poniedziałek, 28 czerwca 2010

Wszyscy przyjaciele i krewni królika

Marek Borowski deklaruje, że zagłosuję w drugiej turze na Komorowskiego!

Czyli lewica glosuje na liberała??? Bo nawołuje, a jakże by na niego oddali głos wszyscy lewicowcy.

Co to oznacza?

Czym kieruje się przywódca niewydarzonej Socjaldemokracji Polskiej?

Ano tym, że podobno Kaczyński budował Polskę klerykalną z ojcem Rydzykiem do spółki?
Ze zamordował własnymi rękami tow. Blidę.
Apeluje też do Napieralskiego, by jego barany w drugiej turze zagnał do redyku Komorowskiego. Motywuje to tym, że to ważne dla rozwoju lewicy w Polsce!

Czy to nie parodia?

Potem czytam, że p. Anna Komorowska włączając się do kampanii prezydenckiej męża, rozmawia z kobietami o ich „bolączkach”. Boże, toż to PRL bis, jakbym przeżyła deja – wu.

Znaczy, ona już prawie jest pewna, że będzie „strażniczką żyrandola”. Chce iść w ślady Joli K.??

Co tym razem nam będzie serwować do jedzenia widelcem? Co poda na obiad, gdy przyjdą wszyscy przyjaciele i krewni „królika”.

Apeluje do tych którzy wciąż niezdecydowani, Kaczyński to jedyna alternatywa!

A, to, że może nie do końca nam odpowiada?

Nie ma ludzi idealnych, ale to co prezentuje platforma z pretendentem do prezydentury, to parodia Polski.

niedziela, 27 czerwca 2010

Czego boi się Tusk?

Czego tak bardzo boi się Tusk?

Czytając dzisiejszy wywiad, jaki udzielił Onet.pl, mam wrażenie, jakby strach go sparaliżował.

Tu link do wywiadu.

http://wybory.onet.pl/prezydenckie-2010/aktualnosci/tusk-kaczynski-zeby-wygrac-przebierze-sie-za-che-g,1,3312365,aktualnosc.html

Zachowuje się przy tym tak, jak kiedyś u nas w Golinie jeden handlarz pietruszką, nazwijmy go panem S.

Ów handlarz zawsze ceny na ten swój towar miał najwyższe, zachwalał go bardzo głośno, krzycząc „Komu, bo braknie!”

A szczerze, ta „pietruszka” była zawsze z lekka nadwiędnięta, więc złoszcząc się, obmawiał innych handlarzy i handlarki, że obniżają mu na złość ceny, a najlepiej by było, gdyby on był monopolistą.

Zdarzało się wiec, że i przy niedzieli, gdy ludzie wychodzili z kościoła, (mieszkał prawie przy kościelnej bramie) handlował sezonowymi owocami na tzw. tutki. Wtedy, bo często ludzie wracali wraz ze swymi dziećmi, kupowali tutkę dzieciom.

Panie Premierze, niech pan nie zachowuje się jak ten handlarz, nie wypada.

Zwłaszcza, że on b. źle skończył.


Serdeczności.

sobota, 26 czerwca 2010

Przygotowania do debaty. Mezalians

- Co ty Bronek z tym mezaliansem dzisiaj? Skoncentruj się - Gotowy do zawarcia kompromisu, nie żadnego mezaliansu.

- Przecież wiem, ale w trakcie takiej debaty, warto wtrącić jakieś takie słówko, żeby elektorat zorientował się w mojej wyższości. Chętnie bym gdzieś ten mezalians...

- Nie, stanowczo bez mezaliansu! My celujemy w młody, wykształcony elektorat i gadanie o mezaliansach wcale nam nie pomoże. Co ty, ordynus Michorowski jesteś?

- Ordynat! Mi wytykają gafy, a ty ordynusa od ordynata nie odróżniasz. Ordynat to jest...

- Dobrze, że wiesz, ja też wiem, ale się skoncentruj. Znajdziemy ci inne słówko, ale obiecasz, że z żadnym mezaliansem się nie wyrwiesz, a teraz usiądź na tym fotelu przed lustrem.

- Na tym fotelu przed lustrem?

- Tak na tym. Pan fryzjer ogoli cię brzytwą w ramach zaskoczenia przeciwnika!

- Proszę?

- A dziękuję za zgodę! Golibrodo czyń swoją powinność! Nie szarp się bo to brzytwa jest!

- Za jaką zgodę? To było „proszę” ze znakiem zapytania!

- Przecież chcesz zobaczyć zaskoczoną minę Jarosława, sam mówiłeś i chyba pamiętasz co ustaliliśmy, że
pojawisz się bez okularów i bez zarostu!

- A ja się ogolić nie dam, przecież mnie nikt nie pozna. Przecież na plakatach mam wąsy! Może lepiej zapuszczę brodę?

- Przez jeden dzień ci nie urośnie i będziesz wyglądał jak menel, a tego chcielibyśmy uniknąć Dzisiaj nawtykaliśmy Kaczyńskiemu od najgorszych i mamy nadzieje, że doprowadziliśmy go do szału. I teraz wyobraź sobie, że idzie na debatę taki wkurzony aż mu para uszami, a tu nagle widzi ciebie bez okularów i wąsów. Konsternacja i prawdziwy mezalians, tfu tfu!

- Powiedziałeś mezalians!

- Przepraszam, zaraziłeś mnie tym mezaliansem.

- Dobrze Donaldzie, niech będzie, faktycznie to będzie cios, ale co na to wyborcy?

- Podkreślisz tym swoją niezależność i zdecydowanie, że niby stać cię na wszystko. Możesz zgolić wąsy a jak zechcesz znowu zapuścisz i nikt ci nic nie może nakazać, a ja jak cię zobaczę to się publicznie zdziwię i powiem „Bronku to ty?” Będzie fajnie!

- A potem mogę z powrotem zapuścić?

- Jak się dobrze spiszesz z pytaniami to ci pozwolimy

- Dziękuję Donaldzie!

- Masz tu listę pytań, które zadasz Kaczyńskiemu. Wiem, że znasz pytania na pamięć, ale na drugiej stronie są odpowiedzi, jakby się łobuz odwinął jakimś „a pan, panie marszałku?” Zresztą jutro będziesz miał trening i popracujesz z Nowakiem na symulatorze debat. To jest nasza tajna broń, nasz, jak się to mówi...

- Mezalians?

- Jeszcze raz Bronek wyjedź z tym mezaliansem to nie wiem co zrobię, skoncentruj się! Czego chcesz Nowaku?

- Abo panie premierze jakaś kataryna rozpowszechnia na twitterze, że skoro nie zgodziliśmy się na wzajemne zadawanie pytań to z całą pewnością szykujemy się właśnie do zadawania pytań, że niby taka zmyłka!

- Internet i internet. Jak tylko Bronek poprzestawiasz meble w pałacu, zaraz się za tę bandę oszołomów bierzemy. To już staje się nieznośne. A zresztą tak czy tak nie wiedzą jakie mamy przygotowane pytania!

- A jak Kaczyński zacznie zadawać Bronkowi?

- Zarzucimy im chamskie złamanie uzgodnionych uprzednio zasad debaty. Dobra, ja idę oddawać się sprawom państwowej wagi, a ty masz teraz trening z robienia min adekwatnych do tematu. Poprawiłeś minę nr 8 „wrażliwy społecznie”

- Poprawiłem!

- Pokaż!

- O rany! Za co ja tym pijarczykom płacę, przecież z tą miną wyglądasz zupełnie jak szewc Kiliński! Chociaż bez wąsów, jak cię upudrują to może...

- Bez wąsów to ja będę wyglądał jak mezalians!

Wywiad Samanthy Geiger

Oceniając, odczuwamy potrzebę, jawnie i bez większego trudu, by nie krzywdzić. Tak, chcemy czuć się dobrze, więc rozgrzeszamy się we własnej duszy, że zawsze są dwie strony, a jedna musi ulec drugiej.

Czające się wątpliwości, spychamy w pewien rodzaju niebytu, by odczuć satysfakcję, że wyrażając się w ten sposób, wyrażamy wolę większości.

By nie skrzywdzić tych, których podziwiamy, zapominając, że w ten sposób krzywdzimy samych siebie. Kochamy swoich idoli, więc nawet pokrętnie, próbujemy ich z serca rozgrzeszyć…

Dlaczego to piszę?

Z powodów Polańskiego. Wiem, może to w tej chwili nie ważne, bo wokół wre, ostatnie dni kampanii, a ja o tym. Może i bym nigdy już o tym nie pisała, gdyby nie wywiad z Samanthą Geiger nadany dziś w jedynce.

Chwilę jej słuchałam, nie do końca zdołałam tego wysłuchać. Jedno, co na mnie wywarło wielkie wrażenie, to, to, że powiedziała coś takiego. Cytuję niedokładnie, bo nie spisałam;

Od tamtego czasu, zaczęłam swoim życiem kierować destrukcyjnie, nie skończyłam szkoły…nie sądzę, by ON chciał zniszczyć wtedy moje życie, ON chciał się dobrze bawić. Sądzę, że nigdy do końca nie zrozumiał, jaką krzywdę mi wyrządził.

Przyjrzałam się jej, jest w moim wieku, skoro w 78 miała lat trzynaście. Nadal jest ładną kobietą, tylko te jej oczy, uciekają od oka kamery…by za chwilę, no właśnie widzieć to „coś”, taką prośbę, nigdy nie wypowiedzianą „żeby się to w końcu wszystko skończyło”.

Okrutny kamerzysta wjeżdża jej tą kamerą ta silnie na twarz, by szeroka publiczność mogła dostrzec mimiczne zmarszczki i pootwierane pory twarzy ( a może sam mistrz ujęcia tam stoi?)

Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, jak ten „epizod” odbił się na jej życiu. Każdy ma jakieś potwory, które wolimy uśpić, by nie gryzły naszej duszy, czasem zdołamy je pokonać. Ale to co ciągnie się latami przez tchórzostwo Romana Polańskiego, to koszmar, koszmar dla tej kobiety.

Nadal uważam Polańskiego za wybitnego reżysera, ale to jak postąpił z Samantą i to że zwiał jak tchórz, dziś oceniam inaczej. On rzeczywiście, wciąż tak naprawdę nie wie, co zrobił, a był wtedy akurat w jej wieku, więc nie można go tłumaczyć, że to była głupota młodości! Był już facetem po czterdziestce, tylko czy on dziś dorósł? Czy zrozumiał?

Wątpię, zresztą inni upewniają go w tym, że „właściwie nie stało się nic”. Nawet ja, tak, ja też długo go tak tłumaczyłam, sama siebie oszukując, że sam na siebie wydał wyrok, odciął się sam od „fabryki snów”, sam wykonał na sobie wyrok. Ale to bzdura!

piątek, 25 czerwca 2010

Druga tura. Przeciw dziecinnemu hamletyzowaniu!

Nikt nie dostanie ciastka, dopóki nie przeczyta tego krótkiego tekstu i nie potwierdzi własnym podpisem, że zrozumiał intencje autora w zadowalającym stopniu.

Tekst jest prosty i skierowany do cierpiących i wahających się prawicowców oraz co szlachetniejszych lewicowców. Zwolennicy Bronisława Komorowskiego mogą sobie darować lekturę.

Przed nami druga tura wyborów i choćby się kto nie wiem jak natężał i wytrzeszczał gały nie znajdzie trzeciego kandydata. Nie ma. Po prostu nie ma!
Jasne, że można nie iść i potem przez kilka dni się unosić nad sobą, że niby jeden z drugim taki cholernie niezależny w swoich poglądach.

Śmieszne, bo moim zdaniem taki ananas po prostu wsparł Komorowskiego. Podoba ci się ananasie Komorowski i podwójny nelson założony społeczeństwu przez chłopaków z PO?

Jak ci się podoba, proszę bardzo. Są gusta i guściki, ale potem nie przychodź z bekiem i nie narzekaj, że Ojczyzna w potrzebie, bo wywalę z bloga na zbitą mordę!

Mała sankcja bo i moja władza mała, ale jest.
Niech sobie Peowcy demonstracyjnie nie głosują widząc, z powodów ideologicznych, że niby nijak liberalizm z lewactwem Unii Pracy się nie zgrywa.

Ale oni jakoś nie biorą się do marudzenia. Łykają wszystko jak te gęsi i w końcu tym swoim gęganiem was przegonią, a nie są to bynajmniej gęsi kapitolińskie tylko całkiem zwykłe gęsi biegające za swoim gąsiorem.

Uważajcie, co na przykład pisze w dzisiejszej Rzepie ( ukłony dla Igora Janke ) Tomasz Nałęcz.
Już „lid” artykułu zachęca do głosowania na kandydata PiS.

"Pamiętamy tę atmosferę strachu i podejrzliwości, która towarzyszyła rządom PiS. To wszystko wróci, jeśli zwycięży Jarosław Kaczyński"

Już samo to mnie cholernie ciekawi, bo ja nic podobnego nie pamiętam. Czy ja cos przegapiłem? Pamiętam histeryczne nagonki różnych medialnych zbirów, ale żebym się bał Kaczyńskiego jakoś nie mogę sobie przypomnieć. Nałęcz się bał? Strasznie to głupie, ale czytam dalej i jest dużo lepiej:

„Musimy też pamiętać, że ewentualna wygrana Jarosława Kaczyńskiego da olbrzymi rozpęd jego partii. W tej sytuacji niemal pewny będzie sukces PiS w jesiennych wyborach samorządowych. A mając w swoich rękach zarówno pałac prezydencki, jak i samorządy możliwości blokowania działań rządu będą olbrzymie. Przy tym na pewno każdego dnia PiS będzie oskarżał rząd, że nic nie robi.”

Aha!

Sami zobaczcie, czy nie warto zaprzestać dziecinnego hamletyzowania, skoro się takie perspektywy rysują? Już samo to, że znajdzie się ktoś, kto powie kilka słów prawdy tej bandzie nierobów jest wart mojego głosu.
Dalej sobie sami poczytajcie. Jest oczywiście cały stary repertuar zagrożeń. Od wizyt służb o 6 rano, śledztw politycznych, inwigilacji niewygodnych dziennikarzy aż do zagrożenia wolności, naszych portfeli, aż do zagrożeń wręcz globalnych.

Tu macie link do wywodów tego śmiesznego propagandysty.


Jeśli po przeczytaniu tego tekstu nadal wahacie się na kogo głosować i dalej zamierzacie dzielić włos na czworo, napiszę prosto:

- Idźcie do diabła i zapomnijcie o ciastku, nawet go nie powąchacie!

czwartek, 24 czerwca 2010

Tusk ma krew na rękach!

Tak sobie krzyknąłem tytułem bo nie życzę sobie by jakiś ekologiczny cwaniaczek z Wyborczej sugerował, że to ja mam krew na rękach:
Tamtejszy Wajrak kończy swój komentarz tak:

"Teraz my też mamy krew wielorybów na rękach"

A ja sobie wypraszam, ponieważ nic do wielorybów nie mam i nie znam nikogo, kto by na wieloryby w mojej okolicy czatował. Prawdą jest, że całkiem przedszkolnym dzieciństwie próbowano wlewać we mnie łyżeczką tran, ale ja plułem i rzygałem ile wlezie, będąc w czasach późnego Gomułki liderem frontu obrony tych miłych stworzeń.
Lubię poczytać "Moby Dicka" i tyle.

No dobra, ale co z tą krwią na rękach i skąd tutaj nagle Tusk?
Ano, bo skoro nie ja, to może On? Przeczytałem tytuł, który jest jednocześnie wytłuszczoną powyżej pointą. Skoro przeczytałem tytuł to i tekst pod nim. Przecież nie będę zaraz posypywał głowy popiołem i na życzenie jakiegoś pana, którego nie znam osobiście, przyznawał się do mordowania wielorybów!

W tekście gradacja jest taka:

My mamy krew na rękach.

Polska ma.

Minister ochrony środowiska, pan Kraszewski, czyli członek gabinetu Donalda Tuska, za którego działania odpowiada Premier.

W sumie można by dać w Gazecie taki tytuł jak ja na blogu, nieprawdaż? Oczywiście świadczyłoby to o głupocie redaktora, bo Donald Tusk z całą pewnością nie ma krwi wielorybów na rękach nawet w sensie przenośnym.

To ja się pytam, dlaczego wedle pana Wajraka "my mamy"? Jak rząd na przykład świetnie się spisał w sprawie powodzi to żaden redaktor nie napisze:
"Uratowaliśmy Sandomierz przed klęską" tylko zaczyna marudzić w sensie, że "rząd wspaniale spisał się w sprawie powodzi, a także zdał, prawda, trudny egzamin"

Ale jak coś nie tego, to zaraz "my" Czy ja kiedyś głosowałem na PO czy PSL, żeby przyjmować odpowiedzialność za wielorybią krew, wylewaną przez Japończyków czy innych Wikingów?

Nigdy w życiu!

A wiecie dlaczego piszą, że to my mamy tę krew na rękach?
Bo w żaden sposób nie da się wmieszać w sprawę Jarosława Kaczyńskiego. :)

środa, 23 czerwca 2010

Urban udziela poparcia Komorowskiemu


Jerzy Urban, najgorsza szuja PRL‘owskiej propagandy, człowiek bez zasad, zresztą sam się kiedyś tym szczycił, w wywiadzie który udzielił programowi "Fakty po faktach" w TVN24 wyraził się o Jarosławie Kaczyńskim cytuję:

To człowiek pozbawiony wszelkich zasad, jeżeli ma tylko apetyt na władzę. Staje się śmieszny, kiedy mówi, że w zasadzie to on jest prawie lewicowcem. To wszystko wzbudza wesołość i wskazuje, że Kaczyński to jest jakiś ogarnięty obsesją władzy człowiek.


Dziwne, że mówi to człowiek, który jest właśnie pozbawiony wszelkich zasad.

Tu link do onetowskiego komentarza.

http://wybory.onet.pl/prezydenckie-2010/aktualnosci/urban-kaczynski-jest-ogarniety-obsesja-wladzy,1,3304817,aktualnosc.html

Urban tam, nie dość, że obraża Kaczyńskiego, ba, nawet Napieralskiemu się dostaje, że jakoby się nie mógł w nim jednak zakochać, bo tu cytuję:

Rzygać mi się chce, jak Napieralski tańczy w przedszkolu, bo nie ma nic bardziej ckliwego, niż robienie kampanii przy użyciu bachorów - powiedział.

To wielkim poważaniem otacza osobę Komorowskiego i daje mu poparcie!!!
Mówiąc przy tym, że głosując na Komorowskiego, to głos oddany na premiera Tuska.

Dziwne, prawda? Dość socjalny program PiS’u Urbanowi (jako lewakowi) się nie podoba, a zakochany jest w Donaldzie Tusku.


Ciekawam, kiedy Jaruzelski z Kiszczakiem poprą kandydaturę Komorowskiego.

Teraz wiem, czyje to dziecko, to PO.

Panikarze i ortodoksi w płaszczach

Nie lubię panikarzy!
Dali mi się we znaki w niedzielę na twitterze. Co się pojawił jakiś przeciek, panikarze w krzyk, że pierwsza tura kończy wybory, że Bronek zwycięski. A tu zaraz nowe sondaże, a w nich jeszcze gorzej. Dziennikarze i najsłynniejsi blogerzy niczym w jakiejś gorączce, dalejże mnie straszyć. Nie, nie wszyscy oczywiście, ale tacy, że ho ho.

Jest taka głupia gadka, że jak kilku twierdzi wbrew twojemu przekonaniu to samo, musisz się poważnie zastanowić. Oczywiście jako, że u mnie o to łatwo, zaraz nawstawiałem „jobów” i się towarzystwo prawoskrętne poobrażało.

Bo się wkurzyłem i tyle! Bitwa trwa a tu sierżanci wraz z oficerami sieją panikę we własnych szeregach. O rany! To, że czereśniaki z PO mieli radochę z fałszywych sondaży rozumiem, bo im wiele nie trzeba. Palec im człowiek pokaże albo kawałek sera i zaraz się cieszą, ale nasi? I to nasi z najwyższej półki, nie takie gagatki jak autor tego tekstu, ale poważani analitycy, jak w wyborcze popołudnie zrozumiałem, żyjący po prostu z kontrolowanych przecieków.

Już bym do tego nie wracał, gdyby nie dzisiejsze popisy prawicowych radykałów i najdzielniejszych z dzielnych Pisowczyków. Miałem za wyborczą niedzielę wychwalić Rybitzky'ego, ale po jego dzisiejszej analizie nijak nie mogę. No poszkapił Ryba, że o Terlikowskim nie wspomnę. No bo co takiego strasznego powiedział Kaczyński?

Może dlatego, że jestem jako zwolennik Jarosława Kaczyńskiego świeżym nabytkiem zupełnie nie rozumiem co w gadule prezesa jest takiego strasznego? Ot, uśmiech wobec lewicowego elektoratu i tyle.
Moim zdaniem bardzo rozsądny gest tym bardziej, że spora część głosujących na Napieralskiego pierwotnie chciała głosować na Bronisława Komorowskiego i nijak do nich nie pasuje nazwa „postkomuna” Wiem, że to mała próbka :) ale znam dwóch ananasów, którzy zagłosowali na wesołego Grzesia. Jeden akurat boryka się z zakładaniem firmy remontowej, a drugi, szczery biznesmen, który zapragnął poszerzyć sobie zakres działalności o produkcję.

Obydwaj na wyrażane przeze mnie zdumienie tak nagłą woltą polityczną wytłumaczyli mi swoją decyzję w sposób, który można streścić tak: - K.... też mi przyjazne państwo, też mi liberalizm!

Znaczy się, że ich poglądy polityczne zostały zweryfikowane przez rzeczywistość. Ten od remontówki się waha, ale ten drugi wyraził się jasno, że w drugiej turze głosuje na JK.

W ogóle ci, którzy budują swoje wywody na czternastoprocentowym wyniku Napieralskiego i prognozują idący za tym wzrost znaczenia SLD moim zdaniem grubo się mylą. SLD nie ma dzisiaj żadnego szczerego zaplecza politycznego, ani wartościowych przywódców. Jest trochę antykościelnej młodzieży i banda liżypółmisków, którzy pójdą tam gdzie dają półmiski do wylizywania.

Nie jestem analitykiem i na takiego nie pozuję, ale znam kilka zasad. Pierwsza jest taka, by nie szkodzić swoim. Druga, by nie budować analiz i pięter istnej politycznej abstrakcji na własnym chciejstwie. Trzecia najprostsza głosi: - Gramy do końca!

Bo tak realnie rzecz ujmując czytam dzisiaj o planowanym spotkaniu Bronisława Komorowskiego z Grzegorzem Napieralskim. I co wy na to mili moi? Czy zwolennicy PO sieją z tego powodu panikę? Czy PiS nie ma od dawna doczepionej socjalistycznej łatki?
Czyli Bronkowi wolno się spotykać a Jarosław ma siedzieć cicho i patrzeć jak specjaliście od wszystkiego słupek rośnie?

niedziela, 20 czerwca 2010

Dom Elżbiety XLVII (nowa opowieść) Iwona




Jechali w stronę Białegostoku. Milczeli. Każdy z nich coś rozpatrywał w myślach. Pierwsza odezwała się Ela.

- Coś ci powiem. To jest coś, co mnie prześladuje od dziecka.

Piotr spojrzał na nią z nad kierownicy.

- Ja chyba też – westchnął.

- O! – Zdziwiła się – ty pierwszy, czy ja?

- Zaczynaj, bo gdy ja będę ci opowiadał, muszę niestety zatrzymać samochód. Może już dojedziemy w tym czasie do szpitala i nie będziemy stali na środku drogi.

- OK. Wiesz, nie pamiętam wszystkiego ze szczegółami, byłam wtedy bardzo mała, może miała ze trzy, cztery lata, to było krótko przed matki odejściem. Pamiętam, że się kłócili, wciąż się kłócili, bałam się tych ich kłótni…rozumiesz, byłam bardzo mała, podniesione głosy mnie przerażały. I wiesz co z tamtego okresu utkwiło mi w pamięci, ja dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę…wokół mojego łóżeczka, w całym pokoju królował ten pieprzony zapach. Ale to nie wszystko, tam ktoś stał w mroku, czaił się, ja wtedy krzyczałam w niebogłosy, aż rodzice przybiegali. Ojciec mnie tulił uspokajał, a matka…ona wyrzucała ojcu, że to przez te jego ciągłe kłótnie jak dostaję histerii. Chyba tłumaczyłam im, że tam stoi potwór, ale…wiesz, jak reagują dorośli na takie dziecięce potwory, prawda? Podobno małe dzieci potrafią dostrzec to, co niedostrzegalne i rozróżniają dobro od zła bez pudła. No więc ja w tym cieniu dostrzegałam tylko zło i bardzo długo spałam przy zapalonym świetle.

- O cholera – jęknął Piotr.

- Tak, masz rację, do cholery, czemu prześladowała mnie jako malutką dziewczynkę? Wiesz, jeszcze dwa razy…dziś to wiem, bo przedtem raczej wydawało mi się to jakimś omamem, czułam ten zapach, a nawet złośliwy chichot słyszałam, wtedy myślałam, że wariuje. Drugi raz…nie wiem czy powinna ci to mówić, bo – Ela uniosła brwi i zawiesiła na chwilę głos – bo – powtórzyła – widzisz, spotkało mnie coś złego, miałam piętnaście lat i zakochałam się, a on…nie ważne zresztą, w każdym razie…nie muszę ci to opowiedzieć, bez tego nic nie zrozumiesz.

- Opowiadaj, proszę, mnie też nie będzie lekko.

- Dobrze, masz rację, musimy zanalizować przeszłość, by nic złego nie stało nam się w przyszłości. Więc po kolei. Miałam piętnaście lat, ojciec więcej był poza domem niż w domu. Pracował i ja to rozumiałam. Wiesz, brakowało mi ciepła domowego, ale wiesz siła wyższa. A poza tym, nastolatki lubią mieć pewien luz w tym czasie, ja go miałam aż nadto. Do naszej sąsiadki przyjechał siostrzeniec. Ta pani, była kobietą wielce dystyngowaną, taką przedwojenną, jeśli rozumiesz o co mi chodzi. Mówiąc szczerze, to jej za bardzo nie lubiłam, była zawsze taka wyniosła. Co innego ten siostrzeniec, pierwszego dnia wpadałam na niego na schodach i poznaliśmy się. On starszy ode mnie dziesięć lat, przystojny, elegancki. Zakochałam się jak wariatka, nie mogłam o niczym innym myśleć, jak o nim, a on…pozwalał mi się kochać. Jaka ja wtedy byłam naiwna…aż wstyd się przyznać. Zaczęłam ich odwiedzać, ciotka Krzysztofa, bo tak na imię miał ten chłopak, była zadowolona. Tłumaczyła mi, że Krzysio przyjechał tu, by zmienić klimat, że jest wątłego zdrowia i takie tam pierdoły, a ja łykałam to wszystko. Najpierw mnie adorował, kupował mi bukieciki kwiatów, zawieszki do łańcuszka. Wreszcie powiedział mi, że ta jego choroba, to, to, że nie podniecają go kobiety. Zaczął mi opowiadać, że jestem jedyną, na którą w ogóle zwrócił uwagę i że mogę być jego najlepszą terapią. Uwierzyłam, poddałam się mu całkowicie. Zaczął mnie traktować jak chłopca, jak rozumiesz o co mi chodzi. Uprawiał ze mną seks…no rozumiesz?

Piotr kiwną ze zrozumieniem.

- To trwało około pół roku. Prawie co dzień się spotykaliśmy, zawsze u niego, bo jak zaznaczył, co by powiedział mój ojciec, gdyby nas razem zastał. Ciotka była niby dyskretna, przynosiła herbatę i ciasteczka…i niknęła. Pamiętam jej wzrok, co ona o mnie myślała? Nie ważne. Pamiętam ten dzień, kiedy poczułam zapach i usłyszałam chichot. Zaraz po szkole, zaczęła chodzić już do liceum, pobiegłam do Krzysztofa. Zapomniałam się przebrać, nie lubił mnie w spódnicy, wolał jak chodziłam w spodniach. Zobaczył mnie w drzwiach i zaczął z tego powodu kaprysić, że pewnie poznała jakiego chłopaka i że to dla niego ta spódniczka. Zaczęłam się tłumaczyć, że po prostu mieliśmy apel i że to jest strój apelowy. Nagle powiedział, ze jutro wyjeżdża, przeraziłam się. Zaczęłam go wypytywać dlaczego. A on, że przecież mi mówił…był zły, pamiętam tą jego złość. Weszła ciotka z nieśmiertelnymi ciastkami i herbatą na tacy. Wyszła po chwili. Ja byłam jak oniemiała, nigdy dotąd tak się nie zachowywał. Nagle podszedł do mnie i bez ceregieli zdarł mi majtki i zrobił to normalnie, pierwszy raz, ale nie z miłością tylko z jakąś odrazą, nienawiścią. Mnie bardzo bolało, zaczęłam płakać, straciłam wtedy dziewictwo. On nadal się miotał, wykrzykiwał, że z babami tak zwykle…wtedy poczułam ten zapach, był wszędzie, aż mnie dusił, podniosłam się i spróbowałam napić się wystygłej herbaty. Wtedy usłyszałam śmiech, ironiczny, poniżający.

- O biedactwo – jęknął Piotr – co to za bydle, by tak z tobą postąpić.

Dopiero teraz Elżbieta zauważyła, że samochód dawno stoi na poboczu drogi. A Piotr słucha jej z wielkim zainteresowaniem. Gdy skończyła, przygarnął ją do siebiei szeptem wyznał, jak bardzo ją kocha.

piątek, 18 czerwca 2010

Komorowski "poleciał" Gałczyńskim

Komorowski na wiecu pojechał Gałczyńskim cytując fragment wierszyka tego znakomitego swoją drogą, poety.

To znany fragment "Ballady o trzęsących się portkach"

Jak ktoś nie ma żadnegom pojęcia o historii ani o losach polskich bohaterów może potraktować ten fragment jako "tekst obrotowy" Tekst, który pasuje do wszystkiego. To nawet nieźle brzmi:

GDY WIEJE WIATR HISTORII,
LUDZIOM JAK PIĘKNYM PTAKOM
ROSNĄ SKRZYDŁA, NATOMIAST
TRZĘSĄ SIĘ PORTKI PĘTAKOM.


Tyle, że autor zarabiał u parszywych stalinowskich morderców tym wierszykiem na kawkę i koniaczek. Ja czy inny nic nie znaczący ananas może sobie dla zgrywy klepać takie wierszyki, ale nie, do diabła, kandydat w prezydenckich wyborach!

Kto teraz jest wedle idioty, który napisał Bronkowi ten tekst jest facetem w trzesących się portkach, Jarosław Kaczyński?

I dobrze! W 1953 roku, gdy wierszyk powstał...ej, znacie chyba nazwiska facetów, którym się trzęsły portki w czasach stalinowskich? Kobiet i meżczyzn mordowanych w katowniach UB nad których cierpieniem fruwał w "Przekroju" motylek poezji.

Nie znacie? To wasza klęska!

Ja wiem, że to nie specjalnie, ale kandydat na Prezydenta powinien cokolwiek kojarzyć, nie popisywać się idiotyzmem i obrażać w ten sposób ludzi, którzy cokolwiek wiedzą o Polsce i jej historii.

To było dno tej kampanii!

Nie wierzycie mi to spytajcie kogoś poważniejszego. A... i ten "ciemnogród" z tej samej jest bajki. Polecam "Podróż Chryzostoma Bulwiecia do Ciemnogrodu" - ukłony dla Consolamentum

Krzyżacy przed pierwszą turą

Krzyżak Pimo korzystając z tego, że Wielki Mistrz zatrzymał się przy oknie, wytarł chusteczką w różowe koniki pot z czoła. Komplet takich chusteczek dostał od ciotki Matyldy i chyba rozumiecie, że nie mógł wyciągnąć czegoś tak infantylnego przy Jungingenie. Teraz gdy ponury jak gradowa chmura Mistrz bębnił palcami w parapet próbował zebrać myśli. Cisza przedłużała się i w końcu Pimo odezwał się nieśmiało:


- Ale dzisiaj Gazeta Krzyżacka dała von Komokaktusowi 51 procent.


- Gazeta Krzyżacka dała bo tak kazałem, milcz lepiej! Trza się było za babę nie przebierać skoro planowałeś bieganie na golasa. Z kim ja muszę pracować? Ile razy tłumaczyłem, że facet nie może się przebrać za gołą babę! Milczże człowieku!

Dzielnemu krzyżakowi Pimo zrobiło się słabo i może by zemdlał, ale na schodach powstał rumor iście stalowy. To sztab wyborczy wracał do Malborka by posiedzieć w wyborczej ciszy.
Z dołu dochodziły odgłosy czegoś, co w kręgach zbliżonych do krzyżackich uchodzi za śpiew.
Jungingen zagryzł zęby i zasyczał.
Tymczasem rozlegało się tryumfalne:

„Idzie krzyżak borem lasem tamtaradej
podśpiewuje sobie czasem tamtaradej tamtaradej”

Ktoś inny darł się nieprzytomnym falsetem:

„ Niech żyje wolność, wolność i swoboda
niech żyją Krzyżacy i dziewczyna młoda!”


- Pimooooo! Wina dawaj! Piwaaaa! O wielki M...


- A witam, szanownych sztabowców – Jungingen powiódł wzrokiem po zaczerwienionych, rozgrzanych gębach. - Von Plautaszu, a podnieśże przyłbicę! Hmm... oczywiście pijany! Siadać wszyscy, a nich was stary Żmudzin kopnie, z czego się tak cieszycie i gdzie macie kandydata?


- Odpoczywa!


- Odpoczywa? Żebym ja mu nie odpoczął zaraz! Kto miał go przypilnować na wiecu...a prawda Von Nowak. Jak pilnowałeś Komokaktusa i kto mu doradził ględzić o Iliadzie? Raz, że nie jest to bynajmniej film o zatonięciu jakiegoś „folderu” a dwa, że autor nie nazywa się Hummer, Hymen ani nawet Humor tylko Homer, HOMER!


- Ale wielki mistrzu, w wikipedii...


- A właśnie internet, von Pomasik z twittera, pamiętacie Pomasik „Lwa Nemejskiego” ? Po co ja się w ogóle pytam jak tu nikt nic nie wie i tylko się drzeć potraficie. Polaczkowie rolują was ostatnio za każdym razem jak chcą, a widzę, że nawet ten idiotycznie uśmiechnięty Litwin zaczyna gonić...


- Ależ Wielki Mistrzu, sondaże... ała!!! Jako krzyżak protestuję przeciwko biciu po głowie!


- Nie po głowie tylko po garnku, który nie wiedzieć czemu... - Gdzie masz przydziałowy hełm ofermo pijarowska?


- Jest ciepło, za gorąco żeby...


- To w emaliowanym chińskim garnku paradujesz po mieście?


- To jest garnek z fabryki w Olkuszu, wielki mistrzu...


- Już ja ci dam Olkusz? Te gruby, co jest czwartego lipca?


- Święto w Stanach, idziemy do ambasady?


- Wielki Mistrzu – Czwartego lipca jest druga tura wyborów i my wtedy naprawdę pokażemy na co nas stać – Krzyżak Pimo wysunął się do przodu i stojąc przed Wielkim Mistrzem popisywał się przez chwilę wiedzą o ordynacji wyborczej.


Jungingen wysłuchał, pochwalił i nawet się uśmiechnął. Von Pałętasz jako, że podobnie jak von Plautasz nie był całkiem trzeźwy zaczął się wymądrzać, że von Komokaktus załatwi sprawę w pierwszej turze. Reszta milczała, a von Nowak z cierpką miną masował się po garnku.

Wielki Mistrz patrzył na swą wystraszoną trzódkę i zakładając stalowe rękawice, jakby od niechcenia zadał jeszcze jedno pytanie kontrolne.


- A co będzie 15 lipca?


- Bitwa pod Grunwaldem! - Chórem odpowiedzieli zgromadzeni w sali odpraw Krzyżacy


- Von Nowak, jaki jest przekaz dnia w sprawie bitwy?


- Agresywni, wściekli Polacy dążą do bitwy nie bacząc, że poleje się chrześcijańska krew!


- Prognoza bitewna?


- Wedle ośrodka badań społecznych „Tortury dla prawdy” 83 procent ankietowanych uważa, że wygramy to starcie. Badania przeprowadzono na reprezentatywnej probie 835 skazanych.


- A te 17 procent?


- Nie przeżyli badania preferencji!


- To dobrze. Von Pomasik, ostatnie pytanie, jak nazywa się nasz kandydat?


- Ko, ko...ko...


- Nie jesteśmy w kurniku do cholery! Zostało kilka godzin, wszyscy na stanowiska i do dwudziestej czwartej żebym nie widział żadnego lebiegi na korytarzu. Do klawiatur dzielni Krzyżacy!

Zanim nastąpi cisza

Miałem zamiar spać niczym jakiś lord do siódmej, ale nic z moich szlachetnych planów nie wyszło z powodu pokrzykiwań ptactwa na czereśni. To i wstałem aby podzielić się z wami moim porannym marudzeniem.


Kończy się kampania wyborcza, a ja nie obejrzałem ani jednego bloku bezpłatnych audycji wyborczych! I proszę mnie w tym miejscu nie pocieszać, że niewiele straciłem. To wiem.
Nie widziałem też żadnego z kandydatów na żywo. Iwona chociaż widziała na targu Leppera, co też jest osobliwą przyjemnością. Jednym słowem nie przyłożyłem się.
Może dlatego, że od początku kampanii wiedziałem, że będę głosował na Kaczyńskiego?

Dzisiaj już za późno na agitację wyborczą chociaż widzę jawną próbę mobilizacji mediów wspierających Bronisława Komorowskiego pod hasłem: Załatwmy to w pierwszej turze!
Wyborcza nagle pokazuje że już jest 51%.Żebyście się nie zdziwili „wyborczyki” jedne!

Poza internetem widziałem jedną przemianę sympatii wyborczej, jedno porzucenie słodkiego Bronisława. Mój kumpel, który deklarował poparcie dla kandydata PO, a jest to pod względem traktowania polityki oraz własnego profilu, „creme de la creme” wymarzonego i nagłaśnianego elektoratu. Młody (30 ) wykształcony prywatny przedsiębiorca, obyty w szerokim świecie, ale z braku czasu niespecjalnie zainteresowany polityką. Wystarczyło, że nadmiar aktywności przyprawił go o przeziębienie przez co poprzedni weekend spędził w domu, także przed telewizorem oglądając głównie TVN24. W poniedziałek rozmawiamy, a on już tyłem do Bronka. W pierwszej turze będzie głosował na Napieralskiego a w drugiej na Kaczyńskiego. Trochę to dziwne, ale i tak bywa.

- Byle nie ten żałosny Bronek – mówi.

Jednak wystarczy trochę posłuchać, rozejrzeć się. Zresztą nie wiadomo co u niego z tą pierwszą turą, bo jakoś sobie wymyślił, że Napieralski odciął się od staruchów z SLD. Muszę go dzisiaj poinformować, że Millera sobie ściągnął na głowę. Zobaczę co on na takie dictum.

Cóż, w związku z nadchodzącą idiotyczną ciszą wyborczą trzeba będzie coś jeszcze napisać.
Nikogo już nie zdołam przekonać i nie jest to moim zamiarem w sumie, gdyż prawie każdy ma swój rozum, a ci co piszą i komentują blogi także zdecydowane przekonania polityczne. Tym bardziej tuż przed wyborami.
W pierwszej turze zagłosuję na Jarosława Kaczyńskiego, a w drugiej – cóż za niespodzianka

– Też!

Miłego wrzucania kartek do urn wszystkim życzę!

czwartek, 17 czerwca 2010

Sztuczka

Sztuczka jest bardzo prymitywna, ale działa. Opisał ją kiedyś James Randi w ramach swojej kampanii demaskującej oszustów. Wyobraźcie sobie salę na której w siedzą ludzie łaknący kontaktu z prawdziwym „medium” ponieważ chcą się dowiedzieć co też ich bliscy, którzy nie żyją mają, prawda, do powiedzenia.
Pomocnik „medium” rozdaje kartki oraz koperty. Każdy przytomny pisze na kartce jak się nazywa i z kim chce nawiązać kontakt. Pomocnik poucza obecnych by starannie składali kartki tekstem do środka, tak by „medium” nie nie odczytało tekstu poprzez starannie zaklejoną kopertę.
Dla bezpieczeństwa koperty są szare albo czarne.
Wiele jest przy okazji zamieszania, zasłaniania pisanego tekstu i podejrzliwego spozierania wokoło.
W końcu pomocnik zbiera zaklejone koperty.
Na scenie pojawia się „medium” i wygłasza mowę o swoich nadzwyczajnych zdolnościach.
Koszyczek z kopertami leży spokojnie przez nikogo nie niepokojony.
Na sali panuje atmosfera wyczekiwania.
„Medium” zbliża się do koszyczka i wyjmuje pierwszą kopertę. Przez chwilę na nią patrzy znacząco a potem mówi głosem poważnym:
- Mamy tu list od Roberta, który chce porozumieć się ze swoim śp. dziadkiem Zenkiem w sprawie zaginionych kluczy od altanki.
- To prawda! Podrywa się z ławki Robert – gdzie są te cholerne klucze?
- A tego mój kochany chłopcze dowiesz się na prywatnym seansie po wystąpieniu.
Robert jest postacią kluczową ponieważ jest jedynym, poza pomocnikiem, wspólnikiem oszusta.
Sala wyraża zdziwienie pokazem pozazmysłowego czytania. Wtedy „medium” otwiera kopertę, czyta i potakująco kiwa głową a następnie zmięty list wrzuca do kosza.
Prosi także i nalega by następny ancymon, którego odczytana w cudowny sposób treść listu będzie zgodna z jego zapisem trzymał mordę na kłódkę, bo takie głośne wyrażanie aplauzu rozprasza cudotwórcę. Zebrani obiecują siedzieć cicho i starannie kontrolować.

O rany, jakie to proste – wiecie już do czego zmierza autor tekstu?

Nie? Jedziemy dalej!

„Medium” wyciąga z koszyka następna zaklejoną kopertę i zasłaniając oczy dłonią pyta:

- Czy jest na sali Zuzanna, która chce skontaktować się z Eryką?

Zuzanna siedzi jak na szpilkach ale siedzi cicho. Medium gada jak to medium całkiem od rzeczy. W końcu mnie list i wywala do kosza. Sięga po następny i tak do końca przedstawienia. Potem ci, którzy chcą dowiedzieć się więcej zapisują się na seans indywidualny, ale to nie należy do rzeczy.

Wiecie już na czym polega sztuczka? Tak, oczywiście! Oszust przeczytał pierwszy list i zachował go w pamięci a z umówionym Robertem odegrał scenkę rodzajową. Zawsze gdy brał kolejną kopertę z koszyka był o jeden list do przodu znając jego treść mógł ględzić zadziwiając zgromadzony lud, który oszustwa dopatrywał się raczej w tym, że ktoś mógł ich pisanie podejrzeć choćby przez lornetę.

Pytanie. Dlaczego ten tekst mam za polityczny?

Odpowiedź. Ten tekst mam za polityczny ponieważ zbliżają się wybory a opisana metoda jest najpopularniejszą z metod kupowania głosów za pieniądze czy inną, prawda, flaszkę.
Głównie wykorzystywaną w wyborach samorządowych, ale zawsze lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć. Wśród czytelników tego bloga nie ma pewnie ani kupujących ani sprzedających swój głos za flaszkę. Są za to przyszli członkowie komisji wyborczych, mężowie i żony zaufania.
Odbywa się to tak:

Wchodzi gość głosować. Pobiera kartę i znika za kotarą. Zza pazuchy wyciąga arkusz poskładanego papieru. Pustą kartę do głosowania składa i chowa za pazuchę. Wychodzi zza kotary i z uśmiechem wrzuca do urny puste kartki a jak jest zamieszanie, po prostu wychodzi i oddaje czystą kartę wyborczą oszustowi. Oszust wypłaca mu na flaszkę i na karcie zaznacza krzyżyk przy nazwisku ulubionego kandydata.

Następny chętny do łatwego zarobku bierze wypełnioną kartę za pazuchę. Pobiera czystą. Idzie za kotarę. Zamienia karty i wrzuca wypełnioną a czystą wynosi. Na czystej oszust zaznacza...

A mężowie zaufania patrzą czy ktoś z kimś nie wchodzi za kotarę by go pilnować co skreśla. Jeszcze raz podkreślam, że ten patent oszuści stosują raczej w wyborach samorządowych, ale strzeżonego, jak głosi mądrość ludowa, Pan Bóg strzeże!

środa, 16 czerwca 2010

Pinokio, kłamstwo i spoty wyborcze

„Koszulki nadrukowano z pewnością przed wyrokiem, wiedząc jaki będzie werdykt. „ Tak napisał jeden z komentatorów na Onecie, pod „PO: Jarosław Pinokio Kaczyński. To sympatyczne”

Tu link do tego artykułu.

http://wybory.onet.pl/prezydenckie-2010/aktualnosci/po-jaroslaw-pinokio-kaczynski-to-sympatyczne,1,3283379,aktualnosc.html

Cóż się dziwić, Sławka Nowaka na nic innego stać nie było, tylko wyprzedzając werdykt, kazał te koszulki wydrukować. Chłopcy z Platformy szybcy są, szybsi niż błyskawica…ostatnio kilkakrotnie dali temu wyraz. Zwłaszcza po Smoleńskiej katastrofie.

Ale nie o tym chciałam, bo niestety, niestety należę do ludzi, co to lubią spoty wyborcze oglądać, tak mi zostało z czasów, gdy głosując na UPR, tylko wtedy w TV mogłam oglądać JKM, ciesząc się jak dziecko, że tym razem, coś do ludzi dotrze.

No i oglądam sobie do dziś.
A jak!

I co zaobserwowałam?

No cóż, Pawlak jak zwykle podpiera się strażakami. Napieralski, jak zwykł czynić lewicowy kandydat, wchodzi między lud ubogi, a to jabłko sprezentuje, tu zatroszczy się o niepełnosprawnego…Olechowski w otoczeniu młodych (choć niewielka to grupka).
Morawiecki (He He, tu, bo mi się przypomniało prezenter TV Radek Brzózka raz wymieniając kandydatów zrobił z Kornela Morawieckiego – Kornela Makuszyńskiego) próbuje reaktywować KPN. Jurek, no cóż, jakoś do mnie ostatnimi czasy nie przemawia, choć nie powiem, szanuję go za pewien gest. Ziętek, no tu sobie mogę darować, bo PPP zawsze ma ograną taktykę. Lepper na targowiskach i namaszczony na tle sztandaru Samoobrony, więc jak zwykle. Korwin w tych wyborach jakoś mniej wyrazisty, widać starzeje się.

No i dochodzimy do tych dwóch najważniejszych kandydatów, czyli Kaczyńskiego i Komorowskiego.

Kaczyńskiego spoty są wyraziste, bez nadmiernej bufonady, p. Kluzik – Rostowska w oczach z brzydkiego kaczątka zamieniła nam się w łabędzia. Kaczyński nie daje się ponieść emocją, co już w moich oczach zasługuje na pochwałę. Nie jada też w spotach rodzinnych obiadków z Martą Kaczyńską, to też ulga.

No i wreszcie tu fanfary! Chór starców zawodzi!

Spoty Komorowskiego, ech…jakbym wróciła do epoki Gierka, ten sam styl mowy, ta sama nadęta fizys, no tylko Gierek nigdy nie miał tylu wpadek co ten nasz nie koronowany p.o Prezydenta. Spęd przy rodzinnym posiłku, żoną nakładająca porcję na talerze…no dobra, więcej nie powiem.


Pozdrawiam serdecznie.

Bronek konczy na molo. Vivat Platforma!

Wyczytałem, że marszałek Komorowski zakończy w piątek swą, obfitującą w nadzwyczajne wyczyny kampanię wyborczą na ( przy ) molo w Sopocie.

Lepiej byc nie może, przynajmniej w kontekście zarzutów korupcyjnych przedstawionych właśnie tamtejszemu prezydentowi Jackowi Karnowskiemu.

Lepiej być nie może, jeśli cisząc się z molo, jodu oraz z posłanki Pomaski mozemy posłuchac sobie znanej już chyba wszystkim czytelnikom tego bloga, znakomitej i mam nadzieję proroczej piosenki Bartka Kalinowskiego.

Vivat Platforma! Vivat Komorowski! Vivat sztab wyborczy Marszałka!

Na molo marsz!

Liberalizm według PO. Wywiadzik

- Pierwsze pytanie. Czym dla pana jest liberalizm?

- Dam taki przykład. Kiedyś jak się poszło do sklepu to wszędzie cukier kosztował 10,50, a teraz występują rozmaite różnice. Inna jest cena w sklepiku osiedlowym, a inna w jakimś markecie. A ja się pytam, czy droższy cukier jest słodszy? Albo kiszone ogórki luzem...


- Może nie będziemy się rozdrabniać na ogórki czy inną mortadelę. Niech pan powie, czy pana zdaniem handel powinien być prywatny czy państwowy?


- Mi to obojętne, ponieważ jestem liberałem i należę do partii liberalnej o nazwie Platforma Obywatelska, ale nie należy zamykać oczu na pozytywne aspekty handlu uspołecznionego!


- A restauracje i …


- Chodzi panu o, jak to mówimy w środowisku liberalnym, punkty zbiorowego żywienia?

- Jestem nieco zaskoczony

- Czym?


- Może później. A szpitale, lecznictwo?


- Państwowe czyli nasze!


- A dla zwierząt?


- Czy Pan nie jesteś czasem od Korwina, bo on tak lubi o tych psich lekarzach he he...?


- Nie, jestem z wiodącej gazety!


- W takim razie odpowiem. Prywatyzacja tego sektora była spowodowana brakiem cierpliwości występującej w pogłowiu zwierząt różnych.


- Ludzie są cierpliwsi?


- Jako liberał odpowiem, że ludzi dzielimy na „naszych” i na tubylców. Nasi mają to w nosie bo są naszymi liberałami, a tubylców my mamy w nosie!


- Jak tak pana słucham, zaczynam się zastanawiać, czy naprawdę jest pan liberałem?


- Jestem liberałem! Jeszcze raz podważy pan mój liberalizm a pozwę pana do sądu!


- Dobrze, ale tak trochę lecisz pan peerelem.


- Bo ja i moja partia jesteśmy konserwatywnymi liberałami, a co mamy konserwować skoro pod ręką mamy PRL z Cimoszewiczem, Kaliszem i innymi autorytetami? Średniowiecze mamy konserwować?


- Może ogórki?


- Latoś nie obrodzą!

Już możesz głosować!

Jak ktoś nie ma co robić, leni się obrzydle z powodu upału,zimna, ciepełka albo chce się na chwile oderwać od polityki ma okazję przysłużyć się tutejszemu Jareckiemu.

To w sumie ciekawe, że taka na przykład moja skromna książeczka gdzieś tam żyje swoim życiem.

Wyrus dał mi linka i nie bez pewnego zdziwienia dowiedziałem się, że "Amazonia w weekend' bierze udział w konkursie "Książka na lato"

Wy teksty znacie to nie głosujecie przecież w ciemno jak w ( he he ) wyborach politycznych.

Tu link dla chętnych.



Wystarczy odnaleźć kategorię "podróże literackie" i zagłosować w zgodzie z własnym sumieniem. Piszą, że dla głosujących przewidziano nagrody książkowe.

W innych kategoriach też jest sporo fajnych tytułów, że o moim ulubionym księdzu Brownie, Chestertona wspomnę przy okazji.

wtorek, 15 czerwca 2010

Zegar tyka - Platforma znika!

To, że głosowanie na facecika z wąsikiem jest obciachowe, wiadomo każdemu przytomnemu od co najmniej miesiąca. Tusiu popełnił błąd nie startując w wyborach i teraz za to płaci razem ze swoją nieszczęsną Platformą. Trochę mi go żal, bo to jest polityk. Polityk, którego nie znoszę, ale chociaż facet, którego warto atakować, a ten jego kandydat, który co najwyżej przypomina nowinkarską piłkę używaną na mundialu? Niby nie nasiaka wodą ale jak się odbije to diabli wiedzą gdzie leci.
A publika trąbi!

Tak się nie da wygrać. No, nie da się!

Teraz Tusiu się wścieka na swoją głupotę, ale wiadomo, że wycofać się nie może. Schet się zborsuczył i trzeba było dopilnować partyjnych grządek. Miało być łatwo i z górki a jest pod górkę, pod wiatr i do tego deszcz pada.

Widząc szkaradne bicie już nie tylko kandydata Komorowskiego, ale i Platformy z cudowności słynnej, nasz Tusiu dalejże kłamać, lżyć przeciwników i fałszować rzeczywistość.

To ja się pytam, czy od tego mam Premiera?
Jak ja chcę oglądać taką postać to sobie „Milczenie owiec” włączam na DVD, nie program publicystyczny.

A jak chcę się pośmiać to sobie popatrzę na słodkich „Montolków” mając świadomość, że John Cleese nie kandyduje w wyborach prezydenckich w Polsce.
Komorowski to postać z operetki, a mnie akurat operetka nie bawi. Tusk i Schet z horroru dla małoletnich panienek, a reszta zamiast postać, posiedzi w swoim czasie.

Przed chwilą widziałem w Teleekspresie Nowaka w koszulce. Już sama buzia Pana Nowaka przywołuje na myśl kroniki z lat 50. Reszta jest, zamiast milczeniem, kulaniem się ze śmiechu!

Platforma jest naga, ale wrażenia estetyczne są żadne, że o skojarzeniach erotycznych nie wspomnę. Obciach, że mucha nie siada!

Pierwszy raz mogę śmiało napisać, że rządzi mną rząd bardziej obciachowy niż komuszy.
Śmieszą, tumanią, przestraszają, ale tylko głupi boi się takich lebiegów! Jakby mało było głupoty dobrali sobie jako argument człowieka o najniższym czole w Unii Europejskiej! Gościa, który świetnie kojarzy się z powodzią i którego bynajmniej nie wykopał z poprzedniej kampanii agent Tomek.

Zegar historii tyka – Platforma znika!

niedziela, 13 czerwca 2010

Jarosław Kaczyński powiedział przed chwilą

Jarosław Kaczyński powiedział przed chwilą:

- Trzeba nawiązać do ustwawy Wilczka z 1988 roku.

Na to czekałem!

"Peowcom" dziękuję za uwagę"!!!

Wybory 2010. W uścisku złośliwych kretynów?

W Onecie zaskoczył mnie tytuł „Donald Tusk wsparł kandydata PO” Zaskoczył mnie pozytywnie, ponieważ dotychczas gubiłem się w domysłach, kogo też poprze Donald Tusk?
Niespodzianka! Nie ma to jak jasny, klarowny przekaz.

Rano wysłuchałem z pewnym zniecierpliwieniem ględzenia premiera w audycji pani Olejnik. Niech mi zwolennicy pana Donalda wybaczą, ale to był bełkot. Bełkot okraszony różnymi obrzydliwościami, ale nic z tego nie wynikało poza tym, że Palikot ma „przykręconą śrubę” a Rosjanie zajęli się tragedią z 10 kwietnia pieczołowicie, ale wiadomo, że Ruscy nie są zdolni do pieczołowitości.

Kumpel z którym jechałem autem uznał, że mamy za premiera idiotę, a ja pouczyłem go, że w porównaniu z wystawionym przez siebie kandydatem Tusk to geniusz i „ sam świątobliwy cadyk” Ale jak przyjechałem do domu, poczytałem i pooglądałem, nabrałem wątpliwości. Bylibyśmy w niedźwiedzim uścisku ochoczych kretynów? Jasne, nawet potężnemu kretynowi można założyć chwyt i kopnąć go w tyłek. Mnie to nie martwi, ponieważ wiem, że dni tej „liberalnej” oligarchii są policzone, ale smuci mnie przykra sytuacja całkiem niewinnych miłośników Platformy Obywatelskiej.

Nie, to nie obłuda z mojej strony. Oczywiście, że w nadchodzących wyborach prezydenckich będę głosował na Jarosława Kaczyńskiego a w parlamentarnych na Prawo i Sprawiedliwość, i będę głosował z pełnym przekonaniem, ale dla każdego pilnego czytelnika mojego bloga powinno być jasne, że to nie jest „ moja bajka” Po prostu nie ma lepszej. Brak jakiejkolwiek alternatywy politycznej.

Smuci mnie sytuacja fanów Platformy, przynajmniej tych, którzy sami opisują się jako liberałowie. Oj, żeby Was, ci wasi liderzy nie podali do sadu za głoszenie wrażych poglądów, ze na przykład „prywatne = lepsze”!
Ale najbardziej szkoda mi ludzi, że jakby na złość sobie będą w najbliższych wyborach głosowali na osobę zupełnie niepoważną.
Dziennikarze piszą, że to gafy. Tusk tłumaczył dzisiaj, że takie gafy to nic.
Jasne. Jeśli ktoś, kto nie ma żadnego politycznego znaczenia i pieprzy trzy po trzy to nic wielkiego. Ja się z tym zgadzam!

Na przykład ( pisze na przykładzie bo wiem jakie spustoszenia czyni obecne szkolnictwo ) napisze poniżej taki tekst:

- Rozmawiałem wczoraj z ciotką i uznaliśmy, że czas by Polska wystąpiła z NATO!

Każdy przytomny zapyta, a kogo to obchodzi, co Jarecki ustalił z ciotką? I racja!

Niemniej, jeśli Marszałek Sejmu, facet pełniący ( na szczęście chwilowo ) obowiązki Prezydenta Rzeczpospolitej i kandydat partii rządzącej plecie przez nikogo nie przymuszany takie androny, nie da się spuścić na to zasłony litościwego milczenia.
Tymczasem słyszę, że to jest jakaś „gafa” Czy my jesteśmy dużym, europejskim krajem czy jakimś kacykowem z siódmego świata?

Gafa! Skoro takie coś nikogo nie oburza i nie interesuje to w zasadzie nie ma już o czym pisać. Wyobraźcie sobie, dzielni zwolennicy PO, że taki tekst wygłasza pani Angela Merkel!
Świat by się zatrząsł!
Komorowski bredzi, a nikogo to nie zajmuje i właśnie ten fakt mnie przeraża!
Gafa? W poważnym państwie nawet lider opozycji gdyby wyskoczył z czymś takim znalazłby się automatycznie w kręgu lewackich radykałów. U nas „magiczny Tusiu” nadal straszy Kaczyńskim, zupełnie tak jakby elektorat jego własnej partii składał się z jakichś pierwotniaków.

Szanowni „Peowcy” – Raczcie się zastanowić w co brniecie i w jak marnym towarzystwie. W Polsce jest miejsce dla partii liberalnej, ale te „leberały” już chyba swój najlepszy obiad zjadły. Ich retoryka jest pusta i ciężka jak starodawny pustak.
Teraz domy się buduje wedle nowocześniejszych technologii. Cóż domy, państwa też.

sobota, 12 czerwca 2010

Anna K. Wyszła z Cienia


Komorowska wyszła z cienia, jak informuje nas Dziennik. I tu cytuję :

Uśmiechnięta Anna Komorowska "patrzy" dziś na czytelników "Gazety Wyborczej" i "Vivy". Wywiad dla dwutygodnika ozdobiony jest sesją: Komorowska z psem, Komorowska dumająca nad książką kucharską, Komorowska popijająca espresso w kuchni. Na wszystkich zdjęciach wystylizowana, z idealnym makijażem, na jednym - w kusej sukience.

Pani Anna jak się okazało, ma też poglądy!

Ba, nawet chciałaby narzucić np. KK jej spojrzenie na to, co w kościołach o polityce mówić się powinno, a czego nie, tu znów cytat :

Są różne głosy w Kościele. Myślę, że księża mogą mówić o wartościach, jakimi powinni kierować się wyborcy, ale nie powinni angażować się w bieżącą politykę" - mówi Komorowska "Gazecie Wyborczej".

Oczywiście jest i o tragedii Smoleńskiej i o pochówku pary prezydenckiej na Wawelu, no i niestety i z tego p. Anna nie jest zadowolona.

Na końcu mówi, że kobieta powinna być niezależną!

Mówi też o tym, że Prezydent powinien być całkowicie niezależny, bez partyjnictwa! Łał, to się Bronisław ucieszy!

Oj ciężką artylerię wytoczyła platforma!

Reduta Komorowskiego?

Wybory 2010. Bieg po zwycięstwo

Czy ktoś przytomny może zakwestionować polityczny geniusz Donalda Tuska? Nie widzę, nikt się nie zgłasza! Niemniej w życiu już tak bywa, że każdy może się potknąć. Nawet taki okrzyczany Napoleon kilka razy leżał na mordzie a w końcu padł i dzisiaj w kręgach obżartościowych, nie specjalnie zainteresowanych historia powszechną, bywa znany jako patron ciastka „napoleonka”
Jako co będzie kiedyś znany Donald Tusk? Ano, zobaczymy.


***

- Widzisz Bronek, kampania wyborcza jest jak bieg średniodystansowy. Jesteś dobrze przygotowany, pochodzisz z usportowionej partii a twoich przeciwnicy, szkoda nawet wspominać. Jeden gra w gry planszowe i to chyba wszystko.
- Ale czy na pewno wygram? Może mnie złapać zadyszka albo kolka i co wtedy? Dogoni mnie ten Kaczor jak nic.
- Spójrz, mój drogi na tę paczkę
- Na paczkę, która trzymasz w dłoniach?
- Tak, właśnie na tę paczkę. Zobacz, to są wrotki!
- Wrotki?
- Wrotki! Lewą ufundował koncern Agora a prawą Aj… nie kłuj mnie kółkiem, a prawą AjTiAj. To są najnowocześniejsze wrotki na świecie, wypróbowane w USA i nie tylko wraz z idealnymi bucikami. Podczas gdy Kaczor i ci inni będą truchtać, ty zrobisz tylko „siuuuuu…szuuuuu” i będziesz na mecie. Umiesz jeździć na wrotkach?
- Jasne! To cudowny pomysł, drogi Donaldzie, dosłownie brak mi słów!


***

- Jeszcze jedno Martini, panie premierze?
- Nie, dziękuję. Upajam się dochodzącym ze stadionu szumem kibicujących tłumów. Jak wypadły treningowe jazdy Bronka?
- Śmiga!
- To cudownie, po prostu cudownie!

***

- Donaldzie! Donaldzie!!!
- Co tak dyszysz odważny Schecie?
- Biegnę ze stadionu - Tchu! Tchu! To jest, to jest….okazało się, że to jest bieg z przeszkodami!
- Bieg z przeszkodami? I co to zmienia…
- Bronek się rozpędził i nadział się na przeszkodę akurat tą częścią ciała, że wiesz, okołobrzuszną i …
- To niech przełazi górą, odrobi na dystansie - I niech uważa do cholery!
- Przelazł
- I co?
- Wpadł do rowu z wodą! Jakoś się wygrzebał, ale kółka przestały się kręcić i teraz człapie!
- No dobra, ale przecież Kaczor przy jego wzroście przeszkody nie przeskoczy, spokojnie!
- Kaczyński idzie na szczudłach!
- Przecież to nie po sportowemu, na szczudłach!
- My też tak mówiliśmy a nawet wrzeszczeliśmy a oni pokazują na wrotki, że niby też nie bardzo.
- Nowaaaaak! Do mnie!!!

piątek, 11 czerwca 2010

Dom Elżbiety XLVI- nowa opowieść (Iwona)




- To jest jakby ktoś z nas kpił! – Piotr był zdenerwowany.

- Nie rozumiem .

- No to sama posłuchaj:

Wreszcie wróciłam do domu, ojciec umierał, widziałam to, ale… Wciąż miałam w pamięci, jak konał Gerard, a ja stałam nad nim, widząc jego ból i cierpienie. Zapytał mi się, przed śmiercią, czy w twarzy anioła można zobaczyć demona. Roześmiałam mu się w tą jego wykrzywioną bólem twarz. Wtedy, szepnął, że można i skonał.

Potem mnie te jego słowa prześladowały, bo kim był żeby mnie oceniać, zadawał mi ból, hańbił mnie publicznie. To tylko była zemsta.
Carlota też się zmieniła, wciąż mi przypominała, że to ja zabiłam. Zaproponowałam, by się usamodzielniła, chciałam jej oddać cześć pieniędzy, które otrzymałam po śmierci Gerarda. Zresztą spieniężyłam wszystko co było można, bo wiedziałam, że nie zostanę w Paryżu. Nie chciała, powiedziała, że nasze losy są zbyt ściśle związane.
Trochę zaczęłam się jej wtedy obawiać. I ten jej zapach…ojciec od pierwszego dnia, nie mógł go znieść. Zapach imbiru pomieszanego z piżmem, intensywny, jakby cały czas poruszała się w chmurze tego zapachu.

- O to mi chodzi, ten zapach, to nie Zofia, a Carlota!

- To ona nami manipuluje, nie Zofia? To ona chce, bym stała się jej równie powolną jak ta biedna Zofia?

- Dlatego ci powiedziałem, że jakby ktoś z nas kpił. Wiesz, jeżeli duch Carloty tu jest i chce w jakiś sposób nas wprowadzić w błąd, to czemu kazał mi przeczytać akurat ten fragment o tym zapachu?

- Może działa jak seryjny morderca? Wiesz, czytałam, że tacy seryjni mordercy, robią wszystko, by być rozpoznanym, chcą pochwalić się tym, co zrobili.

- No, nie żartuj.

- To nie są żarty, wiesz, wciąż się przymierzam, by napisać coś wielkiego, co prawda inspirował mnie zawsze Neron, bo u niego dwoistość natury jest zaskakująca. Wiesz, ja mam do niego wiele sympatii, mimo, że stał się dla historii mordercą i tyranem. Zresztą nie ważne, ale o tych seryjnych mordercach to pewne.

- Ale pamiętajmy, że jeżeli to Carlota – Piotr nagle ściszył głos, gdy wymawiał jej imię – to ona jest jednak nie seryjnym mordercą, a duchem.

- Może potępionym? A może cierpi gdzieś między światem realnym i duchowym. A może, jest kwintesencją zła? Może Zofia spotkała diablicę prawdziwą…

Nagle po tych słowach usłyszeli ironiczny chichot, przerażający, wydobywający się jakby z ich wnętrza. Oboje się przerazili.

- Czy mi się to wydawało? – Piotr pierwszy odzyskał jasność myślenia.

- Jeżeli ci się wydawało, to i mnie. Ja słyszałam przerażający śmiech, jakby rzeczywiście ktoś sobie z nas kpił. Wiesz, a może moją matkę ta Carlota opętała?

- I moją też? I Babkę, prababkę…

- Albo rzuciła jakiś urok, może i my jesteśmy pod jakimś jej urokiem?

- Czemu nam w takim razie pokazała ten fragment?

- Może, żeby się pochwalić?

- Wiesz, nie sądzę, by duchy były aż tak zarozumiałe.

- Tak sądzisz, to jak wytłumaczysz, to co nas spotyka, zapach, który cię przeraził i prawie zabił w dzieciństwie, mnie prawie udusił, spłoszył przed chwilą Marka. Może i prześladował moją babcię, która była przekonana, że to Zofia. Podejrzewam, że ona chce się ujawnić, by nikt nie miał wątpliwości, że to ona, a nie Zofia.

- Wiesz, chyba masz rację. Wybacz, dopierom zauważył, jak cudnie wyglądasz. Wybacz, że zamiast hołdu, usłyszałaś i zobaczyłaś co innego. Zamknijmy ten dom, wraz z jego koszmarem i jedźmy do Białegostoku. Odwiedźmy Kanusię, spędźmy przyjemne popołudnie!

- Jasne, masz rację, bo inaczej zwariujemy.

Dom Elżbiety XLV- nowa opowieść (Iwona)




Piotr uśmiechnął się, po jej słowach.

- Różową? – Zapytał – nigdy nie goliłem się różową maszynką. – Widać, że dobrze się bawił, widząc jej zakłopotanie.

- Ale zabawne – Ela widząc jego dobry humor, chciała ukryć własną słabość – taka sama jak normalna, tyle…

- Ale różowa – Piotr uniósł kokieteryjnie brwi – ciekawe po co była kupiona? Wy kobiety jesteście fascynujące.

- Zadania maszynki RÓŻOWEJ są dość prozaiczne, nadaje się tylko do usuwania owłosienia, tak samo jak i u facetów.

- Tak? A gdzie?

- Przestań! – Ela zrobiła obrażoną minę.

- OK. Nie gniewaj się, ale zauważyłem mniej więcej gdzie usuwasz…

- Na przykład na nogach – przerwała mu Elżbieta – i daj już spokój z tym, gdzie sobie włosy golę. Chcesz tą moją maszynkę, to idź do łazienki, bo potem ja ją na chwilę zajmę.

- Już dobrze, dobrze. – i potulnie poszedł do łazienki.

Kiedy Piotr zniknął za drzwiami, Ela poszła poszukać czegoś do ubrania, nadal była w koszulce nocnej. Postanowiła włożyć czerwoną bluzeczkę i czarną spódniczkę z ostatnich zakupów. Wyjęła też bieliznę i czekała, aż Piotr skończy się golić.

Spojrzała w stronę pamiętnika, leżał nadal w tym samym miejscu, otwarty, jakby wabiąc ją do siebie. Gdzieś podświadomie obawiała się go, jakby coś…nie, nie coś, ale, jakby ten dziennik mógł jej wyrządzić krzywdę. Ale była też i druga strona, historia Zofii, która ją zafascynowała, ale i zmieniała, wiedziała o tym. Zmieniał ją też dom, więc może to atmosfera domu? Często zastanawiała się, czemu jej matka stąd uciekła? Czemu potem nigdzie nie umiała zagrzać miejsca? Dlaczego babcia bała się z nią skontaktować?

Wciąż wiele pytań, a żadnych odpowiedzi.

- Elżbieta! – To Piotr ją wołał, bo wyszedł z łazienki – Ja już jestem ogolony, wziąłem też trochę twojego kremu, bo nie mam tu nic po goleniu, a niestety jeśli twarzy trochę nie nawilżę, będę wyglądał jak czerwony potwór. Mam nadzieję, że się nie gniewasz?

- Żartujesz?

- Nie, naprawdę mam wrażliwą skórę.

- Biedaku. – jęknęła – a oczywiście nie mam nic przeciw . Idę się w takim razie zrobić na bóstwo, ok.?

Kiedy po kilkunastu minutach wyszła zastała Piotra pochylonego nad pamiętnikiem, był przerażony.

- Co się stało? Czemu czytasz beze mnie? – Elżbieta była zaniepokojona, ale i poirytowana.

- Wiesz, to nie to, że chciałem coś bez ciebie. Jak wyszłaś, usłyszałem za sobą śmiech, odwróciłem się, a potem coś, albo ktoś, kazał mi zajrzeć dziesięć stron dalej.

- I?

wtorek, 8 czerwca 2010

Izrael. Ponura sprawa

Ponuro nastraja mnie fakt, że wielu komentatorów piszących w sieci, na co dzień zajmujących się zwalczaniem lewactwa, ostrzeganiem przed muzułmańską nawałą zagrażającą Europie a przy okazji wołających o silne państwo, uznaje za stosowne tłuc w Izrael niczym w bęben, tylko dlatego, że to państwo postawiło się lewackim oszołomom, muzułmańskim radykałom i znanym, że użyję określenia spopularyzowanego przez O. Bocheńskiego – „zgniłkom”

Przyznam, że tego się nie spodziewałem i nawet nie mam zamiaru polemizować z tymi głosami zalewającymi sieć i lamy gazet.. Moje skromne stanowisko jest takie, a nie zamierzam ukrywać, że w pełni popieram działania Izraela.
Chcecie silnego państwa, państwa nie oglądającego się na wrzeszczących lewaków czy innych zgniłków? – Popatrzcie na Izrael! Wcale do tego nie trzeba jakoś szczególnie lubić Żydów, ale porównajmy nędzne jojczenie naszych polityków i mediów, gdy gdzieś w szerokim świecie ktoś zacznie nam zwracać uwagę ze 100 razy błahszych powodów, zaraz wyłazi jakaś nasza rodzima kanalia i każe się nam wstydzić.

Całkiem niedawno kazano nam się wstydzić za Lecha Kaczyńskiego a co gorliwsi, albo bardziej przewidujący zaczynają sugerować, że powinniśmy powoli zaczynać się wstydzić za jego brata.
Czy Izrael, pomijając głupków, lewaków i zgniłków, których w każdym społeczeństwie jest sporo, teraz się wstydzi? Czy Izrael musi się komuś podobać poza Żydami żyjącymi w Izraelu?

Czy Polska musi się komuś podobać poza Polakami?

Wrzeszczy jeden z drugim na Izrael, że Izrael nie ma prawa! Nie kochani. Każde państwo ma nie tylko prawo, ale cholerny obowiązek bronić swoich obywateli przy pomocy srodków, które uzna za konieczne! Iran wam się podoba, wspierająca go Rosja a może bandy lewackich świrów odkarmionych przez Europę w ramach strachu i zatracenia instynktu samozachowawczego?

Czytam, że teraz bandziory puszczają następny konwój obstawiony przez paramilitarną muzułmańską wariaterkę, na co z Izraela rozlega się pojednawczy głos, że rozważane są metody zatrzymania konwoju bez wchodzenia na pokład statków.
W sumie żadna nowość. Torped nie wynaleziono wczoraj.

No ale, żeby Izrael musiał stać się przedmurzem chrześcijańskiej Europy?
Przyznam, że to nieco za dużo, panie i panowie rycerze, spadkobiercy sławy I Rzeczpospolitej, jak na moją głowę i żołądek. Wystarczy porównać Mosad i te nasze, jak im tam? Niechby tak Kreml zaczął z Izraelem pogrywać jak z naszym żałosnym rządem!

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Jak głosować na Bronisława Komorowskiego? Poradnik praktyczny

Wąsy.

Jeśli dotychczas naśmiewaliśmy się z facetów noszących wąsy, należy zaprzestać tych hazardów i pamiętać, ze nasz kandydat nie jest Adamem Małyszem. To ważne, bo Adam Małysz osiąga sukcesy skacząc w dół a nasz kandydat ma skoczyć w górę. Przy okazji pragnę zauważyć, ze wśród kandydatów, nie dość, że brak kobiet, to jeszcze występuje nadreprezentacja wąsali. Trzydzieści procent to dużo jak tak się człowiek rozejrzy po ulicach i pominie radykalne brunetki oraz młodzież gimnazjalną.

Dowód osobisty

Aby zagłosować na Bronisława Komorowskiego należy posiadać dowód osobisty potwierdzający, że skończyliśmy 18 lat. Jak poucza piosenka: „Osiemnaście mieć lat to nie grzech” ale jeśli ktoś ma 17 i osobliwy zapał do popierania Marszałka Sejmu może oczywiście porwać dowód własnej babci i się za własną babcię przebrać. Istnieje ryzyko, że w takim przypadku delikwent może zostać rozpoznany, dlatego tej metody wspierania kandydata nie polecam.

Gdzie głosujemy?

Głosujemy w miejscach do tego przeznaczonych, które nazywają się „ Obwodowe Komisje Wyborcze” Głosowanie w sklepie spożywczym czy w knajpie, rzadko jest uznawane za ważne. Pomimo tego, że o akcie wyborczym popularnie mówi się „głosowanie” nie wystarczy stanąć przed drzwiami właściwej dla naszego miejsca zamieszkania Komisji Wyborczej i zakrzyknąć: - Niech żyje Bronek! O dziwo, głosowanie polega na postawieniu iksa we właściwej kratce.

Jak głosujemy ( dla analfabetów )

Jeżeli ktoś nie posiadł trudnej sztuki czytania a pragnie zagłosować na Bronisława Komorowskiego, lepiej niech idzie głosować z kimś, kto rozróżnia litery. Samo wejście za zasłonkę z wykaligrafowaną na świstku literą „K” nie pomoże, ponieważ wśród kandydatów znajdują się takie osoby jak Korwin - Mikke i ( o zgrozo! ) Kaczyński Jarosław!
W sumie wystarczy by ktoś, kogo darzymy zaufaniem napisał nam na świstku „Ko” Odszukujemy poprzez żmudne porównywanie nazwisko kandydata zaczynające się na „Ko” i w rubryczce stawiamy „X” Nalezy tylko pilnować by nie było tam takiej kreseczki "-" a dalej literki "M" bo wtedy to jest ten w muszce.
Wtedy możemy być pewni, że nasz kandydat otrzyma ważny głos. Dla ćwierćanalfabetów uwaga: Wystarczy zapamiętać albo (dla miłośników sportu) że „KO” oznacza nokaut w boksie, a dla kompletnych abnegatów, że tak mówi kurka po zniesieniu jajka!

Jak głosujemy ( dla bystrzyków)

Bystrzak, który potrafi czytać i pisać, a mimo to pragnie oddać głos na Bronisława Komorowskiego nie będzie miał żadnych problemów z oddaniem tego głosu. Dlatego skoncentruję się w tym miejscu na dobrych, płynących z serca radach.
Widząc na karcie wyborczej nazwiska innych kandydatów nie należy się od razu obrażać i wychodzić drąc kartę, że niby jak tacy tam ośmielają się kandydować przy naszym, tak wybitnym Bronku? Tak nie robimy!
Koło nazwiska naszego kandydata bystre oko może dostrzec nazwisko „ Kaczyński” Nie należy nic tam dopisywać! Żadnych uwag, że „gupi” ani nawet skreślać. Nie wolno nawet nic dorysowywać. Nawet wąsów! Karta z naszymi uwagami, płynącymi z serca może być przez ortodoksów z Komisji uznana za nieważną!

PS.

Zwrócił się do mnie pewien zwolennik PO z zapytaniem, czy przed lokalem wyborczym może coś zaśpiewać albo zatańczyć? Na to pytanie odpowiem krótko:

- W każdym razie nie radzę podskakiwać!

niedziela, 6 czerwca 2010

To był dobry kraj

1.
To był dobry kraj. Puszcze były mroczne, łąki rozświetlone, rzeki snuły się leniwie a łachy piachu zachęcały do odpoczynku. I gdy Człowiek leżał i patrzył w oszałamiające błękitne dale, liczył chmury i słuchał śpiewu ptaków, szmeru rzeki, jego myśli krążyły coraz wolniej i wolniej, aż zasnął.
Wyśnił grody, niewolnictwo, najazdy, wojny, pożogi, kamienne miasta, strzeliste wieże kościołów, strzelby wież i wilki wyjące na pogorzeliskach. Wyśnił wiek złoty, srebrny i wieki niewoli, powstania, rzeki krwi i druty kolczaste i strzały w potylice. Wyśnił królów w purpurze i szarych namiestników o pustych oczach. Spał długo, naprawdę długo. Spał pod wodą, pod darnią i pod kamieniem, ale wszystko ma swój koniec. Obudził się i ruszył przed siebie.

2.
Był tak delikatny, że potrafił grać na pajęczynie, zupełnie jak na harfie a jednocześnie tak potężny, że do swojej harfy używał jako strun, stalowych lin, grubych jak pień stuletniej sosny. Kiedy na niej grał pękała ziemia i drżało niebo, albo odwrotnie – nie pamiętam. Idąc drogą uważał by nie deptać po małych żyjątkach. Kładł na dłoni małego ślimaczka i podziwiał jego doskonałą chęć życia, ale potrafił zdeptać cały kraj albo rzucić ogień wprost w ludzkie mrowisko. Taki był, taki jest i taki będzie. Gdyby miał do kogo przemówić być może powiedziałby coś takiego:
- I tak mają więcej, niż na to zasługują!

3.
Nie mówcie, że historia was czegokolwiek nauczyła. Klio sypia samotnie w wielkim zimnym łóżku. Jej kochankowie dawno pomarli. Siada przed lustrem i starannie rozczesuje długie, niedawno ufarbowane na blond włosy. Stroi miny i przechadza się zupełnie nago po pustym pałacu, mając nadzieję, że ktoś z daleka, być może przez lunetę dojrzy i zachwyci się powabami jej wciąż młodego ciała. Potem znudzona siada na ławeczce w cieniu posiwiałego z rozpaczy dębu i czyta historyczne romanse

sobota, 5 czerwca 2010

Koniec z polityką homeopatyczną

Mam wielki szacunek do ludzi, szanuję też odmienność poglądów. Przynajmniej zawsze się staram, by nikogo za odmienność nie piętnować.

Jakie mam przekonania polityczne?

No cóż, raczej prawicowe.

Od początku związana byłam z UPR’em i na nich oddawałam swój głos, a przy wyborach prezydenckich, zawsze w pierwszej turze głosowałam na Janusza Korwin – Mikke.

Tym razem będzie inaczej. Bo w pierwszej turze zagłosuję na Jarosława Kaczyńskiego.

Czemu to napisałam?

Bo nie znoszę fanatyzmu, a na S24 jest kilka osób, no trochę więcej niż kilku, którzy z jakimś szalonym fanatyzmem atakują Bogu Ducha winnego Jarosława Kaczyńskiego.

Za to Komorowskiego, nawet z największych gaf, ba, żeby tylko gaf, potrafią tłumaczyć, lub, nawet oklaskiwać, „brawo mistrzuniu, brawo”.

Ktoś mi może zarzucić, że właśnie teraz tą odmienność polityczną piętnuję, ale to nie prawda, tacy krzykacze są zakałą własnej opcji politycznej.

Skąd u nich tyle jadu?

Może dlatego, że nagle się czegoś zaczęli obawiać?

Ja w każdym razie nie mam zamiaru wytykać p.o. Prezydenta i kandydatowi na prezydenta Bronisławowi Komorowskiemu wielu niechlubnych gaf, ani tragicznie nieudanego spotu wyborczego, tu zawinił, moim zdaniem jego sztab.

A czepianie się Kaczyńskiego, że drzewo (dąb) sadzi i pod dębem stoi, jest raczej śmieszne.

Dąb, to siła i trwałość, jeśli atakujący tego nie wiedzą, a poza tym, dąb, jak bocian, są symbolami Polskimi, przynajmniej dla mnie.

Ktoś mi się może zapytać, czemu to tym razem, w pierwszej turze nie pójdę i nie zagłosuję na JKM.

Bo czas na dorastanie się skończył, już nie ma czasu, by politykować „Homeopatycznie”.

Pozdrawiam serdecznie.

piątek, 4 czerwca 2010

Dom Elżbiety XLIV- nowa opowieść (Iwona)



W drzwiach, odprowadzany wzrokiem Elżbiety i Piotra, nagle odwrócił się, jakby o czymś zapomniał i powiedział:

- Nie poznaję cię Ela. Wiem, że nie jestem ideałem. Wiem też, że nie płonęła między nami wielka namiętność…ale nie poznaję cię! To jakby nie ty! Tamta, ta moja Elżbieta nie umiałaby by być tak radykalna…uważajcie na siebie!

- Teraz chcesz mnie osądzać? – Elżbieta po słowach Marka nagle się zdenerwowała – zmieniłeś ton, bo?

- Nie, nie chcę cię osądzać, wybacz, tylko odnoszę wrażenie, że ty, ta prawdziwa gdzieś zniknęłaś na korzyść tej mi obcej. Tylko tyle, albo aż tyle…wybaczcie mi, już się zmywam.

- Może mnie tak naprawdę nie znałeś? – pytanie Eli zabrzmiało ironicznie.

- Znałem…a poza tym, ty przecież nie lubisz zapachu imbiru, a teraz cały dom jest nim przesiąknięty.

Po słowach Marka oboje aż się wzdrygnęli. Oni nie czuli żadnego zapachu.

Marek chwilę jeszcze stał w drzwiach, spoglądając jakby ponad ich głowami.

- No to na mnie już czas. – Westchnął – Wiele dobrego wam życzę.

I wyszedł. Oni jeszcze przez chwilę stali, wpatrując się w zamknięte drzwi, jakby tam była odpowiedź na dręczące ich pytanie.

Nagle, jakby z Elżbiety opadła cała ta otoczka i rozpłakała się. Piotr wziął ją w ramiona i przytulił do siebie, całując jej oczy.

- No, już dobrze – szeptał, tuląc ją i całując – wiem ile cię to kosztowało.

- Nie wiesz – załkała – i Marek ma rację, to nie ja…- i znów wybuchła płaczem.

- Wiesz, mnie zdziwił tylko ten imbir…

- No właśnie. My już przesiąkliśmy tą atmosferą, tu się coś dzieje…ze mną się coś dzieje. Ja czasem siebie nie poznaję. – Zaczęła się jakby uspokajać – A co do tego co mówił Marek, wiesz…ja kiedyś bym nigdy się do nikogo tak nie odezwała. A te złośliwości kierowane w stronę Marka sprawiały mi radość, satysfakcję! Chciałam go ostatecznie upodlić, zniszczyć. Wyobrażasz to sobie? To podkreślenie naszego stosunku, tego, że jesteśmy razem, by dać mu do zrozumienia, że jest tu intruzem. Ja nigdy bym się kiedyś do tego nie posunęła, rozumiesz?

- Aż tak? Wybacz, nie wiem co was łączyło i jaka byłaś kiedyś. Ale nie zrobiłaś niczego złego.

- Tu nawet nie chodzi, czy zrobiłam, czy nie, tylko że mi to sprawiało satysfakcję.

- Mogę zabawić się w psychologa i tłumaczyć ci, że często osoba zdominowana przez partnera, albo traktowana instrumentalnie, buntuje się i…czasem chce się gdzieś podświadomie po prostu zemścić.

- Znaczy, że to normalne zachowanie?

- Jak najbardziej. Cały czas mówiłaś mu, by nie grał, a sama się w końcu na jego rolę złapałaś. Wiem jak facet reaguje, gdy jego kobieta , bo wciąż był przekonany, że nią jesteś, zwłaszcza, że z tego co rozumiem, byłaś osobą uległą, nagle staje się od niego niezależna, ba, ma już kogoś innego i komunikuje mu, że go kocha – zakończył cicho, jakby bał się spłoszyć ostatnie słowo.

- A ten zapach? Tego sobie nie wymyślił, nie wystudiował!

- Dlatego ci powiedziałem, że jedyne co mnie zastanawia to ten imbir. Podejrzewam, że Zofia chciała też go stąd wykurzyć. Ja jestem typowym „wąchaczem” i nic nie czuję.

- Ja też.

- Sądzę, że na razie dość mamy pamiętników, co? Wypijmy herbatę i jedźmy do Kanusi w odwiedziny. Potem zapraszam cię na obiad. Co sądzisz o mojej propozycji?

- Masz rację, przyda się nam trochę świeżego powietrza, porozmawiamy z Kanusią, wczoraj przerwał nam Robert.

- No to zgadzasz się?

- Jasne, tylko się trochę ogarnę, ok.?

- Ja tam jestem zapobiegliwy, mam trzy koszulki w torbie , tylko…- tu przeciągnął ręką po brodzie, nie zabrałem maszynki do golenia.

- Mam nową, nieużywaną, w szafce w łazience, tylko różową – zarumieniła się.

czwartek, 3 czerwca 2010

Co powinien prawdziwy mężczyzna?

Objawili się ostatnio seksiści, ciemniaki oraz zabobonne pierogi w liczbie znacznej, wykrzykujący, czego to nie zrobił Jarosław Kaczyński, w przeciwieństwie do Bronisława Komorowskiego.

Nie wybudował domu!

- Ładnie byśmy wyglądali gdyby każdy facet wybudował dom. Byłem wczoraj w Warszawie i zauważyłem, że niewiele tam stoi domków, za to cała masa większych i mniejszych bloków i kamienic, których zamieszkujący je mężczyźni raczej sami nie wybudowali. Gdyby każdy zaczął z powodu takich gadek budować, zabrakło by miejsca "na terenie planety" Lepiej nie!

Nie posadził drzewa!

Trochę absurdalny zarzut, tym bardziej, że bardzo trudny do zweryfikowania. Niejeden będąc na wsi nażarł się jak prosię czereśni, a potem polazł za stodołę za wiadomą potrzebą i nawet nie wie, jakie smaczne czereśnie z wyrosłego tam drzewa spożywa ludność miejscowa i jakie wydarzenie ta czereśnia upamiętnia.

Nie spłodził syna!

No, seksizm i chińszczyzna w w czystej postaci. Pomijając już fakt, że niejeden zabobonnik wyliczając na paluchach trzy wyczyny świadczące o jego męskość, bo i dom wybudował i za stodołą bywał, nie wie, że mu się ta triada męskości wcale nie domyka. Ale cicho o tym!

Kiedyś chodziła inna gadka między ludźmi, że facet powinien być uczciwy, honorowy, odważny, prawdomówny, opiekuńczy wobec kobiet, nie powinien krzywdzić słabszych i takie tam, że o seksie nie wspomnę.

Panie Premierze, radzę zagłosować na J.Kaczyńskiego

Tym bardziej, że głosowanie jest tajne, ale co głos to głos i każdy się liczy!
Niech Pan, panie premierze zwróci uwagę, że ledwie kandydat Komorowski przekroczył kanał La Manche, a już uznał za stosowne oświadczyć publicznie, że:

- Za obietnice Donalda Tuska nie odpowiadam – i dodał, że on swoich obietnic dotrzymuje, w co nikt chyba nie wątpi, mając na uwadze … dobra nie będę kończył tego zdania. Wystarczy Ścios.

Niech Pan, panie premierze zwróci uwagę jak gładko mu to poszło! O, gdyby to Kaczyński powiedział, odpowiadając na pytanie o swoje obietnice wyborcze. O, gdyby Kaczyński powiedział, że „ja nie Tusk i nie szafuje pustymi obiecankami” byłaby niezła granda, a to przecież przeciwnik polityczny.

I niech Pan weźmie pod uwagę, że to tylko kanał La Manche, pod którym jest nawet tunel, ale co będzie jak zgodnie z wszelkimi zasadami, pan Komorowski zostając prezydentem wystąpi z PO? To już będzie jak przekroczenie Rubikonu, niemalże, a wtedy... Oj, panie premierze, - może być różnie!

Choć Komorowski jakoś osobliwie nie przypomina Cezara, to przecież jak głosi obiegowa mądrość „historia powraca jako farsa” a skończyć jak Pompejusz? Brr…tego Panu nie życzę!

wtorek, 1 czerwca 2010

Jarecki się przechwala!

Najpierw, żeby nie było, nie znam autorki recenzji, za recenzję nie płaciłem ani jej w żaden sposób nie inspirowałem. Tak się zastrzegam, bo tekst, który za chwilę wkleję jest taki...no.... .

I niech mi się tu nie pokazuje ten Antek z Wyborczej, jak mu tam? - No, ten cały Orliński, że jako znany "prawak" nadużywam wielokropka, bo ja tak z przyrodzonej skromności.

O mojej książeczce już prawie zapomniałem, a tu się nadziewam w necie na takie cudo. Żyję prawie 100 lat i wszystko czytam, ale takiej pochwały jeszcze nie widziałem.
"Amazonia w weekend" - Recenzja Justyny Gul W sieci zakumałem, że to dziewczyna z Sosnowca. O, teraz to się nie dziwię!

Wiwat Amazonia!

Amazonia, Selva Amazónica, Foresta Amazônica bądź Amazoña to tropikalny las w Ameryce Południowej. Charakteryzujący się różnorodnością biologiczną obszar brzęczy skrzydłami owadów, ogłusza świergotem ptaków i kojarzy się z rajem. Tym, którzy - stęsknieni słońca i urlopu - pragną wyciągnąć umęczone zimą ciała na hamakach, perfidnie podsunę do czytania „Amazonię w weekend” Jacka Jareckiego. Czemu perfidnie? Dlatego, że złudzenie wywołane tytułem szybko zderzy się z rzeczywistością i wyjdzie na jaw, iż trzymamy w ręku nie przewodnik ani nie książkę przyrodniczą, a oryginalny zbiór humoresek. Zaraz też niezbędne okażą się chusteczki bowiem na zmianę będziemy śmiać się i płakać, złościć i wzruszać.
Wszystkie zwierzęta w okolicy wypłoszą już od pierwszych stron salwy naszego rechotu, gdyż nie sposób obojętnie przejść nad losami wkurzonego Krzyżaka z tandetnym chińskim zegarkiem, który złorzeczy na sprytnych Żmudzinów. Wyobraźcie sobie, że owa istota miała czelność zgromadzić kolekcję DVD, podczas gdy zacofani rezydenci Malborka zajeżdżali jeszcze kasety. Jeśli to nie wytrzęsie was z hamaka, to z pewnością zrobi to historia o Polaczkach zaopatrzonych w laptopy i zawzięcie prowadzących rycerskie blogi czy też znakomity instruktaż „Obleganie twierdzy w weekend – poradnik praktyczny” dostarczający cennych informacji, jak chociażby tę, że fosę przekraczamy w miejscu do tego przeznaczonym.
Jeśli brzuchy nie pękną nam jeszcze ze śmiechu i znajdziemy w sobie siłę do dalszej lektury, Jarecki uraczy nas opowieścią o miłości Wielkiego Mistrza do tostera, które to uczucie wynika z prostego faktu, iż ten „zimnego chlebka nie kuma”.
Dopiero po iście machiavellicznej strategii ocieplenia medialnego wizerunku Krzyżaków odetchniemy, chyba że wcześniej zginiemy marnie z rąk nadinterpretującego ideę zmiany wizerunku piromana Brata Rodryka von Koklusza bądź uśpi nas dobranocka o wdzięcznym tytule „Miś Krzyżaczek”.
To zaledwie początek całego sznura perełek w zbiorze Jacka Jareckiego, które bardziej przypominają może kolorowe i piękne, jarmarczne korale. „Amazonia w weekend” to lokalne smaczki unurzane w gminnej rzeczywistości i ograniczeniach wyższych instancji. Możemy się zastanowić czy Wercyngetoryx otrzyma unijną dotację. Przecież w końcu ma już miecze, tarcze, zbroje i inne bajery, przytłaczają go tylko ubezpieczenia i „upierdliwi” rolnicy blokujący drogi. A jeśli już o drogach mowa, to wstrząśnie nami historia ulicy imienia Chłodnego Potwora i świadomość, że demokracja była przyczyną wyboru, z którego nikt nie był zadowolony, zaś dyskusja o jej zasadności – powodem samospalenia się znanego społecznika i znawcy, pana Janka (choć zawiniły tu też papierosy).
Rozczulimy się, towarzysząc psu Kotletowi w nieudanych amorach i kryzysie związanym z imieniem, a twardzi żołnierze z nostalgią wspomną czasy spędzone w wojskowych koszarach z maskami gazowymi na twarzach i źle pojmowaną męską solidarnością w tle.
„Amazonia w weekend” - jak przystało na tropiki -rozgrzewa i rozpala również zmysły. Dla autora pachnie seksem, choć my napaleni na pikantne… przyprawy, z trudem poradzimy sobie z nieskonsumowanym związkiem pewnego pana z pewną kochanką. Kwestia romansu ze sprzętem AGD zaczyna brzmieć już namiętnie i choć zdecydowanie partnerem powinien być piecyk a nie lodówka, to jej mruczenie po podłączeniu do kontaktu może postawić w stan czuwania niejeden organ (o, przepraszam, licznik energii). Jeśli nie skorzystamy z szerokiego wyboru sprzętu gospodarstwa domowego, przyjdzie nam zmierzyć się z materią ożywioną. By nie dać plamy, zawsze możemy, zgodnie z sugestią autora, skorzystać z szerokiego wyboru literatury fachowej w stylu „Seksu w weekend” - tyle tylko, iż sztywna będzie wówczas jedynie okładka.
Po tych pierwotnych, cielesnych żądzach musimy otrząsnąć się z rozleniwienia i począć iść z duchem postępu. Najlepiej pod przewodnictwem ludzi lewicy (bo mają o 2% większą głowę niż pozostali), pilnując guzików będących przedmiotem sabotażu i unikając wszędobylskich kamer obserwujących nasze postępowanie (oczywiście - dla bezpieczeństwa). Prowadzić nas będzie w tej wędrówce ku smutnej rzeczywistości oczekiwanie cudów, zapach cebuli i drżenie Matki Ziemi, Gai.
„Amazonia w weekend” to książka wymykająca się wszelkim klasyfikacjom i łamiąca konwenanse. Cynizm i ironia będące efektem niezwykle wnikliwej obserwacji otoczenia przeplatają się tu z (czarnym) humorem i kumającymi bluesa Ziomalami. Tak trzymać, ku chwale Ojczyzny, bracie Jarecki!

Widział ktoś takie cuda? :)