piątek, 30 lipca 2010
Dom Elżbiety L Nowa opowieść (Iwona)
- Wiesz, też o tym myślałam. To jego pragnienie by urodził mu się potomek. Rozczarowanie gdy przyszła na świat dziewczynka, podejrzewam…no jeśli rzeczywiście był z Carlotą w zmowie, że wiedział już przed rozwiązanie, że to nie będzie chłopiec. Wściekłość, szybka decyzja, by wrócić do Francji, w czasie, gdy Zofia była jeszcze słabą, może faktycznie chciał, albo musiał tam wrócić. Ciekawe jakie interesy Gerard prowadził? I ta nagła troska, gdy Zofia się rozchorowała, gdy dowiedział się, że więcej dzieci mieć nie będzie, ciekawe prawda? Bo od razu pojawia się ten Mistrz.
- Fakt, układanka zaczyna pasować – przerwał Eli Piotr – Jedziemy dalej, czy wracamy? Tu po drodze jest dość fajny zajazd, można smaczni zjeść. Nie jest to jakiś ekskluzywna restauracja, wiesz, można tam spotkać kierowców i panienki…ale jedzenie jest naprawdę dobre.
- OK! Możemy tam zjeść, mnie to nie przeszkadza. Ale mieliśmy odwiedzić Kanusię.
- No to jak ty zdecydujesz. Twoja decyzja! – uśmiechnął się i spojrzał na zegarek, i aż przetarł oczy – Wiesz – powiedział – jest już piąta.
-Chyba żartujesz?
- Nie. Dobra, koło jedenastej odwiedził nas ten twój Marek, potem się szykowaliśmy, no, liczmy, że po dwunastej wyjechaliśmy od ciebie z domu. To stoimy tu już jakieś cztery godziny!
- Nie możliwe.
- A jednak. Słuchaj, więc jeśli zdecydujesz, że jedziemy do szpitala, to po drodze coś zjedzmy, bo naprawdę zaczynam odczuwać straszną pustkę w żołądku, nie mówiąc już o tym, że strasznie chce mi się pić.
- Dobra, wjedźmy więc po drodze do tego zajazdu, tam coś zjedzmy i potem zadecydujemy co dalej, dobrze?
- Twoje słowa napełniły mnie optymizmem – uśmiechnął się szelmowsko. - A więc w drogę szlachetna pani. – I zapalił silnik.
Po dziesięciu minutach już byli pod zajazdem, na parkingu stało kilka ciężarówek.
- Raczej niewielki dziś ruch – uśmiechnął się Piotr
- To chyba dla nas lepiej? No chyba, że znają cię tu wszystkie okoliczne panienki – Z uśmiechem zażartowała Ela.
Piotr się lekko zmieszał, ale po chwili uśmiechnął.
- Wiesz, zdarza mi się tu jadać dość regularnie, nie wiele gotuję sam. Mam tu po drodze…a i zdarzało mi się nawiązać czasem bliższą znajomość. Nie ma co ukrywać.
- Dobrze, że zbyt staro wyglądam na…
- Przestań, nie wyglądasz.
- Bo mogłabym - Ela kontynuowała -być wzięta przed obsługę za…
- Fakt, nie pomyślałem, widzisz. Rozumiem, jedźmy gdzie indziej?
- Przestań żartowałam. Jeżeli chodzi o mnie, nic, a nic mnie to nie obchodzi.
Wyszli z auta, Elżbieta lekko obciągnęła która czarną spódniczkę, teraz żałowała, że ją założyła i jeszcze czerwoną bluzkę z dużym dekoltem. Piotr nadal się uśmiechał, spoglądając na nią. Wziął ją za rękę i pociągnął lekko w stronę wejścia.
W środku rzeczywiście było niewielu gości. Lokal niczym szczególnym się nie wyróżniał, trochę przyciężki, z grubsza ciosany styl. Obok szybko pojawiła się kelnerka witając Piotra jak starego znajomego.
Zamówili i poprosili o dwie butelki wody mineralnej na wynos. Kelnerka spoglądała w stronę Eli jakoś podejrzanie, ale przyjęła zamówienie i odeszła.
Kiedy już jedli, podeszła młoda dziewczyna, trochę ze zbyt mocnym makijażem ale ładna. Spojrzała w stronę Eli i zagadnęła:
- Doktorku – zwróciła się do Piotra – skąd taką cizię wytrzasnąłeś?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz