czwartek, 14 października 2010
Dom Elżbiety LXX
- Czemu uważasz, że Rachela była obłąkana? – Zapytał Piotr.
- Ona podobno cały dzień tak chodziła, nie dając się nikomu zbliżyć, nawet ojcu. Krzyczała panicznie, gdy chciano jej jakoś pomóc. Próbowano ją schwytać, owinąć w koc, czy w coś takiego, to rzucała się na nich jak dzikie zwierze, drapała, gryzła…i wyła jak potępieniec. Podobno też w alei dębowej, tej wiodącej do twojego domu – spojrzała na Elę – temu wszystkiemu przypatrywano się ze śmiechem. Czy była wśród nich Mioducka, nie wiem, mówiono, że tak, ale…wiesz, ją o to oskarżono…
- A policja, nie szukała jej? – Zapytała Ela. – Przecież może rzeczywiście to był tylko wymysł tego człowieka, że ona, ta Rachela było u Zofii.
- A jakże, szukała, ale wiesz, tu była pani, a tam zwykły Żyd. Znano go też z tego, że córkę bardzo krótko trzymał, podejrzewali, że po prostu uciekła z jakimś chłopakiem.
- A potem, gdy się odnalazła?
- Potem, po pogrzebie, ten Meyer chodził i też jakby stracił rozum, tylko wciąż opowiadał, że Mioducka zabiła mu jedyne dziecko, że spadnie na nią kara, że dom jej opanował Azazel. W końcu i ksiądz na ambonie miał wykląć Zofię i powiedział, że wykreśla ją na zawsze z ksiąg kościelnych, że nie ma wstępu do kościoła.
- A jakieś badania, co było przyczyną śmierci Racheli, czemu tak krwawiła? Przecież był tu doktor, niejaki Stelmach.
- Nie wiem, może ten Meyer nie dał robić żadnych badań. A może one tylko potwierdziły przypuszczenia…choć z tego co wiem, Stelmach był zalotnikiem Mioduckiej, więc pewno Meyer się nie zgodził na żadne badania.
- A co się z tym Meyerem potem stało? – Zapytał się Piotr.
- O właśnie, to też ciekawa historia. Po śmierci Racheli wciąż prowadził tą swoją arendę. Wszystkim gościom opowiadał, że jego córkę wydano w ręce Azazela, że to ją zabiło, że wszystkiemu winna pani Mioducka i że on dowiedzie, że mówi prawdę. Wszyscy wzruszali ramionami, ale gdzieś w głębi serca odczuwali trwogę przed ludźmi z dworu, jako kiedyś mówiono. Zwłaszcza po tym, gdy ksiądz na ambonie Zofię wyklął. Może nie byłoby to ciekawe, ale Meyer nagle zniknął, karczma była zamknięta od wewnątrz, izby mieszkalne z tyłu też. Pomyśleli, że się mu coś stało, więc chłopi wyważyli drzwi. Wisiał na belce. Myślano, że się powiesił, ale gdy go odcięli, zobaczyli, że ma wykłute oczy i ucięty język.
Wtedy ludzie naprawdę zaczęli się bać. Zwłaszcza, że oględziny potwierdziły, że Meyer został powieszony, a przed śmiercią wykluto mu oczy, ucięto język i pozbawiono genitaliów. Tylko jednego policja nie umiała wytłumaczyć, jak ktokolwiek mógł wydostać się stamtąd przez zamknięte drzwi. Sprawdzano okna, piwnice, ale…wszystko wskazywało, że morderca po prostu wyparował.
- A na kogo wskazywał, jako tego Azazela? – Zainteresowała się Ela.
- Azazel, to najgorszy zły duch, demon. – Głos Kanusi nawet przy wymawiani tego imienia ściszył się do szeptu – a wskazywał na tego starca i to chyba on pierwszy powiedział, że jego oczy świecą w ciemnościach i że są czerwone.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz