Bohdana Tomaszewskiego po prostu kocham.
Nie tylko jako kibic słuchający komentatora, ale także jako czytelnik jego książek, zbiorów reportaży sportowych. Jako człowieka, który jak nikt w Polsce potrafi zarazić miłością, do wysiłku wielkich i całkiem małych.
Jaka piękna, piękniejsza niż opis tryumfu Kozakiewicza w Moskwie jest skromna opowieść o srebrnym medaliście, świetnym skoczku o tyczce - Wołkowie.
Leje deszcz. Spod stadionu na Łużnikach odjeżdża ostatni autobus. Na przystanku moknie ubrany w czerwony dres mistrz tyczki Wołkow. Za karę, ponieważ przegrał z Kozakiewiczem. Autobus nie jest dla niego. Czeka.
Ta skromna, opisana najprostrzymi środkami scena robi ogromne wrażenie i bardzo dużo mówi o prawach, jakimi kierował się najlepszy na świecie ustrój.
Wiem, że nie te czasy, ale ilekroć nasi dostaja po tyłkach, otwieram okno i sprawdzam, czy nie pada deszcz?
O tenisie przez skromność, ponieważ zaniedbałem tenis lata temu, nawet nie wspominam!
Panie Bohdanie - Tysiąc lat!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz