sobota, 25 września 2010
Dom Elżbiety LXIII
- To pan? – Zapytała zdziwiona.
- Dzień dobry. Może, tak mniej oficjalnie? Jestem Robert, przecież z Andrzejem już jesteś na ty i z Piotrem – gdy wymienił imię Piotra, uśmiechnął się jakoś dziwnie.
- Jasne i dzień dobry. I co z Kanusią? I jak ci się udało być tu tak szybko?
- Po woli! – Robert wcale nie był przygnębiony, co zdziwiło Elę. – Mama zapewne czuję się dobrze.
- Jak to? Przecież dzwoniłeś, że coś jest nie tak?
Robert jakby jej nie słyszał, podszedł do okna i uchylił firanki, chwilę patrzył gdzieś w dal. Nagle odezwał się jakimś nienaturalnym głosem – Często tu przychodziłem z mamą w dzieciństwie. – Odwrócił się do niej twarzą, było coś dziwnego w jego wzroku – Bawiłem się tu i w bibliotece…zawsze wyobrażałem się, że jestem właścicielem tego domu. Że jestem młodym paniczem, a nie synem służącej. Twoja babcia zresztą traktowała mnie jak swojego wnuka…wiesz, nie znosiłem swojej matki, z tą jej uniżonością. Nie chciałem być jej dzieckiem, drażniło mnie, gdy brała mnie za rękę i zabierała stąd.
- Przestań – Elżbieta była oburzona, tym co mówił Robert – a twoja mama nie była służącą, była przyjaciółką mojej babci.
- Przyjaciołom się nie płaci. Moja matka brała pieniądze za to co tu robiła, a robiła dosłownie wszystko, dbała o dom, ogród i inne fanaberię wielmożnej pani Karskiej. Nie gadaj bzdur…przyjaciółka! – Robert przedrzeźniał głos Eli – matka była i jest służącą! To jej ciągłe, „podziękuj pani” „ukłoń się ładnie” „bądź wdzięczny”, rzygać mi się chciało!
- Powinieneś być właśnie wdzięczny swojej mamie, to cudowna kobieta! – Elżbieta wybuchła gniewem na Roberta – Nie zasługujesz na jej miłość, skoro nie doceniasz jej starania. Jesteś rzeczywiście pozbawionym skrupułów samolubem.
- A kto mnie tak nazwał? Kochany synuś mamuni Andrzej, czy może szlachetny Piotruś?
- Ja cię tak nazwałam, w tej chwili. A powiesz mi wreszcie co z twoją mamą, czy nie! – Ela była zdenerwowana i zdegustowana tą deklaracją Roberta. Nie miała chęci dalej prowadzić z nim rozmowy, ale chciała się dowiedzieć czegoś o Kanusi.
- Nie wiem co z mamą. Byłem tam ostatnio razem z wami. Chciałem natomiast pozbyć się Piotrka, bo wiem, że jest tu u ciebie cały czas. Najłatwiej mi było go wyciągnąć, gadając coś bez sensu i mówiąc, że z mamą coś nie tak…”szlachetne serduszko” musiał się na to złapać. – Roześmiał się ironicznie.
- Skąd wiedziałeś, że tu znajdzie Piotra?
- Bo wszystkie wróbelki o tym ćwierkają! Dziedziczka sypia z Pawlickim!
- Jesteś egoistycznym draniem. Wynoś się z mojego domu – Elżbiety głos podwyższył się o kilka tonów ze zdenerwowania.
- Za chwilę. Najpierw powiem to, co mam ci powiedzieć, szlachetna pani. Od początku was śledzę. To mnie miałaś poznać, mnie pokochać, nie tego nieudacznika. Matka jak zwykle zrobiła mi wstyd, nie dość, że się rozchorowała, to jeszcze rzuciła w ramiona tego syna kurwy i idioty.
- Milcz i wyjdź! Nie chcę tego słuchać.
- Widziałem cię nagą – nagle zmienił temat – nawet zrobiłem fotki. Nie zasłaniasz zasłon, a to błąd. Tak piękna kobieta…dojrzała, a ja uwielbiam dojrzałe ciało kobiety.
- Wyjdź!
- Chcesz, mogę wyjść. Mogę też twoje zdjęcia opublikować w Internecie.
- Grozisz mi?
- Nie…ostrzegam. Chcę, byś mnie wysłuchała…może zmienisz o mnie zdanie. O pięknym Piotrze też.
- Słucham. – Głos Eli zdradzał zniecierpliwienie.
- Nie zaprosisz mnie na kawę, czy herbatę?
- Nie. Chcesz mówić, mów. Nie, to wynoś się.
- Lubię takie stanowcze kobiety. Ciekawy jestem, czy się tym podniecasz? Sterczą ci sutki?
- O czym chcesz ze mną mówić? O moich piersiach?
- To bardzo ciekawy temat, nie sądzisz?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz