piątek, 11 czerwca 2010
Dom Elżbiety XLVI- nowa opowieść (Iwona)
- To jest jakby ktoś z nas kpił! – Piotr był zdenerwowany.
- Nie rozumiem .
- No to sama posłuchaj:
Wreszcie wróciłam do domu, ojciec umierał, widziałam to, ale… Wciąż miałam w pamięci, jak konał Gerard, a ja stałam nad nim, widząc jego ból i cierpienie. Zapytał mi się, przed śmiercią, czy w twarzy anioła można zobaczyć demona. Roześmiałam mu się w tą jego wykrzywioną bólem twarz. Wtedy, szepnął, że można i skonał.
Potem mnie te jego słowa prześladowały, bo kim był żeby mnie oceniać, zadawał mi ból, hańbił mnie publicznie. To tylko była zemsta.
Carlota też się zmieniła, wciąż mi przypominała, że to ja zabiłam. Zaproponowałam, by się usamodzielniła, chciałam jej oddać cześć pieniędzy, które otrzymałam po śmierci Gerarda. Zresztą spieniężyłam wszystko co było można, bo wiedziałam, że nie zostanę w Paryżu. Nie chciała, powiedziała, że nasze losy są zbyt ściśle związane.
Trochę zaczęłam się jej wtedy obawiać. I ten jej zapach…ojciec od pierwszego dnia, nie mógł go znieść. Zapach imbiru pomieszanego z piżmem, intensywny, jakby cały czas poruszała się w chmurze tego zapachu.
- O to mi chodzi, ten zapach, to nie Zofia, a Carlota!
- To ona nami manipuluje, nie Zofia? To ona chce, bym stała się jej równie powolną jak ta biedna Zofia?
- Dlatego ci powiedziałem, że jakby ktoś z nas kpił. Wiesz, jeżeli duch Carloty tu jest i chce w jakiś sposób nas wprowadzić w błąd, to czemu kazał mi przeczytać akurat ten fragment o tym zapachu?
- Może działa jak seryjny morderca? Wiesz, czytałam, że tacy seryjni mordercy, robią wszystko, by być rozpoznanym, chcą pochwalić się tym, co zrobili.
- No, nie żartuj.
- To nie są żarty, wiesz, wciąż się przymierzam, by napisać coś wielkiego, co prawda inspirował mnie zawsze Neron, bo u niego dwoistość natury jest zaskakująca. Wiesz, ja mam do niego wiele sympatii, mimo, że stał się dla historii mordercą i tyranem. Zresztą nie ważne, ale o tych seryjnych mordercach to pewne.
- Ale pamiętajmy, że jeżeli to Carlota – Piotr nagle ściszył głos, gdy wymawiał jej imię – to ona jest jednak nie seryjnym mordercą, a duchem.
- Może potępionym? A może cierpi gdzieś między światem realnym i duchowym. A może, jest kwintesencją zła? Może Zofia spotkała diablicę prawdziwą…
Nagle po tych słowach usłyszeli ironiczny chichot, przerażający, wydobywający się jakby z ich wnętrza. Oboje się przerazili.
- Czy mi się to wydawało? – Piotr pierwszy odzyskał jasność myślenia.
- Jeżeli ci się wydawało, to i mnie. Ja słyszałam przerażający śmiech, jakby rzeczywiście ktoś sobie z nas kpił. Wiesz, a może moją matkę ta Carlota opętała?
- I moją też? I Babkę, prababkę…
- Albo rzuciła jakiś urok, może i my jesteśmy pod jakimś jej urokiem?
- Czemu nam w takim razie pokazała ten fragment?
- Może, żeby się pochwalić?
- Wiesz, nie sądzę, by duchy były aż tak zarozumiałe.
- Tak sądzisz, to jak wytłumaczysz, to co nas spotyka, zapach, który cię przeraził i prawie zabił w dzieciństwie, mnie prawie udusił, spłoszył przed chwilą Marka. Może i prześladował moją babcię, która była przekonana, że to Zofia. Podejrzewam, że ona chce się ujawnić, by nikt nie miał wątpliwości, że to ona, a nie Zofia.
- Wiesz, chyba masz rację. Wybacz, dopierom zauważył, jak cudnie wyglądasz. Wybacz, że zamiast hołdu, usłyszałaś i zobaczyłaś co innego. Zamknijmy ten dom, wraz z jego koszmarem i jedźmy do Białegostoku. Odwiedźmy Kanusię, spędźmy przyjemne popołudnie!
- Jasne, masz rację, bo inaczej zwariujemy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brawo ! Keep going. Podoba mi się jak mieszasz przeszłość z teraźniejszością. Uważam, że jest to powieść z większym potencjałem niż poprzednia.
OdpowiedzUsuńNathii
też tak myślę.
OdpowiedzUsuńPozdro.:D