sobota, 31 grudnia 2011

Nowy Rok i Tzw. porządki

Pani Renata Rudecka Kalinowska mnie w pewnym sensie zapłodniła. Mam pytanie?

Kto nie da się wrzucić w odwieczny śmietnik historii?

Nie będzie co prawda żadnych nagród, ale jestem ciekawa, co My bloggerzy chcemy, by się na ty śmietniku znalazło.

Śmietnik – miejsce całkowitego zniszczenia i degradacji.

Życzenia z okazji Nowego Roku

Wszystkim Życzę w tym Nowym Roku rozwagi.

Oczywiście zdrowia…bo na p. Arukowicza nie ma co liczyć.;p

Miłości, bo ta nie przemija.

Odwagi, bo czasem mi się wydaje, że Polacy to Naród tchórzy.

I szczęścia, bo będzie nam bardzo potrzebne.

I Boga w życiu codzienny, bo tylko ON władnym jest byśmy znów poczuli się Narodem.

Serdeczności.

piątek, 30 grudnia 2011

Polska. Wypis z E.Kwiatkowskiego

„ Każda większa indywidualność, każdy mąż stanu, który ośmielił się najsłabiej, choćby przeciwstawić prądowi zwyczajowego zła, prowadzącego państwo nieuchronnie do zguby, miał drogę życia wysłaną cierpieniami i kamieniami w Polsce; przebaczano mu dopiero po śmierci, gdy nie był już w stanie zamącić spokoju zanarchizowanej braci szlacheckiej.

Każde, najbardziej niesprawiedliwe, najbardziej perfidne i złośliwe oskarżenie rzucone pod adresem najlepszego, najgorliwszego syna Ojczyzny, stawało się natychmiast niewzruszonym pewnikiem w oczach opinii publicznej.

Każde uznanie było przyjmowane sceptycznie lub przemilczane zazdrośnie, chyba, ze odnosiło się do …CZŁOWIEKA TAK ZŁEGO, JAK ZŁYMI BYLI SAMI PRZYWÓDCY OPINII!”

wtorek, 27 grudnia 2011

Święta. Karciana tradycja

Przeżywam dużo przygód w ciągu roku, niemniej Święta mam od lat uporządkowane jak chyba nikt z moich szanownych czytelników.

Boże Narodzenie i Wielkanoc są w zasadzie identyczne.

Pomijając aspekt religijny oraz rodzinny/intymny, wykorzystujemy ich oczywistą dwudniowość, by grać w karty. Tacy są faceci!
Od sześciu, siedmiu lat wszystko ma swój tradycyjny tryb. Przedtem bywało nas więcej przy stole, ale niektórzy gdzieś odeszli. Mniejsza z tym.

W pierwszy, świąteczny dzień odwiedzamy Rodzinę, a w drugi Oni – nas.

U nich, siadamy przy stole. Jemy, wypijamy po dwie pięćdziesiątki ( dla uczynienia sprawnym żołądka ) by potem opuścić Panie ( których jest dużo ) i przechodzimy do „gabinetu” czyli do drugiego pokoju, na cygaro ( papierosa & wódkę ) by pobawić się kartami.

Jest nas tylko trzech ( Krzysio w tym roku jeszcze za mały ) Rozwalamy się w fotelach, popijając z małych kieliszków i z racji, że brak czwartego, gramy w „3,5,8” Każdy gra na własny licznik, ale grając przeciwko Ojcu i Synowi zawsze mam do czynienia z czymś w rodzaju spółki.

Przedwczoraj ( onegdaj ) po raz pierwszy od sześciu lat, skopałem im tyłki! Skończyłem na 21 punktach, przy ich nędznych ( -10 ) i ( -11 ) Kobiety ( ich ) trochę przeszkadzają, nie wiedzieć czemu pragnąc, byśmy cały wieczór spędzali przy zastawionym obficie stole. To też tradycja! Zarówno nasza gra, jak i te babskie okrzyki.

Nazajutrz, u nas, jest podobnie.
Tyle, że „dochodzi” po męskiej stronie, mój dzielny szwagier.
Pakujemy w brydżdżydżka! Ja ze szwagrem w parze – oczywiście. Większe emocje, a i ludzi więcej, to i przywoływanie nas do porządku słabsze. Jakoś tak rozwodnione.

Popijamy, palimy i gramy. W każdy zespole jeden amator/zawodowiec. U nich „Antonio” a ze mną szwagier „Jabu – popularny Casiga”. Synek Antonia, wesoły Przemas i ja jesteśmy ino dodatkami. Gramy!

Pierwszy roberek, minimalnie, dla nich, a potem karta się odwraca i w końcu miażdżymy ich 4-2. W tym trzy robry, wygrane na sucho. Ile w tym satysfakcji, wesołej zabawy z ostatecznego tryumfu.

Byłoby 5-1, ale ostatniego trzeba było szybko skończyć, ponieważ ich Panie stały już nad nimi w płaszczach/kurtkach i jawnie zbierały się ku wyjściu. Wyobraźcie sobie, że „pro publico bono” odpuściłem licytację, mając w łapie 14 pkt ( w kartach ), z dwoma szóstkami, singlem i renansikiem słodkim.

Ale cóż mi tam, skoro wynik był korzystny!

Gorzej, że w przedostatnim, zwycięskim robrze, przewróciłem się na szlemiku w kiery. Mogłem wyłożyć karty, ale zachciało mi się popisów und dramatyzmu. Miałem wszystko oplanowane ze szczegółami. Nawet nie trzeba było zakładać impaszczaków. Ot, na stole będąc, trza było zagrać w karowego króla i zrzucić z łapy waleta pikowego, który był ryzykowny.
I jakoś o tym Królu zapomniałem, pewnie dlatego, że już wypiłem dość. To mnie nie usprawiedliwia! Przepadł szlemik, „jakoby w wychodku”

Radość ze zwycięstwa jest, ale ten szlemik kością w gardle mi stoi.
Mam nadzieję, że za kilka miesięcy, w czasie Świąt Wielkiej Nocy, nie dam już takiej plamy!

Tradycja!

sobota, 24 grudnia 2011

Wszystkiego Najlepszego!

Pojadłem, popiłem, nasyciłem się świąteczną atmosferą i w końcu przylazłem do internetu.

Wszystkich Was kocham bez wyjątku.

Baczność, od lewego, spolegliwie und miłośnie, odlicz!

Raz!

Dwa!

Trzy!

– Niepełny!

Jasne, że niepełny, ponieważ wielu ananasów brakuje. Dobrze!

Siedzę sobie w cygarze „Made In Cuba” Nie mam pewności, że Kuba, ale nawet gwatemalskie chętnie wypalę. W żadnym razie, cygara nie są chińskie!

( od Córki dostałem!)

Napisałem uprzednio, że Was kocham. Przyjmijcie to za pewnik.

Taki, cholera, lajf.

Trzymajcie się!

piątek, 23 grudnia 2011

Włos Magellana

Ludzie w Polsce są ogólnie rzecz biorąc, bardzo konfliktowi.

Pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz byłem, na tak zwanej, firmowej Wigilii. Dodatkowego smaku dodaje fakt, że nie jestem i nie byłem nigdy pracownikiem tej firmy.
A, tak jakoś mnie zaproszono, jako ozdobę.
Broszkę z diamentów, prawda, do kożucha.

Jedzenie smaczne. Towarzystwo miłe i w większości znajome. Przy okazji, jako człowiek z rozrosłym ego, miałem okazję dowcipkować. Sami rozumiecie.

Nagle znalazłem włos. W kapuście. Czarny. Pokręcony jak diabli. Przemyłem go w brandy, obejrzałem pod światło i mówię, że to pewnie jest włos Magellana.

W innym kraju, przytomni i obecni duchem i ciałem, potwierdziliby niezawodnie moją tezę, choćby dla sławy.
Nie w Polsce.
U nas wszyscy zaraz „huzia na Józia, czyli w tym przypadku; na Jacka!

Jeden opowiada z całym przekonaniem, że jest to włos łonowy tutejszej kucharki.
Drugi, jako człowiek łysy o żadnych włosach nic nie chce wiedzieć, i w ogóle, włos ma za prowokację tajnych służb.
Trzeci – słów szkoda – nieudolnie stara się mnie podrywać.

Konfliktowi są tutejsi ludzie. Upieram się przy swoim, że to włos Magellana.

DNA! DNA! – Krzyczą wszyscy, ponieważ każdy naoglądał się serialu „CSI Kryminalne zagadki Goliny”

Dzwonię do Portugalii.

- Helou! Czy jest tam, w tej waszej Portugali jakiś potomek niezłomnego Magellana?

Oszczędzę wam dalszych szczegółów, niemniej przyjmijcie za pewnik, że tamtejsi urzędnicy to chamy! Po Polsku nie rozumieją, ni w ząb.
A u nas praca wre. Podzieliliśmy włos na czworo – nie w poprzek, a wzdłuż. Badamy DNA i wyszło nam, ze to włos ludzki. Teraz tylko trzeba go porównać.

W związku z niechętnym stosunkiem portugalskiej administracji, wysłałem do Portugalii specjalnego agenta, po włos jakiegoś potomka Magellana.
Wrócił zniesmaczony i opowiadał, ze Magellan naturalizował się jako Hiszpan.

Przywiózł, co prawda jakieś włosy w pudełku, ale diabli wiedzą, co to w ogóle za włosy nieuczesane.

Siedzę przed kominkiem z włosem Magellana w paluszkach, rozważając ludzką dzielność, niezłomność i bezwzględność.
Wkrótce wypłynę na kurtce ze „szmateksu” w rejs dookoła Świata.

Świat , piszemy, z dużej litery.

wtorek, 20 grudnia 2011

Róża. Pies, który zasługuje na Święta

To, że moja psica Różyczka jest najmądrzejszym i najpiękniejszym psem na świecie, wie każdy, który ma osobliwą przyjemność wszcząć ze mną dyskusję o zwierzętach.

W styczniu miną dwa lata od chwili, gdy przygarnęliśmy słodką Różę. Zimą dokarmiam ptaki. Biedaczysko przyszło i wyjadało suche kromki chleba i temu podobne łakocie. Zaglądała do mnie i uciekała. Przed decydującym dniem błąkała się po zamrożonej, śnieżnej Golinie przez co najmniej tydzień. Wiem. Już to kiedyś opisałem, ale dążę dzisiaj do osobliwej pointy..

W końcu skusiła się na miskę wody i psie żarcie. Spała trzy godziny, a potem wstała i przytuliła do mnie łepek. Iwona na sznurku zaprowadziła ja do domu. Krzysiu nadał jej osobliwe imię; Róża. Osobliwe jak na smolisto - czarną psicę. Róża to Flat Coated Retriver.

Jakiś skurwysyn wyrzucił ją dwa lata temu na mróz i śnieg.

Dzięki temu, od dwóch lat jest z nami samozwańczy obrońca i szczera przyjaciółka, w jednym. Nazajutrz po tym , gdy rozgościła się w domu, raczyła szarpnąć za pupę faceta , który wszedł do domu by spisać licznik za wodę. I słusznie!

Teraz Róża jest nie tylko domownikiem, ale jest szczerym człowiekiem. Kto zna opowieść o Dersu Uzała, ten zrozumie to w połowie. Rzecz w tym, że Róża jest cały czas między ludźmi. Zostawiona sama na marna godzinę, rozpacza.

Trudno to opisać, ponieważ cała tajemnica tkwi w tych słodkich, brązowych ślepiach. W ślepiach/ oczach, których nie odwraca gdy się w jej źrenice patrzy. Towarzyszy każdej domowej rozmowie, i do diabła, wszystko rozumie! Nie ma sposobu by ją zmylić.
Ale ja nie o tym. (Uwaga zbliża się pointa)

Róża prowadzi też działalność informacyjną, która polega na tym, że szczeka zawsze gdy ktoś zbliża się do naszej bramy. To tajemnica dla mnie, że nie szczeka gdy samochód zatrzymuje się pięć metrów dalej; nie szczeka gdy ktoś przechodzi mimo, a zawsze informuje gdy ktoś ma zamiar zatrzymać się przed nasza bramą/furtką.

Dalej jest jeszcze gorzej. Gdy do domu chce wejść ktoś w jej rozumieniu obcy, trzeba ją zamykać w pokoju. Inkasenci oraz inni przedstawiciele najmarniejszej nawet władzy, bez wątpienia zostaliby zaatakowani. W tym ludzie pożyteczni, jak na przykład facet rozwożący gaz w butlach.

Jest tylko jeden wyjątek.

Nasza Mama/Teściowa przyjmuję Komunię w domu, w związku z czym przyjeżdża do nas Ksiądz. Tu taka uwaga; Zwykła wizyta przy okazji kolędy księdza przed zapałami Róży nie chroni.

Ale przy tej, wyjątkowej okazji Róża zmienia swoje zachowanie. Nie szczeka ani informacyjnie, ani agresywnie. Nie wierzyłem w opowieści kobiet, mając to za idealizację ostrej przecież rzeczywistości, ale w ostatnią sobotę byłem chory i leżałem w uchu.

Coś niesamowitego! Trudno to opisać. Zamknięta, na wszelki wypadek, ze mną w pokoju. Nagle cicha i spokojna. Do drzwi, a od drzwi do mego łoża boleści i wyraźnie stara się coś powiedzieć. Jakieś : eąć, ęć, bęć…i tak po swojemu do mnie gada, a taka jest zajęta i przejęta. Przypada, kładzie się, tuli łeb i dalejże gadać … mruczeć.

Po wszystkim pytam, na co Mama/Teściowa mówi, że tak się należy, ponieważ ksiądz z Panem Jezusem przyszedł. Bywa i tak.

Trzy minuty później włożył nam w furtkę jakiś dobrodziej ulotkę. Róża, gdybym jej pozwolił, wyrwałaby drzwi ze złości.

Piszę ten tekst z przerwami, od godziny, a brązowe ślepia obserwują mnie czujnie.

Naprawdę nie mam pewności czy Róża tego tekstu nie sylabizuję. Taka ucieszona i zajęta.

Wygłaskany łepek i lodowaty nosek, który pcha się do klawiatury. Z niecierpliwością czekam na Wigilię.

Pogadamy o sprawach fundamentalnych, Różenko słodka?

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Pan Coryllus

Pan Coryllus dużo i nieźle pisze. Doszedł, jak to mówią. do wprawy. Czasem wkurza mnie Pan Coryllus swoim pisaniem, a czasem wręcz przeciwnie. Tyle, że dotyczy to z reguły treści, nie formy.

Pan Coryllus jest w formie.

Tyle, że ja dzisiaj nie mam zamiaru recenzować tekstów Pana Coryllusa. Panu Coryllusowi recenzja wyprodukowana przez takiego ancymona jak ja, nie jest do niczego potrzebna.

Pan Coryllus pod każdym swoim tekstem umieszcza informację gdzie można nabyć jego książki.

Pan Coryllus wydaje swoje dzieła, „nakładem własnym autora” Tak to się chyba nazywa?
To oznacza, że Pan Coryllus sprzedaje książki pachnące farbą drukarską. Swoje i nie swoje, czyli, że poza tym, że jest pisarczykiem, stał się przy okazji wydawcą. W czasach, gdy każdy czytelnik jest na wagę złota, to całkiem niezła idea, która niewątpliwie będzie mu policzona w niebiosach, czy gdzie tam, Pan Coryllus trafi.

Pod tekstami Pana Coryllusa, odkąd zaczął wydawać książki, pod każdym tekstem pojawiają się komentarze piętnujące jego działalność zarobkową. Co więksi idioci piszą, że Pan Coryllus publikuje notki tylko po to, by przy tej okazji reklamować swoje wydawnictwa.

Takie pierdoły wypisują ludzie przyznający się przy innych okazjach do wszystkich dostępnych, politycznych opcji. Komuchy, leberały, liberałowie, prawaki, prawicowcy, narodowcy a nawet syneczkowie Mamy Gai.

Komuchów rozumiem, bo jakże to samemu wydawać i samemu swój produkt reklamować, bez akceptacji KC Pisarzy?

Ale wszyscy inni? Mój Boże! Czyście ludziska poszaleliście?
Pan Coryllus pisze, wkładając w pisanie swoją pracę. Wydaje, dając zarobić innym ludziom. Prowadzi dystrybucję i sam dba o reklamę. Pan Coryllus pracuje na swój sukces/ porażkę ale pracuje sam. Tak było przez setki lat i trzeba być wariatem by z tego szydzić.

Krytykować czy wyśmiewać jego dzieła, o ile się je przeczyta, jest jak najbardziej na miejscu, ale krytykowanie czy wyśmiewanie tego ostatniego, tradycyjnie umieszczanego pod jego tekstami akapitu promocyjnego, świadczy, mili moi, o waszej głupocie!

W czasach, gdy miernoty, nawet nie pisarczykowie, masowo wykładają się literacko w witrynach księgarń, ponieważ miejsce na półce zależy od finansowego wkładu „patrona medialnego” a „Trylemat Lema” stał się oczywistością o której nie warto gadać, wolni ludzie internetu atakują człowieka, który bierze sprawy wydawnicze w swoje ręce.
Byście zaakceptowali Pana Coryllusa potrzebna Wam jest pieczątka z „Gazety Ważnej” od redaktora, znanego idioty?
Mało macie na półkach dzieł sportowców, celebrytów, małp politycznych, redaktorów, piosenkarek, lewackich i prawicowych „PornoArmistów? Mało głupoty, oczywistego niechlujstwa z braku porządnej korekty? Mało wspomnień garkotłuków, zakamieniałych brudasów, bajd na poziomie gimnazjalnym o rycerzach, wampirach i diabli wiedzą, o czym jeszcze?

Ktoś to wszystko pisze wraz z pięcioma pomagierami, ale Polski ni prawdziwego życia w tym nie ma za grosz.

Tyle, że nie ma w blogosferze czasu na „nalewkę” ze współczesnej literatury polskiej.

O, w Pana Coryllusa uderzyć, inna sprawa!

Głupcy! Po trzykroć; Głupcy!

Trzym się Pan, Panie Coryllusie, a ja skromny, za Pana trzymam kciuki!

niedziela, 18 grudnia 2011

Realizm

Z rozbawieniem przeczytałem tekst czołowego realisty, pana Krzysztofa Kłopotowskiego. Tezy tekstu są dość dobrze uzasadnione a przez to warte odpowiedzi, nie zaś pokrzykiwania na autora, co widziałem w komentarzach.

Tyle, że Szanowny Autor ukazując, obyczajem realistów, szereg uwarunkowań i konieczności, które należy przyjąć obecnie, by zabezpieczyć przyszłość; jednocześnie zapierając się o głazy geopolityki i historii z uporem popycha nas ku przeszłości.
Czyni tak, stawiając się ze swoim realizmem w pustce intelektualnej i stąd moja uwaga o rozbawieniu w jaki mnie wprawił. Jeśli przyjąć historyczne analogię Pana Kłopotowskiego musiałbym przyjąć założenie, że stoimy wobec dwóch morderczych reżimów, które na nas dybią. Jeśli tak miałoby być cała realistyczna konstrukcja natychmiast z tekstu wyparowuje.

Nie wiem jak Pan Kłopotowski wyobraża sobie ograniczenie suwerenności w na rzecz Sowietów czy III Rzeszy w warunkach politycznych przed 1939 rokiem, ale użycie akurat takiego porównania w analizie dzisiejszej sytuacji politycznej jest dość zabawne.

To nie żaden realizm tylko negowanie dynamizmu obecnej sytuacji.

Samo nawoływanie do poddania się hegemonii „metropolii” to starodawne Wołanie niewolnika o dobrego pana. Kto dzisiaj w ogóle stawia takie tezy?

Żeby się zbytnio nie oddalać zajrzyjmy na Litwę, która leży sobie jak gdyby nigdy nic pomiędzy potężnymi sąsiadami. Czy tam w głównym nurcie polityki trwa dyskusja czy klękać przed Rosją albo Warszawą. Oj, chyba nawet przeciwnie.

Zgadzam się z autorem, że trzeba dyskutować na poważnie, ponieważ są to bardzo poważne tematy, a na naszych polityków nie ma co liczyć, ponieważ jak zwykle, zajęci są okładaniem się pałkami po głowach. Tyle, że nie z takim przytupem. Nie tak dramatycznie!

Dawno, dawno temu książę Bezprym aby uzyskać pomoc i umocnić swoją władzę odwiózł Cesarzowi insygnia koronacyjne Chrobrego i raczył ugiąć swe książęce kolana, a wyszedł, co widać po latach jakoś nieszczególnie na tej operacji.

Matejko nie uwzględnił go w Poczcie i przepadł, jak to mówią, w pomroce dziejów.

Co robić w takim razie? Uśmiechać się, analizować, rozkładać ręce i robić swoje. Nigdy nie wychodzić przed szereg i nie siadać do politycznego pokera w okularach, ponieważ w szkłach odbijają się karty gracza. To jest błąd.

http://klopotowski.salon24.pl/374327,co-ten-pis-wyprawia

środa, 14 grudnia 2011

Ludzie pisani "z małej litery"

Znudzony bluzganiem, zmęczony wymyślaniem inwektyw, postanowiłem wyrażać swoją dezaprobatę wobec rozmaitych łajdusów, męczących nas publicznie swym prywatnym kure....m, inaczej, do czego zachęcam PT blogerów i dzielnych komentatorów.

Już nie Urban a urban.

Nie Jaruzelski a jaruzelski.

Do rzyci z ortografią!

wałęsa, miller, kwaśniewski ... o nadbiega spóźniony celiński i krzyczy, że on też chce! Proszę bardzo!

celiński, lis, michnik, tusk, durczok, sikorski, olejnik, morozowski, schetyna, zajszczus ... uff, cała lista. Niech sobie każdy sam dosmaruje.

Ktoś może napisać, że to nieprzyzwoity pomysł, że tak nie wolno!

Wolno wolno!

"Najlepiej w szczerym polu i na lekkim mrozie!"

wtorek, 13 grudnia 2011

13 grudnia, szesnastolatka i Bromba...

Stoję. Ulica Kolejowa . Rok wiadomy. 13 grudnia. Wracam z kościoła. Mam szesnaście lat! Pretensję do świata i ….nie ważne. Nagle budzi mnie to, że Polska, Polsce wypowiedziała wojnę! Wojna polega na tym, że niszczy się każdy przejaw wolnego myślenia. Myślenia, który mógłby zagrażać SOCJALISTYCZNEJ OJCZYŹNIE!

Łał!

Mam szesnaście lat. Akurat po długiej, niekończącej się chorobie …nie ważne dziś zresztą. Stoję na takiej krawędzi. Mam te szesnaście lat, niby świat przede mną otworem, lecz, no cóż, zamknięty na cztery spusty przez generała i WRONę.

Ktoś może by pomyślał, że ja wtedy taka patriotką …nie. Nie. To nie to.

Fakt, byłam zawsze patriotą, zawsze w pamięci miałam trzy słowa - Bóg, Honor i Ojczyzna. Tylko, że to nie zmienia faktu, że patrzyłam na przerażone twarze w kościele! Na wydłużone profile, gdy ksiądz na ambonie powiedział, że dziś w nocy generał Jaruzelski ogłosił w Polsce stan wojenny. Ja, ta szesnastoletnia dziewczyna, nie wiedziałam cóż to znaczy. Obok mnie stała moja przyjaciółka(do dziś zresztą przyjaciółka jedyna), ona nim do tego kościoła przyszła już wiedziała… ja nie wiedziałam. Ja wciąż naiwnie wierzyłam, ech…myślałam, że przejaw wolnościowy, to, to, czego naprawdę można oczekiwać po wolnym człowieku, nie skażonym żadnymi zaszłościami. Tak myślałam o Socjaliźmie!

Ja się nawet wtedy wstydziłam z mojego szlacheckiego pochodzenia, uważałam to za pewien niepotrzebny balast.

Nie, żebym ufała Gierkom i Gomułkom…to nie tak, tylko, że byłam naiwna, bo byłam dzieckiem. Bo na słowa mojego ojca (zm. 1982), że nie ufa już nikomu, że nawet na konspiracyjnych zebraniach NSZZ Solidarność w kopalni węgla brunatnego Pątnów Adamów Konin, uczciwych można policzyć na palcach jednej ręki. I, że to mogą uczynić tylko ci, którym maszyna ucięła je prawie wszystkie. Tak, zawsze na te słowa, lub podobne reagowałam alergicznie. Spierałam się z własnym ojcem, że powinniśmy ponieść konsekwencję wszystkiego, wraz z długiem zaciągniętym przez Gierka, bo jak mi się wtedy wydawało, to był znów balast, pewna zaszłość…ale taka, którą można szybko wyrównać, potem ma nastąpić raj na ziemi, z wszystkimi dobrami i z wyjątkową swobodą osobistą.

A potem stojąc na ulicy kolejowej, w głowie jedna jedyna myśl , Stan Wojny! I zomo, ormo i MO na ulicach, kontrolujących tych, których nikt by nigdy nie skontrolował.

Strach!

Świat zatrzaśnięty!

Może na zawsze!

Odległy o lata świetlne!

Monotonny głos tow. generała… potem tylko Bromba i inni.

aleje jaruzelskie

O takich alejach doniosła panna z helikoptera Polsatu. Nic wielkiego – Przejęzyczenie praktyczne.

Dlaczego praktyczne?

Ano dlatego, że forsa forsą jest.

Dziennikarze, którzy są skurwysynami rozpaczają z helikoptera, że JarKacz blokuje Warszawę.

Czy będą spuszczać panienki dziennikarki, z helikopterów na sznurkach? Przecież to jest gadka z 1980 o bananach, które cierpią w porcie.

Jarosław Kaczyński, osobiście gnije banany!

A, wyjazd mi stąd, pogrobowszczyki komuny!

A jeśli nie odpieprzycie się od Polski / wygracie ostatnia batalię – Cóż. Polska jest wasza. Polska należy do Michnika, Komorowskiego, Waltera, Schetyny, Solorza, Tuska itp.

Polska jest szlajająca się niewolnicą. I ja to chwalę!

Wstyd.

Może i wstyd, ale jaki miły!

Z alei jaruzelskich skręcisz w ulice michnika, a potem urbana - w lewo, do ściany. Za ścianą jest raj. Tam nie sięga Polska!

Ino wstyd!

Sikorszczak i inni

Telewizja kłamie! Dziennikarze są kłamcami a kłamcy przeważnie są łajdakami.

Jacyś idioci zafundowali nam dzisiaj rekonstrukcję historyczna polegającą na ukazaniu chamstwa i zbydlęcenia służb porządkowych sprzed 30 lat. Też mi coś! Miesiąc temu można to było obejrzeć na żywo.

Telewizja kłamie! Choć zakichany Urban jest już w cieniu, ma tak wielu następców, że w mediach trwa nieustanny festiwal sukinsyństwa.

Rządzą nami ludzie, którzy bez łaski mocarnych sąsiadów nawet nie usiądą na kloace, by się wybejać. W większości pochodzą z szeregów antykomunistycznej opozycji. To przykre!

Telewizja kłamie! Czas zacząć pisać to na murach. To jest bardzo prosty przekaz.

Polacy to naród tchórzy i skrajnych konformistów. Bardzo łatwo takim pierwotnym ludkiem rządzić. Pierwotnym ludkiem, który chce nadrabiać cywilizacyjne zaległości. Istnienie zaległości wydaje się być oczywistością. Nikt nad taką teza nie dyskutuje. Są i już.

Telewizja kłamie, nawet gdy wyłączysz odbiornik. Nawet gdyby wszyscy wyłączyli, nic by to nie dało. Kłamstwo i obrzydliwość tak czy tak pędzi w kosmos.

Jest jeszcze Sikorszczak, który wypowiada się za nas. I jest Agora, której rządzące pieski oddały portal www.polska.pl najwyraźniej sądząc, że Agora to Polska. Bywa i tak!

Chociaż jest całkiem odwrotnie.

Radio też kłamie!


poniedziałek, 12 grudnia 2011

13.12 - obok

13.grudnia 1981 obudziłem się o ósmej. Wstałem, odlałem się i umyłem w śmiesznej, ciemnej łazience. Umyłem zęby, gębę i gęby okolice. Stopy wesołe i oczywiście to co jest pod skórką na chuju.

Miałem wówczas prawie 18lat. Mama wstała i zaparzyła herbatę. Włączyłem telewizor Neptun. Szum. Tylko szum.

Coś tam gadaliśmy. Wrąbałem jajecznice z trzech. Mama poszła do pracy, a właściwie na strajk, który od kilku dni trwał w konińskim szpitalu.

Wróciła po godzinie.

Obejrzeliśmy występ tego Jaruzelskiego gówna.

Szpital obstawiony, znaczy się wojna!

O dziesiątej pobiegłem do przyjaciela. Po drodze zatrzymały mnie jakieś brzuchacze przed Hotelem Konin, że niby mnie zastrzelą. Jaja jakieś.

Porozklejali te plakaty, zupełnie jakby Stonesi, nadbiegli nagle do Konina.Prawie za każdy wyczyn, do kary śmierci włącznie.

Z moim kolegą, Łylim, trzynastego grudnia, udało nam się nakleić kilka plakatów ( Mój Boże! ) z tekstem „ Sprzedałem Polskę ruskom” –Jaruzelski

Słabe to było, a Łylli jeszcze przy okazji pieczętował plakaty pieczątką KPN. Fajnie, że kierowca MZK wypuścił nas ( koło 18 ) ale wypuścił nas akurat na wprost komendy milicji. Jaki bieg!

Ochłonąwszy, dłonie opierając na kolanach wymyśliliśmy, że nim pobiegniemy do mnie, odwiedzimy, „by namówić się” na kolejny dzień.

Słabo to wypadło. Najlepszy z nas, jak się wydawało, wystawił swoja Mamę, Wykrzyczała nas z przedpokoju a nawet z klatki schodowej jako „prowokatorów”

13 grudnia wróciłem do domu przed dwudziestą. Przez kolejne trzy dni ( szkoły nie było ) graliśmy u meni w chacie w pingla i w szachy) Oczywiście, przy okazji, kombinowaliśmy jak pokonać komunę zasraną.

Tak sobie piszę, słuchając przy okazji różnych telewizji.

I niczym się nie różni TVN od Urbana. Polsat od Urbana. TVP od Urbana.

Niczym się nie różnią!

Gnój Morozowski i ta druga kurwa z TVN 24, od Urbana!

czwartek, 8 grudnia 2011

Podsumowanie rundy jesiennej. Polonia Golina

Podsumowanie rundy jesiennej. Część pierwsza

W pierwszej części podsumowania jesiennych rozgrywek postanowiłem zapoznać Szanownych Czytelników - PT Kibiców z zestawieniem indywidualnych osiągnięć piłkarzy Polonii Golina, którzy uczestniczyli w jesiennych rozgrywkach ligowych, drużyny seniorów.

Na podstawie klubowych zestawień, pokusiłem się o przedstawienie zbiorczej statystyki, dotyczącej poszczególnych graczy. Piłkarze na poszczególnych ( nominalnych ) pozycjach ustawieni są w kolejności wynikającej z ilości minut gry w 16 spotkaniach rozegranych jesienią.

W ostatniej rubryce, w nawiasie, wpisałem oceny wystawione podopiecznym przez Trenera. Były wątpliwości, czy ich publikacja nie zaszkodzi, ale po wyliczeniu średniej, uznałem dane za mało kontrowersyjne i ogólnie rzecz biorąc, potwierdzające kibicowskie obserwacje. Niech się jedni poczują docenieni, a drudzy zmobilizowani. Jasne jest, że przy takich ocenach tracą piłkarze nie grający pełnych spotkań ale sądzę, że ogólnie dają niezły obraz wkładu poszczególnych graczy w sukcesy i porażki naszej drużyny.

Poza wszystkim, nikt jeszcze nie stworzył idealnego systemu oceny sportowego wysiłku w grach zespołowych. To nie lekkoatletyka gdzie miernikiem jest długość czy wysokość skoku, tudzież bezwzględny pomiar czasu.

Zapraszam do analizy poniższych statystyk.

Bramkarze

Kamil Sikorski (20 lat ) - 7 gier - 630 minut (4,86)

Jacek Kujawa (35 lat) - 6 gier - 485 minut ( 4,75)

Marcin Kamiński ( 30 lat) - 3 gry - 270 minut ( 3,33)

(pozostałe 55 minut, rozegrał w bramce Polonii Krystian Mazurczak, zastępując kontuzjowanego Jacka Kujawę )

Obrońcy

Łukasz Jeziorski (24lata) - 13 gier -1222 minut (5,54)

Tomasz Głodek (22lata) - 12 gier - 1073 minuty (5,63)

Robert Górny (24lata) - 13 gier - 937 minut (5,23)

Krystian Mazurczak (21lat) - 9 gier - 810 minut (5,17)

Mateusz Ziółkowski (17lat)- 10gier - 671minut (4,35)

Paweł Kuznowicz (18lat) -8 gier - 613 minut (4,50)

Michał Wypychowski (18lat) -4gry- 263minuty (4,38)

Michał Witkowski (26lat) - 2 gry - 115 minut (4,25)

Szymon Pustelnik (17Lat) - 1 gra - 35minut (3,0)

Pomocnicy

Mateusz Mroziński (23 lata) - 16gier - 1395 minut (5,81)

Alan Kujawa (16 lat) - 15 gier - 1167 minut (4,57)

Bartosz Lewandowski (21 lat) - 14 gier -1065 minut (5,75)

Przemysław Rosołek ( 27 lat ) - 13 gier - 1009 minut (4,96)

Mateusz Zaborski ( 21 lat ) - 11 gier - 885 minut (5,46)

Tomasz Jeziorski ( 22 lata ) - 9 gier - 501 minut (3,11)

Michał Ślebioda (17 lat ) - 2 gry - 100 minut (4,5)

Hubert Galant ( 17 lat ) -1 gra - 55 minut (7,0)

Kamil Dzieran ( 19 lat ) - 2 gry - 47 minut (2,0)

Paweł Grzegorzewski ( 22 lata ) - 1 gra - 45 minut (3,0)

Napastnicy

Adrian Jóźwiak ( 23 lata ) - 11 gier - 890 minut (5,23)

Marcin Wojciechowski ( 29 lat ) - 14 gier - 654 minuty ( 3,61)

Piotr Tomaszewski ( 26 lat ) - 8 gier - 425 minut ( 4,13 )

Mariusz Dzwonek ( 25 lat ) - 8 gier - 399 minut ( 5,31 )

Damian Przybylski ( 17 lat ) - 1 gra - 15 minut ( 3,0 )

Uwagi:

Średnia wieku całej kadry 22 lata

W meczach uczestniczyło 10 zawodników o statusie “młodzieżowca”

Najlepsi strzelcy w rundzie jesiennej

Bartosz Lewandowski - 10 goli

Mateusz Zaborski - 9 goli

Mateusz Mroziński - 7 goli

Adrian Jóźwiak - 5 goli

Piotr Tomaszewski - 4 gole

Mariusz Dzwonek i Alan Kujawa po 3 gole

Tyle na dzisiaj, nieco "zimnej" statystyki. Wnioski niech sobie każdy chętny wyciąga we własnym zakresie.

W drugiej części podsumowania postaram się omówić przebieg rozgrywek w klasie okręgowej. W przerwie zimowej będziemy publikowali w odcinkach zarys historii Polonii Golina.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Dzisiaj o 20:10 w "Ale kino" dają...

"Siedmiu Samurajów"
Film Pana Kurosawy, oddany widzom w 1954 roku. Moim zdaniem jest to najlepszy film w historii kina.

Dzisiaj. Film piekielnie aktualny. Kto ma uszy, oczy, serce, wątrobę i jaja, albo to drugie coś, musi koniecznie ten film obejrzeć. Nie jest żadnym wytłumaczeniem, że oglądał... "jak był mały" albo "niedawno"

Film ma 57 lat i jego twórcy/aktorzy zasadniczo i przeważnie, nie żyją. To ważne. Podobnie jak ważne jest to, że od zakończenia wojny do premiery filmu minęło 9 lat. To tak, jakby w 2002 walnięto nam w łeb...



wtorek, 29 listopada 2011

Bez komentarza

Przetargi. Polska z laptopa

Ulice w naszym mieście są piękne jak śnieżnobiała kostka mydła. A chodniki? Chodniki są jak kryształ, a kosze na śmieci rozstawione wedle fantazji miejskiego architekta przypominają starodawne wazy. Aż przyjemnie wrzucić coś do takiego kosza. Jeśli nie mam żadnych śmieci w kieszeniach to zawsze znajdę coś na trawniku i wrzucę. Ot, tak, dla przyjemności.

Robię tu biznes. Wyburzam!

- Ostatni raz tłumaczę. Wygrałem przetarg na wyburzenie wielorodzinnego budynku mieszkalnego za kwotę miliona i dwudziestu trzech tysięcy złotych, wraz z wywozem gruzu oraz dowolnym rozporządzeniem pozyskanego z wyburzenia złomu stali oraz metali kolorowych!

- Pierwszy raz słyszę by zwycięzca przetargu tak gorliwie narzekał, Ostatni raz pytam, o co panu chodzi?

- Głównie chodzi mi o to, że tego budynku nie ma! Brak! Nul! Jest jakaś skarpa zarośnięta Barszczem. Widziałem tam jednego takiego obskurnego dziadka z kijkiem.

- Dzwonił pan w piątek. Przejrzałem dokumenty i potwierdzam pańska opinię w tej części, w której twierdzi pan, że budynku nie ma. Budynku nie ma, ponieważ nie został jeszcze wybudowany.

- Nie został jeszcze wybudowany?

- Nie został! Niech się pan uspokoi i wysłucha …Spokój!

- Ale ja mam tę bombę na łańcuchu i wywrotki. Gruz będę…

- Owszem, mamy pieniądze na wyburzanie, ale na budowę będziemy mieli, co jest przykrą niespodzianką, w przyszłym roku. Mamy kryzys, o czym pan niezawodnie wie – Na stronie – Ach ci Grecy!

- Przepraszam, ale nie rozumiem… Co ma piernik do wiatraka?

- Bez poezji, proszę! Zapłacimy panu za gotowość do wyburzania, a gdy wybudujemy budynek, przystąpi pan do wyburzania!

- Przepraszam. Przepraszam, ale muszę spytać, dlaczego mam wyburzać zupełnie nowy budynek?

- Ponieważ jest to budynek socjalny. Pan rozumie – Dla biedaków. Trzeba go wyburzyć, ponieważ stanowi zagrożenie dla osób w nim mieszkających. Potencjalnie. Firma, która wygrała przetarg na budowę nie gwarantuje budowy podłóg w mieszkaniach. Ludzie po prostu spadną na mordę do piwnicy! Potencjalnie ludzie.

- A kto wydał decyzję… ?

- Kto? Nasi poprzednicy. Takie są procedury! Wybudujemy. Pańska firma wyburzy i wszystko będzie jasne. Pan jest, widzę, nowy w tym biznesie. Kalendarz nas nie ogranicza. Jeden buduje, drugi burzy a polska rośnie jak na drożdżach. Niech pan nie wzrusza ramionami! Po co, prawda, wzruszać?

Idę sobie jak lord, z psicą na smyczy. Księżyc rogalikiem. Polska przedmurzem. Wolność gwałtem. Przemoc paskudną babą z TVN24.

Idę, mijam, dotykam

Na listopadowym piasku plaży

Kijkiem napisał jakiś swojak;

MANE, TEKEL, FARES!

poniedziałek, 28 listopada 2011

Polska wprost z laptopa

Idę sobie, aż tu nagle Koń. Rży. Przejść nie daje.

- Panie Koniu - mówię - Proszę o pozwolenie przejścia.

- Proszę złożyć odpowiednie podanie! - Poważnie odpowiada koń.

- Siadam na pieńku. Zza pazuchy wyciągam kartkę papieru oraz kopiowy ołówek. Pośliniłem i napisałem podanie, dosłownie na kolanie.

- A pieczątka? - Pyta koń.

- Jaka znowu pieczątka? Ja tylko chcę przejść!

- Urzędowa oczywiście - parska koń.

- Gdzie ja tu w lesie znajdę Urząd?

- W lesie Urząd? Musi pan wrócić do miasta.

Co miałem zrobić? Z koniem się kopać? Wróciłem. Poszedłem do Urzędu.

- Drugie piętro, trzynaste drzwi po lewej. Pukać trzy razy ale winda w remoncie. - Informuje mnie Dyzio Marzyciel, obecnie na etacie portiera.

Idę. Pukam. Wchodzę.

- W jakiej sprawie?

- Potrzebna mi jest pieczątka by podanie było ważne, Koń wymaga!

Kładę na biurku podanie.

Pan Siedzący przeciera okulary, forsownie smarcze w kraciastą chustkę i czyta.

- To podanie jest napisane jakby na kolanie, ale niech tam, nie każdy ma, prawda, odpowiednie zdolności kaligraficzne. Pan wnosi o przepuszczenie leśną ścieżką numer 124. Co pan ma do roboty nad leśnym stawem numer 6?

- Nad jakim stawem?

- Przecież pisze pan wyraźnie, że udaje się do lasu celem odetchnięcia świeżym powietrzem, napawania się urodą przyrody oraz, jak pan to ujął, odpoczynku na nieskażonym cywilizacją terenie. Ile pan chce przebywać?

- Nie wiem.

- Musi pan wiedzieć, ponieważ od tego zależy wysokość opłaty za oddychanie. Napawanie się jest gratis, w ramach akcji “Urząd Frontem do Obywatela”

- Ale ja nie chciałem iść nad staw, tylko na Słoneczną Polanę!

Siedzący wyciąga katalog i pilnie przewraca kartki. - To nie mój resort, ponieważ na polanie rosną poziomki oraz maliny, w związku z czym musi pan udać się na parter, do pokoju 18, gdzie wyrobią panu kartę zbieracza runa leśnego.

- Nie chcę być żadnym zbieraczem runa leśnego. Jestem inżynierem. Buduję mosty!

- Tym bardziej mnie dziwi, że nie chce pan iść nad staw. Jako inżynier. Ale trudno. W naszym kraju panuje wolność i każdy lizie gdzie chce. Oby z tego nie było jakichś problemów dla kraju! Opłatę za oddychanie może pan uiścić u mnie. Napiszę; trzy godziny. Ważne czternaście dni. Dwadzieścia złotych proszę!

I bach trójkątną pieczątką o papier!

Wyjmuję portfel, ale Urzędnik macha ręką. - Gotówki, prawda, nie trzeba. Trzeba przelewem!

- To ja teraz muszę do banku?

- Nie, najpierw niech Pan idzie pod 18 i wykupi kartę zbieracza. Tam panu dadzą formularze a zaraz za rogiem jest poczta. Wyśle pan pieniądze, wróci z pokwitowaniem i to będzie wszystko. Potem hulaj dusza!

- A, to pan. Kolega z góry dzwonił, że pan przyjdzie. Oczywiście wydamy panu kartę, ale sam pan rozumie, że na okres próbny jednego roku z możliwością bezterminowego przedłużenia, o ile nie zostanie pan schwytany na procederze nielegalnego przydrożnego handlu - Zagaił pan Stojący.

- To jakieś nieporozumienie! Jestem inżynierem. Buduję mosty a do lasu szedłem odetchnąć, napawać się i nawiązać kontakt z przyrodą.

- Tym dziwniejsze, że łasi się pan na parę złotych za handel poziomkami.

- To jakieś nieporozumienie, przepraszam ale…

- Rozumiem, że chce pan założyć firmę. Sprytnie. Nie będzie pan musiał odprowadzać składki rentowej. Pani Madziu! - Niech pani przygotuje dla pana komplet formularzy. - Czy zamierza pan ubiegać się o dotację unijną? Ostrzegam, że teraz to nie takie proste.

- Ja chciałem tylko pospacerować. Mogę podpisać oświadczenie, że nie będę zrywał żadnych poziomek czy innych malin, tym bardziej, że na przełomie listopada i grudnia…

- Kalendarz nie ma tu nic do rzeczy! Rozumiem, że nie chce pan założyć firmy?

- Chcę tylko iść na spacer do lasu, na Słoneczną Polanę!

- Dobrze. Dlaczego pan się tak denerwuje? Zaraz wydamy panu kartę. Jedyne trzydzieści złotych. Tylko uprzedzam, że jeśli zostanie pan przyłapany na handlu przydrożnym…

- Nie zostanę przyłapany!

- Uważa się pan za sprytnego?

- Nie! Po prostu nie mam zamiaru handlować runem leśnym!

- Wie pan chyba, że do runa leśnego zaliczmy też grzyby, jagody…

- Dobra! Wygraliście, rezygnuję z wycieczki do lasu.

- Nie ma sprawy. Nikt pana nie zmusza! Wpłaci pan na poczcie pięćdziesiąt złotych i wróci z pokwitowaniem, a my zatwierdzimy pańską rezygnację.

- Jaką rezygnację?

- Normalną!

- Nie zapłacę!

- A wie pan ile kosztuje praca komornika? No widzę, że przemówiłem do pańskiego rozsądku. W końcu jest pan inżynierem. Umysł ścisły, że się tak wyrażę. Oto formularz wpłaty. Niech pan nie wychodzi, mam jeszcze jedno urzędowe pytanie i proszę by je pan potraktował poważnie.

- Słucham.

- Skoro zrezygnował pan z pójścia do lasu, pomimo wykazywanej początkowo, doprawdy podejrzanej determinacji, gdzie się pan w końcu wybiera?

- Pójdę do kina.

- A ma pan bilet?

- Teraz nie, ale…

- Pan chce wejść bez biletu do kina? Na film?

- Kupię w kasie!

- Widać, że dawno pan nie był w przybytku 10 muzy. Najpierw musi pan iść, winda nie działa, na szóste piętro, pokój 442 i wyrobić sobie kartę kinomana.

- Kartę kinomana?

- A jak chce pan wejść do kina bez karty?

- To ja rezygnuję ze wszystkiego i wracam do domu!

- Aktualnie nie radzę, ponieważ w pańskim domu trwa właśnie rewizja, o czym muszę pana poinformować w związku z podpisaniem przez nas karty praw obywatelskich i …

- Rewizja? Za co?

- Nie żadne “za co?” tylko “z jakiego powodu?” I od razu panu odpowiem, że z powodu pańskiego niezdecydowania oraz pachnącego opozycyjnością niezadowolenia z systemu.

- To co mam robić? - Pytam, a łzy bezradności same napływają mi do oczu.

- Ile pan zarabia?

- Sześć

- Niech pan zostanie u nas. Dostanie pan na początek dziewięć. Jest wolne biureczko w pokoiku panny Madzi. Pan mi wygląda na inteligentnego człowieka. Umysł ścisły a przy tym fantasta. Horyzonty i te rzeczy. Popracujemy razem dla kraju, a prawdę mówiąc o żadnych budowach mostów nigdzie nie słychać. Rzeki ponoć wysychają.

- A mój dom, a rewizja?

- Chłopaki stoją na schodach i czekają na telefon. Mój telefon. Musi się pan zdecydować, czy jest pan z nami, czy wprost przeciwnie?

- A co ja będę tu robił?

- Na razie jest pan w trakcie szkolenia. Chyba pan to zauważył?

niedziela, 27 listopada 2011

Polska w Europie. Soczewica, młyn, mie...

Proszę bardzo! Zaczął Andrzej Talaga a dyskusję przeniósł do blogosfery dzielny Igor Janke. To są stare, iście średniowieczne sprawy. Tyle tylko, że tysiąc lat temu nazywało się to to Cesarstwem, na wzór Cesarstwa Rzymskiego. Rej tam wodzili PT Niemiaszkowie i wszystkim było dobrze a nawet jeszcze lepiej.

Czytajcie kronikę Thietmara z Mersenburga! Tam jest wszystko o tym jak się „Robi Europę” i ani Jankes, ani Talaga niczego nowego nie wymyśli. Był sobie Otton III który marzył o Nowym Cesarstwie Rzymskim wszystkich chrześcijańskich ludów Europy i nawet w tym celu przybył do Gniezna pogadać z naszym Chrobrym, który nie był żadnym wygłuptasem tylko szczerym politykiem i s….. .

Gdy Otton odszedł do Nieba, skończyła się epoka Europejskiego Idealizmu. Jego następcy mieli już to za jajo, bo pierwsze stały się Niemcy i dalejże wasalizować dotychczasowych sojuszników w wierze, w „Wielki Wspólny Chrześcijański Dom”

Dopóki żył Chrobry to się skutecznie stawiał, ale po jego śmierci synalek Bezprym razem ze swoją szwagierką Rychezą biegiem polecieli z Insygniami Królewskiemi do Cesarza.

I było im dobrze ponieważ Cesarz był człowiekiem mądrym i jak najbardziej znał się na rzeczy! Klęknęli przed Majestatem, w zamian Majestat posmarował ich złotem, a za nimi tamtejsze, starodawne elity. I wiele spraw załatwił w zamian za ograniczenie suwerenności. Czechom pogroził, podesłał wojskowe posiłki a nawet swoich mieszczan, bankierów i księży.

I było całkiem Europejsko, na dworach, choć część naszych przodków przebywała na dworze i czasem w tyłki było im zimno, choć wówczas było też to całe ocieplenie klimatu, spowodowane pewnie przez kowali i ich kuźnie buchające żarem.

Tak było i wszystkim było dobrze, ale tak nie będzie, ponieważ ani Cesarza, ani uniwersalnej idei nie ma, no może poza skrajną chytrością i fałszem niezbyt starannie ukrytym .

Co"przedstawia" ta dalsza cząstka suwerenności, jaką oddamy? Pewnie prawo własności.

A jak nas załatwią? A odpowiednim - Systemem podatkowym. Wprowadzi się do podatkowego wora jakiś kataster czy inny flamaster i fiu z Polski! Nie, przesadzam.

Umyślnie przesadzam, ponieważ skoro czytam teksty ludzi, stojących po polskiej stronie i znajduję w nich iście kramarską politykę, co mnie czeka za chwilę, ze strony wzmożonych intelektualnie Ojropejskich punków/ panków?

Nie mam zamiaru, wbrew swemu zwyczajowi, nikogo obrazić, ale wzywam naszych intelektualnych celebrytów do czytania historii, choćby o tym, co było dalej.

Zanim ktoś Wam każe na ulicy, w przytomności innych przechodniów, powtarzać: soczewica, młyn, miele, koło


Głos ludu. Głos mediów

Ach, tyle się ostatnio działo, że nie było o czym pisać. Tyle tylko, że znowu potwierdziło się, że chcąc dowiedzieć się prawdy o Polsce, należy rozpytywać wśród oszołomów i prostaków. Inaczej mówiąc „Vox populi, vox Dei” że się wyrażę w języku, który zdawało na tegorocznej maturze 190 osób.

Na przykład jakimś cudem, pierwszy lepszy obywatel, czuł nie posiadając żadnych po temu danych, że przy tak zwanych procesach prywatyzacyjnych, napychają sobie kieszenie rozmaite wredne i podejrzane typki, przy innych, telewizyjnych okazjach mający mordy pełne patriotyzmu, wolności gospodarczej i należytych standardów. Ze królują tam byłe i obecne służby specjalnej troski?

O czym tu pisać? Mamże powielać to co Pan Kaziu z Panem Józiem wygadywali przed sklepem kilkanaście lat temu?

Kolejna sensacja to afera płytkowa w PZPN. Podobnie. Jakimś dziwnym trafem kibice i kibole, którzy przecież nie przesiadują w starym gmachu PZPN, ani nawet na placu gdzie wkrótce powstanie nowa siedziba, jakimś cudem musieli domyśleć się, co jest grane, skoro od lat skandują obelżywe wobec związku hasła, już to skandując; Złodzieje! Złodzieje!” już to grożąc w ordynarny sposób dokonaniem na Związku, jako takim, aktów seksualnej przemocy.

I znowu pojawia się pytanie, jaka w tym nowość, skoro dawno temu dziesiątki tysięcy osób postawiły trafną diagnozę?

Są jeszcze drobne sprawy. Pan Łukasz Warzecha, dyskutując z Niesamowitym Grasiem, przywołuje wywiad z funkcjonariuszem BOR-u, który opisuje, co się dzieje za kulisami tej zacnej służby. Mnie to ani dziwi, ani przeraża, odkąd dowiedziałem się, że jednostek wojskowych pilnują firmy ochroniarskie.

Owszem, zawsze można napisać coś o Egipcie, gdzie całkiem niedawno odbywała się cudowna i miła rewolucja, której kibicowało wielu idiotów a teraz wysyłamy nad Nil, w roli obserwatorki demokratycznych wyborów, popularną na twitterze posłankę Pomaskę. Wczoraj TVN24 reporter, wprost z placu Tahir wywodził, że obecny protest ( protestantów) to jakby piknik, ponieważ można na ulicy kupić popcorn z maszyny, niczym w nowomodnym kinie.

Za moment na pasku pojawiła się informacja, że ktoś tam został akurat zabity. To też nic ciekawego, ponieważ do zasadniczych różnic pomiędzy przekazem telewizyjnym a rzeczywistością też już przywykliśmy. Ziew…

Kryzys? Ziew… Zadłużenie? Ziew… Recesja w Niemczech? Ziew…

Normalnie, nie ma o czym pisać!

Diabołek publicystyczny szturcha mnie w ramię i szepce do ucha, że zawsze mogę napisać coś o Kaczyńskim. Tak. Kaczyński jest zawsze ciekawy! W mijającym tygodniu wymyślił karę śmierci, czym dał pretekst do zupełnie obłędnego ględzenia rozmaitym medialnym mydłkom, specjalistom od wszystkiego.

Wczoraj w telewizji ( niezastąpione jest to „radio z lufcikiem”) Otóż wczoraj w telewizji jeden z moralistów „pojechał” mniej więcej w ten deseń:

- Przecież to jak u Hammurabiego! Zabijesz to zostaniesz zbity! Ukradniesz to… i tu się zatknął, choć narzucało się proste - Zostaniesz ukradziony! Zatknął się zapewne dlatego, że przypomniał sobie biedaczek, ze wszystko co było do ukradzenia zostało już ukradzione, o czym donosi oczywiście i od dawna, tak zwany „głos ludu”


wtorek, 15 listopada 2011

Johann był wielkim polskim patriotą i jeszcze większym odludkiem…

Co to ma być? Sam nie wiem! Śpię sobie wesoło i takie coś mi się przyśniło. Ktoś w obcym, mrocznym pokoju, przyświecając sobie ogarkiem świecy odczytał mi ten ustęp iście grobowym głosem. Nie lubię jak ktoś mi czyta na głos i pewnie dlatego się obudziłem.

Co za Johann? Nie znam żadnego Johanna, o żadnym Johannie ostatnio nie myślałem ani nie czytałem. Ja skromny człowiek jestem i w ogóle mam niewiele zagranicznych myśli.

Z podświadomości mi wylazł całkowicie niepotrzebnie i nie da się zagonić z powrotem. Sprawdziłem. Żył w osiemnastowiecznym Gdańsku Johann Uphagen, który był polskim patriotą, ale nic nie piszą, by był odludkiem.

Żałuję, że się obudziłem i nawet nie wysłuchałem całego zdania. Może bym się czegoś więcej dowiedział o tym odludku. Żadnego konkretnego pożytku z takiego snu nie ma.

Wyszedłem przed chwilą z Różyczką na dwór i zmieniłem zdanie. Jest pożytek!

Dowiedziałem się, a większość z Was za mną, o istnieniu Johanna Uphagena, gdańszczanina, żyjącego w latach 1731-1802, który obok licznych swoich zalet i pasji był polskim patriotą, który w 1793 zrzekł się stanowiska rajcy na znak protestu przeciwko przyłączeniu Gdańska do Prus.

A dzisiaj? Wszędzie pałęta się pełno całkiem zwykłych Jasiów, Rysiów, Czarków czy innych znowuż Kaś, Jolek, Wandeczek i tym podobnych, którzy na sam dźwięk słowa „patriotyzm” dostają wysypki, drapią się nieprzystojnie, wykrzywiają boleśnie, chichoczą. Potem u specjalnego lekarza upraszają piguły, a co gorliwsi żądają antypatriotycznych szczepionek.

I nie chcą słuchać wykrętów, że takich szczepionek nie ma na składzie.

- Kopacz – narzekają – pewnikiem nie kupiła!

Albo co wyprawiają prawacy; To się w głowie nie mieści! Idzie jeden z drugim do Empiku. Bierze z półki nowy numer Krytyki. Udaje, że przegląda a jak nikt nie patrzy, ciach, wtyka do środka specjalną pocztówkę i odchodzi pogwizdując neutralną światopoglądową melodię, na przykład Marsz Radetzkiego.

Przychodzi lewak, kupuje egzemplarz i pędzi do utajnionego lokalu by z kolegami po rozumie, wertować i się napawać. Wszyscy siadają po turecku. Lewak fundator całuje okładkę i otwiera pachnący drukarnią najnowszy numer. Na ekologiczny dywan wypada pocztówka.

- Darmocha! - Cieszy się lewak i odwraca pocztówkę, bo pocztówki, jak wiadomo spadają zadrukowaną stroną w dół. Wszyscy mdleją, a potem dalejże cierpieć straszliwe swędzenie, ponieważ na pocztówce, literami jak wół napisano „BÓG! HONOR! OJCZYZNA!