Przypominam dwa teksty. Pierwszy mojego autorstwa, drugi mojego przyjaciela "Igły"
Dzisiaj, gdy dyskusja o Powstaniu Warszawskim moderowana jest w takt wpisu na twitterze ministra Sikorskiego, nie pozostaje nic innego niż przypomnienie słów Józefa Piłsudskiego:
"Chcę zwyciężyć, a bez walki na ostre, jestem nie zapaśnikiem nawet, ale wprost bydlęciem, okładanym kijem czy nahajką"
Powstanie Warszawskie - Historia ma to do siebie, że nie sposób jej zmienić. Nikt dzisiaj, pierwszego sierpnia 2011 roku, nie zatrzyma jego wybuchu, nikt nie dostarczy powstańcom broni i amunicji. Dzisiaj możemy jedynie powiedzieć - Chwała bohaterom!
Możemy też wylać na nich żółć własnej bezradności, zastanawiając się przy okazji, czy potrafilibyśmy walczyć tak jak Tamci/Umarli/Zabici?
To, że każdy z dzisiaj piszących o Powstaniu byłby lepszym strategiem, nie wątpię, sądząc z tekstów corocznie publikowanych z okazji godziny "W" Za kilkanaście lat jakiś przyszły Sikorszczak tego świata, całkiem poważnie zapyta na twitterze:
- A nie łatwiej by było wysłać hasło "Burza" esemesem?
Jarecki - 1944 - POWRÓT WOJOWNIKÓW
Cieszę się z tego Mitu, z tej najnowszej, ciągle rosnącej i piękniejącej opowieści o Powstaniu Warszawskim, ponieważ odkąd wytknęliśmy wszystkie błędy przywódców, odkąd opłakaliśmy utratę Stolicy, wreszcie możemy się cieszyć czystą, radykalną, fascynującą opowieścią o bohaterskiej walce.
Bo nie ma nic piękniejszego niż walka o wolność i honor, jeśli najpierw zrozumie się i przetrawi cały brud, poniżenie ludzi będących naszymi siostrami i braćmi przecież, głupotę i fanfaronadę dowództwa. Jeśli przetrawi się gwałt, krew niewinnych i zagładę rodzinnego domu, można wstać wreszcie od stołu płaczek i wobec tamtego czasu być czysty jak ostrze noża.
To się udało dopiero w ostatnich latach. Jakimś cudem, z pomocą niskich i wysokich sfer sztuki i popkultury, nawet z pomocą internetu dzięki któremu możemy rozmawiać czasem o sprawach ważnych... W sumie diabli wiedzą jak? - Opowieść o Powstaniu nabrała impetu.
Dzisiaj ataki różnych mądrali trafiają w pustkę. Co z tego, jakie mam zdanie o wydarzeniu historycznym jako takim? To się zdarzyło i choćbyśmy nie wiem jak się natężali nie wrócimy czasu do trzydziestego pierwszego lipca 1944 roku.
Z krwi i swądu masakrowanego miasta narodził się wojowniczy mit. Mit, którego wartość jest nie do przecenienia.
Przychodzi jakaś lewiźniana Buka i buczy, że bracia Czesi mają taką piękną Pragę, że takie maleńkie cudowne kamienice a my zapłaciwszy krwią zyskaliśmy odrażającą stalinowską architekturę. No i dobrze, ale nawet najpiękniejsze kamienice diabli w końcu wezmą, a Mit Powstania zostanie.
Mało, że zostanie to ma wszelkie szanse by rosnąć i potężnieć.
Narody nie rosną wraz z indeksami giełdowymi, nawet jeśli bardzo byśmy tego łaknęli i każdy ma swój limit klęsk i zwycięstw. Na wykresie czasu tak czy tak wszystko zmierza do równowagi.
Historia nie skończyła się na życzenie pana Fukuyamy.
Ktoś wierzy w tysiącletnią UE, że spytam?
Być może wkrótce zadowoleni z siebie dzisiejsi pragmatycy będą zmuszeni tarzać się we krwi a my będziemy ich pouczali o bezwzględności sił miotających ludzkim przeznaczeniem.
Obalacze mitów sądzą naiwnie, że są bardzo oryginalni a przecież Trybuna Ludu dawno już o tym pisała.
Przyłażą do mnie do domu za pośrednictwem internetu i niczym Świadkowie Jehowy chcą mnie zbawiać jakimiś swoimi bajdołami, podczas gdy mam własny, potoczyście opowiedziany Mit, z którego jestem bardzo zadowolony.
W tym Micie mieści się moja babcia, która w Powstaniu była do samego końca, opiekując się moim ojcem, który był synkiem 11 letnim. W tym Micie jest i kuchnia polowa, którą prowadziła, gdzie jeńcy Niemiaszki obierali ziemniaki.
Są piwnice wypełnione rykiem bombardowań. Jest strach i rajdy po zbombardowanych ogródkach w poszukiwaniu jedzenia. Jest mój pradziadek, babci ojciec i męska podpora w czasie, gdy jej mąż gnił w niemieckim stalagu, który w wieku 71 lat zginął w walce a właściwie to żył jeszcze dwa tygodnie po tym jak wybuch pozbawił go nóg. W tym Micie są też niemieccy sanitariusze, którzy wynieśli go z pola walki i dali mu dwutygodniową szansę walki o życie w szpitalu na terenie domu wariatów w Tworkach.
W tym micie są i poprzedni pensjonariusze tego domu zamordowani przez ich bezwzględnych braci. Wszystko tam jest!
Mieszkanie, dom rodzinny spalony, zburzony, zmarnowany!
Przedwojenne zdjęcia w moim albumie są doskonale zaznaczone ranami ponieważ były przez znajomych, którzy zostali w Polsce wyciągane spod gruzów.
I to jest mój Mit. A tutaj przychodzi do mnie jakiś bladziak, jakaś parszywa Buka i proponuje mi wymianę. Na co mam się wymienić?
Nie oddam swojego Mitu za jakieś lewiźniane barachło, bo wiadomo, że narodowa mitologia nie znosi próżni. Co mam w zamian do wyboru?
1989 i dogadówkę z przestępcami oraz ubeckimi katami? W zamian za mój Mit? Może jeszcze mi Balcerowicza jeden z drugim zaproponuje albo innego Wałęsę.
Nie ma głupich!
Jest jeszcze taka kwestia, kwestia znacznie poważniejsza niż moja prywatna złość skierowana wobec durniów komentujących Mit. Spójrzmy na Powstanie Styczniowe.
To dopiero była fatalna impreza!
Patrząc na nie z perspektywy czasu wydaje się to Powstanie jakimś chorym, gigantycznym marnotrawstwem. Cała szkoła historyczna na jego krytyce wyrosła, ale powstaje pytanie, czy Polska odzyskałaby niepodległość w 1918 bez tamtego przegranego zrywu?
Piłsudski w swoich znakomitych literacko wykładach o Powstaniu Styczniowym, stawia tezę, że byłoby z tym kiepsko. Tamto powstanie było przeszacowaną zbrojną ruchawką, nad którą jej wodzowie wkrótce stracili kontrolę, ale powstał Mit, który „napędził” kolejne pokolenia. Bez 1863 na czymże by się wsparli konspiratorzy z początku XX wieku?
Na Powstaniu Listopadowym? Za dużo pokoleń odeszło w międzyczasie.
Musi być łączność w żywej historii, w historii opowiadanej w domach. W czynach ojców i dziadków. Bez tego nic!
Czy Mit Powstania Warszawskiego pomógł nam przetrwać czasy komunistycznego zaboru?
Nawet nie zdajemy sobie jeszcze do końca sprawy jak bardzo.
Tyle tylko, że przez lata ważyliśmy na szali straty i korzyści, a te korzyści były tylko moralne i ideowe, co przyznam nie wygląda dobrze w kontrze do dramatu, śmierci i materialnej hekatomby miasta.
Dlatego cieszę się, że wreszcie ten wielki Mit walki zaczyna przynosić owoce.
Że opowieść o powikłanej historycznie pięknej klęsce zamienia się na naszych oczach w opowieść heroiczną. I ta opowieść, ten stary a przecież zupełnie nowy Mit dopiero przyniesie owoce.
Chwała bohaterom!
Trzymajmy za nich kciuki, bo w końcu wezmą skuteczny rewanż, niekoniecznie wśród dymu i ołowianej zawiei, choć i takiego scenariusza nie da się wykluczyć.
Martwi bohaterowie nie przemówią do skupionych nad wagą, oglądających plomby na odważnikach czynów, sklepikarzy historycznej pamięci.
Niech wreszcie jeden z drugim zrozumie, że nie ma do czynienia z jakąś wydumaną Arkadią.
Tu jest i będzie Polska!
IGŁA - TRAMWAJEM JADĘ NA WOJNĘ
Tramwajem jadę na wojnę
z pętli Górczewską jadę. Przejeżdżam obok wolskiej reduty Generała Sowińskiego a potem obok Cmentarza Bohaterów Warszawy.
Moje myśli są moja modlitwą.
Bo tej reduty bronił żołnierz, zawodowiec, który przybity bagnetami Moskali do armaty, tak już pozostał w mojej pamięci, a jego autograf mam codzień przed oczami. On swojej przysięgi dotrzymał, placówki powierzonej nie opuścił, inwalida bez nogi, którą podczas szturmu Smoleńska w 1812r stracił. Ale jego ofiara nie poszła na marne. Dowódcy resztę wojsk z Warszawy wyprowadzili, do rzezi miasta nie dopuścili, znali swoje miejsce i czuli odpowiedzialność. Choć Powstanie (Listopadowe) przegrane już było.
Mam Visa w kieszeni, grubymi słowy strzelać będę, bo to osobisty tekst jest.
Tak, to osobisty tekst jest, bo to jedyne święto, które obchodzę, które mnie wzrusza i porusza. Jedyne, kiedy ja stary chłop płaczę.
Bo w te święto jestem na Wojskowych Powązkach, tam płaczę. Bo w te święto niosłem dzieci na karku, jak były małe, coby pod pomnikiem Zgrupowania Kampinos i na grobie Rudego świeczkę zapaliły. Bo w te święto ( i nie tylko) słuchały opowieści, jak ich babka, jako mała dziewczynka, wisząc na płocie obserwowała, jak niemieckim kurwom leśni ( kampinoska wioska) głowy na pałę golili, za co pół wsi żandarmi spalili.
Drugi raz.
Pierwszy raz wieś paliła się we Wrześniu. Słuchają opowieści, jak ich cioteczna babka, 17letnia, ostatni list z Pawiaka przysłała, za ulotki wzięta, a mogiła jej nieznana do tej pory jest. Słuchają o kuzynie, który ze Zgrupowaniem Stołpeckim “Doliny” spod Naliboków, kilkaset kilometrów miedzy frontami się przedzierał, po to aby w masakrze, podczas szturmu lotniska na Bielanach zginąć. Słuchają o Wujku, który do Powstania poszedł w Zgrupowaniu Kampinos i ranny w nocnej bitwie z pociągiem pancernym został, na który to, zdrajca cały oddział wyprowadził. I wtedy trzeci raz ta kampinoska wioska się spaliła. Słuchają opowieści, jak ich prababka, żeby dzieci wykarmić, uciekając przed żandarmami, spod Zakroczymia, gdzie granica GG była, do Warszawy na plecach pół świniaka przyniosła na piechotę, 40 kilometrów. Słuchają jak ich dziadek 3 lata w Prusach na roboty wywieziony tyrał. A jego ciotka, dziś 102 ( 103 teraz ) lata mająca razem z nim. I na bosaka w marcu ’45r do Warszawy wróciła. A minister Parys kazał jej świadków niewolniczej męki przedstawić.
Mimo że dokumenty miała, żeby jej 800 zl z niemieckiej łaski wypłacić. O drugim dziadku, który jako 14latek nie miał siły taczki przy kopaniu okopów dźwignąć, za co bykowcem był bity i o pradziadku, który najpierw z niemieckiego transportu uciekł a potem z sowieckiego. I o 2 babce, której kulturalny oficer z Hamburga, na kwaterze stojący od paru miesięcy, lalkę z rąk wyrwał, żeby swojej córce na gwiazdkę wysłać.
Mama wtedy na szkarlatynę chora, wahała się pomiędzy życiem i śmiercią, 10 lat miała ( mam nadzieję, że się spopieliła, ta lalka razem z cała tą szwabską rodziną, podczas alianckich nalotów). Ja tego szkopom nie daruję.Do końca moich dni. A to zwykłe rodziny były, wcale nie jakieś bohaterskie.
Ale czy moje dzieci i ich pokolenie też? One pokoju chcą i Europy.
Nie wojny.
I słuchać już nie za bardzo tych wspominek
Ale, jak jadę wzdłuż cmentarzy wolskich, to mi się dzwon Monter, z Parku Wolności odzywa i w uszach dzwoni. Fałszywie.(?)
Bo gen. Sowiński swoje życie na szali kładł i żołnierzów powierzonych, a nie całego bezbronnego, umęczonego miasta. Bo w Parku Wolności na marmurowej ścianie, kilka tysięcy nazwisk widnieje, a na Woli 50 tys. ludzi tylko w trzy dni wymordowano i spalono miotaczami (ognia) na podwórkach i w piwnicach. Ino popiół po nich pozostał. Potem dołączyło do nich kolejnych 150 tys Warszawiaków. Ale Monter i Bór, nie.
Bo on miał wszystkie dane wywiadu Armii Krajowej na stole. On i Bór-Komorowski, kawalerzysta. Co w przedwojennej armii szyderą było.
Być kawalerzystą.
Bo oni doskonale wiedzieli, czym skończyło się powstanie w ramach planu Burza we Wilnie i we Lwowie. Doskonale wiedzieli jaką cenę zapłaciła Sowietom i Niemcom 27 Wołyńska Dywizja AK, w lutym ’44 roku.
Oni to wiedzieli, bo wywiad Armii Krajowej, tak jak i teraz ( polski ) był najlepszy na świcie. Ale to oni karmili młodzież kłamstwami, że polskie dywizjony RAF wylądują na polowych lotniskach w Kampinosie, to oni myśleli, że Brygada Spadochronowa Sosabowskiego spadnie z nieba na pomoc Warszawie. To oni na kilka tygodni przed godziną “W” opróżnili magazyny (z) broni, wysyłając ją na wschód.
Młodzieży nie wysłali. Dlaczego?
Długo o tym rozmawiałem z szefem sztabu Okręgu Warszawskiego AK, Czyli PW. Dożywał swoich dni w moim rodzinnym miasteczku, po dziesięcioleciach emigracji.
Major dyplomowany Stanisław Weber – Chirurg.
Kończył rozmowę pytaniem – czy nie zginąłbyś za dom, za matkę, za Ojczyznę?
Pewnie, że tak, ale nie w beznadziei.
To fataliści byli, nie stratedzy.
Zabili Stolicę.
Zabili Pokolenie, które miało objąć w Polsce władzę.
Otworzyli wrota komunie, a jej władza co najmniej, 10 lat dłużej, dzięki temu trwała.
Pozbawili Polskę jednej z 4 stolic.
Bo 4 były polskie stolice. LWÓW i WILNO sprzedali alianci Stalinowi w Teheranie. Polski wywiad to wiedział, Warszawę oddaliśmy sami na żer niemieckim i sowieckim sępom. Został tylko Kraków. Dlatego jest taki magiczny.
Czy Warszawa – obecnie miasto wyścigu szczurów, gierkowskich blokowisk i psich kup rozmazanych po trawnikach, jest ostoją polskiego ducha i magicznym miejscem, stolicą?
Śmiem wątpić.
Chwała Powstańcom Warszawy.
Oby nigdy więcej takiej ofiary.
P.S. Dwa ( trzy) lata temu gościliśmy w domu Powstańca. Walczył najpierw na Mokotowie a potem na Czerniakowie.
Na pożegnanie tak nam powiedział – we wrześniu przyszły nam na pomoc oddziały Zgrupowania Radosław, resztki Zośki, Parasola, Pięści, Czaty49 ze Starego Miasta.
- Panie, jakie tam piękne dziewczyny były, jacy oni uzbrojeni, pełne mundury ze Stawek mieli. Po kilku dniach my i ludność baliśmy się ich bardziej od Niemców. Taki mógł zastrzelić człowieka i nawet nie splunął. Wojna z nich zwierzęta zrobiła. Nie wierz pan tym łzawym opowieściom o wspaniałej młodzieży. Nie warto.
Tak. Żadnych powstań więcej, z romantyczną młodzieżą przeciw czołgom. I ginącymi, bezbronnymi cywilami w piwnicach.
Nigdy.
...................................................................................
Jednak zmienię/dopiszę
Dla takiej jednej pani z Ochoty, co lubi stare podwórka.
Jest taka miejscowość pod Warszawą – Michałowice, na trasie kolejki WKD
W trzecim dniu Powstania, z braku szans na powodzenie, dowództwo Ochoty postanowiło, że uzbrojeni powstańcy przedrą się do Śródmieścia, reszta, bez broni przedrze się do lasów skierniewickich, do mobilizujących się oddziałów AK
To byli chłopcy i dziewczęta z Parasola
Postanowili jechać kolejką WKD
Wysiedli w Regułach, miejscowa placówka AK ich ostrzegła, że szkopy szykują zasadzkę.
Uderzyli w kierunku Michałowic.
Praktycznie bezbronni.
Większość poległa w ogniu karabinów maszynowych.
Kilkudziesięciu wzięli do niewoli
Mniejszość się przebiła
Ci wzięci do niewoli zostali zamordowani w majątku Michałowice
Tam leżą.
Młodzi.
Jeden ocalał, ukryty w piecu chlebowym.
I opowiedział.
Stąd wiem.
I nie zapomnę.
I nie daruję.
Twoje super, Igła na drzewo!
OdpowiedzUsuńFacet chyba sądzi, że jak się spręży, zaciśnie pośladki, i będzie takie kawałki pisał, to się stanie nieśmiertelny.
Albo może, że go zrobią nowym Klichem od rozkładania polskiej armii.
Pzdrwm
Nie zgadzam się. Nie kumasz. Pozdro!
OdpowiedzUsuńJa ten tekst Igły pamiętam z tego jego tajemnego bloga- gdzieś tam.
OdpowiedzUsuńMnie wkurwiają takie teksty, a z drugiej strony jakoś gdzieś się z nimi zgadzam. Nie wiem, jak to ogarnąć, bo to za duże dla mnie.
To twoje, o Micie- cóż za zadziwiający synchron! Mam podobnie.