Służba obcym jest w zasadzie łatwiejsza do
wytłumaczenia na każdym poziomie niż służba własnemu narodowi. Po pierwsze
służąc obcym służymy wyższym od siebie. Po drugie nie musimy służyć osobiście i
możemy ten zaszczyt scedować na warstwy niższe, sami zyskując pochwały i
akceptację. Po trzecie wreszcie, to co bliskie właśnie z powodu bliskości
wydaje się jakieś takie ohydne. Szczegółowość oglądu nie służy. Nie wspominam o
gratyfikacjach finansowych, bo to sprawa oczywista.
Reszta tkwi w języku i to wymaga pewnych
umiejętności, przynajmniej dopóki taplamy się w demokratycznym bagnie. Uważam,
że już niedługo, bo nie da się zabezpieczyć poważnych interesów licząc się na
każdym kroku ze zdaniem hołoty. Na razie jednak należy jej wytłumaczyć, że obcy
są nasi, a nasi obcy. I to udaje się w pewnym stopniu, ale nie do końca. Część
już wierzy, już się utożsamia, już łaknie służyć, ale inni zachowują dystans,
włos dzielą na czworo. Chamy hamują postęp – można rzec, ale tak otwarcie nie sposób.
Jak chamowi zatkać gębę? Jak chama
zawstydzić do tego stopnia, że skurczy się w sobie, że w decydującym momencie
zawaha się, odpuści. To nie jest łatwe bez doprowadzenia do klęsk ciężkich i
nadzwyczajnych, a i wtedy nie ma pewności, co cham zrobi. Oczywiście słuszne i
właściwe jest podważanie wiary chama, jego oglądu świata, przyzwyczajeń i poglądów,
ale to wymaga jeszcze wielu lat wytężonej pracy, a czasu niewiele. Już i
wielcy, którym się przyrzekało porządek nad Wisłą zaczynają się niecierpliwić.
Służba obcym, owszem łatwa do wytłumaczenia,
nie jest jednak prosta. W ostateczności można nawet dostać po pysku, łkać w złoconych
przedpokojach z urażonej dumy. Potem wrócić i tańczyć przed chamem, chamowi
śpiewać piosenki o wolności, teatrzyk odgrywać, choć gardło ściśnięte lękiem. Cel
się przybliża, oddala, znika, znów na wyciągnięcie ręki… Państwo narodowe to
relikt, a szczególnie jeśli naród nie jest odpowiedni, ale obleganie
współczesnego państwa od środka, to też nie jest bułka z masłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz