Tak sobie krzyknąłem tytułem bo nie życzę sobie by jakiś ekologiczny cwaniaczek z Wyborczej sugerował, że to ja mam krew na rękach:
Tamtejszy Wajrak kończy swój komentarz tak:
"Teraz my też mamy krew wielorybów na rękach"
A ja sobie wypraszam, ponieważ nic do wielorybów nie mam i nie znam nikogo, kto by na wieloryby w mojej okolicy czatował. Prawdą jest, że całkiem przedszkolnym dzieciństwie próbowano wlewać we mnie łyżeczką tran, ale ja plułem i rzygałem ile wlezie, będąc w czasach późnego Gomułki liderem frontu obrony tych miłych stworzeń.
Lubię poczytać "Moby Dicka" i tyle.
No dobra, ale co z tą krwią na rękach i skąd tutaj nagle Tusk?
Ano, bo skoro nie ja, to może On? Przeczytałem tytuł, który jest jednocześnie wytłuszczoną powyżej pointą. Skoro przeczytałem tytuł to i tekst pod nim. Przecież nie będę zaraz posypywał głowy popiołem i na życzenie jakiegoś pana, którego nie znam osobiście, przyznawał się do mordowania wielorybów!
W tekście gradacja jest taka:
My mamy krew na rękach.
Polska ma.
Minister ochrony środowiska, pan Kraszewski, czyli członek gabinetu Donalda Tuska, za którego działania odpowiada Premier.
W sumie można by dać w Gazecie taki tytuł jak ja na blogu, nieprawdaż? Oczywiście świadczyłoby to o głupocie redaktora, bo Donald Tusk z całą pewnością nie ma krwi wielorybów na rękach nawet w sensie przenośnym.
To ja się pytam, dlaczego wedle pana Wajraka "my mamy"? Jak rząd na przykład świetnie się spisał w sprawie powodzi to żaden redaktor nie napisze:
"Uratowaliśmy Sandomierz przed klęską" tylko zaczyna marudzić w sensie, że "rząd wspaniale spisał się w sprawie powodzi, a także zdał, prawda, trudny egzamin"
Ale jak coś nie tego, to zaraz "my" Czy ja kiedyś głosowałem na PO czy PSL, żeby przyjmować odpowiedzialność za wielorybią krew, wylewaną przez Japończyków czy innych Wikingów?
Nigdy w życiu!
A wiecie dlaczego piszą, że to my mamy tę krew na rękach?
Bo w żaden sposób nie da się wmieszać w sprawę Jarosława Kaczyńskiego. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz