poniedziałek, 4 października 2010

25 małżeństwa! czyli Iwona i Jacek

Piątego października roku 1985 o godzinie siedemnastej w kościele Matki Boskiej Szkaplerznej w Golinie został zawarty związek małżeński między Iwoną Grzegorek i Jackiem Jareckim. Od tego czasu upłynęło dokładnie 25 lat.

Mamy srebrne gody!

Mieliśmy tyle szczęścia, żeśmy dotrwali w tym związku zawartym w tak dziwnych czasach.

Młodsi pewnie nie wiedzą, starsi mało chcą pamiętać, a był do czas dziwny, by nie powiedzieć zwariowany.

Wszyscy i wszystko chciało się wyrwać na wolność, a my się dobrowolnie zniewoliliśmy.

Straszne to były czas, bo dobra doczesne były albo reglamentowane, albo raczej mało dostępne dla normalnego śmiertelnika.

Moja suknia, szyta przez moją mamę, gdzie koronka czyli to z czego miała powstać sukienka, była zakupiona w Poznaniu w okrąglaku i to tylko dzięki znajomością koleżanki mojej mamy. Materiał na halkę, jedwab, był zakupiony we Wrześni…pończochy białe kupiła mi moja przyszła teściowa.

Welon wraz z Jackiem kupiliśmy u modystki (czyli pani, która była fachowcem od kapeluszy, wianków i welonów) )na konińskiej starówce wis, a wis konińskiej far.

Garnitur Jacka był kupiony w tzw. gaciowcu w Koninie. Był koloru jasno - stalowego. Jak Jacek pięknie w nim się prezentował!

Buty Jacka sama wybrałam, były śliczne, skórzane czarne, tak lekkie i miękkie, szkoda, że szybko się popsuły.

Moje buty zakupione u prywatnego rzemieślnika, bo mojego rozmiaru w normalnych sklepach było trudno kupić, mam rozmiar 36, ale małe 36. Czyli siekane o rozmiar niżej.

Pamiętam jak sama mu do jedwabnej chusteczki w butonierce dopinałam mirtę, sama miała całą sukienkę tą mirtą ozdobioną.

Potem moment ślubu, moje nerwy, przerażenie…i w końcu przy komunii św. zemdlałam.
Cóż to była za sensacja! Cała Golina przed długi czas miała o czym gadać że pewnie ojca zobaczyła (mój tata zmarł trzy lata przed moim ślubem, gdy ja miałam zaledwie 17 lat).

A tu zadziałał tylko stres, bo rzeczywiście byłam przerażona.

Wesele było w domu, niewielkie, ale do dziś nasz przyjaciel i astronom (zresztą dziś profesor zwyczajny) mówi, że takiego nieba jaki był w dzień naszego ślubu to nie widział. Widać i gwiazdy były po naszej stronie, choć szaleńczo’śmy się pobrali, bo po czteromiesięcznej zaledwie znajomości.

A wracając do dziwności czasów, wiadomo komuna, wiadomo zdelegalizowana Solidarność i gazetki, które czytało się po kryjomu. Nam akurat przypadło w udziale być wtedy młodym i mieć tyle energii, gdy tow. generał marszcząc brwi pod ciemnymi okularami chciał nam wdrażać reformy. Do dziś pamiętam rysunek satyryczny z Jaruzelskim który trzyma w rękach reformy damskie z nogawkami i podpis, „Wojtek, gdzie twoje reformy?”

No cóż, czego sobie życzę po tych dwudziestu pięciu latach?

Chyba więcej odwagi, bo często mi jej brakowało.

Pozdrawiam.

8 komentarzy:

  1. Piękny wpis. :)

    Serdeczne gratulacje - to naprawdę wielka rzecz.
    No i co - teraz zostało wyglądać złotych godów.
    A z każdym dniem tego wyglądania bądźcie piękniejsi i szczęśliwsi,

    czego wam życzy
    nieregularny czytelnik Kozik.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Serdeczne.;p

    OdpowiedzUsuń
  3. No to sto lat, Jarecczaki! :) W zdrowiu i spokoju ciągnijcie wespół w zespół ten wóz :)

    A swoją drogę ciekaw jestem, czy Jacek też pamięta takie detale typu garniak, buty, mirta...?

    Serdeczności dla Was obojga!

    OdpowiedzUsuń
  4. No to pięknie!
    Gratulacje i same serdeczności :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Freemanie, dziś się Jackowi zapytałam o ktorej mieliśmy slub cywilny, też nie pamiętał...ech faceci! Jednak kobiety do detali maja lepszą pamięć.

    Pozdro i dzięki.:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki Dorciu.

    Pozdro.:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Rany Julek! Zemdleć z wrażenia na własnym ślubie! Zaiste jakaś niespotykana nieziemska wrażliwość. Z drugiej strony, niby 25 lat, a jak się spojrzy wstecz to jak jedna chwilka.
    A co do pamięci mężczyzn do detali - gdyby nie zdjęcia, to ja nie pamiętałbym nawet swego garnituru, a takie historie jak buty, godzina? Choć z moim "szczęściem ślubnym" wystartowaliśmy we wspólną drogę cztery lata później.
    No ale jak najwięcej radosnych chwil, srebrnej parze. Ad multos annos!

    OdpowiedzUsuń
  8. Almaryku!

    Byłam bardzo zestresowana, może dlatego. A fakt, faceci mają strasznie krotką pamięć, choć Jacek pamięta, że gdy mnie poznał, byłam w granatowej sukience i białych szpilkach...To za cztery lata, też będziecie mieć srebrne gody! Straszne, prawda, bo to jakby wczoraj.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń