czwartek, 18 czerwca 2009
Opowiadanie cześć XXV
Kiedy odłożył słuchawkę, spojrzał niepewnie na Karola. Stał chwilę ciężko wzdychając. Nagle jakby odpędził natrętne myśli, czy wiadomość którą otrzymał i zawołał:
- Idziemy? Czas najwyższy rozwikłać tą sprawę, już mi odebrano śledztwo i odsunięto od sprawy. Szlag by to trafił – zaklął ze złości.
- Nie złość się – próbował go pocieszyć – przecież możemy sami prowadzić sobie prywatne dochodzenie, prawda? Zwłaszcza, że mam wrażenie i ty chyba też, że to podpalenie ma z tym ścisły związek. Od początku miałem cię za bystrego faceta, a nie tępego glinę.
- Słuchaj, za nim zostałem policjantem, byłem milicjantem, pracowałem w śledczej we Wrześni, Potem po zmianach…rozumiesz, zesłano mnie tu, że niby będę mieć do domu blisko, bo nie chciałem zrezygnować za wysoką odprawę. Kurcze, ja lubię tą robotę, babę mogłem stracić, ale nie bycie gliniarze. Rozumiesz mnie? – Zwrócił się nagle do Karola, choć przedtem jakby zatopił się we własnych wspomnieniach.
- Daj spokój, rozumiem, aż za dobrze, zwłaszcza że jestem od ciebie starszy. Pamiętam przewałki po 89 roku. Rozumiem, że z gliniarzami było jeszcze gorzej…no to co idziemy? – Zmienił temat, bo spojrzał na młodego policjanta, który z rozszerzonymi oczach i rozchylonymi ustami śledził ich wymianę zdań.
- Co tak się Mały gapisz? – Zaśmiał się Wiktor idąc za wzrokiem Karola – i zamknij usta, bo ci mucha tam wleci. Lepiej weź się za papierki, bo wrócę sprawdzić.
- Szefie!
- No co?
- Pan tak ciekawie mówił. Nie damy się, nie?
- Jasne Mały, ale papierkową robotę też trzeba zrobić, zrozumiano?
- Tak jest, komendancie!
- No, to my idziemy, a ty…rozumiesz, zadanie bojowe skończyć wypełniać akta.
- Oczywiście! - Krzyknął za nimi gdy byli już w drzwiach.
Wyszli na zewnątrz i nagle buchnęło na nich z całym impetem gorąco południa. Będąc w archiwum, potem na posterunku, nie zauważyli, że jest taki upał. Spojrzeli na siebie i się roześmiali.
- O cholera ale gorączka – powiedział roześmiany już Wiktor.
- Fakt, jak tu szedłem nie myślałem że będzie taki skwar – odparł zdejmując marynarkę.
- Wiesz tego roku, gdy spalili się rodzice Magdy, całe lato było takie gorące. – spojrzał na Karola i nagle się zapytał – wiesz, czemu tak szybko zaproponowałem ci przejście na ty?
- Bo…no nie wiem. Bo tak łatwiej się rozmawia i teraz jest taka tendencja by gadać sobie bez niepotrzebnej estymy?
- Tak, to też…taki amerykański zwyczaj – uśmiechnął się – ale nie dlatego. Tamtego lata na wakacje przyjechał do sąsiadów pewien chłopak, Piotrek…jesteś do niego podobny – spojrzał na Karola jakby chciał się o tym upewnić. Był super, skumpulowaliśmy się niemal od razu i byliśmy nierozłączni.
- O! Też był łysy jak ja? – zaśmiał się Karol.
- Jeśli o to chodzi, nie, miał blond włosy, niezbyt gęste z tego co pamiętam…ale nie o to chodzi, układ twarzy, oczy…jakbyście byli bliźniakami.
- Wiesz, mam rok młodszego brata, ale nie Piotra i wiesz wakacje spędzaliśmy raczej razem, więc nie był to mój brat.
- Jasne, ja tylko…no wiesz, skojarzyło mi się, wiesz dzięki temu lepiej przypomniałem sobie tamto lato.
- To znaczy? Czy przypomniało ci się coś o czym mi nie mówiłeś?
- Jak grzebaliśmy w tamtych aktach, tych o pożarze, to wszystko stanęło mi przed oczami, tamte wakacje, on i …no właśnie przypomniałem sobie, że to on pierwszy wprowadzał mnie w arkana dorosłości.
- O! Opowieść nabiera ciekawych motywów inicjacji…to coś dla mnie. Dawaj dalej chłopie!
- Wiesz, byłem wtedy głupim smarkaczem, Piotrek był trzy lata starszy i miał w sobie jakaś siłę, potrafił mnie namówić do wszystkiego. Wiesz o czym marzą takie wyrostki? O gołych babach, zgadzasz się ze mną?
Jasne, sam siebie pamiętam i jak któryś z kumpli przyniósł do szkoły przedwojenne zdjęcia pornograficzne…człowieku! Wszystko mu chcieliśmy oddać za to, by dał się nam na te fotki pogapić…no ale opowiadaj dalej, bo aż mi drżą pośladki – zaśmiał się, ale było widać, że zainteresował się tym podwójnie.
- Wiesz on odkrył, że pani Adlerowa…znaczy mama Magdy, bo oni nazywali się Adler, potem Magda wróciła do nazwiska panieńskiego matki, chodzi po domu w bikini, takim dwuczęściowym jak w kinie. Wiesz, dziś pewnie by nikogo taki strój nie dziwił, ale to były lata sześćdziesiąte. To była wyjątkowo piękna kobieta, figura jak Wenus, a piersi…- westchnął do swoich wspomnień – Siedzieliśmy po całych dnach w krzakach od kuchni i obserwowaliśmy ją, zwłaszcza jak któregoś dnia zdjęła biustonosz i zobaczyliśmy jej nagie piersi. Trwało to chwilę, ale do dziś pamiętam ich kształt…potem włożyła sukienkę i wyszła do sklepu, a my siedzieliśmy do zmroku jak zahipnotyzowani.
- O kurcze!
- Resztę opowiem ci później, jesteśmy przy domu mojego ojca.
CDN...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz