wtorek, 30 sierpnia 2011

PO snu

Śniła mi się czarna kula, która niby to nic nie robiła, ale istniała bardzo aktywnie. Do tego stopnia, że zmuszała do reakcji. Chciałem ją kopnąć ale była zbyt duża. Próbowałem popchnąć, ale była zbyt ciężka.
Rozpocząłem systematyczne badanie kuli. Polegało to na tym, że dwukrotnie obszedłem kulę stukając pięścią tu i ówdzie.
W odpowiedzi kula dzwoniła jak budzik a na jej powierzchni powstawały wklęśnięcia.

Bardzo cienka ta kula - pomyślałem - Powinna być lekka a nie jest!

Wydedukowałem, że musi być przytwierdzona do podłogi.
Zacząłem trzecie okrążenie i nagle stanąłem jak wryty. Dostrzegłem drzwiczki prowadzące do wnętrza kuli, ale drzwiczki tak małe, że chyba jedynie mysz mogłaby nimi wejść.
Była tam mała klameczka, a nad klameczką napis złożony z maleńkich literek. Na szczęście odkąd zacząłem poszukiwać sensu naszego istnienia, zawsze mam przy sobie lupę. Sięgnąłem za pazuchę i odczytałem napis.

“Przedmiot PO kuli”

Zadrżałem na myśl, że polityka do tego stopnia mnie zżera, że wdarła się do snów, ale uspokoiłem się, że chodzi o “przedmiot pełniący obowiązki kuli” Jakoś tak sobie pomyślałem i cap dwoma paluchami za klameczkę.

Drzwiczki się otwarły i zajaśniało. Włożyłem palec - nic. Przytknąłem oko - jakieś błękity.
Odwróciłem lupę i spojrzałem na siebie. Zaraz się zmniejszyłem i przelazłem przez drzwi. Dla bezpieczeństwa, z obawy przed nieznanym, podparłem drzwiczki lupą, wyprostowałem się i rozejrzałem dokoła.

Stałem na chodniku rojnej i gwarnej ulicy, a przechodnie mijali mnie z lewa i prawa. Samochody trąbiły na siebie a mnie zaswędział duży palec u prawej nogi.

Stałem na wprost witryny sklepu, gdzie handluje się mięsem. “PO Rzeźnika” głosił szyld i zachęcał do wejścia tarczą z wizerunkiem uciętej ludzkiej głowy, głowy jak doprecyzowano, Samuela Zborowskiego.
Wszedłem, stanąłem w trzyosobowej kolejce i popatruję po hakach.

- Poproszę trzy kilogramy PO parówek - zażyczyła sobie staruszka w różowym garniturze. Tylko żeby trociny nie były z olszyny bo mi szkodzą.

- Absolutnie, proszę szanownej klientki, dzisiaj są topolowe, niech tu na miejscu skonam! - Zaklął się sprzedawca i zgodnie z logiką snu, natychmiast skonał w męczarniach.

Cóż było robić, przecież nie będę wdawał się w awantury we śnie. Wyszedłem.

Pędzi jakaś kobiecina w chustce na głowie, od razu widać, że awangardowa artystka albo dziennikarka i wymachuje dwoma rondlami bez dna.

- PO rondli przywieźli! Ludzie lećta, bo dają na Borsuczej!

I wszyscy biegną na Borsuczą, bo tam rondle bez dna dają.

Złapałem kobiecinę za rondel i pytam grzecznie, po co komu rondel bez dna, a ona zaraz za gwizdek i gwiżdże przeraźliwie.

Nadbiegli PO policjantów i dalejże okładać mnie czymś co było PO pał policyjnych, a tak naprawdę rodzajem chudych, pluszowych niedźwiadków.

- Od dawna mieliśmy cię na oku, ty burzycielu spokoju! - Krzyczą w uniesieniu. Ciągną mnie do samochodu, który był pierwotnie PO karetki pogotowia, a obecnie został PO suki. Skuty galaretką wieloowocową PO kajdanek, widzę i słyszę jeszcze staruszkę w różowym, udzielającą wywiadu do cegły PO mikrofonu i mizdrzącą się do wiertarki udarowej PO kamery.

- Zwróciłam uwagę na tego typa w masarni, ponieważ nachalnie rozglądał się po hakach.

- No to się doigrałeś! - Zwrócił się do mnie krokodyl PO policjanta.

- No to się doigrałeś! - Zwróciła się do mnie żona, wskazując na budzik PO budzika. Wskazywał ósmą.

- Przecież dzisiaj niedziela! - Nieśmiało zaoponowałem.

- Niedziela? Fakt! To czego się drzesz od rana? PO i PO! Do wyborów jeszcze miesiąc a ty poczciwym kobietom spać nie dajesz!

- Sen taki miałem, kochanie, śniła mi się pusta kula, która nic nie robiła a tylko…

- Tusk ci się jednym słowem przyśnił, moje ty biedactwo! Sen mara, Bóg wiara!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz