poniedziałek, 28 października 2019

O racjonalistycznym widzeniu rzeczywistości

Historia to jak wiadomo zbiór opowieści, dokumentów i zabytków o zróżnicowanych stopniu wiarygodności. Osobliwe jest to, że wcale nie jest tak, że im wydarzenie nam bliższe, tym wymienione materiały wiarygodniejsze. Jest ich po prostu więcej, ale nie w ilości chyba rzecz. Dzisiaj postanowiłem napisać o różnicy pomiędzy wiedzą, tłumaczeniem i racjonalistycznym widzeniem świata, a pełną chaosu, krwi oraz beznadziejnych i przedwczesnych czynów rzeczywistością.

Przenieśmy się zatem pod Filippi do roku jeszcze nie „pańskiego”, a zwykłego czterdziestego drugiego. Dwa lata wcześniej, czyli w roku 44 pod ciosami spiskowców padł Cezar i teraz zbliżał się dzień zapłaty za zbrodnię, ponieważ wszystko ma swoją cenę i za wszystko tak czy inaczej trzeba uiścić należność. Jeszcze nie dzisiaj, jeszcze nie dotarli na pole przyszłej bitwy, a właściwie bitew, bo to był dramat w dwóch aktach. Z jednej strony Oktawian i Antoniusz znowu niby to pogodzeni, z drugiej armia Brutusa, Kasjusza, Republiki, Senatu i wszystkich innych diabłów, stworzona za wydarte wschodowi pieniądze. Wóz, jako to mówią, albo przewóz, ale o bitwie nie będę wam tu pisał. Wiadomo, kto wygrał, a przynajmniej powinno być wiadomo każdemu, kto potrafi pisać i czytać.

I Brutus właśnie sobie czyta. Miał taki zwyczaj, że do późnej nocy czytał, oczy sobie psując przy kaganku. Lubił, to czytał. I tak sobie siedzi w namiocie, aż tu nagle coś jakby wiatr i płachta wejściowa się unosi… Przed Brutusem staje nie wiadomo kto. Ogromny, bo nie człowiek, ale też nie zwierzę, ponieważ zgoła po ludzku zapowiada, że spotka się Brutusem pod Filippi. Duch? Demon? Przeznaczenie? Sam Cezar? Groza i groźba! Nazajutrz Brutus opowiada o tym spotkaniu Kasjuszowi, bo po prawdzie wielkiego wyboru nie ma. Przecież nie będzie swojej grozy stawiał przed ślepiami gawiedzi. Wielcy tak mają, a wielcy politycy czy zbrodniarze szczególnie. Tyle tylko, że Kasjusz jest racjonalistą i zaraz zaczyna, że po pierwsze Brutus nie powinien czytać po nocy, bo to nadwyręża jego zdrowie, które będzie potrzebne w zbliżającej się bitwie. Mama się znalazła! Po drugie – wywodzi – żadnych duchów nie ma, co wiedzieć powinno każde dziecko, nie wspominając o wodzach potężnych armii. Następnie tłumaczy racjonalnie, powołując się autorytet Epikura, że zjawy, duchy i inne takie, to tak naprawdę… Uwaga, bo to jest interesujące i całkiem współczesne, że świat. Otóż wedle nie-go, mózg przechowuje rozmaite wyobrażenia czy obrazy postaci, by w chwili zmęczenia, choroby, albo jakbyśmy dziś powiedzieli „stresu” wystawić je na pokaz przed pośledniejsze zmysły, takie jak słuch czy wzrok. Bardzo to jest piękne, racjonalistyczne tłumaczenie i Kasjusz, pazerny morderca i niszczyciel, jawi się jako prawie mędrzec, choć nie wiadomo, czy dał radę uspokoić Marka Brutusa.

A potem chaos pierwszej bitwy. Kasjusz dowodzi lewym skrzydłem umocnień, ale jego ludzie nie dają rady utrzymać pozycji, wróg wdziera się, zbliża, trwa zażarta walka, aż tu od flanki jakaś jazda. I tu zaraz ani Epikur, ani racjonalizm, ani gotowość do empirycznej analizy, ani nawet próba uzgodnienia wyobrażenia z rzeczywistością, tylko zaraz do niewolnika, za ucho niewolnika żeby ten przebił go mieczem, albo ściął – już nie pamiętam i nie w tym rzecz, bo i tak z Kasjusza trup. Trup bezsensowny, bo byli to jeźdźcy Brutusa, chcący powiadomić Kasjusza o tryumfie. Względnym, bo wkrótce doszło do bitwy rewanżowej i przegrany Brutus też zginął od własnego miecza, przy czym nie stwierdzono udziału osób trzecich, a trafił ponoć ostrzem prosto w serduszko bijące dla chwały Republiki. Warto zauważyć, że ludzie w tam-tych czasach mieli dziwną łatwość w przebijaniu się mieczami, zamiast chodzić w zaparte, ukrywać się w leśnych chaszczach czy wiać w strony dalekie. Może nie było gdzie uciekać?

O ile ktoś doczytał tekst do tego miejsca może zadać pytanie, po cholerę go napisałem? Czy sama różnica pomiędzy deklarowanym racjonalizmem, naukowością, gotowością do tłumaczenia niecodzienności świata a realnym zachowaniem w stanie tak zwanej wyższej konieczności jest warta aż tekstu o ludziach, którzy od dawna mało już żyją? A nie znacie, nie oglądacie, nie czytacie mądrali, którzy racjonalizując rzeczywistość, analizując każde zdarzenie na wszelkie możliwe sposoby, przy pierwszej okazji wpadają w polityczną panikę? Nie, żeby jeden z drugim zaraz się czymś przebijali, ale mechanizm jest identyczny. Drugim powodem przywołania właśnie postaci zabójców Cezara, o których do dzisiaj się mawia, że walczyli o wolność, choć tak naprawdę była to wolność jedynie dla kasty uprzywilejowanej. Wolność dla gromadzenia majątków niewspółmiernych do zasług i bezkarności maskowanej słodkim pierniczeniem o prawach i właśnie wolności. I po trzecie, o czym niby pisać, o durniach i … ( przepraszam, ale nie potrafię znaleźć żeńskiej formy słowa dureń) wybranych do Sejmu? O miałkości charakterów i mgławicowym cynizmie dzisiejszej polityki? 

Sądzę, że warto przypomnieć o Filippi, by ktoś nam nie powiedział o nocnej godzinie, że właśnie tam się spotkamy.

poniedziałek, 21 października 2019

Nic nowego po wyborach

Nic nowego po wyborach. Jeśli gdzieś na szczytach politycznych ktoś wyciągnął z ich wyników oraz przebiegu kampanii jakieś solidne wnioski, musi swoje przemyślenia starannie utajniać, ponieważ przynajmniej mnie nic o tym nie wiadomo. Na razie wszyscy zdają się trwać w swoich okopach, zupełnie jakby tych wyborów nie było. Prawo i Sprawiedliwość wygrało, uzyskując rekordową ilość ponad ośmiu milionów głosów i to jest niepodważalny fakt. Jednocześnie jakby zremisowało, ponieważ nie zwiększyło swojego stanu posiadania, a można rzec, że na-wet zremisowało z dużym minusem, dość niespodziewania oddając przewagę w senacie. To sytuacja dziwna, choć stosunkowo łatwa do przewidzenia, o ile ktoś zna ordynację wyborczą i w stopniu zadowalającym rozumie nastroje społeczne. Okazuje się bowiem, że nic nie jest dane raz na zawsze, a najgorsze co może spotkać dużą formację polityczną to wygodne z powodów personalnych czy innych uporczywe trwanie w błędzie. Tak jest, ponieważ już nie chodzi o wybory, które się odbyły, a o skuteczną kontynuację władzy i wszystkie kolejne rozstrzygnięcia. Patrząc na rzecz z zewnątrz widzę trzy błędy podstawowe. Nie twierdzę przy tym, że gdyby ich nie popełniono ilość mandatów w sejmie byłaby znacząco wyższa, ale mam pełne przekonanie, że jeśli nadal będą popełniane, przy kolejnym rozdaniu tych mandatów zabraknie do stworzenia działającej większości, a pierwsza weryfikacja niedługo, bo przy okazji wyborów prezydenckich.
Dwa błędy dotyczą mediów i obydwa są doskonale znane, choćby dlatego, że wcześniej po-pełniła je Platforma Obywatelska. Pierwszy jest taki, że przekaz polityczny jest formatowany pod zawziętych fanów, co w kategoriach wyborczych daje niewiele, a drugi, znacznie groźniejszy polega na tym, że z braku odpowiednich kadr i pomysłów wewnątrz partii, ceduje się w zasadzie całą propagandę na dziennikarzy, przez co są słusznie postrzegani jako część partyjnej machiny. To pułapka.
W pierwszym przypadku mamy do czynienia z kompletnym niezrozumieniem celu przekazu. Mamy takie ociekające wazeliną i propagandą telewizyjne Wiadomości. Ogląda je powiedz-my trzy i pół miliona widzów. Są to głównie ludzie starsi, albo przynajmniej przywiązani do pewnych rytuałów porządkujących dzień, a do tego zagorzali fani dobrej zmiany. Przeciwnicy mają swój TVN i tam uczą się, co mają myśleć. W tym sensie obydwa ośrodki propagandowe są skierowane do wewnątrz. Przy czym, nie wdając się w szczegóły, brednie i agresja tej drugiej strony są roznoszone przez wielkie portale internetowe, a TVP ten obowiązek zrzuca na odbiorców. Ci zaś, ze względu na opisane powyżej cechy nie są w stanie temu sprostać, albo nie chcą, ponieważ często jakość i charakter przekazu jest zawstydzająca. A celem, przy trzymilionowej widowni jest dotarcie do 10 – 12 milionów widzów, o czym chętnie się zapomina. Druga rzecz, moim zdaniem gorsza, to oddanie przekazu, ale oczywiście bez brzemienia odpowiedzialności redakcjom politycznym. Platforma Obywatelska wyszła na tym jak najgorzej, choć w swoim czasie sprzyjały jej wszystkie duże media, ale oczywiście ten fakt niczego nie uczy. Tam od dawna ogon macha psem i byle dziennikarski cwaniak narzuca największej wciąż jeszcze partii opozycyjnej narrację swoją czy też swoich właścicieli. Popularny wśród fanów Prawa i Sprawiedliwości przekaz, że wszystko jest jak najlepiej, a polityczne redakcje TVP to sam cymes i osiem milionów głosów to ich zasługa jest, mili moi, wielkim nadużyciem. Spotkałem się też z argumentem, że nie sposób dowieść złej politycznej roboty TVP, ponieważ nie ma możliwości sprawdzenia, jak wyglądałyby wyniki wyborów, gdyby działała inaczej. Oczywiście, że jest, ale nie będę się spierał, ponieważ i tak przeszłości nic nie zmieni, a przyszłość pokaże to niestety dobitnie. Zwrócę tylko uwagę, że wielu ludzi nie lubi, gdy ktoś nieustannie i namolnie przypomina im o wyświadczonych dobrodziejstwach, albo przy każdej okazji daje do zrozumienia, jak doskonałe i wyjątkowe jest to co robi dla innych. Nie liczę na zmiany rewolucyjne, bo pan Kurski jest przecież z Solidarnej Polski, przez co jego pozycja wydaje się pewna, choćby dlatego, że ta Polska ministra Ziobry, aż taka solidarna nie jest. Niemniej ewolucja jest tu możliwa, o ile będzie wywierany odpowiedni nacisk.
Trzecia kwestia dotyczy przed i powyborczej wojny z Konfederacją. Tutaj akurat nie wierzę, że wywołała ją TVP, ot tak, sama z siebie. W każdym razie pomysłodawca obrania tak nielogicznej taktyki powinien zostać przywołany do porządku. Cel był jasny. Zatrzymać konfederatów pod progiem wyborczym, co znacznie podniosłoby rzeczywisty wynik Prawa i Sprawiedliwości. Do realizacji wybrano oczywiście telewizję i zaprzyjaźnione z władzą media, co zna-lazło przełożenie w sieci, na agresywną pełną wzajemnych obelg kampanię, która zresztą trwa w najlepsze do dzisiaj. Wrogość utwierdza się tu dzięki zawziętym, a niewiele rozumiejącym fanom obydwu formacji, a komuchy śmieją się w kułak. Przy tym wszystkim przezabawnie brzmią głosy oburzenia, że wyborcy Konfederacji nie wsparli w wyborach do senatu kandydatów PiS. Pobrzmiewa nawet przedziwna teza, że każdy, kto nie popiera PiS w zasadzie nie jest patriotą, a szczególne nie jest, gdy ogłasza się prawicowcem. No ładnie! Jakby nie patrzeć winą za całe to zamieszanie należy obarczyć stronę silniejszą, czyli w tym przypadku partię rządzącą. Najbardziej ponurym aspektem sprawy jest fakt, że poza fatalnie wybraną taktyką kolejny raz znalazło potwierdzenie, że recenzentem, czy może lustrem, w którym przeglądają się prominentni działacze Prawa i Sprawiedliwości są w sprawach światopoglądowych media opozycyjne z Gazetą Wyborczą na czele. Przy całej wzajemnej wrogości tak jest i nic nie zapowiada zmiany. Dla opozycji z kolei punktem odniesienia jest tylko i wyłącz-nie PiS i w ten sposób kółko się zamyka. Nic nowego po wyborach, poza tym, że zbliżają się wybory prezydenckie.

wtorek, 8 października 2019

Polityka

Nie nadaję się do wielu rzeczy, ale do polityki nie nadaję się w sposób szczególnie jaskrawy. Owszem, mogę i lubię komentować, ale uczestniczyć czynnie w życiu politycznym nie mógłbym w żadnym razie, bo to zbiór pewnych rytuałów i zachowań, do których należy podchodzić w sposób entuzjastyczny i otwarty. Zapewniam Was, że dosłownie z każdej konwencji dowolnej partii, o ile nie zostałbym wyprowadzony przez ochronę jako wróg czy prowokator, to na pewno zapamiętany jako taki. Po pierwsze śmiałbym się w nieodpowiednich miejscach, po drugie nawet pod grozą wykręcenia ucha nie byłbym w stanie niczego skandować, a nawet entuzjastycznie oklaskiwać kogokolwiek, choćbym z sednem jego przemowy zgadzał się w stu procentach.
To bynajmniej nie jest powód do dumy, to skaza. Pewien rodzaj aspołeczności, która nie pozwala traktować wycinka jako całości, która każe złościć się i buntować w kwestiach zgoła niezauważalnych dla większości, takich na przykład jak używanie niedopasowanych do sprawy, zbyt wielkich kwantyfikatorów, albo wprowadzania do politycznej debaty zwrotów zaczerpniętych z korporacyjnej nowomowy. Z tym wszystkim każda propaganda tylko mnie śmieszy, choć jednocześnie nieco przerażający są ludzie, którzy ją powtarzają z ogniem w oczach. Wiem, tak było zawsze i właśnie na tym „zawsze” się wspieram.
O czekającej nas przyszłości politycznej więcej można dowiedzieć się zaglądając w przeszłość przez lufcik czasu, niż z zapowiedzi futurologów, socjologów i politologów razem wziętych. Nie dlatego bowiem upadła Republika, że Cezar przekroczył Rubikon, ale z powodów zgoła prozaicznych, takich jak korupcja, łamania praw większości przez oligarchiczną arystokrację, okradanie państwa na niebywałą wręcz skalę i narastający rozdźwięk między uroczystymi deklaracjami a rzeczywistością. Czy August zmienił ustrój? Nie. Czy wszystko się zmieniło? Owszem.
Powszechnie znamy te czasy jako anegdotę z wypisów szkolnych czy filmowych, że Neron palił i prześladował Chrześcijan, że Kaligula i jego koń, że Klaudiusz się jąkał i takie tam. Nadal Brutus jest dla niektórych symbolem walki o wolność i (co już tylko śmieszy) demokrację. Warto przy tym wiedzieć, że gdy szykował się do swojej ostatecznej klęski, spustoszył prowincję, gdzie formował swą armię do tego stopnia, że August na dwadzieścia lat musiał zwolnić ją z wszelkich obciążeń, żeby miejscowi, którzy nie zginęli w ramach walki o wolność, nie wymarli z głodu.
Nie odbiegam od tematu, ponieważ chcę wam powiedzieć o cenie, jaką ktoś nadal może od was zażądać za obronę własnych przywilejów. To dawne, niemalże legendarne czasy, ale pamiętajcie, że legendarne czasy są zawsze. Przy czym historia wcale nie zatacza żadnych kół, to bajki. To tylko rzeczywistość ciągle wymaga nowych rozwiązań, aby łajba cywilizacji nadal płynęła, a że problemy i sytuacje są ciągle podobne, to wina albo zasługa człowieka, który tak naprawdę zawsze jest taki sam, ze wszystkimi blaskami i cieniami swojej niepodległej osobowości.
Tylko szczęśliwie miniony dwudziesty wiek opanowany maniami ideologicznymi był haniebnym wyjątkiem w naszych wspólnych dziejach. Obecnie demiurgowie zła znowu próbują skazić ludzką cywilizację ideologicznymi maniami, ale tym razem, nim twardo staną na nogach, dostaną po łbach. I to niech będzie optymistyczny akcent tych wywodów.

sobota, 5 października 2019

Notatki kandydata na wyborcę 2


Trzaskowski jako emanacja

Zacznę od tego, że jest to człowiek absolutnie niczemu niewinny. Jego przygody jako prezydenta Warszawy są zajmujące o tyle, że są przygodami współczesnego świata. Lud wyniósł go na stanowisko dlatego, że jest to człowiek spełniający kryteria powszechnie uznawane za cenne. Po pierwsze niczego nie wie, po drugie niczego wiedzieć nie chce, a po trzecie jawnie  każdym gestem czy słowem daje do zrozumienia, że jest ponad tym, co się wokół niego dzieje. Z ducha i umiejętności to jeden z tysięcy władców świata gotowych zawracać bieg rzek, obalać góry, a wynosić ku niebu doliny. Przy takich zajęciach problemy jakichś tam ludzików są nikłe, tym bardziej, że oni sami wielce są z takiego stanu rzeczy zadowoleni. Gdyby był w skali światowej czy europejskiej ewenementem stałby się pośmiewiskiem, a jest raczej przykładem do naśladowania. Nikt nie powie, że to bezwolna kukła i niezaradny dureń, a jeśli nawet powie, taki głos będzie odczytany jako motywowany politycznie. W zasadzie trudno wyobrazić sobie rzecz, którą musiałby zrobić, albo jej zrobienia zaniechać, by upadła jego popularność.

Milion Wyborczych opuszcza Warszawę...

Wyborcza rozda milion egzemplarzy w małych i średnich miejscowościach, aby ludzie zrozumieli, że PiS jest zły, a Opozycja dobra. To fantastyczna wiadomość! Za darmo, wyobrażacie sobie! Idzie taki obywatel i nagle Wyborcza zmienia mu światopogląd. Cały spocony z wrażenia opowiada domownikom, pokazuje zdjęcia, tabelki… Apeluje o rozsądek tak długo, że i babcia starowinka w końcu zapłacze i poczłapie na wybory. Wyborcza ma moc, bo i mnie zmieniła światopogląd. Kilkanaście lat temu, gdy była jeszcze gruba jak nie przymierzając przewodnicząca Nowoczesnej, kupowałem w poniedziałek dla sportu, w czwartek dla reportaży i w piątek dla programu TV (wtedy jeszcze oglądałem ten szajs) i tak ogólnie dla beki. I tak sobie wspomagałem Adamu i jego bandę złotóweczkami, aż kiedyś, w piękny słoneczny dzień lata Wyborcza zmieniła mi świadomość. Zaraz przy kiosku przełożyłem sobie na drugą stronę. Tam wtedy był zawsze tekścik Pacewicza. Przeczytałem sobie tego króciaka do połowy i jak nie pierdolnę tej szmaty do kosza! Od tej pory właśnie mam zmienioną świadomość i starannie podtrzymuję ją w dobrostanie, co tydzień słuchając w ich wyborczym TokFM piątkowego bełkotu trzódki: Żakowski, Lis, Wołek, Władyka. W tej chwili to właśnie robię i każdemu polecam, bo jest to zabawa sama w sobie.  

O przewadze intelektualnej Platformy Obywatelskiej 

Kolega z PO nagrał kolegę z PO i zaraz wielki szum, bo sensacją niby fakt, że to banda łajdusów, a do tego jełopów. To tak jakby dziwować się, że lew zjada kózkę, a nigdy nie zdarza się odwrotnie. Piękna w tym nagraniu jest tylko zwięzłość przekazu, bo to jednak sztuka, żeby w kilku zdaniach wyjaśnić na czym polega zasadnicza idea wiodąca PO na barykady walki politycznej. Lubię takie jasne stawianie sprawy. Nie darmo pan Neumann jest ważną figurą. A i tak najlepsze jest tłumaczenie, że Przewodniczący Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej Jaśnie Oświecony Poseł Sławomir Neumann mówiąc o „pojebach z Tczewa” nie miał na myśli obywateli tego pięknego miasta, a jedynie lokalnych działaczy swojej własnej partii. Tak, zdaniem geniuszy narracji, łagodzi się ewentualne straty wizerunkowe, a i „pojeby” nie mogą się specjalnie obrażać, bo pewnie dzięki partii matce piastują rozmaite stanowiska, na których służą żywotnym potrzebom obywateli, a jeśli nie bardzo im idzie to służenie, zawsze przyda się ta specjalna, lojalnościowa usługa, którą świadczy partia przy pomocy narzędzi prawnych oraz bardzo konstytucyjnych.

Jeśli zaś komuś nie podoba się wulgarny język pana przewodniczącego, który jest zresztą charakterystyczny dla wszystkich nagrań Studia Politico, wyjaśniam, że na co dzień ci mili ludzie tak brzydko nie mówią. Po prostu dotknięci są chorobą popkulturowości, która zmusza ich do wiary w to, że tak właśnie wyrażają się fajni twardziele. Obecnie można by nazwać to schorzenie Veganizmem, od nazwiska pewnego cwaniaka, który w Polsce udaje reżysera, ale korzenie tkwią w latach dziewięćdziesiątych i fali polskich pseudo gangsterskich komedii czy sensacji, które na własne potrzeby nazwałem kiedyś „kinem moralnego zbydlęcenia”. Jakby nie patrzeć te wszystkie „kurwy” i „pojeby” to w sumie produkt kulturowy, wyróżniający PO jako partię inteligencji, która nie gardzi produktami mającymi zabawić prosty lud. Przecież gdy taki, na przykład, pan Neumann odwiedzi filharmonię nie pokrzykuje na dyrygenta w stylu: 
- I jak ch..u trzymasz te pałkę! 
Tak mógłby krzyknąć pisowiec, gdyby chadzał do filharmonii, ale nie chadza, bo jest prostakiem. Zrozumieliście takie i owakie syny? Dotarło na czym polega przewaga intelektualna Platformy Obywatelskiej?