- No! – Jęknął. Jego twarz przypominała pobrużdżone pole, czoło naznaczone były kroplami potu. Spojrzał na własne dzieło, szeroki uśmiech rozlał się po obliczu.- No, tak trzeba było od razu.
Na biurku obok piętrzyła się kolekcja historyjek obrazkowych z gumy Donald, były porozkładane, ale nie był to nieład, były poukładane, jakby skatalogowane.
Każda z tych historyjek przedstawiała Kaczora Donalda i jego pomysłowość. Zapach w pokoju przypominał miniony czas. Czas, który minął bezpowrotnie, a mimo to, czaił się w tych wciąż pachnących papierkach.
Zadowolony z siebie, z uśmiechem, który nie opuszczał jego twarzy zaczął układać swoje dzieło w kartoniku po butach, trzymając się własnego klucza.
Jego wzrok spoczął na kartoniku, z boku była przyklejona etykieta…buty męskie, rozmiar 8, tworzywo - nubuk, tęgość – G, pieczątka informowała, że kolor butów był brązowy.
Próbował sobie te buty przypomnieć, cobyło widać po wytężonej minie. Zżółknięcie etykiety znamionowało, że było to bardzo dawno, ale nadal nie przypominał sobie był miał zamszowe, brązowe buty, co wskazywał rozmiar 8 i że były męskie.
Dotknął brzegu pudełka i zamknął oczy, jakby chciał za sprawą jakiegoś dziwnego jasnowidztwa te buty sobie przypomnieć. Trwał tak jakiś czas, gdy do pokoju weszła jego żona.
- Skarbie - zaczęła – mamy gości, a ty znów…- zawiesiła głos – przecież to twoi goście, dla ciebie tu przyszli, chcesz, by bracia znów cię wyatutowali? Już Ci spada poparcie, wiem, twój sentyment do tych papierków po gumie, jak i do piłki nożnej, ale jak długo? – zakończyła zirytowana i spojrzała w twarz męża i aż się zlękła.
Bo w tym czasie gdy żona do niego mówiła, przez jego umysł przemknęło milion myśli, w końcu przemówił:
- Miałaś kochanka?
- Skąd ten pomysł – zmieszała się –wiesz, że zawsze cię wspierałam, zwłaszcza od „nocnej zmiany”.
- Buty – wychrypiał, resztki rudych włosów na jego głowie przylepiły mu się do czaszki, a twarz nabrała koloru dojrzałego pomidora. Wyglądał, jakby miał za chwilę eksplodować.
- O czym ty mówisz? Jakie buty? – Żona straciła na chwilę czujność, by dać odpór irracjonalnym oskarżeniom.
- Nie noszę butów zamszowych…- wszystkie żyły na twarzy stały się wyraźne jak na mapie.
- Nie kupuję ci zamszowych butów, o co ci chodzi?
- To – wskazał na pudełko.
- O co ci chodzi? – Żona nada nie rozumiała istoty problemu.
- Na pudełku jest napisane, buty męskie, brązowe, z nubuku. Pewnie były zakupione z dziesięć, piętnaście lat wstecz, ale nie były moje…więc czyje?
- Myślisz, że swojemu kochankowi kupowałabym buty? I to buty w twoim rozmiarze?
To twoje buty, sam sobie kupiłeś te pieprzone zamszowe mokasyny, kóre rozpadły ci się właśnie około ten nocnej zmiany. Nawet Wałęsa się z ciebie nabijał, żeś kupił mokasyny produkcji bułgarskiej.
Spojrzał, rzeczywiście były wyprodukowane w Bułgarii, teraz pamięć jakby odżyła, gdy usłyszał głos żony:
- Donald, weź poskładaj swoje Donaldy…- roześmiała się z własnych słów…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz