Ostatnio powstało wiele tekstów o Rzepie, a przy okazji o „Uważam Rze” Skoro wiele tekstów to jeszcze więcej rozmaitych komentarzy. Nie mam zamiaru dzisiaj upierać się przy jakości publikowanej w wymienionych tytułach publicystyki. O utraconej czci dla słowa/wolności słowa też dzisiaj nie mam zamiaru pisać. Dzisiaj o reklamie.
Sprzedajemy 130 000 egzemplarzy, chwalą się całkiem słusznie redaktorzy „UważamRze” z czego naśmiewają się sympatycy tysiącletniej 3RP, ponieważ tygodnik odczuwa brak reklam!
Zbankrutują! Zbankrutują! – Cieszą się idioci nie rozumiejący idiotyzmu swoich argumentów. Znaczy się, że ilość odbiorców do których trafia reklama nie ma żadnego znaczenia? Ciekawe dlaczego telewizje tak starannie wyceniają czas reklamowy w stosunku do popularności audycji, w trakcie, albo, obok których wstawiają reklamy.
Pojawia się argument, że czytelnicy takiego tygodnika jak „UważamRze” to ludzie drugiego gatunku, czyli „prawaki” a jak wiadomo oni nie są wartościową grupa docelową jako biedacy, starcy oraz mieszkańcy pipidówek.
Ciekawe, dlaczego takie drogie są reklamy otaczające idiotyczne seriale w TV? Przecież przed telewizorami wysiaduje ponoć ta sama grupa, tylko w większej liczbie.
Innym wnioskiem jaki można wywieść z tego argumentu jest prosty fakt, że „prawaki” nie łykają niczym gąszczaki reklamowej papki, którą się obecnie serwuje. To już inna rzecz, bo to jest nieintencjonalna pochwała.
Ad rem!
Przyjmuję wasz, moi mili idioci, argument o przewadze dobrego układu reklamowego nad ilością klientów kupujących produkt "czasopismo", produkt umysłów dziennikarskich. Rozumując w ten sposób…
Znacie Zenona?
Nie, nie tego Zenka, którego spotykacie przed spożywczym z nieodłaczną flaszką piwa w łapie, ale tego dawnego, z jakiejś tam, obecnie zadłużonej Elei. Parafrazując jego paradoks o łysolu, można wyobrazić sobie, w wersji radykalnej, doskonale radzącą sobie finansowo gazetę, którą za 3 złote kupuje tylko jeden klient, ale reklam ma za milion.
Dziwne? Nieprawdopodobne?
Zapraszam do samodzielnego przeprowadzenia dowodu, że taka gazeta/czasopismo jest/są możliwe.
Jako podpowiedź dla ewentualnych czytelników, którzy nie kumają Zenona w prostacki, charakterystyczny dla mnie sposób przybliżę ten starodawny koncept.
Bierzemy faceta, który ma na głowie, powiedzmy, 70 000 włosów i wyrywamy mu, nie bacząc na jego wrzaski, po jednym włosie. Kiedy wrzaskliwiec będzie łysy? Póki rzecz idzie w tysiące, nie jest łysy. Nikt rozsądny nie zaryzykowałby takiego twierdzenia.
Ale z całą pewnością, o ile będziemy wystarczająco konsekwentni, dojdziemy do sytuacji, że facetowi zostanie na łbie, na przykład, pięć włosów. Jest łysy?
Skoro ma pięć włosów, chyba nie? Trudno też nazwać go kudłatym. A jeśli, nie bacząc na jego wrzaski wyrwiemy mu jeszcze cztery włosy, będzie łysy czy nadal nie?
Wróć czytelniku i dodaj, że za każdy wyrwany włos zapłaci mu się stówę.
Jak to zmienia obraz sytuacji? Otóż tak, że facet z taką kasą, choć nadal obarczony ciężarem jednego włosa, niezawodnie wygra wybory na prezesa łysych, ponieważ jego rażąca niedoskonałość jako człowieka łysego, kompensowana jest jego powodzeniem finansowym.
- Może nie całkiem łysy, ale geniusz! – Chwalić będą inni łysi. Niejeden przyklei sobie psi włos na czubku głowy. Dla sławy!