszy, najnowocześniejszy i jak świetnie gra nogami, że po
prostu pomocnik, nie bramkarz. Mdli mnie od tego ględzenia. Przecież wystarczy,
że w meczu naszej ligi bramkarz interweniuje poza polem karnym, zaraz
komentator wyskakuje z tym Neuerem. Najwyższy czas, żeby ktoś temu „Pelemu w
rękawicach” zabrał piłkę i strzelił do siaty. Najlepiej na trzy zero, czego
sobie i szanownym czytelnikom życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz