piątek, 4 czerwca 2010
Dom Elżbiety XLIV- nowa opowieść (Iwona)
W drzwiach, odprowadzany wzrokiem Elżbiety i Piotra, nagle odwrócił się, jakby o czymś zapomniał i powiedział:
- Nie poznaję cię Ela. Wiem, że nie jestem ideałem. Wiem też, że nie płonęła między nami wielka namiętność…ale nie poznaję cię! To jakby nie ty! Tamta, ta moja Elżbieta nie umiałaby by być tak radykalna…uważajcie na siebie!
- Teraz chcesz mnie osądzać? – Elżbieta po słowach Marka nagle się zdenerwowała – zmieniłeś ton, bo?
- Nie, nie chcę cię osądzać, wybacz, tylko odnoszę wrażenie, że ty, ta prawdziwa gdzieś zniknęłaś na korzyść tej mi obcej. Tylko tyle, albo aż tyle…wybaczcie mi, już się zmywam.
- Może mnie tak naprawdę nie znałeś? – pytanie Eli zabrzmiało ironicznie.
- Znałem…a poza tym, ty przecież nie lubisz zapachu imbiru, a teraz cały dom jest nim przesiąknięty.
Po słowach Marka oboje aż się wzdrygnęli. Oni nie czuli żadnego zapachu.
Marek chwilę jeszcze stał w drzwiach, spoglądając jakby ponad ich głowami.
- No to na mnie już czas. – Westchnął – Wiele dobrego wam życzę.
I wyszedł. Oni jeszcze przez chwilę stali, wpatrując się w zamknięte drzwi, jakby tam była odpowiedź na dręczące ich pytanie.
Nagle, jakby z Elżbiety opadła cała ta otoczka i rozpłakała się. Piotr wziął ją w ramiona i przytulił do siebie, całując jej oczy.
- No, już dobrze – szeptał, tuląc ją i całując – wiem ile cię to kosztowało.
- Nie wiesz – załkała – i Marek ma rację, to nie ja…- i znów wybuchła płaczem.
- Wiesz, mnie zdziwił tylko ten imbir…
- No właśnie. My już przesiąkliśmy tą atmosferą, tu się coś dzieje…ze mną się coś dzieje. Ja czasem siebie nie poznaję. – Zaczęła się jakby uspokajać – A co do tego co mówił Marek, wiesz…ja kiedyś bym nigdy się do nikogo tak nie odezwała. A te złośliwości kierowane w stronę Marka sprawiały mi radość, satysfakcję! Chciałam go ostatecznie upodlić, zniszczyć. Wyobrażasz to sobie? To podkreślenie naszego stosunku, tego, że jesteśmy razem, by dać mu do zrozumienia, że jest tu intruzem. Ja nigdy bym się kiedyś do tego nie posunęła, rozumiesz?
- Aż tak? Wybacz, nie wiem co was łączyło i jaka byłaś kiedyś. Ale nie zrobiłaś niczego złego.
- Tu nawet nie chodzi, czy zrobiłam, czy nie, tylko że mi to sprawiało satysfakcję.
- Mogę zabawić się w psychologa i tłumaczyć ci, że często osoba zdominowana przez partnera, albo traktowana instrumentalnie, buntuje się i…czasem chce się gdzieś podświadomie po prostu zemścić.
- Znaczy, że to normalne zachowanie?
- Jak najbardziej. Cały czas mówiłaś mu, by nie grał, a sama się w końcu na jego rolę złapałaś. Wiem jak facet reaguje, gdy jego kobieta , bo wciąż był przekonany, że nią jesteś, zwłaszcza, że z tego co rozumiem, byłaś osobą uległą, nagle staje się od niego niezależna, ba, ma już kogoś innego i komunikuje mu, że go kocha – zakończył cicho, jakby bał się spłoszyć ostatnie słowo.
- A ten zapach? Tego sobie nie wymyślił, nie wystudiował!
- Dlatego ci powiedziałem, że jedyne co mnie zastanawia to ten imbir. Podejrzewam, że Zofia chciała też go stąd wykurzyć. Ja jestem typowym „wąchaczem” i nic nie czuję.
- Ja też.
- Sądzę, że na razie dość mamy pamiętników, co? Wypijmy herbatę i jedźmy do Kanusi w odwiedziny. Potem zapraszam cię na obiad. Co sądzisz o mojej propozycji?
- Masz rację, przyda się nam trochę świeżego powietrza, porozmawiamy z Kanusią, wczoraj przerwał nam Robert.
- No to zgadzasz się?
- Jasne, tylko się trochę ogarnę, ok.?
- Ja tam jestem zapobiegliwy, mam trzy koszulki w torbie , tylko…- tu przeciągnął ręką po brodzie, nie zabrałem maszynki do golenia.
- Mam nową, nieużywaną, w szafce w łazience, tylko różową – zarumieniła się.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brawo Algo :) Cieszę się, że dalej piszesz po przerwie. Niezwykle wciągająca intryga. Czytam systematycznie.
OdpowiedzUsuńNathii
Cieszę się Nathii, teraz ponad miesiąc nie mogąc się po katastrofie jakoś nawet przymusić, prawie w ogóle nie pisałam.
OdpowiedzUsuńA cieszę się, ze jednak nie straciłam Ciebie jako czytelnika.
Pozdro