sobota, 29 sierpnia 2009
Dom Elżbiety III - Nowa opowieść ( Iwona )
Potem gdy już siedziała z filiżanką przy kuchennym stole, obserwując kopertę, zdała sobie sprawę, że Kanusia nie mówi potocznie, to odkrycie też ją zdziwiło. Zastanawiała się też, czy powinna przeczytać wiadomość zza grobu. Wciąż nie potrafiła zrozumieć, czemu ona się z nią nigdy nie skontaktowała, tak potrzebowała czyjejś bliskości, zwłaszcza po śmierci ojca.
Skoro była tak dobrym człowiekiem, jak mówiła Kanusia, czemu czekała tak długo? Tak by chciała z nią porozmawiać, dowiedzieć się tylu rzeczy, choćby o matce. Czemu odeszła od ojca, zostawiając i ją? Teraz została po niej tylko koperta, koperta skierowana do niej, do człowieka którego nie znała właściwie, choć była jej najbliższą krewną.
Potarła skronie dłońmi i zamknęła oczy, chciała sobie wyobrazić ją, młodą, pełną życia i tą już u kresu, jaka była, co lubiła, czego pragnęła.
W końcu zdobyła się na odwagę, rozerwała kopertę, w środku były trzy nowe, białe mniejsze koperty i aksamitne czarne pudełko. Otworzyła je, w środku, był sznur pereł i 10 złotych dziesięciorublówek, wszystkie ułożone w takich wgłębieniach i nakryte aksamitną tkaniną. Otworzyła pierwszą z kopert, były w niej funty, dolary i cztery tysiące polskich złotych. Pomyślała, że jest cholernie bogatą, bo dolarów też było cztery tysiące, a funtów angielskich dwa tysiące. Następna koperta zawierała biżuterię, kolczyki, naszyjnik z rubinem dwie złote obrączki z wygrawerowanymi inicjałami, AK i LK i dwa pierścionki.
Otworzyła ostatnią, w tej był list. Serce jej załomotało, a w gardle poczuła skurcz. Ręka która pisała list, musiała drżeć, ale mimo wszystko była to prawie kaligrafia. Rozłożyła zapisane kartki i zaczęła czytać:
Nie wiem od czego mam zacząć? Nie obraź się, że włożyłam tu trochę pieniędzy, ale one zawsze się przydają.
Nie wiem jak mam zacząć? Widzisz, nawet z nagłówkiem mam problem „Kochana Elżbieto”, czy „Kochana Wnuczko”, byłoby nadużyciem, bo się nieznany. Wybacz, to moja wina. Nie miała odwagi Cię poznać. Nie wiem czy Pan Bóg da mi możliwość byś przyjechała tu przed moją śmiercią, dlatego dam Kanusi ten list. To osoba godna zaufania, moja jedyna przyjaciółka, a zarazem gosposia. Żebyś ty ją widziała wtedy, gdy ją poznałam…ale zapewne ją poznasz, a mnie raczej nie, choć naciskam na tego prawnika, nawet go straszę, że nie dostatnie honorarium jeśli Cię nie odnajdzie.
Włożyłam też biżuterię, nie jest tego wiele, większość wzięła Twoja matka. Elżbieto wybacz mi, że przez te wszystkie lata nie miałam odwagi stawić czoła prawdzie i przyznać się do tego, że wychowałam własne dziecko na egoistkę. Twój ojciec, był dobrym człowiekiem, niesłychanie wrażliwym, co zapewne nie jest dla Ciebie nowością. Utrzymywałam przez cały czas z nim kontakt, ale na jego sugestię, by Cię ze mną poznać, zawsze odpowiadałam negatywnie, ze strachu, że będziesz mnie winić za Anastazję.
Próbowała pomagać Twemu ojcu, choć zawsze reagował alergicznie na tą moją pomoc. Wreszcie wymyśliłam, żeby finansować Twoją edukację, no się zgodził. Zaznaczyłam jednak, byś o tym nie wiedziała, bo znów bałam się Twojej reakcji. Gdy Twój ojciec zachorował, szukałam najlepszych specjalistów, ale wszyscy rozkładali ręce. Dowiedziałam się, że ten nowotwór to wyrok, wtedy Twój ojciec bardzo mnie prosił, byśmy się poznały. Jak zwykle odwlekałam, aż pewnego dnia było już za późno.
Widziałam Cię na pogrzebie, chciałam podejść, ale zabrakło mi znów odwagi, no bo co miałam ci powiedzieć? Potem gdy Twojego ojca brakło, straciłam Cię z oczu, ale wciąż pocieszałam się myślą, że jeszcze mam czas, że wszystko zdążę, no i nieubłaganie zapukała śmierć do mnie. Najpierw gdy zginęła Anastazja, pędząc do następnej przygody. Ach dziecko, czemu byłam zbyt pobłażliwa dla niej? Bo była moim jedynym dzieckiem? A może, miałam wciąż nadziej, że sama się opamięta?
No ale cóż stało się. Wtedy powzięłam decyzję, że gdy przyjedziesz na pogrzeb będę gotowa na to, by Cię poznać. Niestety, zmieniałaś kilka razy adres i ciężko już wtedy było Cię poszukać. Nie przyjechałaś, a ja doznałam rozczarowania. Zresztą już wtedy podupadałam na zdrowiu, ale wciąż miałam nadzieję, ze sama się jakoś u mnie zjawisz.
Gdy mój lekarz powiedział, że zostało mi niewiele czasu, pomyślałam, że czas najwyższy byśmy się spotkały. No ale tu nagle wyrósł problem, gdzie się podziałaś. W rodzinnej Łodzi Cię nie było, wyprowadziłaś się z tym mężczyzną, który szczerze mówiąc mi się nie podobał. Aktor, to nie jest dobry materiał na partnera. Pomyślałam, że powinni Cię szukać w Warszawie. Tam też zaliczyliście kilka mieszkań. Wczoraj dzwonił do mnie prawnik, że znaleźli Twój ostatni adres, tyle, że nikogo tam od kilku dni nie ma. Mam nadzieję, że zdążysz tu przyjechać. Tyle bym Ci chciała powiedzieć, chyba, że nie będziesz chciała ze mną rozmawiać.
Dom i ogród zapisałam Ci w testamencie, ma prośbę, że jeżeli byś mogła, raczej go nie sprzedawaj, on jest w naszej rodzinie od XVIII wieku. Przerabiany, modernizowany, ale przetrwał wszystkie zawieje historii. Wiem, że nie czujesz się z tym domem związana emocjonalnie i zrobisz, co będziesz uważała.
Wybacz, jestem zmęczona, muszę kończyć, ręka odmawia mi posłuszeństwa.
Leokadia Karska
Babcia
PS. Pod zbiorem dziesięciorublówek, jest srebrny kluczyk, nie wiem do czego, dostałam go od mojej matki, ona od swoje. Jest dla nas jakby talizmanem przechowywanym przez wieki. Teraz jest Twój, nie dałam go Twojej matce, bo sądziłam, że się jej nie należał. Wszystko co jest w domu, też należy do Ciebie.
Tulę Cię do siebie i winię się za swoją lekkomyślność, tyle mogłybyśmy sobie nawzajem opowiedzieć.
Na tym list się kończył, ostatnie zdania były prawie nieczytelne. Ela spoglądała na zapisane kartki, dwie łzy spłynęły jej po policzkach.
- Babciu – wyszeptała – to tak samo moja wina. Czemu nigdy się ojcu nie spytałam? - Patrzyła na te kartki, jak na żywą istotę. – Nie sprzedam domu, zostanę tu, nie martw się.
Otworzyła pudełko ze złotymi monetami, rzeczywiście, wyłożona aksamitem wyściółka była wyjmowana. Na spodzie leżał mały srebrny kluczyk, wzięła go w ręce, przeszył ją dreszcz, był zimny. Pomyślała, by go zawiesić na łańcuszku, jako wisiorek, ale teraz gdy go trzymała w dłoni, pomyślała, że to głupi pomysł.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz