Musimy się przyzwyczaić, nauczyć bycia faworytem,
wygrywać kolejne mecze i w końcu stać się drużyną, która osiąga mistrzostwo. To
trudna rola. Z każdym wygranym meczem, z każdym awansem w rankingach zmniejsza
się tolerancja dla błędów, pechowych porażek i zwycięskich remisów. Aby
uświadomić sobie, jak wiele się zmieniło, przypomnę wyniki poprzednich
eliminacji MŚ. W dziesięciu meczach odnieśliśmy trzy zwycięstwa, dwukrotnie
ogrywając San Marino i raz Mołdawię. Dołożyliśmy remis w rewanżu z tą ostatnią
i dwukrotnie podzieliliśmy się punktami z Czarnogórą. Fetowaliśmy też remis z
Anglią. Czwarte miejsce w grupie i utrata realnych szans już po marcowej
porażce 1-3 z Ukrainą określały nasze miejsce w szyku europejskiego futbolu.
Krótki okres, gdy byliśmy faworytami pamiętam z
dzieciństwa, a nie jestem młodzieniaszkiem. Wówczas asekuracyjna propaganda,
nim przeszła w stan euforii, z każdego polskiego zwycięstwa robiła wielką
sensację. Mam wrażenie, że miało to negatywny wpływ na psychikę piłkarzy i w
efekcie nie pozwoliło zdobyć cholernego mistrzostwa świata. Dzisiaj trzeba po
męsku zmierzyć się z faktem, że w każdym kolejnym meczu będziemy faworytem.
Oczywiście za to nie dają punktów i te trzeba wywalczyć, wyszarpać
przeciwnikom, żeby nie stać się kontynentalną Anglią, która od pięćdziesięciu
jeden lat zawsze jest faworytem i zawsze w konsekwencji obrywa po tyłku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz