niedziela, 21 listopada 2010

Dom Elżbiety LXXXIII



Rano obudził się pierwszy Piotr i przyglądał się śpiącej Eli. Bał się poruszyć, by nie spłoszyć jej snu, tak cudnie wyglądała tuląc się policzkiem do poduszki. Pomyślał, że jak byłoby pięknie, gdyby nie było klątw, pamiętników i grobu w ogrodzie. Gdyby poznali się przypadkiem, oboje bez tego garbu historii rodzinnej.
Poczuł, że to wszystko ich w jakiś sposób zbliżyło, ale i rozdziela. Że po tym wszystkim będzie im być razem trudno, ale bez siebie jeszcze gorzej.

Elżbieta poruszyła się i otworzyła oczy, może pod wpływem jego wzroku, a może, że poczuła ciężar jego myśli.

- Dzień dobry – szepnęła jeszcze lekko zaspana – śniła mi się babcia, Zofia i Carlota. W tym śnie, babcia mi powiedziała, że Carlota traci wpływ, Zofia tuliła się do babci…ale w sumie nie bałam się. Pierwszy raz, Carlota jakby była bardzo daleko, a Zofia z babcią blisko. Wiesz po tym jak zaczęła się tu panoszyć, bylo to pocieszające.
– Teraz dopiero dostrzegła przenikliwy wzrok Piotra – Czemu mi się tak przyglądasz?

- Bo ślicznie wyglądałaś taka zaróżowiona i spokojna.

Ela zarumieniła się jeszcze bardziej. Głos Piotra wciąż działał na nią elektryzująco, a oczy paraliżowały wszystkie zmysły. Zawsze pod wpływem jego spojrzenia, czuła się jak zahipnotyzowana.
Pomyślała, że pewnie Zofia czuła podobnie przebywając z Ksawerym. A czy Piotr jest taki sam jak tamten? Nagle zakiełkowała jej ta myśl w głowie, bo może on ją w końcu może też zranić. Fakt, Piotr jest w innej sytuacji niż Ksawery, ale…jaki on jest naprawdę? Przecież tak naprawdę niewiele wiedzą o sobie. Przylgnęli do siebie, połączyła ich wspólna tajemnica rodzinna, ale…

- O czym tak myślisz? – Zapytał się Piotr, nadając głosowi ten sam ton, co ją tak bardzo zniewalał.

- O nas.- Odparła zgodnie z prawdą.- O tym, czy będziemy potrafili być razem, po tym wszystkim, czy nas to w jakiś sposób nie zrazi do siebie. Poznaliśmy może zbyt dobrze naszych przodków, oboje wiemy, że żadne z nich nie było aniołem…poza tym zgodziliśmy się co do tego, że tylko Zofia kochała Ksawerego. Może i u nas jest tak samo? – Zapytała i przenikliwie spojrzała w oczy Piotra, by wyczytać z nich prawdę.

- Ela nie szalej – Piotr się nagle zdenerwował – nie przypisuj mi cech Ksawerego, proszę. Poza tym, uwierz mi, szaleję za tobą, myślę, że jesteś tą jedną, jedyną. Wiem, jestem dużo od ciebie starszy, jak nasz Ksawery od Zosi. Tyle, że ja nie byłem nigdy paskudnym małostkowym nauczycielem muzyki w domu twoich przodków. To nie ja!

- Wiem – uśmiechnęła się trochę zażenowana – przepraszam. Ale wiesz, my i oni, to bardzo podoba historia, prawda? Choć nie, jednak nie poznałam cię jako czternastolatka…nie pokochałam cię taką dziecinną i niedojrzałą miłością. Tyle, że zbliżyło nas najbardziej do siebie to – wzrokiem wskazała na pamiętnik.

- Nie Elu, to nie pamiętnik. – Zaprzeczył Piotr – Jak cię wtedy zobaczyłem taką roztrzęsioną w szpitalu w różowym sweterku i jeansach, lekko zabrudzonych – uśmiechnął się – pomyślałem o tobie, że jesteś tą jedyną i byłem przerażony, bo nie przypuszczałem, że mnie coś takiego spotka. Rozumiesz? Pojawiłaś się jak grom z jasnego nieba, a ja stary i głupi nie potrafiłem już o niczym innym myśleć jak o tobie.

- O! – Jęknęła Ela, bo nic mądrego po słowach Piotra nie przyszło jej do głowy. Sama przypomniała sobie, jak cały czas o nim po wyjściu ze szpitala myślała. I o tym, że musiała wyglądać okropnie. – Wiesz, wyskakujmy już z łóżka, zrobimy sobie szybko coś do jedzenia, bo sama sobie przypomniałam jak wtedy w szpitalu na mnie podziałałeś.

- Jak? – Piotr nie dawał za wygraną i przytulił ją do siebie – no powiedz? Podobałem ci się wtedy choć trochę?

- Nie trochę…oszalałam na twoim punkcie wariacie. Dalej wyłaź z łóżka i mnie tu nie kokietuj, bo całkiem stracę przez ciebie rozum. – Uśmiechała się czule i miłośnie. Wszystkie lęki, które przed chwilą zaprzątały jej głowę, prysnęły jak banka mydlana, znów czuła się przy Piotrze kochana i bezpieczna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz