poniedziałek, 17 sierpnia 2020

Kasa dla polityków, czyli Machiavelli dla początkujących

 Bardzo ciekawy w swej istocie problem stworzyła sobie klasa politycznie panująca osławionymi już podwyżkami diet, uposażeń, dotacji oraz innych beneficjów. Przyjmuję, że jest to nagroda za wygranie Bitwy Warszawskiej. Lepiej późno niż wcale. Szkoda, że zsowietyzowany lud nie chce zrozumieć, że to dla jego dobra. Przecież wiele lat temu celnie ujęła to już pani Bieńkowska.

Chyba nie chcesz, drogi czytelniku by rządzili tobą złodzieje albo idioci, bo kto inny może posłować za osiem tysięcy z hakiem? Na wszelki wypadek, a także dla okazania własnej erudycji obrońcy podwyżki chętnie powołują się na Machiavellego, że niepopularne decyzje podejmuje się zaraz po objęciu władzy. Zbiorowy książę się znalazł! Takie są skutki lektury cytatów w Wikipedii.

Druga linia obrony jest właśnie z ducha jak najbardziej żyjącej i wesołej pani Bieńkowskiej.

Nim oddamy się wyśmiewaniu, warto najpierw rzecz uporządkować. Podwyżki dla prezydenta, premiera, ministrów, wiceministrów i wojewodów - pochwalam. Uważam nawet, że powinny być wyższe. Tyle tylko, żeby nie było, tak jak ponoć już się zdarza, wiceministrów od parzenia kawy, albo tych „w randze”, w ramach rozliczeń koalicyjnych. Rozumiem też, że nie dało się zrobić bez przekupienia posłów opozycji (swoich pewnie też). Moim zdaniem zdziwią się biedactwa finalnie. Nie pierwszy raz.

Dalej. Pensja dla pierwszej damy/pierwszego męża to aberracja, bo jeśli tak, to dlaczego nie dla żony/męża premiera, ministrów…Ziew… Braci, sióstr czy innej teściowej. Szanujmy się zachowując rozum.

Pensje i diety poselskie to koszt bajania, że każdy obywatel bez szkody dla siebie może zostać twórcą prawa. Tu pojawia się idiotyczny, choć pozornie logiczny argument, że przy niskich stawkach niedostępni są ludzie kompetentni i rozumni. No ładnie! Takie brednie mogą opowiadać ludzie, którzy udają, że nie znają mechanizmów partyjnych, zasad promocji, awansu… Jeśli poselska pensja wynosiłaby sto tysięcy miesięcznie, w sejmie zobaczyliśmy tak nachalnych idiotów, że dzisiejsi idioci to sam cymes i szlachta niepodległego rozumu.

Jasne, że tak jest wszędzie, ponieważ wszyscy są skoncentrowani na rozdawaniu złudzeń.

- My wszyscy z greckiej kultury i rzymskiego prawa!

Ok., to jaką pensję brał rzymski senator?

Bliżej. A jaką senator dawnej Rzeczpospolitej, którą tak szczerze kochamy?

Ojej, jaki to był kosztowny przywilej. Jaki cenzus majątkowy… Jeszcze trzeba było własnym kosztem widowiska różne wystawiać. Tu akurat jesteśmy na topie, bo wielu posłów i senatorów chętnie robi z siebie widowisko.

Co nas czeka?

Najpierw wielkie kombinowanie kabotyna w senacie, a potem lista prezydenckich poprawek. Jeśli tak, na pewno w duchu tego, co powyżej nasmarowałem. To taki kop na rozpęd dla pana Dudy. Szansa na samodzielność i podziw klasy politycznej, szczerze podszyty nienawiścią.


niedziela, 26 kwietnia 2020

Ostatni raz o sprawach, które do mnie nie należą


Najwyraźniej z racji możliwego kryzysu, zewnętrzni wobec Polski szafarze dóbr wszelkich ponownie rozsupłali sakwę ze złotem. To rozumne wobec faktu, że obecni beneficjenci całkowicie zawiedli dopuszczając we własnym gronie do rebelii, do wypuszczenia na pierwszą linię prawdziwych już idiotów i pałkarzy, nie nadających się do żadnej tam polityki. Postępującej degradacji Platformy Obywatelskiej nie da się już zatrzymać, zaś ani sklerotyczno-brodato-spurkowa lewica, ani skorumpowany do cna PSL nie są żadnymi alternatywami. Chodzi bowiem o rzecz poważną, czyli ujmując w skrócie o to, by nakłonić Polaków do kolejnych trzydziestu lat tyrania na rzecz dobrostanu państw, tak hojnych wobec wyznaczanych przez siebie nadzorców. Po to właśnie objawił się ten cały Gowin. Jego rolą nie jest zostanie marszałkiem sejmu, stanięcie na czele mniejszościowego rządu, ani nic podobnie głupiego i krótkotrwałego.

Jego rolą jest stworzenie kolejnej w Polsce partii opartej na sile pochodzącej z zewnątrz. Do takiej pracy zawsze u nas tłumy chętnych, o ile forsa i koncesje będą się zgadzały. Wystarczy ogłosić łagodny konserwatyzm, wolnorynkowość, konsyliacyjność, dumę narodową i przede wszystkim położyć nacisk na fakt, że w trudnych czasach tylko rządy ludzi rozumnych i przewidywalnych mogą zapewnić przetrwanie. Znajdą tam polityczne ukojenie obecni politycy opozycji mający dość basowania dzisiejszym krzykaczkom i krzykaczkom. Wszyscy mądrale i mądralki, dla których PiS jest emanacją socjalizmu, albo nie mogą z powodów estetycznych znieść serwowanej przez obecną władzę propagandy. 

Potem zacznie się gadka o zgodzie narodowej, co w rzeczywistości oznacza, że wszyscy, którzy godzić się z zaprzańcami nie chcą, zostaną chwyceni za pysk. W związku z takim postawieniem sprawy i pisowscy koniunkturaliści, którzy są wszędzie i mają się doskonale, dołączą truchcikiem, albo i w karnych szeregach. I tak dalej, i tak dalej… Wyborcy dadzą się jak zwykle nabrać, ponieważ u nas panuje dziwne przekonanie, że sama deklaracja jest już jakby czynem. A czyny będą, bo tak i na takiej bazie fundowane państwo będzie jak najbardziej kompetentne do zaprowadzania porządku w kraju nad Wisłą.

Czy ja opisuję mechanizm zdrady? Oczywiście, że tak! Polacy są zdradzani od setek lat i tak się przyzwyczaili, że życie nie pod rządami zdrajców mają za zmarnowane.  i niepełne, bo przecież wszyscy wiedzą, że inne nacje rządzą się lepiej, a skoro tak, logiczne się wydaje, żeby i nami rządziły. Trochę po cichu, bo lubimy śpiewać hymn i po kielichu pysznić się, jacy my tacy i owacy, a po prawdzie jesteśmy narodem gastabraiterów i geszefciarzy. Drobne zyski, fałszywe miny i absolutna oraz powszechna obojętność dla spraw publicznych i o dziwo boskich, oczywiście poza hucznymi deklaracjami.

Pisanie o tym jest pisaniem po nic. Ostatni raz to robię, ostatni raz dotykam kwestii, które do mnie nie należą. Lepiej milczeć, żyjąc idiotycznym złudzeniem, że jakoś się ułoży. Otóż, nic się nie ułoży, ponieważ nie ma takiej siły ani potrzeby, by fundować wolność ludziom z natury bezwolnym. Mam tylko osobliwe szczęście, że niezbyt długo będę na te rzeczy patrzył. Kto planuje trwać dłużej… Cóż, nie moja to sprawa.

środa, 8 kwietnia 2020

Wystarczy odwrócić znaki



Ludzie, którzy na co dzień, w sprawach dotyczących pracy, rodziny, codziennych zajęć czy nawet pasji są mądrzy, gdy rzecz dotyczy polityki, spraw społecznych i świata w którym żyją, nagle stają się nagle bezdennie głupi. Tam logiczni i sprawni, tu ślepi i reagujący na rzeczywistość niczym pieski poddawane eksperymentom przez niejakiego Pawłowa. Tam każdą rzecz obejrzą sto razy, zajrzą pod spód, o ile jest gdzie zajrzeć i do środka i pomacają paluchem, tu gotowi są bez wahania łyknąć i kolportować każde kłamstwo i oczywiste głupstwo. Myli się ten, kto sądzi, że wpływ na ich przekonania mają wznoszący okrzyki politycy, ich małpie wręcz zachowania i brednie, którymi ich karmią. Politycy są tylko beneficjentami procesów, które w umysłach ludzi zaszły wcześniej, a ich zysk polega na tym, że fani, nawet jeśli oglądają ich i słuchają, widzą i słyszą coś zgoła innego. Trochę siebie samych, a trochę jakieś wyobrażenie, co umożliwia im trwanie w mentalnym uporze i przekonaniu o własnej wyższości.

Jeśli ktoś raz uzna, że polityka, sprawy społeczne czy gospodarcze są w zasadzie nudne, trudne i w sumie dla niego obojętne, koniecznie musi scedować myślenie o nich na kogoś innego, choćby po to by móc zająć się rzeczami, na których się zna. Najlepiej, żeby to, co w ten sposób czerpie zapewniało mu komfort i właśnie poczucie wyższości. Czyli najpierw zapoznaje się z wrogiem, którego odtąd będzie zwalczał i poniżał, z wrogiem, w którego odczłowieczeniu znajdzie satysfakcję, ale musi być to jednocześnie wróg środowiska, w którym sam żyje. Im bardziej skonsolidowane środowisko tym łatwiej. Oczywiście nikt się nad tym nie zastanawia w ten sposób. To przychodzi samo. Najpierw jest śmiech, zgrzytanie zębami przychodzi później. Z tym tylko, że nadal i w zasadzie już nigdy formatowanemu w ten sposób osobnikowi nie przyjdzie do głowy sprawdzić, co tak naprawdę zwalcza, a co popiera. Od tego ma jedynie prawdziwe i rozumne media i całą rzeszę autorytetów z różnych dziedzin, które sobie obrał, a za najcenniejsze ma te możliwie najbardziej oddalone od rzeczywistości, a swoją fiksacją znacznie przekraczające jego własną, w pocie czoła budowaną fiksację. Jeśli jakiś autorytet się wyłamie, zaczyna poddawać w wątpliwość, marudzić, po prostu przestaje być autorytetem, a staje się wrogiem.

Jak to możliwe, ktoś spyta, że można jednocześnie nie interesować się polityką, waląc w polityczny bęben? W nosie mieć kwestie społeczne, a wydzierać się na przykład w obronie przywilejów, których samemu się nie ma i mieć nie będzie? Oczywiście, że możliwe! Taki osobnik ma więcej czasu, choćby dlatego, że nie musi myśleć, analizować i wyciągać wniosków. Dostaje gotowce i może z pełnym przekonaniem zabierać głos. Dla niego ważne, że nie jest sam. Ba, przeważnie jest przekonany, że większość ludzi wyznaje jego poglądy i ma po temu powód, ponieważ styka się na co dzień tylko z takimi jak on. Ma komfort tym większy, że pakiet przekonań puchnie, rośnie wraz z upływem czasu i obejmuje też historię, literaturę, aż do filmu czy muzyki. Dzięki niemu wszystko gotów ocenić, sprawić dobre wrażenie, pokazać, że potrafi… Nawet, gdy mu coś zgrzyta, po cichu wie, że to jego wina, bo po prawdzie, to pojęcia o tym nie ma.

Najlepsze, że tak sformatowany człowiek jest niepokonany. Żadne argumenty, apele nic oczywiście nie zdziałają, bo niby jak mają zdziałać, skoro on wie lepiej, nic nie wiedząc. O, jeśli osobiście dostanie w łeb od tego w co wierzył święcie, wtedy usiądzie i będzie siedział chwilę drapiąc się po bolącym łbie. Ale wybrnie z tego niezawodnie, bo przecież ma w sobie miliard gotowych opinii i w końcu dojdzie do oczywistego wniosku, że wystarczy odwrócić znaki.




sobota, 4 kwietnia 2020

Pandemia 2020. Postępy marksizmu i heroizmu w ramach postępu i granice prawa


Wilcze bilety

Segregowanie ludzi na przydatnych i mniej przydatnych to nic nowego. Budzi niepokój moralny, ale i do tego ludzie się przyzwyczają. Wymyśliłem nawet hasło: Jesteś biedny i stary, nie zawracaj medycynie gitary! I to jest w porządku, skoro najbardziej postępowe kraje i społeczeństwa w pląsach zdążają do realizacji tak rozumianej zmiany pokoleniowej. Można jeszcze zacząć oficjalnie segregować ludzi wedle przydatności zawodowej. Dostaniesz bracie złoty kod, to nawet jeśli jesteś zdrowy zaraz cię lekarze zaczną miętosić, a badać, a izolować, a zabawiać optymistycznie. Ci z czarnym będą musieli zawczasu jakąś dziurę dla siebie wykopać. Może w ramach liberalnej wędki dostaną po chińskim szpadlu? Tego nie wiem. I nie wiem też, czy u nas ze względu na panujący faszyzm dojdziemy aż tak daleko w rozważaniach i praktyce.

Śmierć na poczcie

Gorączka z powodu wyborów prezydenckich. Już krew na rękach władzy, już śmierć czai się w urnie, albo na poczcie. Do tego, co jest szczególnie zabawne, wszyscy ględzący, wszyscy swoimi bredniami zawracający ludziom głowy, nie omieszkają dodać: Precz z ględzeniem, czas się wziąć za robotę! Rząd nic nie robi, rząd nie robi nic, tylko wybory i wybory. Jeszcze wszyscy, teraz już dosłownie, machają tą nieszczęsną, fatalną konstytucją. Jeszcze trochę tego obłędu, a ludzie dojdą do słusznego w sumie wniosku, że żadne wybory nie są im do niczego potrzebne. Oczywiście razem z tą całą współczesną polityką, z tą otoczką, która w chwili próby kryzysu jeno przeszkadza i uwiera. Tak, jak nagle okazało się, że niekoniecznie musimy żyć w rytmie wyznaczanym przez kalendarz i związane z nim wydarzenia, możemy się też przekonać, że i kierat tak zwanej demokracji nie jest nieodzowny. Ten cały stres związany z „my, wy, oni”, ta cała nienawiść, gdy trza pług oporządzić i na pole wychodzić, bo żyć trzeba i należy.

Postęp heroiczny

Był człowiekiem bardzo postępowym. Można rzec, że wyprzedzał swoją epokę. W latach pięćdziesiątych aktywnie zwalczał segregację rasową i piętnował przemoc instytucjonalną. W kolejnej dekadzie gromił, sam będąc biseksualistą, ortodoksję seksualną, był zaciekłym przeciwnikiem militaryzmu i zaangażowania USA w Wietnamie. Na farmach produkował zdrową żywność, a jego ludzie w przerwach wolnych od pracy tańczyli i śpiewali unisono. W latach siedemdziesiątych zyskał poparcie wpływowych polityków liberalnych, którym odwdzięczył się wsparciem wyborczym. Domyślacie się pewnie, że chodzi o pana Jima Jonesa, którego życie i życie dziewięciuset ośmiu jego wyznawców zakończyło się w egzotycznej Gujanie. Cyjanek lub kula dotyczyły wszystkich i znowu nie było żadnej segregacji, niemowlę było równe starcowi, a starzec kobiecie, a ta mężczyźnie, a biały czarnemu, a czarny…Wspominam o nim, bo zawsze warto pamiętać, że za deklaracjami, uniesieniami, hasłami, ba, za śpiewem i radosnym tańcem może ukrywać się i często tak właśnie jest, coś zgoła innego niż widzimy nieuzbrojonym okiem, a czasy są niespokojne, a takie czasy sprzyjają, a z każdą dekadą przybywa niestety naiwnych, którym można zaproponować dowolną bzdurę, byle podlaną właściwym sosem.

czwartek, 2 kwietnia 2020

Pandemia 2020. Prawda czasu, prawda ekranu


Ambasador Polski w Polsce

Szkoda, że nie mamy ambasadora Polski w Polsce, bo trzeba było aż ambasadora Włoch, by zawstydzić szmaciarzy z Wyborczej. A przecież tytuł z abonowanego przez Italiańców newslettera obwieszczający, że Włosi to naród osłów, to nic takiego wobec codziennych wypocin obwiesiów od Michnika o Polakach. Osły to wszak komplement przy zbrodniarzach, kłamcach, prymitywnych chamach, ciemnocie, przekupnych zakłamańcach i podobnych określeniach, których codziennie tam pełno. Przyzwyczailiśmy się i truciznę produkowaną przez to tałatajstwo mamy za emanacje wolności słowa. Agora jest nie do ruszenia, to znaczy była, bo przyszła pandemia i zamknęła jej kina, z których żyje. Nie ma bowiem na świecie, na białym, rzeczy i spraw absolutnie koniecznych ani absolutnie zbędnych.

Burza na morzu, pierwszy odezwie się bałwan

Bez względu na to, co osobiście sądzę o pandemii, polskim rządzie i jego obecnych poczynaniach, a także o jakości wykonywania zadań przez podległe mu służby, wszystko co mogę zrobić jako człowiek i obywatel, to im się podporządkować. Kto szumi i wznieca niepokój przegra. Teraz też dla wyobrażonego politycznego zysku wychodzą różni tacy i wrzeszczą, ale ich głos to nie więcej niż pisk myszy, która wpadła do blaszanej beczki. Taki też ich okrzyków rezonans. Burza, żaglowiec kładzie się na ryczących falach, załoga walczy o oddech rolując żagle, siekierami tnąc liny, a wtedy z kabin i spod pokładu wyłażą pasażerowie i dalejże dogadywać, a to, że za szybko, a to za wolno i dlaczego, albo dopytywać o najbliższy ląd, a łapać marynarzy za rękawy, a zaglądać w oczy… Każdy wie, że w takiej sytuacji stosunkowo łatwo dostać w ryj, czego z całego serca wielu dzisiejszym mądralom życzę.

Prawda czasu, prawda ekranu

Mógłbym się w zasadzie powygłupiać, bo jako chory od pięciu lat, do tego jestem na chorobowym do końca weekendu. Dwa, że się tak wyrażę, grzyby w barszczu. Mógłbym się powygłupiać, ale u nas prawie wszystko jest świętością i wygłupianie się grozi ostracyzmem a nawet grubszymi nieprzyjemnościami. No, może poza religią chrześcijańską, a katolicyzmem w szczególności. Z tego można, ale z kolei nie widzę powodu. Mamy na przykład świecką piosenkę o wierzbach płaczących i tam stoi, że śmierć kosi niby łan, a my nie znamy co to lęk. Wystarczy lęk zamienić na seks i mamy dość makabryczną pieśń prawiczków. Zaraz by było, że naśmiewanie się ze śmierci dziewiczej młodych bohaterów i takie tam, że w sumie bluźnierstwo. To taki przykład. Więcej nie będzie. Wczoraj, jako człowiek nie oglądający telewizji zrobiłem sobie rajd po programach informacyjnych. I było to doskonałe przeżycie, ponieważ natrafiłem na moment, gdy TVP, TVN24 i Polsat jednocześnie prowadziły transmisje z pustych ulic. Stała panienka albo panicz na tle opustoszałej niczym sportowe redakcje ulicy i relacjonowała, że ulica jest opustoszała. W TVN 24 zepsuł obraz facet pociskający w tle na rowerze. Pędził jak złe, ale poza tym chyba pierwszy raz te stacje były zgodne, a i widoczek potwierdzał słowa odważnych dziennikarzy. Prawda czasu, prawda ekranu.




środa, 1 kwietnia 2020

Pandemia 2020. Psy szybkie i zbyteczna kawka

Zbyteczna kawka

Od rana w ogródku kawka, ptak znaczy się, bo w taki ziąb z kawą się przecież nie włóczę. No, kawka krok w krok za mną. Zadziera łepek, spogląda na mnie, gaworzy po swojemu. Razem podziwiamy, co w sobotę skopane, bo to jakby dla kawki restauracja. Myślę, że mnie chwali. Przykucam i ostrożnie palcem wskazującym dotykam łebka, głaszczę. Ona znowu coś po swojemu. To ja do niej, ona do mnie. Dziwne, że nic a nic się nie boi, ale z drugiej strony niby czemu ma się mnie bać? Dostrzega nas suczka Aza i zaraz szczeka, bo co to za zwyczaj głaskać jakąś kawkę, skoro od głaskania jest jej psi łepek. No właśnie. Zacznie się od głaskania, a potem kawka może na jej fotelu, przy jej misce, w jej domu, skoro tak śmiało sobie poczyna. Ta kawka.

Zimne mięso

Ludzie dowiadują się ciekawych rzeczy i niektórym z tym ciężko. Bo jak to, że świat nie jest tak bardzo przyjazny, otwarty i milutki, albo że wszyscy bez wyjątku wcześniej czy później zmienimy się w zimne mięso? Niby wszystko było wiadome, ale teraz jest to myślane, mówione, obserwowane. Nasza śmiertelność jest codzienna, ale śmiertelność wyobrażeń o świecie, ideologiach, systemach gospodarczych, politycznych już nie. To zdarza się rzadko, zwiastuje przemoc. Budowle z klocków, pałace wsparte zapałkami, nad przepaścią zawieszone na włosie, nie anielskim bynajmniej. A co panie z Afryką? Ano tam te ich malarie żrące miliony na surowo, to jakby przyrodzone i przez to nudne, ale my, nas… Wyparliśmy zagrożenie, wynieśliśmy na strychy, do piwnic. Jakież bajki! Zupełnie wzięliśmy się znikąd, niepokalani, z grozą tylko na ekranie, w książce, gazecie. Niby gadka, że świat jest mały, że globalna wioska, ale przecież wszystko co straszne tak daleko, daleko. Migają statystyki, ludzie borykają się z procentami, wykresami, a z matematyki to prawie sami, prawda, humaniści. Niepotrzebna nam Olimpiada, bo nowa dyscyplina sportowa wydaje się równie pasjonująca. Kto na początku tabel śmiertelności, a kto się ociąga, codziennie, sześć razy na dzień, sto razy. Migają cyferki, trupy, giełda, waluta, straty, zyski… W tym miejscu pasowałaby „pokuta”, ale do tego jeszcze daleko. Wszyscy wierzymy, że za miesiąc, dwa, no najdalej za trzy, a może już po świętach…

Wczorajsze śniegi

A dzisiaj śnieg. Mam przypomnieć wiadomej Osobie, tam na górze, że wiosna? Pąki, kwiaty, nasiona w glebie… Cholera jasna! Niech da śnieg bezbożnym Czechom, albo innym, prawda, Niemcom, a nam słońce i ciepło, choćby za dobre chęci. Nawet moje suczki oburzone, a one lubią śnieg, ale zimą! Jakie prychanie, jakie od rana ostrożne stąpanie, jakie dobijanie się po minucie do drzwi. Mordki takie, a jakie mądre. Pod kalendarzem w kuchni, łapkami wskazują na datę, że niby nie bardzo…A skoro już w kuchni, to poprosimy po kawałku białego sera! Idź białe do białego! Tak jest, Zawsze spryt i korzyść. Wiosenny deszcz by się przydał, nie jakiś tam śnieg. O, przypomniała mi się książka dla dzieci „O czym szumią wierzby?” i złowieszcze, jak na książkę dla dzieci motto tego dziełka „Poleje się krew jak wiosenny deszcz.” Takie było kiedyś wygórowane zdanie autorów o czytelnikach, nawet ciut młodszych.

sobota, 28 marca 2020

Pandemia 2020. Jaki to za dom?


Medialne majty z drutu
Dawno temu przez media przeszła pandemia głupoty. Sformatowane do absurdu, promujące bezmyślność i najtańszą propagandę straciły już nawet walor informacyjny, zamieniając fakty na opis własnych, czy nakazanych idiosynkrazji. Dzisiaj, gdy na tapecie jest w zasadzie tylko jeden temat doskonale widać bezradność i miałkość towarzystwa próbującego kreować polską rzeczywistość. 
Okazało się, że na dłuższą metę nie da się omawiać epidemii w znanym i lubianym kontekście wojny politycznej, ponieważ ciekawi to już tylko maniaków, a wieloletnie tłuczenie tych samych motywów sprawiło, że dzielni dziennikarze oraz publicyści nie potrafią inaczej. Do tego wielka przykrość, bo w notesach, gdzie numery telefonów zawsze chętnych do rozmowy autorytetów i celebrytów, sami bez mała idioci.
No, ale klepią te swoje wywody, zaciekli fani basują w komentarzach na stronach internetowych. Ale to nie jest najgorsze i blednie wobec faktu, że redakcje najwyraźniej uznały, że ich rolą w czasach pandemii jest wzniecanie niepokoju. I to tylko dlatego, że jest to na rękę dość obrzydliwemu i szczęśliwie zdychającemu środowisku politycznemu. Ta kalkulacja jest z gruntu fałszywa, ponieważ jest zgoła odwrotnie, ale czego wymagać od ludzi, których do znaczenia wyniosła pandemia głupoty?
Ludzie i ludzie
Ludzie, w tym ja, lubią żyć bez wojny, zarazy i innych przykrych ekscesów, ale ludzkość nie bardzo może. Brak weryfikacji/ciągłych egzaminów prowadzi przez lenistwo do wyjałowienia umysłowego i bezradności wobec zagrożeń i prawdę pisząc, wobec samej idei człowieka, jako pana/suwerena rzeczywistości. Na czele niestety społeczeństwa europejskie, które są rozbrojone mentalnie do stanu absolutnego już pacyfizmu umysłowego.
Ten pacyfizm może prowadzić, oby nie, do masowych zbrodni. I bynajmniej nie jest receptą prymitywny darwinizm społeczny preferowany przez tak zwanych liberałów. Nie jest też nią powrót do uniwersalnych wartości, ponieważ dawno zostały zanegowane i wywalone w kosmos.
Zresztą, nie czas zajmować się całym światem, bo ani ja, ani Wy nie jesteśmy małpkami w gatunku tej byłej Grety. Pilnujmy siebie, bliskich, Polski wreszcie, bo taka jest nasza rola i powinność, bez względu na to, czy obecną sytuację widzimy jako dramat czy komedię. Rozliczymy się we własnych sumieniach i tyle.
Migawki z pandemii
Pandemia. Mąż leży i czyta książkę. Żona się zakrada i sylabizuje tytuł: Towarzysze broni... Cena zniżona 9.70. Gdzie on to kupił? - zastanawia się w łazience. Co jeszcze ukrywa?
Pandemia. Mąż wstaje i zaczyna odkurzać. Żona go informuje, że już odkurzała. Lekceważy jej pracę, nie zauważa. Mocują się przez chwilę. On ciągnie za kabel, ona za rurę.
Pandemia. Mąż stuka zdalnie dla korpo. Komputer, laptop, słuchawki. Praca wre. Sto procent motywacji przez telefon. Żona w kuchni powoli wychodzi ze zdumienia, że na tym to polega. - Wielkie mecyje, pomidorówka na gwoździach – mówi do lodówki.
Pandemia. Jak się wyciszyć, jak medytować, skoro sąsiad, nos malinowy, tak jeździ kosiarką jakby świat heblował. Z drugiej strony pies ujada zawzięcie. Do tego wjebało podręcznik jogi. I przez to z bosej, z nerwów w szafkę, o rany!
Pandemia. Mama, że jaki to dom, żeby nie było maseczek. Nic nie dbają, nic. Zięć protestuje. Co też mama! Córka nie pamięta, żeby kiedyś były. Co ty możesz pamiętać, nawet respirator był, stał taki mały za firanką. Ona, że to ojcowy balon na wino. Balon, balon – przedrzeźnia mama.
Pandemia. Dziadka portki piją w kroku. Rozgląda się. Poprawia narządy. Swoje przeżyłem, niech się młodzi martwią – gdera i gdera. Potem puszcza Led Zeppelin z laptopa, na cały głos. I can't get no satisfaction – drze się Jagger. I to właśnie nazywamy sklerozą. A sąsiedzi mają dziadka za chuligana.
Pandemia. Mąż odłożył książkę i dalejże narzekać na Henryka VIII, że nigdy nie miał forsy, że przeputał schedę po Henryku VII. A było oszczędzać – peroruje znad talerza z makaronem przyrządzonym diabli wiedzą po jakiemu. Jest cała póła makaronu i żeby się nie zmarnowało, wiadomo. Żona śmieje się w kułak. Normalnie mi się trafił Henio dziewiąty.

piątek, 20 marca 2020

Kryzys w branży szarlatanów

Wielu ludzi zgoła niepotrzebnie rozciągnęło swoje kompetencje także na wirusologię i dalejże odkrywczo produkować się w necie, że to czy tamto. Jedni, że zwykła grypa i zarazić się, to jakby istny raj. Drudzy znowuż, że zagłada świata. Trzeci idzie do sklepu żelaznego i potem rozpacza, że nie było bułek. Ci bardziej buntowniczy, gdy każą im myć łapska, to myją nogi, bo co im tam będzie jakiś rząd… Najbardziej dziwią się nogi, dotychczas rzadko zaszczycane takim obrzędem.

***

Czytam rozpaczliwe wywody, że czeka nas tragedia wyczynowego futbolu, że kluby zbankrutują, że obecny wspaniały stan spraw jest nie do utrzymania i tak dalej. Po prostu tak się dzieje w czasach kryzysu z bańkami spekulacyjnymi, a od dawna futbol nie jest niczym innym. Niech zdycha razem z całym tym reklamiarskim otoczeniem, a sport może wróci na właściwe mu miejsce. Wiem, że w czasie epidemii pisanie akurat o sporcie jest jakimś tam nadużyciem, ale to tylko przykład, bo takich baniek spekulacyjnych jest mnóstwo. Poczynając od ideologii służących tylko do zawracania ludziom głowy, a kończąc na bazarach i bazarkach próżności kreujących pseudoelity. Cały ten codzienny zgiełk, który organizował/kradł Wam podstępnie czas i emocje jakby przycichł. Pewnie na zapleczu trwa inwentura, ponieważ szykuje się drastyczna przecena wartości rzeczy w sumie bezwartościowych.

***

Jest taki odcinek Simpsonów, w którym Homer na miesiąc rzuca picie. Wszystko staje się piękniejsze, no prawie wszystko… Jak zwykle idzie na mecz baseballu, ale tym razem musi oglądać zmagania sportowych herosów bez stosownego wspomagania. Jego reakcja sprowadza się do stwierdzenia oczywistego faktu, że na trzeźwo tego oglądać się nie da. W tej chwili kibice i oglądacze produktów rozrywkowych są na czymś w rodzaju detoksu. Jeszcze trochę, a część z nich przekona się, że można spokojnie żyć bez tej nachalnie serwowanej im kosztownej manii. Dla wrażliwych intelektualnie cytat z naszego Witkacego:
„Sport rekordowy niczego nie odrodzi, tylko dogłupi jeszcze tych, których nie ogłupił dancing, kino i mechaniczna praca.”
Tak czy owak nadchodzi wielka przecena i wielce zdziwią się ci, którzy sądzili, że do końca świata będą wylegiwali się na swoich „milionowych pierzynach”. Najbezczelniejsi już wołają o grosz publiczny, niczym jacyś wykpiwani przez nich beneficjenci 500+. Tak jak u Twaina, gdy pociąg utkwił w zaspach i już po kilku godzinach pasażerowie zaczęli radzić, kogo należy zjeść pierwszego.

***

Świat według liderów opozycji jest zabawny. Rząd robi wszystko źle… Nie, robi dobrze, bo kradnie nam programy działania, które ukrywamy, żeby nam nie ukradł, ale teraz byśmy pokazali, ale nam się komputer zawiesił. Musicie uwierzyć, że wszystko zrobilibyśmy lepiej. Wystarczy poczytać Wyborczą, żeby się o tym przekonać. Weźmy tego Dudę. Jeździ i się reklamuje, podle wykorzystując fakt, że jest prezydentem, a my jako kandydaci nie mamy nawet żadnych służb do wizytowania, pochwalenia czy podniesienia na duchu. Pochwaliliśmy Borysa Budkę, ale to nie to samo. PiS ma szczęście, bo ten wirus uratował rząd w ostatniej chwili. Wypada mieć nadzieję, że nie będzie powodzi, bo wtedy byłby ten PiS całkiem uratowany. Jednakowoż PiS został znienawidzony, albo zostanie znienawidzony za to co robi, oraz czego nie robi, bo choć ukradł nam program działań, to wszystko robi przecież źle. Gdyby robił dobrze wspieraliby go popularni aktorzy, celebryci oraz sportowcy, choćby z braku innych zajęć, a nie wspierają. Nas wspierają, ponieważ my jesteśmy sprytni oraz inteligentni. Na przykład żądamy przeniesienia wyborów, bo wiemy, że zostaną przeniesione. Czy to nie sprytne? Wprowadzi ten cały PiS jakiś stan nadzwyczajny, żeby je przenieść, to my go z mańki, że zamach na demokrację. Czy to nie inteligentne? Ludzie po epidemii, po tych wszystkich restrykcjach, zakazach, tkwiący w kryzysie zapragną nowego przywództwa. Kogoś charyzmatycznego, inteligentnego, wesołego wręcz… Kogoś, kto potrafi porwać tłumy z kobietami na czele. Nie powiemy, o kogo chodzi, żeby nam PiS nie ukradł Borysa.


Konstanty Ildefons Gałczyński 

Kryzys w branży szarlatanów

Słoneczko z ruskich bylin
już się na zachód chyli
i pustoszeje targ.
Szarlatan na podmostku
sprzedaje lalki z wosku,
krzyczy gorączką warg:
- Hej, panowie, paniusie,
bracia-siostry w Chrystusie,
kupcie ode mnie coś:
Mam lalki od miłości,
maści od samotności
i Polikarpa kość...
Hej, paniusie, panowie,
kupcie u mnie cokolwiek -
z febry od rana drżę!
Ocet siedmiu złodziei
i babiloński kleik,
i poudre de pourlimpimpim...
Ale krzyk nie pomaga,
wszyscy mówią, że blaga,
sztuczki w diabelskim pudle.
Więc ty. Najświętsza Panno,
dopomóż szarlatanom,
by nie pomarli zimą jak wróble.



czwartek, 9 stycznia 2020

Koledzy go nie żałują, tylko mesiami go rozjeżdżają

Dziennikarz to trudny zawód i ja to rozumiem. Trudny, w sensie przeżycia, nie jakiejś tam wiedzy, czy nadzwyczajnych umiejętności, które trzeba posiąść. Oczywiście rzecz dotyczy głównego nurtu, bo trudno jednak być absolutnym ignorantem redagując, powiedzmy, miesięcznik wędkarski. Ale to już Twain wyśmiewał i nie będziemy tu wracać do staroci. No chyba, że dzięki internetowi i to się zmieniło. Tego nie wiem, bo nie jestem wędkarzem. W głównym nurcie, powiedzmy polityczno-obyczajowym, aspirującym do opisu rzeczywistości ignorancja, albo jej symulowanie jest wręcz wymagana, ponieważ wiedza, uczciwość a nawet dobre chęci, stawiają kandydata na gwiazdę żurnalistyki na przegranej pozycji. Uważny czytelnik zauważy, że nic nie wspomniałem o niezależności. Jasne, że nie, ponieważ byłoby to uwłaczające wam, a ośmieszające mnie. Więcej niezależności w swej pracy ma bowiem facet spawający rurociągi, niż najwybitniejszy dziennikarz, o ile oczywiście nie chce wylecieć w niebyt, który rozciąga się zaraz za progiem redakcji.

Trudno się dziwić, że ludzie wspinający się po medialnych drabinach awansu jednocześnie schodzą w dół, za nic mając swój rozum i swoje człowieczeństwo. Spawacz oderwany od spawania rurociągów, podrapie się po łbie i znajdzie robotę przy spawaniu konstrukcji, choćby psich bud, a dziennikarz, który ogłasza swoje mądrości milionom, nagle może zostać w całkowitej próżni. Poza tym różnica w zarobkach i czymś co uchodzi za prestiż, jaka pewnie istnieje i wśród spawaczy, nijak się ma do przepaści obserwowanej w mediach. Do tego spawacz rurociągów pracuje w delegacji, bo trudno, żeby każdy wychowywał się i żył w cieniu jakiejś rury. W mediach jest tylko jedna delegacja i nazywa się Warszawa. Jakże tu się dziwić, że wszyscy oni, nie wyłączając słodkich panienek-idiotek mają na dłoniach odciski od kurczowego trzymania się pańskiej klamki.

Wczoraj, po śmierci Krzysztofa Leskiego uderzyli się w piersi, bo nic nie zrobili, bo nie pomogli choremu, bo pozwolili na wykluczenie, bo go nie chcieli. Przepraszam, ale co oni mieli niby zrobić? Uczestniczą w zawodach, gdzie nie toleruje się wahań poglądów, a co dopiero depresji. Ich hymnem powinna być ta niby ułańska piosenka, że koledzy zamiast żałować, jeszcze delikwenta końmi tratują. Skoro z konia spadł, znaczy nie zna zasad trzymania się w siodle, ale skąd wziąć nagle konia, ze Służewca zakosić? Teraz popisali się czułością i wystarczy. Niech wrócą raczej do myślenia o sobie samych, bo ani wóda, ani kokaina za nich myśleć nie będzie. Lepiej też, żeby ich rzeczywiści sponsorzy nie dowiedzieli się, że pod pancerzami obłudy i zakłamania biją jakieś serduszka.

Wielu z nich łudził internet, że w nim dopiero pokażą, ale okazało się bardzo szybko, że ignorancja, bezczelność i tupet nie bardzo tu działają, więc szybko namacali stosowne klamki wielkich portali internetowych i znowu wiszą, ale sława i chwała wrócić jakoś nie chcą. W tym sensie, biorąc to pod uwagę, w sensie ludzkim jakoś ich wszystkich rozumiem, ale to też najważniejszy powód dla którego omawiam im jakiejkolwiek uwagi.

– Idźcie wy do diabła! – mawiam, a to nie byle co, żeby tak odsyłać całą branżę od lewa do prawa w jedno miejsce.

Szkoda w zasadzie stukać w klawisze, ponieważ oczywiście nie ma żadnej możliwości naprawy. Mało tego, należy wiedzieć, że będzie tylko i wyłącznie gorzej, choćby dlatego, że co więksi idioci są wykładowcami dziennikarstwa i produkują absolutnych już niemotów. Czy to znaczy, że ludzie nie łakną już informacji, że na informacje nie ma zbytu? A ktoś to sprawdza w świecie, gdzie informacje zastąpiły opinie oraz interpretacje szyte wedle wzoru wymaganego przez zleceniodawcę? Czy z powodu zaognienia sytuacji na Bliskim Wschodzie mam słuchać wywodów, których poziom wskazuje na to, że ich autor kwadrans przed programem ujrzał stosowną mapę i do tego dwóch silnych musiało go trzymać, bo tak się wystraszył tych kolorowych plamek z nazwami? 

I żeby tylko! Jeszcze jest przecież cały rynek interpretacji ujemnej, bezwstydnie wręcz fałszującej rzeczywistość. Wczorajszy przykład z Albanią, proszę bardzo. Irańskie ancymon wydukał coś o bardzo małym kraju, ale takim naprawdę małym, gdzie amerykanie spiskują z irańskimi renegatami. Choć już w informacji agencyjnej mamy jasną sugestię, że chodzi o Albanię, redakcje zaprzyjaźnione z opozycją zaraz, że oczywiście chodzi o Polskę i dalejże debatować nad naszym upadkiem z perspektywy istnych mułów, dosłownie. Mam znowu retorycznie zapytać, kim trzeba być, żeby stworzyć takiego newsa? Nie chce mi się, ale to doskonały przykład dziennikarskiej roboty. Powtarzam, dziennikarstwo to trudny zawód i nie od rzeczy byłoby, żeby tamtejsze związki zawodowe wywalczyły dla pracowników choćby stosowne deputaty mydła. Może być w kostkach, ale dla radykałów sukcesu koniecznie w płynie.

poniedziałek, 6 stycznia 2020

Pałki, szubienice i stosy


Ten cały C.S. Lewis od Narni był łebskim gościem. Na przykład ponad sześćdziesiąt lat temu stwierdził, że scjentyzm nauczany i propagowany przez środki masowego przekazu, to w najlepszym przypadku karykatura nauki. Należy dodać, że przez ponad pół wieku przekaz ten znacznie się upodlił, jednocześnie poszerzając i umacniając swój zasięg w takim stopniu, że dyskusja z zalewającą nas ciemnotą w zasadzie nie jest już możliwa, ponieważ ta zyskała nieosiągalny dla nas status prawdy objawionej. Wizja świata stojąca do dyspozycji ciemnoty w swym chaosie, braku logiki, ciągów skutkowo-przyczynowych, pełna luk wielkości oceanów, wydaje się spójna i nienaruszalna, ponieważ odrzuciła precz konieczność dowodzenia swych twierdzeń. Ktoś, kto zechce z nią polemizować musi trud dowodzenia wziąć na siebie, wiedząc jednocześnie, że to na nic, ponieważ w razie przeprowadzenia nawet krystalicznego w swej czystości wywodu, w ostateczności oberwie w głowę pałką autorytetu.

Jak zwykle, wszystko co złe nadeszło pod sztandarami piękna, dobra i powszechnego dostępu do wiedzy. Popularyzacja przez ułatwianie, bo jakże inaczej dotrzeć do milionów, które też chcą być wyżej i wyższymi zajmować się kwestiami, ale nie mają zamiaru tracić czasu na własne rozważania. To się udało. Wydźwignięto masy i niejako zmuszono do zajmowania się kwestiami, które niewiele je obchodziły. Nie obchodzą nadal, ale teraz by zabierać głos naprawdę niewiele trzeba wiedzieć. Wielu ludzi powtarza jako wyjątkową mądrość powiedzenie pana Dobrowolskiego, że nie ma nic gorszego nad człowieka wykształconego ponad własną inteligencję. Może pan Dobrowolski tak to widział, ale obecnie to już zabytek. Dzisiaj wykształcenie nie ma już żadnych korelacji z inteligencją, a nawet jeśli ma, nie daje człowiekowi wykształconemu odpowiednich narzędzi samoobrony przed zalewającą świat ciemnotą. Im bardziej jest punktowe i doskonalsze w założonych skutkach, tym więcej istotnych dla rzeczywistego rozumienia świata kwestii jest pomijanych jako zbędne.

C.S. Lewis daje w Odrzuconym obrazie przykład średniowieczny, a mianowicie, że w tamtych czasach nikt nie twierdził, że Ziemia jest płaska. W zasadzie ludzi pozostający poza kręgiem wiedzy nie zastanawiali się nad podobnymi problemami, a jeśli nawet przyjęli podobne mniemanie, było to mniemanie osobiste i niejako pokątne. Lewisowych „kopaczy rowów i karczmarki” zastąpili dzisiejsi absolwenci, celebryci, a nawet doktorowie nauk wszelakich, którzy co prawda nie twierdzą, że Ziemia przypomina placek, ale z chęcią promują całkiem podobne w swej jakości tezy i czynią to jak najbardziej publicznie zyskując aplauz i przyczyniając się do zagłady ludzkiego rozumu.

Zwrócę uwagę na przykład nieco odbiegający od tematu, ale moim zdaniem nieźle charakteryzujący istotę obecnego rozumienia rzeczy. Otóż od czasu do czasu, ale na tyle często by to zauważyć zrywa się gniewna, mająca wymiar połajanki dyskusja o tym, że Polacy czytają za mało książek. Uważam ją za głupią i niecelową, ale warto zauważyć oczywistą korelację pomiędzy procentowym wzrostem liczby ludzi z wyższym, a dalej średnim wykształceniem, a utratą zainteresowania dla czytelnictwa. Po prostu wzrosła liczba tych, którzy uważają, że wiedzą już wszystko, co jest im potrzebne. Na bazie tego głupstwa nabrali przekonań w każdej dziedzinie, także politycznej i są niczym skały, niczym opoka na której wznosi się gmach powszechnej już głupoty. Jak inaczej nazwać fakt, że ludzie zatracili rozumienie tak podstawowych pojęć jak czas czy miary opisujące odległości, że o powierzchni nie wspomnę. Trzeba upraszczać dalej, stąd te asteroidy wielkości Sosnowca, czy pożar buszu wielkości Danii.

Z jednej strony świat i wiedza o nim jest teoretycznie dostępna jak nigdy dotąd, a z drugiej coraz mniej ludzi dysponuje kluczami do zrozumienia, a co gorsza, o ile już, to kluczami fałszywymi, które prowadzą poszukiwacza w pustkę. Wszystko jest, ale nie wiedzą jak i gdzie szukać. O co pytać, o ile ktoś się odważy pytać. Nasza cywilizacja zdaje się zmierzać ku zagładzie przez sakralizację bezbożną. Są kapłani, ściśle religijny nastrój, dogmaty, świątynie i ludzie naznaczeni charyzmatem ciemności, gotowi nieść zniszczenie, ponieważ w zasadzie nic innego im nie pozostaje. Muszą zabić człowieka w człowieku, bo inaczej sami zginą. Wyzuli chrześcijańskiego Boga z Europy, ale prawie. Nauczyli ludzi czcić swe idiotyczne bóstwa, ale prawie. Wszystko jest „prawie” przez groźne dla nich w swym oporze enklawy. Ze zdumieniem i oburzeniem odnotowują każdy przejaw ich żywotności, każdy głos sprzeciwu, czy choćby wzywający do refleksji mają za bunt i prawdę pisząc już nacierają tłuszczem powrozy, już znoszą chrust na stosy i prawie są gotowi, prawie pewni, prawie…