Znudziły mnie wygłupy przebranych za
polityków opozycyjnych aktorów i chciałbym się wreszcie dowiedzieć, kto im
pisze scenariusze, oraz czy ich autor nie jest przypadkiem laureatem
osławionego konkursu ministra Glińskiego na filmowy popis patriotyczny?
Wszystkie tropy prowadzą bowiem nieuchronnie do polskiego środowiska
artystycznego, odpowiadającego za chłam lejący się od lat z ekranów kinowych i
telewizyjnych. Przyznam, że początkowo podejrzewałem P.T. Barnuma, ale po
pierwsze ten zacny cyrkowy impresario zmarł w tysiąc osiemset
dziewięćdziesiątym pierwszym roku, w związku z czym żadnego „a po drugie” nie
będzie.
Dlaczego uważam, że za działaniami
podejmowanymi przez opozycję stoją polscy filmowcy? Służę wyjaśnieniem.
Najpierw poszlaki.
Fatalna jakość ścieżki dźwiękowej i
koszmarne dialogi. Podobnie jak w polskim filmie, trudno zrozumieć bełkot
występujących, a śmiała koncepcja zaczepiania widzów niekończącymi się
monologami, nie mającymi końca zdaniami złożonymi, pozbawionymi akcentu i
jakiejkolwiek pointy, dobitnie świadczy o filmowej proweniencji tych popisów.
Podobnie jest z doborem aktorów
pierwszoplanowych. Utajniona ekipa dba o ich staranny dobór, by główne role starannie
obsadzić odstręczającymi typami żeńskimi, męskimi i nijakimi. Tylko przymus,
wynikający z radykalnie osobliwej koncepcji twórcy może sprawić, że w rolach
magnetycznych amantów obsadza się polityków pokroju Budki, Szczerby, Kierwińskiego,
czy innego Brejzy. Rozumiem realizm, ale przechył w kierunku turpizmu jest
niezbyt udatną próbą pozyskania widzów.
Osobiście uważam, że są to trendy
przebrzmiałe, zarówno w kinie, jak i w polityce. Ostatnio zmusiłem się do
obejrzenia dwóch polskich filmów, uchodzących za rozrywkowe. Jednego kryminału
i jednego patriotycznego, o powojennych leśnych. W tym drugim wszyscy wyglądali
na typów spod ciemnej gwiazdy przebranych za ubeków i zniechęcony, nie mogąc
odróżnić dobrych od złych, wyłączyłem dzieło po pół godzinie. Kryminał był
jeszcze lepszy. Polska wyglądała w nim jak północna Norwegia ( taka moda ) i
chyba przez przypadek nad Mazurami nie pojawiła się zorza polarna, a detektywi
zostali obdarzeni taką masą słabości i cech negatywnych, że dziw brał, że w
ogóle wiedzieli jak się nazywają, jeden z drugim.
Całkiem podobnie wyglądają popisy naszej
opozycji, z dodatkiem poetyki znanej radykalnym kinomanom z dzieł pana Pujszo w
rodzaju „Kac Wawa”.
Ale, przyznaję, to były jedynie
poszlaki. Dopiero planowana akcja, popis z premierem technicznym utwierdził
mnie w przekonaniu, że mam rację i za całą tą głupotą stoi sprytny a ponury
scenarzysta filmowy. Któż inny mógłby wykombinować tak osobliwy thriller
polityczny, jak nie pożal się Boże, profesjonalista?
Po pierwsze, to już było, ponieważ PiS
zaprezentowało w swoim czasie profesora Glińskiego, czyli, biorąc pod uwagę ich
późniejsze sukcesy, format można uważać za sprawdzony. Nic, że wówczas
śmialiśmy się z tego wielkim głosem. Tu dochodzi sprytna kalkulacja, bo wtedy
nie pozwoliliśmy na wystąpienie podstępnego profesora, a teraz PiS-owcy nie
mogą nam zabronić. He, He...
Po drugie, wystawiając szefa własnej
partii jako tego całego technika, obalamy głupią pisowską zasadę, że „premier
techniczny” nie powinien być politykiem. Jeśli ktoś się przyczepi mamy dwie
odpowiedzi do wyboru:
- Ale przecież Gliński teraz jest
politykiem!
- A co z Grzesia za polityk!
Po trzecie i najważniejsze. Nie mamy
żadnych szans na sukces, co stawia nas w rzędzie niezłomnych bojowników o
słuszną sprawę, Spartan bez mała. W sumie analogia do wykorzystania, byle nie
wspominać liczby trzysta, bo to brzmi głupio. Może obrońcy fortu Alamo z posłem
Szczerbą w roli Johna Wayne’a?
Jakiż dramat, prawda? Nic, że wszyscy
wiedzą jak się skończy, kto co powie, kto będzie wrzeszczał, kto zasyczy
cynicznie, kto będzie wymachiwał łapą w kierunku szeregowego posła
Kaczyńskiego, ale wiemy, znowu z filmu przecież, że ludzie najbardziej lubią
piosenki, które już słyszeli.
Ktoś marudny zapyta, gdzie suspens?
Gdzie, prawda, trzęsienie ziemi na początek i akcja galopująca do zaskakującego
finału?
A wybór Grzegorza Schetyny na kandydata,
to mało? Przyznam, że coś w tym jest, bo gdy o tym usłyszałem, wymknęło mi się
w przytomności żony:
- Wow! Ale wymyślili. Istna magia,
Grzesiek z kapelusza.
- A trzęsienie ziemi? – dopyta maruda.
Proszę Państwa, nie wszystko na raz. Na
razie opozycja jest na etapie trzęsących się portek i to musi wystarczyć jej
fanom.
Super, choć całkiem nie zrozumiałem, dlaczego to 300 ma być trefne. (Fakt, słabo śledzę biężączkę.)
OdpowiedzUsuńPzdrwm