czwartek, 22 listopada 2012

Odłamkowym Witkacym - Celuj!


Obama ułaskawił indyka. Słodki Nicpoń nie może liczyć na taki gest, ponieważ u nas nie ma podobnego obyczaju – A na Marsie znaleziono metan – w każdym razie cząsteczki metano - podobne. 
Kiedyś to sobie ludzie pisali, jakby na swobodzie. Taki na przykład Stanisław Ignacy Witkiewicz, zbieżność imienia i nazwiska z imieniem i nazwiskiem Artura Nicponia jest zupełnie przypadkowa.
Popularny, znany także z telewizji „Witkacy” napisał taki wierszyk:

„Puć tu do mnie Dziecko puć
 Ukuj moja starczą chódź”

Pedofil! Zboczeniec! Łapać łobuza! – Ino Witkacy mało już żyje i schwytać go raczej nie można.
Ale z drugiej strony, napisał tez tak:

„Tyle szczęścia
 Co w obłapce
I to jeszcze
Tak – po kapce
Lecz nie można
Przecie ciągle, boby się
Zmieniło w wągle!”

Nie dość, że zboczeniec to jeszcze seksualny maniak! Po kapce – też coś!
I jeszcze gorzej!

„Jamburowy statek, tamburowe syćki
Ino nie z jamburu mojej Jagny cycko!
Jamburowe dziwki, kiebyście wy były,
Tobyście z jamburu chuicki lubiły!... Eoop”

Miał szczęście Witkacy, że się nie natknął nigdy na Wojtka Orlińskiego, czy innego lewackiego jełopa, których wyroiło się całe mrowie.
Nie drzyjcie się tak, nim przeczytacie to:

„Zamknijcie w krystały
Wase krwawe pały
W wariackie głosicki
Wase ze dusycki – „

Jeszcze na szczęście do tego nie doszło by byle menda, donosiciel czy inna małpa mogła dyktować co se mozna se pisac... Co nie, panowie lewaki/świniacki z medialnego patyka?

I jeszcze raz Pan Witkacy:

„Uczłowieczone bydlęta zaczęły
Całkować niemoc w potworną potęgę
Myśli bydlęce jęły skręcać skrycie
W sprężynę giętką uczuć wszawych wstęgę.
Rozczyn dzieł Marxa wlany w bydląt czaszki
Wytwarza z mózgiem przedziwną miksturę
W sikawki wtłacza to wszystko drań jakiś
By pod ciśnieniem w świat puścić przez rurę.
Proces ten ujrzy kiedyś na obrazku
Przyszły człowieczek i ze szczęścia zakwili
Historia w lśniącym, szczerozłotym kasku
Przedstawi świetność niepowrotnej chwili
Tylko ta chwila nigdy już nie wróci –
Przeszłość i przepaść za sobą rozwarła.
Nudą, czekania syci ciemną siłę
Masy, co nigdy do syta nie żarła”

Tak, mili moi, łże lewacy und leberałowie od spożywania "leberki" To był łobuz pierwszej kategorii, ale chyba go żaden Piłsudski czy inny Dmowski, nie ścigał, nawet gdy na blogu* napisał o JK Bieleckim - Gówniarz! Łagodnie napisał.
( * autor wie, że wtedy blogów było mało )
Nauczyliście się robić nagonkę, od sowietów. Nie chodzi nawet o to, że wasi, akurat, przodkowie ganiali w nagonkach. Podejrzewam, że nikt by ich do tak pilnej/ praktycznej roboty nie przyjął. Donieść, podlizać się władzy – no, szmalec!
Jak Was, mili moi, uczłowieczyć?


wtorek, 20 listopada 2012

okropne wierszyki

„10.04.2010”


wiem ze bolesław chrobry był gruby
i na co umarł jan trzeci sobieski
i co wyczyniał pan sulla
kurtka niebieska

znam pijacką kartę olka
aleksandra macedońskiego
i dziwne przewagi corteza
panie kolego

wiem co cezar co inka
a co gałąź złota
kto parł ku ziemi świętej
i dlaczego także hołota

znam paszkwile na papieży
i na króla batorego
ze starym jagiełłą piłem wodę
z kubka bardzo srebrnego

znam losy tych co panów
piłami rżnęli 
i łże mesjaszy zrodzonych 
z ludu wybranego

poznałem słodkie smaki 
ach cudnej starożytności
i wąchałem ciała angielskich żeglarzy
grających o życie w kości

wiem o tysiącu spraw jeszcze 
ale nie będę wymieniał
by ktoś mi nie powiedział
halo tu zbliża się ziemia




zobacz pan jak radziecki biskup klaszcze 
czapeczka mu się zsuwa. wiadoma sprawa
na pochyłe drzewo nawet koza wlezie
a co dopiero taka bezpieka panie

o czym tu gadać. pan spojrzy na wielkiego
przecież to debil chwalą  podskakuje z radości
panie kochany, nie da się inaczej to są orki
takie jakby drapieżne delfiny film był

spójrz pan na harcerzyków świeczki na torcie
kanibale się oblizują widziałeś pan jak idą siadać
idą jak dziady byle do krzesła byle
panie skąd w ogóle taki pysk mieć można

żona mówiła, że to dziedziczne
wielkie mi tam mecyje same powtórki 
w telewizji panie kochany takie czasy 
mówią że wolność ale co to za wolność panie!

klasa mówią polityczna a ja widzę mafię
w superaku piszą że mafia rządzi panie
lepiej było za króla wiadomo król to król
a to hołysze panie skąd można taką gębę wytrzasnąć

nie machaj pan ręką ja stróż jestem i wiem panie
znam swoje miejsce a oni zębami zgrzyta gwiżdżą
niech się cieszy że gwiżdżą ja wiem że rocznica
toteż pilnuję bramy bo zaszczają jak nic

ja swoje wiem panie elita a jak się mineralnej 
opije jeden z drugim jak świnia a złotówki żal
nie mam drobnych powiada  panie dwadzieścia lat
nie w kij dmuchał młody byłem naiwny.

zobacz pan tutaj ten z wąsami to ja teraz niemodne
tu gwiazda a ten tyłem panie wnuk mówi
głupi jesteś dziadek jak but a ja teraz sam nie wiem
może i głupi byłem zmądrzałem samo życie panie 

życie mnie się kończy i chciałbym doczekać chociaż
pan nie zrozumie ogląda pan filmy w filmach panie
są takie zwroty akcji wyleciało mi z pamięci
ale zobacz pan jakie mordy z daleka strach patrzeć
a co dopiero



niedziela, 18 listopada 2012

Nagość - Poranna sesja




Astronomia praktyczna



zasnął naród cierpliwy

w bolesnych pieleszach
bóg wyjrzał lufcikiem księżyca
nie ma mojżesza

pustynia zdębiała lękiem
miasto delfin rtęcią oddycha
żuje chałkę astronom amator
na kometę z lunetą czyha

ileż fałszu myśli  i łysinę
białą chustką z potu ociera
nagle usta boga na tarczy księżyca
jasna cholera

zniknęły zwidy marzenie ułuda
gwiazdy księgi zamknięte złociste
galaktyki niby chrząszcze majowe
dziwnie bliskie




MECZ

Diabeł
Diabeł idzie
Diabeł idzie ulicą
Diabeł idzie ulicą i niesie
Diabeł idzie ulicą i niesie pod pachą
Diabeł idzie ulicą i niesie pod pachą piłkę
Diabeł idzie ulicą i niesie pod pachą piłkę w torbie
Diabeł idzie ulicą i niesie pod pachą piłkę w torbie oraz miecz..
Diabeł idzie ulicą i niesie pod pachą piłkę w torbie oraz miecz na ramieniu.
Będzie grał mecz, śmiał się, machał mieczem i ocierał pot z czoła jak człowiek.

Anioł
Anioł idzie
Anioł idzie ulicą
Anioł idzie ulicą i niesie
Anioł idzie ulicą i niesie pod pachą
Anioł idzie ulicą i niesie pod pachą piłkę
Anioł idzie ulicą i niesie pod pachą piłkę w torbie
Anioł idzie ulicą i niesie pod pachą piłkę w torbie oraz miecz..
Anioł idzie ulicą i niesie pod pachą piłkę w torbie oraz miecz na ramieniu.
Będzie grał mecz, śmiał się, machał mieczem i ocierał pot z czoła jak człowiek.

My
My kibice
My kibice mokniemy
My kibice mokniemy na trybunach
My kibice mokniemy na trybunach a nasz ryk
My kibice mokniemy na trybunach a nasz ryk podnosi
My kibice mokniemy na trybunach a nasz ryk podnosi stadion
My kibice mokniemy na trybunach a nasz ryk podnosi stadion jak wieko
My kibice mokniemy na trybunach a nasz ryk podnosi stadion jak wieko wulkanu

SędziaSędzia gwiżdże
Sędzia gwiżdże i wychodzi
Sędzia jest jednocześnie na początku
Sędzia jest jednocześnie na początku i na końcu
Sędzia jest jednocześnie na początku i na końcu czasu
Sędziowie boczni są
Alefami





Potęga słów

Johann Tetzel dziś sprzedał jeden odpust za dużo.
O jeden odpust za daleko, że tak się wyrażę
i śmiał się licząc pieniądze, i płakały w kościele witraże
A Luter przy świecy, nad 96 biedził się tezą

Nic nie wymyślił więcej, świece pogasły
Strudzony myśliciel zasnął i śnił o aniołach
Z papieru miały skrzydła a na nich
Czarnym tuszem demony pisały listy do Boga

I krew w misach srebrnych podawano do mycia jak wodę
A skrzydła aniołów zczerniały w płomieniach wiary
od tuszu albo lęku albo bez żadnej przyczyny
W podziemiach krzyczeli winni, ale nie było żadnej winy

To żywy pijak wrzasnął za oknem i obudził się Luter
Ścierpł śpiąc przy stole. Rozkazał przynieść światło
I przyniesiono światło a on zwinął w rulon 95 tez
Przejrzał list od Erazma i wzruszył ramionami
"Stary dureń nie widzi tej konieczności, bajarz"

I pięścią w stół uderzył, bo już wiedział
„Sprawiedliwy wiarą swą żyć będzie”
- zrozumiałem to zdanie, gdym na kloace siedział
I jeszcze raz pięścią w stół mocno uderzył
aż podskoczyła Biblia na dębowym blacie

I z kubka chlusnęła woda na papiery
Nic już nigdy nie będzie takie jak było
Słowa krążyły po izbie jak lamparty

A drzwi kościoła czekały wilgotne od nocnej rosy
Na pierwsze skaleczenie, na otwarcie księgi
Amore et studio elucidande veritatis: hec subscripta...




Piękne twe serce
Piękna twa buzia
Lecz najpiękniejsze
Serce Jezusa

/ludowe - wpisywane chętnie do sztambucha/

ZDJĘCIA  - NATALIA JARECKA

sobota, 10 listopada 2012

A Kozacy pójdą w Marszu Niepodległości!


Nie pójdzie Kukiz. Nie pójdą słynni publicyści w rodzaju Magierowskiego. Romuś, syn starego Giertycha i wnuczek jeszcze starszego też nie pójdzie. Znaleźli okazję to się brzydzą.
Ale, Kozacy pójdą. 
Na swojej stronie internetowej piszą tak:
ZARZĄD STOWARZYSZENIA
ZWIĄZEK KOZAKÓW W POLSCE
wzywa wzystkich członków i sympatyków ZKwP do poparcia i propagowania idei Marszu Niepodległości.
Udzielenie poparcia dla tej pięknej inicjatywy jest naszym obowiązkiem względem Rzeczypospolitej Polskiej, która w czarną godzine naszej historii udzieliła schronienia białym Kozakom dla których powrotu do ojczyzny już nie było.
Teraz Polska to także nasza Matka, której winniśmy miłość i wdzięczność.
TERAZ MOŻEMY JĄ OKAZAĆ !!
Igła ma radochę! Na twitterze podesłał taki link:

czwartek, 8 listopada 2012

Antoni Załęski. Między linami ringu


1911. Stanley Rutherford publikuje model atomu, Roald Amundsen zdobywa Biegun Północny. Z Mokrej Wsi, wioski leżącej niedaleko Starego Sącza, do Ameryki wyrusza małżeństwo Załęskich, wraz z czworgiem małoletnich dzieci. Nie na wycieczkę, przecież.

Przez Chicago, dotarli w końcu do przemysłowego miasta Gary w stanie Indiana W 1913 urodził się tam, dotychczas szczęśliwym emigrantom, syn, którego na chrzcie obdarzyli imionami Antoni – Florian.

Niestety, trzy lata później, ojciec, głowa rodziny, zginął w wypadku automobilowym. Nadeszły ciężkie czasy.

Na szczęście, pomimo biedy, braku znajomości języka przez członków dzielnej rodziny, nie było wówczas w powszechnym  zwyczaju odbieranie dzieci, nawet zdekompletowanej, biednej rodzinie.

W wieku 15 lat, Antek poszedł pracować do stalowni, w której pracował kiedyś jego ojciec a obecnie byli zatrudnieni jego starsi bracia. Twarda szkoła życia, ale szkoła w której był czas na uprawianie sportu. To trenujący boks bracia, korzystający ze sportowych urządzeń YMCA, wciągnęli Antka na sportową orbitę.

Mając 21 lat przeszedł na zawodowstwo z bilansem amatorskim: 95 walk, z których wygrał 87, w tym 50 przed czasem. Bilans uzupełnia osiem porażek na punkty.

Niestety, trafił na promotora, który powodowany rządzą zysku wystawiał go do walk z silniejszymi, lepiej przygotowanymi rywalami. Od czerwca do końca grudnia 1934 roku, Antoni Załęski stoczył, nie pod skrzydłami a raczej pod dziobem swojego „opiekuna” dwadzieścia jeden walk!

Dwadzieścia jeden walk w pół roku – Kompletne szaleństwo!

Niewyobrażalne, ale z tych 21 walk, przegrał tylko 5! W kolejnym sezonie uzyskał bilans 4-3. Zniechęcony, nadmiernie eksploatowany młody pięściarz, wycofał się z boksu by wrócić do pracy w stalowni.

Wytrzymał dwa lata i wrócił na ring. Trenowany przez świetnego Arta Wincha wyszlifował technikę, co obok posiadanych przez niego naturalnych walorów, siły i odporności, pozwoliło mu skutecznie rywalizować z coraz silniejszymi rywalami. Na zdjęciu Załęski z Tomem.

Jedzą jajka.





W 1939 roku wygrał kolejno siedem walk, w tym sześć przez nokaut. Rok później jego menager Sam Pione zakontraktował towarzyską potyczkę z Czechem, Alem Hostakiem, aktualnym Mistrzem Świata jednej z dwóch istniejących wówczas federacji – NBA, zwanym „Królem Nokautu” Poniżej, na zdjęciu.

O Hostaku Aleksander Reksza pisze tak:

"Wysoki i szczupły, pozbawiony wyrazistej muskulatury, wyglądał zupełnie niegroźnie. Rzadko kto w dziejach boksu tak dalece wprowadzał w błąd swoją fizyczną sylwetką i dobrodusznym wyglądem… był piekielnym punczerem…

Żeby nie być gołosłownym. W latach 1937/38 Hostak wygrał 14 walk z rzędu przez nokaut. 
Gdy 29 stycznia 1940 roku, po ciosie Mistrza, Załęski padł na kolana, kibicom wydawało się, że to koniec zabawy. Sytuacja powtórzyła się w piątej rundzie. Nasz dzielny rodak był tak oszołomiony po serii ciosów, że nie mógł trafić do własnego narożnika.

Po tej walce zyskał przydomek „Człowiek ze stali” ponieważ od początku szóstej rundy, cudownie odmieniony, natarł na przeciwnika z takim impetem, że zdołał odrobić straty i wygrał cały mecz na punkty!

Nie pozostawało nic innego niż zorganizowanie walki o tytuł. Odbyła się 19 lipca w Seattle. W 13 rundzie straszliwie poobijany „Król Nokautu” został odesłany do narożnika i Antoni Załęski mógł po raz pierwszy wznieść w geście tryumfu Pas Mistrza Świata.

28 maja 1941 doszło do rewanżu. W pierwszej rundzie Hostak posłał Załęskiego na deski, ale nie dotrwał do końca drugiej. Po sześciokrotnym liczeniu, walka została przerwana.

Załęski, przed przystąpieniem USA do wojny, zdążył stoczyć jeszcze pojedynek unifikacyjny o absolutny prymat na świecie z Giorgie Abramsem.

28 listopada 1941 w nowojorskiej Madison Sguare Garden, Załęski zwyciężył po trwającej 15 rund walce. 7 grudnia Japończycy zaatakowali bazę morską w Pearl Harbor.

Nasz bohater jako pierwszy z wielu herosów sportowych aren przywdział mundur i służył w marynarce wojennej do października 1945, cały czas zachowując mistrzowski pas.
Podczas gdy mistrz walczył na froncie, na szczyty bokserskiego powodzenia wspinał się w Nowym Yorku, syn włoskich emigrantów, młodszy o 9 lat, Rocky Graziano.

Po starannych przygotowaniach i znokautowaniu sześciu słabszych pięściarzy Załęski spotkał się młodym pretendentem do mistrzowskiej korony.

Ponad 40 000 widzów przybyło na stadion Jankesów by śledzić ten elektryzujący opinię sportową bój. Faworytem był Rocky i wszystko wskazywało na to, że mistrzowski pas zmieni właściciela. Kilkakrotnie liczony Załęski, podobnie jak w walce z Hostakiem, po zakończeniu piątej rundy, musiał zostać odprowadzony do narożnika. W szóstej, pretendent natarł by zakończyć walkę przed czasem. Zasypywał starego mistrza gradem ciosów, gdy ten ostatkiem sił poderwał się do kontrataku. Piekielnym uderzeniem w splot słoneczny, uzupełnionym czystym ciosem w szczękę powalił Grazianiego na deski ringu.

Magazyn ”The Ring” uhonorował Załeskiego tytułem Boksera Roku, a walką z Rocky'm została uznana za „Walkę Roku” 




Uprzedzając wydarzenia dodam, że kolejne dwie walki Załęskiego również zasłużyły w oczach fachowców z prestiżowego magazynu, na ten zaszczytny tytuł.




Do rewanżu doszło 16 lipca 1947 roku w Chicago. Tym razem od początku przeważał Załęski. W piątej rundzie zalany krwią, nie widzący na jedno, całkowicie zapuchnięte oko Rocky zaczął niespodziewanie przejmować inicjatywę. W szóstej szalał, demolując Polaka. Kiedy ten wreszcie upadł po nawałą ciosów, sędzia liczył tylko do dwóch i przerwał pojedynek.

Rocky po latach tak wspominał ten pamiętny wieczór;

„To nie był mecz bokserski. To była wojna i gdyby nie znajdował się tam arbiter, jeden z nas dwóch mógłby zostać zabity”

W ten sposób „Człowiek ze Stali” stracił mistrzowski tytuł.

Po raz trzeci spotkali się w czerwcu 1948, na stadionie Rupperta w Newark. Murowanym faworytem był Rocky, ale 35 letni Polak zaprezentował się wspaniale. Od początku obijał ambitnego mistrza. Ten, przewrócony na deski w pierwszej, przetrwał drugą, ale trzeciej już nie. Wyliczony do siedmiu, wstał, by zainkasować atomowy cios w szczękę. Załęski świętował odzyskanie tytułu, podczas gdy odwieziony do szpitala Rocky przechodził szczegółowe badania lekarskie.




Antoni Załęski cieszył się mistrzowskim pasem tylko trzy miesiące. Po dramatycznej walce, uległ w 12 rundzie Francuzowi, Marcelowi Cerdanowi, ostatecznie kończąc swą niezwykłą, dwukrotnie przerywaną karierę. Dramatyczna końcówka tej walki znalazła odzwierciedlenie w wielu filmach traktujących o boksie.


Znacie to? Stary Mistrz resztkami sił utrzymuje się na nogach, oparty na linach. Opuścił gardę i okładany bez litości przez rywala trwa do końca rundy by w końcu paść zaraz po gongu. Tak nie upadają - Tak się rodzą legendy.

Jest rok 1956. W Hollywood trwają zdjęcia do filmu opartego na biografii Rocky Graziano „Między linami ringu”
Do ringu wchodzi, grający Rocky'go młodziutki Paul Newman i staje naprzeciwko grającego samego siebie, 43 letniego wówczas, Antoniego Załęskiego. Ujęcie pierwsze, scena pierwsza.

Lewy sierpowy i Newman leży na deskach. W poniższym fragmencie widzimy drugą, wygraną przez Grazianiego walkę. 




Między linami ringu.

...

Uwagi:


    Tekst powyższy oparty jest w całości na książce Aleksandra Rekszy „Słynne pojedynki” której egzemplarz odnalazłem w zwałach makulatury. Książka została wydana przez KAW w 1980 roku w trzydziestu tysiącach egzemplarzy. Nie wiem, czy były jakieś wznowienia. Z Internetu pochodzą dodatki.  Aleksander Reksza to sportowy dziennikarz z przedwojennej szkoły. Z czasów, gdy nawet dziennikarze potrafili pięknie pisać o sporcie. Ostatni, Bohdan Tomaszewski, jest jeszcze wśród nas.



środa, 7 listopada 2012

Pokłosie 2 ... i jedna czwarta


- Lubisz Żydów?

- Pan się mnie pytasz, czy ja lubię Żydów? Owszem, że lubię, ale przecież nie każdego Żyda, tak jak nie jestem w obowiązku lubić każdego Polaka. Ja panu nawet więcej odpowiem. Z Żydami to ja mam stosunek poprzez kulturę, głównie, a z Polakami, wprost przeciwnie.

- …

- Izrael? Czy lubię Izrael - I to ma być pytanie? Cenię i podziwiam Izrael, ale na przykład, jego piewcy Barbura, nie lubię, ponieważ to bubek. I nic to nie ma do rzeczy, że prawicowiec. Większości polskich prawicowców też nie cenię. Zresztą, każdy ma swoje lusterko! Co mnie do tego?

- …

- Wczoraj, akurat wczoraj, oglądałem film braci Cohen Poważny człowiek, film nie zrobiony przez Gojów, przecież. Oj, jaki to dobry film! W tym dobrym filmie jest taka scena. Bar micwa, syna bohatera filmu. Synagoga. Przed uroczystością chłopak ujarał się trawą, ale nie w tym rzecz. W polskim filmie na tym polegałby dowcip, a w żydowskim nie. Uroczystość brnie i w końcu dochodzi do sceny, gdze przewodniczący  Kahału podnosi zwoje Tory.
Ciężkie, na drewnianych drążkach. Zmagając się z nimi, szepcze bezwiednie – O Jezu!

- …

Tak, mnie śmieszy. Mam taką, naciągniętą do maksimum, żydowską strunę w duszy. Z niej pochodzą melodie, które od czasu do czasu wygrywam. Była tu kiedyś Rzeczpospolita. Po narodach, w polskim tyglu, zostały poszczególne słowa i koloryt. Powiedzonka. Wiersze. Po Żydach zostały strzępy duszy. Strzępy szczerej, wartościowej materii.

-…

- Nie sądzę antysemitów. Gdybyśmy kupowali na co dzień towar, w sklepie na rogu, od Salcie czy brodatego Izydora Goldszteina, możnaby jakoś argumentować. Teraz to tylko mity zawieszone w powietrzu na poduchach z anielskiego puchu, albo zanurzone w krwi. Tutaj nie chodzi o kompromis, ani tym bardziej o prawdę. Chodzi o forsę i brutalną przepychankę na rynku idei.

- …

- Ilu Żydów zamordowali Polacy? Ostrze, nieprzypadkowo jest w wieś wymierzone. W ziemię. Oszczep radykalnej naiwności. W pewnym sensie to nawet zabawne, biorąc pod uwagę, skąd wywodzą się nasze dzisiejsze, opiniotwórcze elity. Grają tu nami, niczym kamieniami we warcaby. Narodowe słodziaki, w wypielęgnowanych dłoniach wznoszą ku niebu ryngrafy niewinności. Inni, przelewając krew dawno przelaną, płonąc w zawartych stodołach, grabkami wygrabiając z pogorzelisk złote zęby – Nie, bez przekleństw nie mogę o tym mówić.

-…

- Tak, czytałem o tym filmie. Na uciętej jeńcowi głowie, rosół gotują. Moim zdaniem, na głowiźnie lepiej wychodzi kapuśniak.

-…

- Ilu Polaków zamordowali Żydzi? Ilu Żydów zamordowali Żydzi? Ilu Polaków  zamordowali Polacy? Ilu ochronili, obronili przed zagładą. Nikt tego nie wie, nikt tego nie policzy. Szale wagi drżą. Można by dołożyć w tym miejscu Niemców i Kacapów. Niewiele to da, ponieważ wedle najnowszych wskazań, to tylko ofiary wojny.  Tej wojny. W ciemnym oku świata, Druga Wojna Światowa w Europie, jawi się jako wojna Polsko – Żydowska.

-…

- Tak, w ciemnym oku świata! Podtrzymuję obelgę. Niech będzie, że jestem z tych najgorszych, z tych, których odgłowi różowy pluszak. Zaprzyjaźniona, medialna maskotka.

-…

- Jedno jest pewne. Obecnie Polacy są Żydami Europy.  Polacy są winni, a Żydzi mają Izrael. Własne państwo  Izrael – Brawo! Zazdroszczę…

piątek, 2 listopada 2012

Stanisław Kiecal - "Zabójca z Michigan"


1956. W St.George, miasteczku założonym przez przywódcę Mormonów Brighama Younga zmarł Walter Displey. W 1934 zamieszkał tam po zwolnieniu z więzienia, w którym przesiedział dwadzieścia trzy lata za zbrodnię popełnioną w 1910 roku. 

Rankiem 15.10.1910 na farmie należącej do pułkownika Dickersona ten pracownik najemny farmy, zamordował strzałem w plecy, strzelając przez otwarte okno - Stanleya Ketchela, światowego czempiona wagi średniej. Zabójca posłużył się karabinem zamordowanego, któremu po zabójstwie zrabował 2000 dolarów. Stanley Ketchel miał wówczas 24 lata i był u szczytu sportowego powodzenia.


Przed nim była walka w obronie mistrzowskiego pasa, którą miał stoczyć na dystansie 45 rund (!) z Samem Langfordem oraz wyjazd na tournee po Europie, którego uwieńczeniem miała być paryska potyczka z Samem McVae. Znakomitym, czarnoskórym, amerykańskim bokserem, który w czasach niezbyt sympatycznych dla  walczących na amerykańskich ringach PT Murzynów, znalazł sobie spokojna przystań w Europie.

Stanisław Kiecal urodził się 14 września 1886 roku w Grand Rapids ( Michigan) Jego rodzice; Jan Kiecal i Julia z domu Niszewska przybyli do USA ze wsi Sulmierzyce, woj. Łódzkie.

Wkrótce narodził im się synalek, który okazał się niezłym ananasem i ancymonem. 
Mając 12 lat zwiał z domu i wyruszył, na jeszcze - w porywach - całkiem "Dziki Zachód". Przez Chicago, Kanadę(!) dotarł w końcu do Montany. 

Wzgardziwszy jej zieloną, uporczywie cywilizowaną przez rolnictwo i hodowlę bydła części dotarł w Góry Skaliste, do górniczego miasteczka Butte, w którego okolicy wydobywano miedź, srebro i złoto. Kto oglądał kiedyś westerny dziejące się w takich okolicach, może mieć jakieś wyobrażenie o ruchu, gorączkowym użyciu i atmosferze panującej w takich miejscach, na przełomie wieku. 

Obok burdelu, knajpy i związanych z nimi przyjemnościami, istniało stałe zapotrzebowanie na męskie rozrywki. 
Akurat takie jak boks. 
Począwszy od zwykłych mordobić aż po organizowane, płatne walki miejscowych bokserów.

Stasio, chłopak wyrośnięty i zahartowany czteroletnią włóczęgą, podczas której imał się przeróżnych prac fizycznych nie stronił od zwady, nie miał, że się tak wyrażę, zwyczaju ustępowania z drogi. 

W Butte znalazł pracę jako posługacz w knajpie, ale awans na kelnera nie był jego przeznaczeniem. Podczas jednej z ulicznych bójek zauważył go Maurice Thompson, górnik, dawny lokalny bokser. Pod jego okiem, w miejscowej salce treningowej uczył się podstaw techniki pięściarskiej. A, że jak wiadomo trening i nauka czyni mistrza...

Nie mając skończonych 17 lat zadebiutował jako zawodowiec na ringu w Butte, wygrywając przez nokaut w 1 rundzie z Kidem Tracy'em. Swoje niezwykłe możliwości fizyczne potwierdził w drugiej walce nokautując Mose’a Lafontise’a w 24(!) rundzie. Jakby nie patrzeć, w siedemdziesiątej drugiej minucie walki!

Wkrótce stał się lokalną sławą okręgu górniczego, a następnie całej Montany.  

Gdy w 4 lipca 1907, stawał do walki z Joe Thomasem, którego nazywano „Chlubą Kalifornii” oraz „Cudownym człowiekiem” mógł pochwalić się bilansem 40 walk, z których wygrał 35 (wszystkie przed czasem ) 3 zremisował a dwa razy przegrał, na początku kariery, z własnym trenerem i mentorem.

Joe Thomas był murowanym faworytem starcia w Marsyville ale w ringu lekką przewagę miał Kiecal. Starcie, choć zakończyło się remisem, przychylnie nastawiło publiczność i fachowców do młodego pięściarza z Montany.

Po dwóch miesiącach, w Colma doszło do rewanżu. Pojedynek zakontraktowano na 45 rund i kreowano jako bój o Mistrzostwo Świata, wakujące po Tommym Ryanie. 

Sędziujący walkę Wiliam Roche po latach twierdził, że nigdy w życiu nie widział tak strasznej bijatyki w ringu. Sam ledwie dotrwał do jej końca, choć jak skromnie zauważył, ani nie bił, ani też nie był bity.

Zarówno Kiecal jak i Thomas byli po kilka razy liczeni, a w 29 rundzie Polak padł na wznak po potwornym prawym w szczękę. Ku zdziwieniu przytomnych, wstał i w 32 rundzie doprowadził rywala do takiego stanu, że sekundantom Thomasa nie pozostało nic innego jak rzucić ręcznik na ring.

Zwycięzca poza tytułem i gratyfikacją finansową zyskał dwa ringowe przydomki „Dziki kot z Michigan” i drugi, wiele mówiący o jego sposobie walki, przydomek, który przylgnął do niego na stałe – „Zabójca z Michigan”

Kalifornijscy promotorzy nie mogąc pogodzić się z klęską swojego faworyta doprowadzili w grudniu 1907 roku do trzeciego starcia, które Kiecal rozstrzygnął na swoją korzyść po 20 rundach. Tym razem na punkty.

Do tytułu pretendowali wówczas bracia bliźniacy, Sullivanowie, robiąc, jak się później okazało medialną awanturę o nic. Mike poległ w połowie pierwszej rundy po atomowym ciosie w szczękę, a Jack, chcący pomścić klęskę brata został znokautowany w 20 rundzie.

Nadszedł czas na wspomnienie bokserskiej wojny Polsko – Niemieckiej, obejmującej cztery pojedynki. Na drodze syna emigrantów z Polski, stanął jego rówieśnik, syn emigrantów z Niemiec, niepokonany dotąd Wiliam Herman Papke – „Piorun z Illinois” Zakontraktowana na 10 rund towarzyska walka odbyła się na ringu w Milwaukee. Po zaciętym, obfitującym w wymiany ciosów starciu, zwyciężył Polak.

Siódmego września 1908 roku w Vernon, doszło do rewanżu. Tym razem Kiecal walczył w obronie tytułu. Walczył i został w 12 rundzie odniesiony do narożnika przez swoich sekundantów. Walkę ustawił zdradziecki postępek Papkego na początku pierwszej rundy. Istniał wówczas zwyczaj, zarzucony po tej walce, że już po pierwszym gongu rywale „przybijali” na środku ringu popularną „piątkę” 


Niemiec zamiast się witać, przywalił mistrzowi lewym sierpem w szczękę i poprawił prawym prostym w nasadę nosa. W pierwszej rundzie Kiecal trzykrotnie leżał na deskach ale najbardziej brzemienna okazała się opuchlizna po wspomnianym ciosie w  nos. 

Półślepy i zmaltretowany do ostateczności „Zabójca z Michigan” ledwie dowlókł się do szatni, by po 11 tygodniach, w San Francisco odzyskać tytuł, nokautując Papkego w 11 rundzie. 

W czwartym, niezwykle zażartym starciu tych dwóch pięściarzy, ponownie zwyciężył Polak. Tym razem na punkty, po 20 rundowym starciu, wygrywając 10  a przegrywając 6 rund. To możesz zobaczyć, klikając w poniższy link.

http://www.youtube.com/watch?v=B_Avjlmtni0

16 października 1909 na ring w Colma wyszedł niekwestionowany mistrz wagi średniej Stanisław Kiecal by zmierzyć się z mistrzem wagi ciężkiej, czarnoskórym Jackiem Johnsonem, do dzisiaj uznawanym przez wielu fachowców za jednego z trójki najwybitniejszych w historii, mistrzów pięści, bez podziału na kategorie wagowe, który wówczas w najcięższej wadze nie miał w Stanach Zjednoczonych poważniejszych konkurentów. 

http://www.youtube.com/watch?v=F_gWov_tc50&feature=related

Przez pierwsze rundy nacierał Polak, ale Johnson poza miażdżącym ciosem, był także mistrzem defensywy. Różnica wagi i wzrostu w połączeniu ze znakomitą techniką rywala uniemożliwiała zadanie Kiecalowi decydującego ciosu. 

W dwunastej rundzie udało się mistrzowi wagi średniej dosięgnąć Johnsona prawym sierpowym a poprawka w okolice ucha przewróciła Murzyna na deski ringu. 


Jack, liczony, na polecenie sekundanta, czekał  na czworakach do 8 sekundy uważnie obserwując Kiecala, gdy ten zupełnie odkryty stał opodal, by na znak sędziego, dokończyć egzekucji. 

Gdy Johnson wstał, zadał dwa ciosy a następnie potwornym prawym w twarz wyrzucił Polaka w powietrze. Było po walce. Cios był tak potężny, że Johnsonowi pękła rękawica a Kiecal stracił przednie zęby w górnej szczęce.




Pół roku później. 

Przenieśmy się zresztą na chwilę do sali w gmachu "National Athletic Club" w Filadelfii. Oto w towarzyskim pojedynku „no decision” Kiecal staje do walki z Samem Langfordem, znanym jako "The Boston terror"  

http://www.youtube.com/watch?v=JUdoGBkeqWQ

Stłoczeni wokół ringu i na trybunach kibice, w oparach tytoniowego dymu, przesiąknięci zapachem męskich trunków wpatrują się w ring, oświetlony upiornym żółtym światłem lamp łukowych. 

Pojedynek jest reklamową potyczką przed wspomnianą na wstępie, zakontraktowaną na 45 rund walką o pas Mistrza Świata. Walką, która nigdy nie dojdzie do skutku. 

Po trzech rundach wzajemnego badania, które spowodowały głośne niezadowolenie publiczności, przeciwnicy ruszyli do takiej walki, że Langford po latach wspominał:


„ Nigdy przedtem nie spotkałem nikogo, kto by tak na mnie natarł. I nigdy później nie zaznałem już czegoś takiego”

Walka nie zakończyła się nokautem a walki „no decision” nie były punktowane. Zwycięzcę kreowały media i każda gazeta trzymała się swojego zdania. Taka ciekawostka. 

Po tej walce Kiecal rozegrał jeszcze trzy walki. W Bostonie, na początku trzeciej rundy znokautował Flynna. Dziesięć dni później w Nowym Yorku po 4,5 minutach rzucił na deski Willie Lewisa, a po niespełna miesiącu, również w Nowym Yorku, znokautował w piątej rundzie niezwykle bojowego boksera Jima Smitha.

Kiecal miał 24 lata. Był niezwykle popularnym, wspaniale zarabiającym czempionem. 

By wypocząć od wielkomiejskiego zgiełku, który wyraźnie nie służył jego sportowej formie, a przede wszystkim, by w spokoju rozpocząć przygotowania do ringowych zmagań 1911 roku,  wyjechał na rancho swojego przyjaciela - starego pułkownika Dickersona. 

Piętnastego października zasiadł w jadalni do śniadania. Z kuchni dochodziły wesołe zapachy i jeszcze weselsze skwierczenie smażonych plastrów boczku. Kucharka rozbijała jaja. Było gorąco. Nie wstając z krzesła Stanisław odwrócił się i otworzył okno. Sięgnął po szklankę i nalał sobie z ceramicznego dzbana, domowego piwa.




UWAGI:
1    
    - Po pierwszym akapicie, używam dalej oryginalnego zapisu nazwiska Mistrza. Po pierwsze, nie chcę robić zamieszania, ponieważ tekst publikuję w miejscach gdzie fani i znawcy boksu stanowią mniejszość. Po drugie, choć Mistrz urodził się w USA, w „księgach” został zapisany jako Stanislavus Kiecal i nigdy nie zmienił nazwiska. Po trzecie –  nie sposób w tak krótkim tekście zaznaczać cały czas, że to Amerykanin narodowości polskiej, podobnie jak w przypadku pana Papke – Amerykanin narodowości niemieckiej.  Dlatego występują jako Polak i Niemiec. Przy okazji, o ile ktoś chce dowiedzieć się czegoś więcej o Stanisławie Kiecalu, skazany jest na amerykańskie źródła. Należy szukać w necie wpisując nazwisko "Stanley Ketchel"

2.     Tekst powyższy oparty jest w całości na książce Aleksandra Rekszy „Słynne pojedynki” której egzemplarz odnalazłem w zwałach makulatury. Książka została wydana przez KAW w 1980 roku w trzydziestu tysiącach egzemplarzy. Nie wiem, czy były jakieś wznowienia. Z Internetu pochodzą dodatki. To wręcz nieprawdopodobne, ale każdy z Was może obejrzeć fragmenty niektórych z opisywanych powyżej walk. Prześledzić inne starcia, przeciwników Kiecala.

3.     Aleksander Reksza to sportowy dziennikarz z przedwojennej szkoły. Z czasów, gdy nawet dziennikarze potrafili pięknie pisać o sporcie. Ostatni, Bohdan Tomaszewski, jest jeszcze wśród nas.

4.     Należy, czytając o dawnym boksie przyjąć pewne poprawki. W części opisywanych walk, jedynym, także punktowym arbitrem był sędzia ringowy.  Rękawice bokserskie w tamtych czasach bardziej przypominały młot, niż łagodzącą siłę uderzenia, współczesną „poduszkę” Pojedynki bywały rozgrywane na otwartych stadionach, także podczas padającego deszczu. Gdyby w Polsce była kinematografia, zamiast produkować się w blogosferze, biegiem smarowałbym scenariusz.