czwartek, 9 stycznia 2020

Koledzy go nie żałują, tylko mesiami go rozjeżdżają

Dziennikarz to trudny zawód i ja to rozumiem. Trudny, w sensie przeżycia, nie jakiejś tam wiedzy, czy nadzwyczajnych umiejętności, które trzeba posiąść. Oczywiście rzecz dotyczy głównego nurtu, bo trudno jednak być absolutnym ignorantem redagując, powiedzmy, miesięcznik wędkarski. Ale to już Twain wyśmiewał i nie będziemy tu wracać do staroci. No chyba, że dzięki internetowi i to się zmieniło. Tego nie wiem, bo nie jestem wędkarzem. W głównym nurcie, powiedzmy polityczno-obyczajowym, aspirującym do opisu rzeczywistości ignorancja, albo jej symulowanie jest wręcz wymagana, ponieważ wiedza, uczciwość a nawet dobre chęci, stawiają kandydata na gwiazdę żurnalistyki na przegranej pozycji. Uważny czytelnik zauważy, że nic nie wspomniałem o niezależności. Jasne, że nie, ponieważ byłoby to uwłaczające wam, a ośmieszające mnie. Więcej niezależności w swej pracy ma bowiem facet spawający rurociągi, niż najwybitniejszy dziennikarz, o ile oczywiście nie chce wylecieć w niebyt, który rozciąga się zaraz za progiem redakcji.

Trudno się dziwić, że ludzie wspinający się po medialnych drabinach awansu jednocześnie schodzą w dół, za nic mając swój rozum i swoje człowieczeństwo. Spawacz oderwany od spawania rurociągów, podrapie się po łbie i znajdzie robotę przy spawaniu konstrukcji, choćby psich bud, a dziennikarz, który ogłasza swoje mądrości milionom, nagle może zostać w całkowitej próżni. Poza tym różnica w zarobkach i czymś co uchodzi za prestiż, jaka pewnie istnieje i wśród spawaczy, nijak się ma do przepaści obserwowanej w mediach. Do tego spawacz rurociągów pracuje w delegacji, bo trudno, żeby każdy wychowywał się i żył w cieniu jakiejś rury. W mediach jest tylko jedna delegacja i nazywa się Warszawa. Jakże tu się dziwić, że wszyscy oni, nie wyłączając słodkich panienek-idiotek mają na dłoniach odciski od kurczowego trzymania się pańskiej klamki.

Wczoraj, po śmierci Krzysztofa Leskiego uderzyli się w piersi, bo nic nie zrobili, bo nie pomogli choremu, bo pozwolili na wykluczenie, bo go nie chcieli. Przepraszam, ale co oni mieli niby zrobić? Uczestniczą w zawodach, gdzie nie toleruje się wahań poglądów, a co dopiero depresji. Ich hymnem powinna być ta niby ułańska piosenka, że koledzy zamiast żałować, jeszcze delikwenta końmi tratują. Skoro z konia spadł, znaczy nie zna zasad trzymania się w siodle, ale skąd wziąć nagle konia, ze Służewca zakosić? Teraz popisali się czułością i wystarczy. Niech wrócą raczej do myślenia o sobie samych, bo ani wóda, ani kokaina za nich myśleć nie będzie. Lepiej też, żeby ich rzeczywiści sponsorzy nie dowiedzieli się, że pod pancerzami obłudy i zakłamania biją jakieś serduszka.

Wielu z nich łudził internet, że w nim dopiero pokażą, ale okazało się bardzo szybko, że ignorancja, bezczelność i tupet nie bardzo tu działają, więc szybko namacali stosowne klamki wielkich portali internetowych i znowu wiszą, ale sława i chwała wrócić jakoś nie chcą. W tym sensie, biorąc to pod uwagę, w sensie ludzkim jakoś ich wszystkich rozumiem, ale to też najważniejszy powód dla którego omawiam im jakiejkolwiek uwagi.

– Idźcie wy do diabła! – mawiam, a to nie byle co, żeby tak odsyłać całą branżę od lewa do prawa w jedno miejsce.

Szkoda w zasadzie stukać w klawisze, ponieważ oczywiście nie ma żadnej możliwości naprawy. Mało tego, należy wiedzieć, że będzie tylko i wyłącznie gorzej, choćby dlatego, że co więksi idioci są wykładowcami dziennikarstwa i produkują absolutnych już niemotów. Czy to znaczy, że ludzie nie łakną już informacji, że na informacje nie ma zbytu? A ktoś to sprawdza w świecie, gdzie informacje zastąpiły opinie oraz interpretacje szyte wedle wzoru wymaganego przez zleceniodawcę? Czy z powodu zaognienia sytuacji na Bliskim Wschodzie mam słuchać wywodów, których poziom wskazuje na to, że ich autor kwadrans przed programem ujrzał stosowną mapę i do tego dwóch silnych musiało go trzymać, bo tak się wystraszył tych kolorowych plamek z nazwami? 

I żeby tylko! Jeszcze jest przecież cały rynek interpretacji ujemnej, bezwstydnie wręcz fałszującej rzeczywistość. Wczorajszy przykład z Albanią, proszę bardzo. Irańskie ancymon wydukał coś o bardzo małym kraju, ale takim naprawdę małym, gdzie amerykanie spiskują z irańskimi renegatami. Choć już w informacji agencyjnej mamy jasną sugestię, że chodzi o Albanię, redakcje zaprzyjaźnione z opozycją zaraz, że oczywiście chodzi o Polskę i dalejże debatować nad naszym upadkiem z perspektywy istnych mułów, dosłownie. Mam znowu retorycznie zapytać, kim trzeba być, żeby stworzyć takiego newsa? Nie chce mi się, ale to doskonały przykład dziennikarskiej roboty. Powtarzam, dziennikarstwo to trudny zawód i nie od rzeczy byłoby, żeby tamtejsze związki zawodowe wywalczyły dla pracowników choćby stosowne deputaty mydła. Może być w kostkach, ale dla radykałów sukcesu koniecznie w płynie.

poniedziałek, 6 stycznia 2020

Pałki, szubienice i stosy


Ten cały C.S. Lewis od Narni był łebskim gościem. Na przykład ponad sześćdziesiąt lat temu stwierdził, że scjentyzm nauczany i propagowany przez środki masowego przekazu, to w najlepszym przypadku karykatura nauki. Należy dodać, że przez ponad pół wieku przekaz ten znacznie się upodlił, jednocześnie poszerzając i umacniając swój zasięg w takim stopniu, że dyskusja z zalewającą nas ciemnotą w zasadzie nie jest już możliwa, ponieważ ta zyskała nieosiągalny dla nas status prawdy objawionej. Wizja świata stojąca do dyspozycji ciemnoty w swym chaosie, braku logiki, ciągów skutkowo-przyczynowych, pełna luk wielkości oceanów, wydaje się spójna i nienaruszalna, ponieważ odrzuciła precz konieczność dowodzenia swych twierdzeń. Ktoś, kto zechce z nią polemizować musi trud dowodzenia wziąć na siebie, wiedząc jednocześnie, że to na nic, ponieważ w razie przeprowadzenia nawet krystalicznego w swej czystości wywodu, w ostateczności oberwie w głowę pałką autorytetu.

Jak zwykle, wszystko co złe nadeszło pod sztandarami piękna, dobra i powszechnego dostępu do wiedzy. Popularyzacja przez ułatwianie, bo jakże inaczej dotrzeć do milionów, które też chcą być wyżej i wyższymi zajmować się kwestiami, ale nie mają zamiaru tracić czasu na własne rozważania. To się udało. Wydźwignięto masy i niejako zmuszono do zajmowania się kwestiami, które niewiele je obchodziły. Nie obchodzą nadal, ale teraz by zabierać głos naprawdę niewiele trzeba wiedzieć. Wielu ludzi powtarza jako wyjątkową mądrość powiedzenie pana Dobrowolskiego, że nie ma nic gorszego nad człowieka wykształconego ponad własną inteligencję. Może pan Dobrowolski tak to widział, ale obecnie to już zabytek. Dzisiaj wykształcenie nie ma już żadnych korelacji z inteligencją, a nawet jeśli ma, nie daje człowiekowi wykształconemu odpowiednich narzędzi samoobrony przed zalewającą świat ciemnotą. Im bardziej jest punktowe i doskonalsze w założonych skutkach, tym więcej istotnych dla rzeczywistego rozumienia świata kwestii jest pomijanych jako zbędne.

C.S. Lewis daje w Odrzuconym obrazie przykład średniowieczny, a mianowicie, że w tamtych czasach nikt nie twierdził, że Ziemia jest płaska. W zasadzie ludzi pozostający poza kręgiem wiedzy nie zastanawiali się nad podobnymi problemami, a jeśli nawet przyjęli podobne mniemanie, było to mniemanie osobiste i niejako pokątne. Lewisowych „kopaczy rowów i karczmarki” zastąpili dzisiejsi absolwenci, celebryci, a nawet doktorowie nauk wszelakich, którzy co prawda nie twierdzą, że Ziemia przypomina placek, ale z chęcią promują całkiem podobne w swej jakości tezy i czynią to jak najbardziej publicznie zyskując aplauz i przyczyniając się do zagłady ludzkiego rozumu.

Zwrócę uwagę na przykład nieco odbiegający od tematu, ale moim zdaniem nieźle charakteryzujący istotę obecnego rozumienia rzeczy. Otóż od czasu do czasu, ale na tyle często by to zauważyć zrywa się gniewna, mająca wymiar połajanki dyskusja o tym, że Polacy czytają za mało książek. Uważam ją za głupią i niecelową, ale warto zauważyć oczywistą korelację pomiędzy procentowym wzrostem liczby ludzi z wyższym, a dalej średnim wykształceniem, a utratą zainteresowania dla czytelnictwa. Po prostu wzrosła liczba tych, którzy uważają, że wiedzą już wszystko, co jest im potrzebne. Na bazie tego głupstwa nabrali przekonań w każdej dziedzinie, także politycznej i są niczym skały, niczym opoka na której wznosi się gmach powszechnej już głupoty. Jak inaczej nazwać fakt, że ludzie zatracili rozumienie tak podstawowych pojęć jak czas czy miary opisujące odległości, że o powierzchni nie wspomnę. Trzeba upraszczać dalej, stąd te asteroidy wielkości Sosnowca, czy pożar buszu wielkości Danii.

Z jednej strony świat i wiedza o nim jest teoretycznie dostępna jak nigdy dotąd, a z drugiej coraz mniej ludzi dysponuje kluczami do zrozumienia, a co gorsza, o ile już, to kluczami fałszywymi, które prowadzą poszukiwacza w pustkę. Wszystko jest, ale nie wiedzą jak i gdzie szukać. O co pytać, o ile ktoś się odważy pytać. Nasza cywilizacja zdaje się zmierzać ku zagładzie przez sakralizację bezbożną. Są kapłani, ściśle religijny nastrój, dogmaty, świątynie i ludzie naznaczeni charyzmatem ciemności, gotowi nieść zniszczenie, ponieważ w zasadzie nic innego im nie pozostaje. Muszą zabić człowieka w człowieku, bo inaczej sami zginą. Wyzuli chrześcijańskiego Boga z Europy, ale prawie. Nauczyli ludzi czcić swe idiotyczne bóstwa, ale prawie. Wszystko jest „prawie” przez groźne dla nich w swym oporze enklawy. Ze zdumieniem i oburzeniem odnotowują każdy przejaw ich żywotności, każdy głos sprzeciwu, czy choćby wzywający do refleksji mają za bunt i prawdę pisząc już nacierają tłuszczem powrozy, już znoszą chrust na stosy i prawie są gotowi, prawie pewni, prawie…