niedziela, 16 maja 2010
Dom Elżbiety XLII- nowa opowieść (Iwona)
Bałam się Gerarda i mojej cerber, która mnie pilnowała. Poza tym, nawet nie miałam przy sobie Carloty. Bolało mnie całe moje ciało, myślałam tylko o śmierci, nie chciałam żyć dalej w takim upodleniu.
Zwłaszcza, że ten rytuał zaczął powtarzać się co dnia, usypiano mnie, by potem się nade mną pastwić. Trwało to cztery dni, gdy nie chciałam wypić tamtego wina, cerber wlewałam mi go na siłę do ust.
Potem zapewne od tych ich praktyk straciłam przytomność na dwa dni, gdy się w końcu przebudziłam obok mnie ujrzałam Carlotę, która mnie pielęgnowała. Ucieszyłam się że mam ją koło siebie, opowiedziałam jej wszystko, co ze mną robiono i żeby dala mi jakąś truciznę, gdyż nie chcę dłużej żyć.
Wtedy po raz pierwszy usłyszałam słowo „zemsta”.
Tak Carlota namawiała mnie, bym się zemściła i za siebie i za nią. Najpierw się tego wystraszyła, potem zaczęłam o tym myśleć, a im dłużej myślałam, tym ów pomysł coraz bardziej mnie fascynował.
Oparzenia i ból powoli znikał pod troskliwą opieką Carloty, która podawała mi swoje, własnoręcznie zrobione mikstury.
Im lepiej się czułam (Gerarda nie widziałam od dnia, gdy straciłam przytomność), tym bardziej pragnęłam zemsty. Kiedy dostałam od ojca list, że jest bardzo chory i że chce przed śmiercią zobaczyć mnie i Józefinę, postanowiłam, że moja zemsta będzie polegać na tym, by zabić Gerarda. Podzieliłam się tym z Carlotą, czekając na jej reakcję, wiedziałam, że mnie nie wyda.
Carlota długo na mnie patrzyła, jakby doszukując się we mnie aż tak wielkiego okrucieństwa…gdy nagle oznajmiła, że się zgadza, że to jedyne wyjście, bym się uwolniła.
Powiedziałam mi też, że zna sekret Gerarda. Sekret ten polegał na tym, że on był chory, a Carlota przygotowywała mu specjalne wyciągi z ziół.
Bardzo się zdziwiłam, że ja o tym nie wiedziałam. Zapytałam ją na co dokładnie jest chory, a ona, że to w tej chwili nie ważne, bo ważne jest to iż w tym wyciągu jest trucizna. W takim stężeniu jaki ona miesza jest lecznicza, ale wystarczy zmienić proporcje. Na dodatek nikt nie będzie nic podejrzewać, gdy poda mu lekarstwo, a gdy będzie cierpiał, poda mu zioła uśmierzające ból. Kiedy umrze, lekarz najwyżej stwierdzi, że i tak z tak chorą wątrobą żył długo.
To znaczy, że i tak by umarł? Zapytałam Carloty. Odparła, że gdyby ona go nadal leczyła mógłby żyć jeszcze z dziesięć, a nawet piętnaście lat.
- Ona zaplanowała morderstwo doskonałe! – Wykrzyknęła nagle Elżbieta.
- A żałujesz tego Mioduckiego? – Zdziwił się Piotr.
- Nie, dość skrzywdził Zofię. Ale tej Carlocie też bym nie wierzyła. To ona naprowadziła ją na tą myśl i miała już wszystko zaplanowane. Przedtem mówiła Zofii, że Gerard ma większą siłę, że nic nie mogła uczynić, by się uratować wtedy w tym ogrodzie u Alberto Pedra. Zofia widziała jak uprawiali wspólnie seks i sprawiało im to niewysłowioną radość. Nie mogę jej zrozumieć, że wciąż ufa tej Carlocie!
- A komu tam może zaufać? Tej babie cerber, Gerardowi, czy obleśnemu mistrzowi, który pewnie był impotentem. Ona jest jakby w więzieniu, nic sama nie może zrobić, a Carlota, jak by nie była jest jej jedyną powiernicą.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A jaki obrazek!
OdpowiedzUsuńNiewiasta jeszcze ubrana (na czerwono), a już rozkładanogi... Co, na ile pamiętam z czasów, gdy byłem jeszcze młody i do tych rzeczy, oznacza, że pragnie. (Tutaj mryg, mryg i odpowiednia mina.)
Pzdrwm
Toż to przecież Salome...
OdpowiedzUsuń