wtorek, 1 czerwca 2010

Jarecki się przechwala!

Najpierw, żeby nie było, nie znam autorki recenzji, za recenzję nie płaciłem ani jej w żaden sposób nie inspirowałem. Tak się zastrzegam, bo tekst, który za chwilę wkleję jest taki...no.... .

I niech mi się tu nie pokazuje ten Antek z Wyborczej, jak mu tam? - No, ten cały Orliński, że jako znany "prawak" nadużywam wielokropka, bo ja tak z przyrodzonej skromności.

O mojej książeczce już prawie zapomniałem, a tu się nadziewam w necie na takie cudo. Żyję prawie 100 lat i wszystko czytam, ale takiej pochwały jeszcze nie widziałem.
"Amazonia w weekend" - Recenzja Justyny Gul W sieci zakumałem, że to dziewczyna z Sosnowca. O, teraz to się nie dziwię!

Wiwat Amazonia!

Amazonia, Selva Amazónica, Foresta Amazônica bądź Amazoña to tropikalny las w Ameryce Południowej. Charakteryzujący się różnorodnością biologiczną obszar brzęczy skrzydłami owadów, ogłusza świergotem ptaków i kojarzy się z rajem. Tym, którzy - stęsknieni słońca i urlopu - pragną wyciągnąć umęczone zimą ciała na hamakach, perfidnie podsunę do czytania „Amazonię w weekend” Jacka Jareckiego. Czemu perfidnie? Dlatego, że złudzenie wywołane tytułem szybko zderzy się z rzeczywistością i wyjdzie na jaw, iż trzymamy w ręku nie przewodnik ani nie książkę przyrodniczą, a oryginalny zbiór humoresek. Zaraz też niezbędne okażą się chusteczki bowiem na zmianę będziemy śmiać się i płakać, złościć i wzruszać.
Wszystkie zwierzęta w okolicy wypłoszą już od pierwszych stron salwy naszego rechotu, gdyż nie sposób obojętnie przejść nad losami wkurzonego Krzyżaka z tandetnym chińskim zegarkiem, który złorzeczy na sprytnych Żmudzinów. Wyobraźcie sobie, że owa istota miała czelność zgromadzić kolekcję DVD, podczas gdy zacofani rezydenci Malborka zajeżdżali jeszcze kasety. Jeśli to nie wytrzęsie was z hamaka, to z pewnością zrobi to historia o Polaczkach zaopatrzonych w laptopy i zawzięcie prowadzących rycerskie blogi czy też znakomity instruktaż „Obleganie twierdzy w weekend – poradnik praktyczny” dostarczający cennych informacji, jak chociażby tę, że fosę przekraczamy w miejscu do tego przeznaczonym.
Jeśli brzuchy nie pękną nam jeszcze ze śmiechu i znajdziemy w sobie siłę do dalszej lektury, Jarecki uraczy nas opowieścią o miłości Wielkiego Mistrza do tostera, które to uczucie wynika z prostego faktu, iż ten „zimnego chlebka nie kuma”.
Dopiero po iście machiavellicznej strategii ocieplenia medialnego wizerunku Krzyżaków odetchniemy, chyba że wcześniej zginiemy marnie z rąk nadinterpretującego ideę zmiany wizerunku piromana Brata Rodryka von Koklusza bądź uśpi nas dobranocka o wdzięcznym tytule „Miś Krzyżaczek”.
To zaledwie początek całego sznura perełek w zbiorze Jacka Jareckiego, które bardziej przypominają może kolorowe i piękne, jarmarczne korale. „Amazonia w weekend” to lokalne smaczki unurzane w gminnej rzeczywistości i ograniczeniach wyższych instancji. Możemy się zastanowić czy Wercyngetoryx otrzyma unijną dotację. Przecież w końcu ma już miecze, tarcze, zbroje i inne bajery, przytłaczają go tylko ubezpieczenia i „upierdliwi” rolnicy blokujący drogi. A jeśli już o drogach mowa, to wstrząśnie nami historia ulicy imienia Chłodnego Potwora i świadomość, że demokracja była przyczyną wyboru, z którego nikt nie był zadowolony, zaś dyskusja o jej zasadności – powodem samospalenia się znanego społecznika i znawcy, pana Janka (choć zawiniły tu też papierosy).
Rozczulimy się, towarzysząc psu Kotletowi w nieudanych amorach i kryzysie związanym z imieniem, a twardzi żołnierze z nostalgią wspomną czasy spędzone w wojskowych koszarach z maskami gazowymi na twarzach i źle pojmowaną męską solidarnością w tle.
„Amazonia w weekend” - jak przystało na tropiki -rozgrzewa i rozpala również zmysły. Dla autora pachnie seksem, choć my napaleni na pikantne… przyprawy, z trudem poradzimy sobie z nieskonsumowanym związkiem pewnego pana z pewną kochanką. Kwestia romansu ze sprzętem AGD zaczyna brzmieć już namiętnie i choć zdecydowanie partnerem powinien być piecyk a nie lodówka, to jej mruczenie po podłączeniu do kontaktu może postawić w stan czuwania niejeden organ (o, przepraszam, licznik energii). Jeśli nie skorzystamy z szerokiego wyboru sprzętu gospodarstwa domowego, przyjdzie nam zmierzyć się z materią ożywioną. By nie dać plamy, zawsze możemy, zgodnie z sugestią autora, skorzystać z szerokiego wyboru literatury fachowej w stylu „Seksu w weekend” - tyle tylko, iż sztywna będzie wówczas jedynie okładka.
Po tych pierwotnych, cielesnych żądzach musimy otrząsnąć się z rozleniwienia i począć iść z duchem postępu. Najlepiej pod przewodnictwem ludzi lewicy (bo mają o 2% większą głowę niż pozostali), pilnując guzików będących przedmiotem sabotażu i unikając wszędobylskich kamer obserwujących nasze postępowanie (oczywiście - dla bezpieczeństwa). Prowadzić nas będzie w tej wędrówce ku smutnej rzeczywistości oczekiwanie cudów, zapach cebuli i drżenie Matki Ziemi, Gai.
„Amazonia w weekend” to książka wymykająca się wszelkim klasyfikacjom i łamiąca konwenanse. Cynizm i ironia będące efektem niezwykle wnikliwej obserwacji otoczenia przeplatają się tu z (czarnym) humorem i kumającymi bluesa Ziomalami. Tak trzymać, ku chwale Ojczyzny, bracie Jarecki!

Widział ktoś takie cuda? :)

2 komentarze: