Przy warzywach leniwie. Bez słów biorą,
pakują w koszyki. Tylko dziecko: - Mamo, a co to za jabłuszka? – To cebula, c e
b u l a! Literuje, każe pomacać, edukuje. Zza mnie wysuwa się damska ręka i cap
za mango. Do tego z pretensją w głosie: - Ale naprawdę musisz przy stole, przy
mamie, tacie i tych wszystkich ciotkach? On mruczy, odchodzi pchając kosz, ona
za nim z tym mango, a tamta pierwsza znowu: - To burak, b u r a k…
W kolejce do kasy ciąg dalszy: - Czy to moja
wina, że nasza galaktyka jest mała? To jednak nie polityka, nic trywialnego…
Przy stole źle się wyraził o Drodze Mlecznej i ambaras. On z brodą, chudy
jakiś. Ona od dołu ciężka, buty kajdaniarskie ale im wyżej tym lżej. Brakuje
tylko piórka we włosach. – A przecież są miliardy galaktyk – kontynuuje, a
kolejka się przesuwa: szur, szur. Przed nimi grubas już wykłada na taśmę owoce,
warzywa, chlebek tostowy. Sama lekkość. Ten dalej, wyraźnie, że nie da się
uniknąć słyszenia: O Kosmosie, jaki wielki - wylicza. Do czego to zmierza? Czy
skończy wykład jak zacznie wykładać zakupy?
– Ale przeproszę, co mi zależy! – Zostawia
ją i z powrotem w regały.
Wtedy ona do mnie, jakby świadoma mojego
wsłuchania: - Wszyscy w domu go lubią, ale on jest taki wrażliwy na punkcie
religii, zaraz musi powiedzieć swoje. Jest po socjologii, więc… Nie kończy, bo
on wraca z bukiecikiem i flaszką. Naprawdę dąży do zgody i już wykłada. Bukiecik,
flaszka, dalej ryby, niezliczone jogurty…
- Skoro tak potężny i tym wszystkim
zarządza, jak znalazł czas by tłumaczyć bandzie półdzikich brudasów na pustyni,
popisywać się, zmuszać ich… Nieprzekonujące, może nawet antysemickie, ale on
wrażliwy. Posiadł wiedzę i ziemię i niebrzydką młodą kobietę. Jest intensywny i
w końcu przekabaci wszystkich, nawet starowinkę, która ciągle: Wszystkie nasze
dzienne sprawy, przyjm litośnie Boże prawy…
Dzieciom możliwym wytłumaczy. Będą małe, a
już brodate przy stole, a on patriarchalnie, stanowczo, jak to socjolog. Może
się rozwinie i poruszy wielość wszechświatów, załatwi ich wizją sera z milionem
dziur, gdzie każda dziura to właśnie nowy wszechświat.
Aż dziecko przyprowadzi
zięcia, albo synową, a ta nie zje jak się nie pomodli. I kto wtedy, w razie
czego, kto po bukiecik, po flaszkę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz